Kraj, Miasto

Uchodźcy w Warszawie szukają dachu nad głową. Hieny z Airbnb zwęszyły okazję

Nie możemy się bać przejmowania mieszkań prywatnych od osób, które posiadają tych mieszkań kilkanaście czy kilkadziesiąt − tymczasowo, na potrzeby miasta i państwa. Nas nie stać na dwa miliony osób bezdomnych, matek z dziećmi na ulicy. Rozmowa z Beatą Siemieniako.

Katarzyna Przyborska: Jeszcze nie tak dawno właściciele mieszkań wynajmowanych w Airbnb skarżyli się na straty, bo pandemia zatrzymała ruch turystyczny. Teraz, zdaje się, poczuli okazję, bo ceny noclegu w Warszawie sięgają tysiąca złotych.

Beata Siemieniako: Mamy 2 miliony nowych osób w Polsce, które muszą gdzieś mieszkać, a już wcześniej mieliśmy niedobór mieszkaniowy na poziomie 2,5–3 milionów mieszkań. Siłą rzeczy mieszkanie stało się teraz jeszcze bardziej pożądanym, deficytowym dobrem. I ceny poszły w górę. Dotyczy to zarówno mieszkań na wynajem długoterminowy, jak i apartamentów do wynajęcia „na weekend”.

Klasyczne hieny na tym korzystają.

Przecież to oczywiste, że osoby, które teraz szukają mieszkań na Airbnb, to nie są turyści, którzy przyjechali zwiedzić Warszawę, Kraków czy Gdańsk, lecz ludzie uciekający przed wojną. W sytuacji, kiedy wiele Polek i Polaków przyjęło pod swój dach uchodźców za darmo, przygotowując im ciepły posiłek i oferując mieszkanie przy własnej rodzinie, inni wpadli na zgoła odmienny pomysł – wyssać z tych ludzi wszystkie możliwe oszczędności, które zabrali ze sobą, uciekając przed agresją rosyjską.

[WYJAŚNIAMY] Dlaczego Airbnb to zło?

Skąd biorą się takie ceny? Skoro nie ma wstydu, może powinny być jakieś widełki cenowe?

Airbnb działa w szarej strefie między ustawą o usługach hotelarskich a ustawą o ochronie praw lokatorów. Pierwsza ustawa dotyczy najmu krótkoterminowego, druga długoterminowego. Airbnb to nic innego jak platforma pośrednicząca w usługach hotelarskich, które mają w polskim prawie precyzyjną definicję: krótkotrwałe, ogólnie dostępne wynajmowanie domów, mieszkań, pokoi, miejsc noclegowych. Prowadzisz usługi hotelarskie? Podpadasz pod tę ustawę. Czyli musisz zarejestrować swój obiekt, spełniać wymogi sanitarne czy przeciwpożarowe. Jeśli prowadzisz działalność hotelarską z ominięciem ustawy, to działasz w szarej strefie. I tę szarą strefę trzeba usunąć. Większość osób, które oferują mieszkania na Airbnb, to właściciele kilku, kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu mieszkań właśnie pod wynajem krótkoterminowy. Tylko niewielki odsetek to osoby, które faktycznie mają pokój w podnajmowanym mieszkaniu. Takie osoby należy zostawić w spokoju, bo to one robią to, co jest zgodne z pierwotnym zamysłem Airbnb.

Jak to zrobić?

Sposobów jest kilka. Debata o uregulowaniu Airbnb toczy się od kilkunastu lat w wielu państwach na całym świecie. To nie jest problem wyłącznie nasz, polski. W Nowym Jorku zaproponowano powrót do tej idei, która Airbnb zapoczątkowała, czyli takiej, że właściciel mieszkania udostępnia jeden ze swoich pokoi na użytek wynajmu krótkoterminowego i może to robić tylko przez określoną liczbę dni w roku. Za złamanie tych zasad, w szczególności za wynajem całych mieszkań, na właścicieli nakładane są bardzo wysokie kary finansowe.

Święta własność prywatna? W Nowym Jorku niekoniecznie [rozmowa]

A gdzieś bliżej? Jak sobie z tym radzimy w Europie?

W Barcelonie trzeba mieć odpowiednią licencję. Airbnb współpracuje w tym zakresie z władzami miasta od wielu lat. Argumentem było nie tylko to, że miasto jest zalewane przez turystów, którzy wolą korzystać z tańszych opcji na Airbnb zamiast z hoteli, a to sprawia, że z mieszkań wyprowadzają się dotychczasowi mieszkańcy. Zwracano uwagę na brak możliwości pobierania opłat miejscowych, które stanowią dochód miasta.

Dla kogo to jest zadanie? Dla miasta?

W Polsce ewidencję obiektów hotelarskich prowadzi marszałek województwa. To marszałek województwa decyduje, czy dany obiekt należy zakwalifikować jako hotel, czy jako pensjonat. Żeby zostać do niej wpisanym, należy uiścić opłatę, a potem poddać się kontroli.

W innych państwach za regulacje zabierają się przede wszystkim władze miasta, bo problem Airbnb dotyczy głównie miast większych i atrakcyjnych turystycznie.

A jak działalność Airbnb ma się do ustawy o prawach lokatorów? Przez zmianę przeznaczenia mieszkań w zwykłych kamienicach czy blokach mieszkalnych?

Ustawa o ochronie praw lokatorów dotyczy najmu mieszkań w celach mieszkaniowych i na dłuższy okres. Jeśli mieszkanie w bloku mieszkalnym zmienia się w apartament pod wynajem, nie trzeba tego nigdzie rejestrować ani zmieniać przeznaczenia. To właśnie jest problem.

Unormowanie cen zatrzyma hieny, ale samych mieszkań od tego nie przybędzie. Miasto chce zakończyć spór o kamienicę przy alei Szucha, do której prawa rości sobie Federacja Rosyjska, i kilkunastu innych lokalizacji w Warszawie, by w nich umieścić uchodźców. Ale to, zdaje się, wciąż za mało.

Wojna w Ukrainie i kryzys uchodźczy w ogóle pokazują, że rynek mieszkaniowy potrzebuje zmian. Kryzys mieszkaniowy teraz się tylko pogłębił, eksplodowały wszystkie dotychczasowe patologie, ale nie jest przecież tak, że wcześniej problemów nie mieliśmy. Pierwszą potrzebą ludzi uciekających przed wojną jest dach nad głową, mieszkanie, gdzie mogą się zatrzymać. Nie da się długo mieszkać w hali sportowej, pośród stu innych osób. Co więcej, jak alarmuje Rzecznik Praw Obywatelskich i ekspertka od bezdomności Katarzyna Przybylska: z największym prawdopodobieństwem za jakieś dwa miesiące czeka nas fala bezdomności kobiet i dzieci.

Bo specustawa zakłada pomoc gospodarzom w wysokości 40 zł dziennie za osobę tylko na dwa miesiące?

Tak. I nie wiadomo, co dalej. Co wtedy, gdy entuzjazm społeczny się wyczerpie. Po dwóch miesiącach osoby, które wynajmowały mieszkania osobom z Ukrainy, mogą poczuć, że już dłużej tego robić nie będą mogły, co nie jest zresztą ich winą. Od początku wiadomo, że taki rodzaj schronienia nie jest na stałe, że to tymczasowa pomoc. Później powinno się ją zapewnić w sposób systemowy.

5 błędów, których możemy uniknąć, znając historię innych fal migracyjnych

Powinniśmy zatem oczekiwać, że po dwóch miesiącach miasto powie gospodarzom i uchodźcom, co dalej, dokąd ma się przeprowadzić rodzina z dziećmi, która dotychczas mieszkała w pani mieszkaniu. Ale w specustawie niczego o tym nie ma. Tymczasem miasta powinny mieć bazę mieszkań, do których te osoby będą mogły zostać przekwaterowane, gdy skończą się te rozwiązania doraźne.

A co z zasobem mieszkań komunalnych?

Zasób mieszkaniowy jest przede wszystkim mały. W Warszawie to jest kilka procent wszystkich mieszkań, z czego pustostanów jest pewnie kilka tysięcy. Ruch lokatorski postuluje uwolnienie pustostanów od lat, przecież mamy w Warszawie już teraz kilka tysięcy osób w kryzysie bezdomności. W końcu nie można im powiedzieć: musicie poczekać, bo są ludzie w jeszcze gorszej sytuacji.

Wiemy na pewno, że samorządy zarządzają swoim zasobem mieszkaniowym bardzo nieefektywnie, to wynika z raportu fundacji Habitat for Humanity. Teraz problem został wyjaskrawiony. Najlepszym tego dowodem jest to, że po zgłoszeniu przez lokatorów, że przyjęli uchodźców z Ukrainy, Zakład Gospodarowania Nieruchomościami, który zarządza lokalami w imieniu miasta, naliczył dodatkowe opłaty i zwiększył prawie dwukrotnie czynsz za to mieszkanie. Sprawa została opublikowana na Twitterze, zareagował na nią Rafał Trzaskowski. Ale nie możemy każdej nieprawidłowości wyjaśniać w ten sposób. Musimy raczej odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób miasta mogą pozyskiwać mieszkania do użytku wspólnego.

Czy biznes odda puste biura na mieszkania dla uchodźców?

We Francji na przykład jest taka regulacja, że mieszkania, które stoją puste i nie są wykorzystywane co najmniej 12 miesięcy, przechodzą pod zarząd miasta. To nie oznacza wywłaszczenia, ale miasto może zakwaterować tam osobę, która oczekuje na mieszkanie komunalne.

Skąd jeszcze można wziąć teraz mieszkania, żeby sprostać kryzysowi uchodźczemu?

Można wyjąć z obrotu na Airbnb te mieszkania, które faktycznie powinny być traktowane jako najem długoterminowy, regulowany przez ustawę o ochronie praw lokatorów. I tym samym nie ma tam takiej wolności, która pozwalałaby na przykład na dowolne wypowiadanie umów najemcom.

A Krajowy Zasób Nieruchomości, który akurat zajmuje się szkoleniami paramilitarnymi? Czy to nie jest jednostka, która teraz powinna się skupiać na szukaniu mieszkań?

Grozi nam kryzys humanitarny i wielka fala bezdomności. Nad tym powinien się zastanawiać Sejm, prezydent i rząd.

Co jeszcze można zrobić? Czy w ciągu dwóch miesięcy jesteśmy w stanie przeprowadzić takie zmiany, by tych mieszkań trochę się znalazło?

Myślę, że tak, ale potrzeba radykalnych zmian. Nie możemy się bać przejmowania mieszkań prywatnych od osób, które posiadają tych mieszkań kilkanaście czy kilkadziesiąt − tymczasowo, na potrzeby miasta i państwa. Oczywiście na rozsądnych warunkach.

Czyli wywłaszczenia?

Myślę raczej o Społecznych Agencjach Najmu. SAN-y wprowadzono ustawą w połowie 2021 roku i myślę, że to świetny czas, by je wykorzystać. SAN to podmiot współpracujący z gminą, który pośredniczy między właścicielami mieszkań na wynajem i osobami, którym dochody lub sytuacja życiowa utrudniają najem na rynku. SAN może prowadzić spółka gminna, NGO-sy, spółdzielnia socjalna. To gwarant dla właściciela, że będzie otrzymywał stały i stabilny dochód, choć na niższym poziomie niż stawka rynkowa. SAN odpowiada za utrzymanie mieszkań w dobrym stanie technicznym i jednocześnie kieruje do nich osoby, które są w trudnej sytuacji.

Berlińczycy chcą odebrać mieszkania spekulantom i korpokamienicznikom

Myślę, że to świetna opcja dla właścicieli, którzy chcą swoje mieszkania przeznaczyć na pomoc uchodźcom z Ukrainy, ale nie chcą się martwić o ewentualne remonty, problemy lokatorskie.

Miasto i państwo może też pertraktować z dużymi funduszami inwestycyjnymi, które posiadają wiele mieszkań, żeby i one zostały przejęte na potrzeby uchodźców.

Czy miasta, państwo będzie na to stać?

Nas nie stać na kryzys. Nas nie stać na 2 miliony osób bezdomnych, matek z dziećmi na ulicy. Na pewno się na wojnie nie dorobimy, na pewno musimy do tego dołożyć, ale celem jest zapobiec katastrofie humanitarnej. Wojna i bycie człowiekiem tego od nas wymagają.

**
Beata Siemieniako jest prawniczką i aktywistką. Aplikantka adwokacka, współzałożycielka i członkini Sekcji Praw Człowieka przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Dotychczas współpracowała m.in. z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, ClientEarth Poland – Prawnicy dla Ziemi, European Documentation Centre w Cardiff oraz Stowarzyszeniem im. prof. Hołdy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij