Zarejestrowana ciąża to nie powód do paniki, ale już wzmocnienie opresji wobec pacjentek w i tak skrajnie mizoginistycznych gabinetach ginekologicznych – owszem – mówi nam prawniczka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Kamila Ferenc.
„Należy podkreślić, że rozporządzenie nie tworzy żadnych rejestrów, a jedynie poszerza system raportowania” – tak rzecznik Ministerstwa Zdrowia, Wojciech Andrusiewicz, skomentował najnowsze doniesienia z resortu. Szykują się z pozoru kosmetyczne, a jednak budzące kontrowersje zmiany w prawie.
Chodzi o podpisanie przez Andrzeja Niedzielskiego nowego rozporządzenia w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (SIM). Ma ono wejść w życie w ciągu dwóch tygodni od dnia ogłoszenia.
czytaj także
Ziobro dowie się o twojej ciąży
Do katalogu gromadzonego przez personel medyczny dołączą m.in. informacje o alergiach, grupie krwi, implantach, rehabilitacji, hospitalizacji oraz ciąży pacjentek i pacjentów. Strona rządowa przekonuje, że celem zmian jest wyłącznie usprawnienie obiegu dokumentacji medycznej i ułatwienie dostępu do nich pracownikom ochrony zdrowia.
Jednak w kraju, w którym płód ma większe prawa niż kobieta, a aktywistkę Aborcyjnego Dream Teamu ściga prokuratura, trudno nie patrzeć na te rozwiązania z podejrzliwością. Ewidencja osób ciężarnych kojarzy się najgorzej, jak może.
czytaj także
„W innych czasach albo w innym państwie pomysł Ministerstwa Zdrowia, żeby w systemie informacji medycznych przechowywać także informacje o ciążach, nie wzbudziłby pewnie aż takiego odzewu. Ale jesteśmy w Polsce, gdzie ciąże są tematem szczególnego zainteresowania ze strony państwa, także organów ścigania” – tak o zapowiedzi planów Niedzielskiego pisali w grudniu ubiegłego roku eksperci z działającej na rzecz wolności i ochrony praw człowieka w społeczeństwie Fundacji Panoptykon.
Ta sama organizacja zwracała uwagę na to, że zapewnienia resortu co do pozostawania informacji wyłącznie w rękach pracowników systemu ochrony zdrowia są nieprawdziwe. Dostęp do dokumentacji medycznej jest regulowany przez Kodeks postępowania karnego, który mówi jasno, że obecnie wydania tych danych w formie papierowej mogą zażądać bez zgody pacjenta sędzia i prokurator.
„Jeśli jednak informacja o ciąży znajdzie się w SIM, spowoduje to jakościową zmianę – będzie nie tylko łatwiej po nią sięgnąć, ale też będzie to możliwe na szeroką skalę” – czytamy w opinii opublikowanej przez Fundację.
Od tamtej pory jednak nikomu nie udało się skutecznie zakwestionować posunięcia rządu. Niedzielski złożył swój podpis pod nowymi rozwiązaniami 3 czerwca, a w sieci już wrze dyskusja, co stanie się z kobietami, których zaraportowany w SIM stan ulegnie zmianie w wyniku aborcji lub poronienia.
Czy to oznacza, że będą musiały się z tego tłumaczyć lekarzom, prokuraturze albo policji? O to zapytaliśmy prawniczkę Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Kamilę Ferenc.
– Jeśli chodzi o kwestie prawne, nie ma się czym martwić, bo w przepisach nie znajdziemy żadnych podstaw do wyciągnięcia negatywnych konsekwencji wobec pacjentek. Przerwanie własnej ciąży nie jest karalne, więc złe intencje lekarza, próby zastraszania i groźby skierowania sprawy do sądu lub na policję należy traktować jak nadużycia pracownika medycznego. Niewykluczone, że takich sytuacji pojawi się więcej. I to powinno wzbudzać nasze największe obawy – wskazuje nasza rozmówczyni, przestrzegając przed zwiększeniem opresji w gabinetach ginekologicznych, gdzie już teraz pacjentki doświadczają inwigilacji, moralizatorstwa, presji i strachu.
czytaj także
Patriarchat w gabinecie
Polki i tak rzadko bywają u ginekologów. Co ósma nie robi tego wcale. Bez wątpienia problemem jest dostęp do specjalistów poza obszarami wielkomiejskimi, długie oczekiwanie na wizytę refundowaną przez NFZ oraz brak edukacji związanej z profilaktyką. Jednocześnie sporo kobiet – jak pokazują badania – nie czuje się komfortowo u ginekologa i odwiedzenie go traktują „zło konieczne”. W szczególności narażone na złe traktowanie są osoby z niepełnosprawnościami, młode kobiety i osoby LGBT+.
Pomysł PiS może jedynie pogorszyć statystyki, odstraszając pacjentki od korzystania z pomocy specjalistów.
– Czeka nas w zasadzie kontynuacja dotychczasowej tradycji. Nie oszukujmy się, że polska ginekologia stoi na najwyższym poziomie, a lekarze są empatyczni. Wręcz przeciwnie – wciąż jest to system silnie obarczony patriarchalnym spojrzeniem. Możemy się więc spodziewać, że rejestr pogorszy stosunek ginekologów do pacjentek, utrudni kobietom życie i narazi je na kolejne upokorzenia, naruszenia godności i wolności – zaznacza Kamila Ferenc, ale jednocześnie apeluje o czujność.
Pacjentki mają swoje prawa i dobrze, jeśli są świadome, że przerwanie własnej ciąży nie podpada pod żaden paragraf. Na pytanie lekarza, który zaglądając do dokumentacji medycznej, pyta o to, co stało się z ciążą, taka osoba nie ma obowiązku dzielenia się tą informacją. Nawet znalezienie płodu w kanalizacji w żaden sposób nie obciąża jej odpowiedzialnością karną. Ani lekarz, ani policjant nie mogą udowodnić, czy doszło do poronienia, czy aborcji.
– To jest prywatna decyzja każdej osoby. Jeżeli lekarz zaczyna komentować brak ciąży, to on postępuje niewłaściwie, a nie pacjentka. Uzbrojone w taką wiedzę możemy stanowczo zareagować na niemające żadnej mocy prawnej insynuacje. Ale tu znowu odpowiedzialność edukacyjna w tym zakresie spoczywa na kobietach. Podkreślam: nie możemy dać się zastraszyć ani dać sobie wmówić, że jeśli przerwałyśmy ciążę, to znajdujemy się w sytuacji zagrożenia odpowiedzialnością karną. Tak nie jest, niezależnie od tego, co mówi ginekolog lub policjant. Mamy pełne prawo odmówić im udzielania informacji na ten temat, chyba że jest to oficjalne przesłuchanie w konkretnym postępowaniu. Takie postępowania wiążą się jednak z kolei z gwarancjami procesowymi, np. prawem odmowy „donoszenia” na bliskich czy samych siebie. Dlatego zalecam czujność, ale przede wszystkim uspokajam, zamiast siać panikę, bo nie chciałabym teraz zobaczyć masowego efektu pt. „to ja w ogóle przestanę chodzić do ginekologa” – mówi prawniczka FEDERY.
Legalna aborcja. Bez kompromisów. Polsko, dasz radę to zrobić!
czytaj także
Czujność przede wszystkim
Można się zastanawiać, do czego rządowi, którego zwłaszcza po antykobiecym wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w 2020 roku Polki darzą ograniczonym zaufaniem, potrzebne są zmiany w przepisach, ale Kamila Ferenc uważa, że rejestr nie jest postrzegany przez władze jako główne narzędzie zaostrzenia prawa aborcyjnego.
– Nie jest wykluczone, że dodanie informacji o ciąży do zakresu danych raportowanych do SIM to jeden ze sposobów władzy, by uprzykrzyć Polkom życie na tle ich decyzji o przerywaniu ciąży. Ale jeśli Zjednoczona Prawica planuje zakazać całkowicie aborcji, to może to zrobić w prostszy sposób poprzez zmianę ustawy. Owszem, koalicja rządząca boi się otwartych rozwiązań ze względu na opinię publiczną i ryzyko utraty poparcia (stąd pomysł z wykorzystaniem TK w 2020 roku), ale wątpię, żeby uważała stworzenie rejestru za skuteczną alternatywę – ze względu na jego ograniczoną przydatność. Sam rejestr wygląda groźnie i budzi kontrowersje z uwagi na sytuację polityczną i sposób traktowania kobiet w Polsce. Natomiast wykorzystywany przeciwko kobietom może być tylko przez nadgorliwych lekarzy o mentalności Kai Godek. I to też do pewnego stopnia, bo przecież o żadnych zarzutach karnych dla kobiety nie może być mowy. Podobnie policja i prokuratura – wiem, że nawet rozpytanie czy wstępne przesłuchanie w ramach postępowania wyjaśniającego to już duży stres, ale nawet te organy nie są w stanie w nieskończoność i bez konsekwencji służbowych prowadzić postępowania bez żadnych podstaw ku temu. Co innego, jeśli sama kobieta przyzna, że ktoś pomógł jej przerwać ciążę, ale to już inna historia – dodaje nasza rozmówczyni.
czytaj także
W grupie czynów karalnych pozostaje jednak kwestia pomocnictwa w aborcji. Tu zarówno Ferenc, jak i przedstawicielki innych organizacji prokobiecych przypominają o dyskrecji i że najlepiej jest, gdy osoba w ciąży sama zamawia tabletki poronne i za nie płaci.
Przestępstwem jest natomiast zdradzenie tajemnicy lekarskiej. Jeśli o stanie zdrowia osoby, która nie naruszyła prawa, ginekolog powiadomi prokuraturę, sam odpowie za to przed sądem.
Fundacja Panoptykon zwraca z kolei uwagę na sposób wprowadzenia zmian przez Ministerstwo Zdrowia. Chodzi o wybór formy rozporządzenia, które – zdaniem ekspertów – nie spełnia standardów polskiego porządku polityczno-prawnego (konstytucję) oraz RODO.
„To coś, co powinno być regulowane ustawą. Aktem prawnym, który przechodzi całą drogę, w ramach której w Sejmie posłowie i posłanki mogliby zadać pytania, np. te, o których mówiłem. Padłyby konkretne odpowiedzi, musiałoby to przejść przez Senat, musiałby to podpisać prezydent. To zostawiałoby pole do dyskusji publicznej. A jesteśmy w sytuacji, w której minister pewnego piątkowego wieczoru jednym podpisem zmienia prawną rzeczywistość wszystkich obywateli” – podsumował „Wyborczej” Wojciech Klicki z Panoptykonu.