Kraj

Prawo do mięsa (i innych tradycyjnych wartości)

dariusz-gzyra

Dlaczego dobrowolnie zrzekać się praw do jednego z ważniejszych słów tego świata, prawa do mięsa? Czy to nie kapitulacja?

Jakiś czas temu przeczytałem propozycję, żeby na mięso z hodowli tkankowej mówić „niemso”. Kiedy widzę neologizm, moje serce zaczyna bić szybciej, tak było i tym razem. Wkrótce jednak pojawiła się myśl, że chyba lepiej brzmiałoby określenie „nięso”. Ot, sprytna zamiana tylko jednej literki, a wciąż symboliczna. Mielibyśmy jeszcze bardziej eleganckie i ekonomiczne połączenie słów „nie” i „mięso”.

Przetestowałem mój wariant innowacji, wplatając go w różne zdania. Zadowolenie trwało tylko chwilę. Stwierdziłem, że „nięso” jest jednak za bardzo podobne do oryginału. Oczywiście dobrze by było, gdyby istniało jakieś podobieństwo pomiędzy starym i nowym określeniem, ale nie aż takie, żeby je ze sobą mylić. Podobnie jak dobrze by było odróżniać nowe, bezofiarne mięso, od starego – oznaczającego czyjąś śmierć, wciąż jednak zachowując związek pomiędzy nimi. Przecież w etycznej rekonstrukcji mięsa o to chodzi, żeby w przyszłości coraz więcej osób sięgało po nowe – jak kiedyś po stare.

Nowe mięso, mięso z hodowli tkankowej, mięso in vitro, mięso laboratoryjne, a wreszcie: czyste mięso, to wciąż mięso. Dokładnie tak jak ludzka skóra z hodowli tkankowych, używana od wielu lat w medycynie, to nadal skóra. Jednocześnie nowe mięso to niezwykłe mięso – nigdy nie było zwierzęciem. Jedyna forma mięsa, która wywołując mimowolny ślinotok, osłabiałaby jednocześnie poczucie zażenowania odziedziczoną po człekokształtnych przodkach amoralną fizjologią apetytu. Aż dziwne, że mógłbym mówić o mięsie, że jest dobre.

Po jakimś czasie przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl: po co szukać nowego określenia? Dlaczego dobrowolnie zrzekać się praw do jednego z ważniejszych słów tego świata, prawa do mięsa? Czy to nie kapitulacja? Zamiast zostawiać to słowo piewcom krzywdzącej tradycji, moglibyśmy starać się je przejąć, aby w końcu je zawłaszczyć i nigdy już nie dać sobie odebrać. A od określania, jakim mięsem jest mięso, są w końcu przymiotniki. Odpadną na późniejszym etapie, gdy już nie będą potrzebne do opisywania różnicy, bo nowe wyprze stare.

Gzyra: W byciu weganinem nie ma nic heroicznego

Rosnący niepokój przemysłu mięsnego o niestabilność znaczenia słowa „mięso” podpowiada słuszność tej myśli. We wrześniu tego roku w amerykańskim stanie Missouri weszło w życie prawo, zgodnie z którym nazywanie przez producentów żywności mięsem czegokolwiek, co nie jest efektem tzw. produkcji zwierzęcej, jest zagrożone karą grzywny w wysokości tysiąca dolarów i pozbawienia wolności do roku. Missouri jest pierwszym amerykańskim stanem, który zdecydował się na takie regulacje.

„Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będziemy walczyć o to, co jest, a co nie jest mięsem. Wydaje się to głupie, ale naprawdę tak się dzieje i trudno przecenić wagę tego problemu” – ocenił Mike Deering, wiceprezes Missouri Cattlemen’s Association (Stowarzyszenie Hodowców Bydła z Missouri), organizacji, której celów chyba nie trzeba tłumaczyć. No cóż, weganie też chyba są zaskoczeni, że mogą chcieć walczyć o mięso, i rzeczywiście: problem nie jest błahy.

Wcześniej, na początku roku, pojawiła się petycja przygotowana przez The US Cattlemen’s Association, skierowana do amerykańskiego Departamentu Rolnictwa. Zażądano w niej ustalenia takiej definicji prawnej wołowiny i, szerzej – mięsa, aby oznaczało ono wyłącznie tkanki pozyskane w tradycyjny sposób, a więc w procesie rozmnażania, hodowli i rzezi zwierząt. Była to reakcja na wchodzące na rynek w spektakularnie dynamiczny sposób roślinne produkty przypominające mięso, a także na potencjalnie rewolucyjne produkty mięsne pochodzące z hodowli tkankowych. Argumenty za konserwatywną definicją były podobne: czytelne oznaczenia miałyby zapobiegać dezinformacji konsumentów.

Pierdolenie o glutenie i nadzieja dla mięsożerców

Firma Tofurky, jeden z producentów roślinnych zamienników mięsa, zareagowała złożeniem pozwu, aby zablokować nowe prawo. Wspierana przez różne organizacje, między innymi American Civil Liberties Union, przekonywała, że ograniczenie stosowania określenia „mięso” jest niezgodne z pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, gwarantującą wolność słowa. Poza tym, słowo meat tradycyjnie oznacza w języku angielskim również jadalne części owoców lub orzechów, czego nie omieszkano wskazać w pozwie.

Katrina Fox na łamach „Forbesa” celnie wypunktowała hipokryzję producentów mięsa, zwracając uwagę na ironię faktu, że to właśnie oni wzywają do przejrzystości w oznakowaniu pożywienia. „Gdyby przemysł hodowlany naprawdę chciał promować «uczciwość» i unikać «fałszywego przedstawiania» produktów konsumentom, byłby szczery co do systemowej krzywdy regularnie zadawanej zwierzętom na fermach przemysłowych i w rzeźniach i informował o nich”.

Kapela: Wierzę, że świat może i powinien być wegański

Spór o prawo do słów tradycyjnie związanych z produktami zwierzęcymi ma dużo szerszy wymiar. Kilka lat temu koncern Unilever (właściciel firmy Hellmann’s) zaatakował amerykańskiego producenta zamiennika majonezu o nazwie Just Mayo, oskarżając go o wprowadzanie w błąd konsumentów. Just Mayo nie zawiera jajek, to wegański produkt. Tamtejsza Agencja Żywności i Leków wysłała do jego twórców list ostrzegawczy, w którym stwierdzono między innymi, że nadużywają wyrażenia mayo – tradycyjnego skrótu i slangowego określenia majonezu. Również słowo just się nie spodobało, ponieważ miałoby sugerować, że produkt jest „prawdziwym majonezem” lub „tylko i wyłącznie majonezem”. Ostatecznie firma obroniła tę nazwę, ale musiała nieco zmienić etykiety i materiały promocyjne, między innymi uwzględniając w nich wyjaśnienie, że słowo just w nazwie odnosi się do kierowania się „rozumem, sprawiedliwością i bezstronnością”. Też ładnie.

Skąd się biorą jajka?

Podobne kontrowersje dotarły i do Europy. W zeszłym roku unijny Trybunał Sprawiedliwości uznał, że w nazwach produktów roślinnych nie powinny pojawiać się słowa „mleko”, „śmietana”, „ser”, „jogurt” i podobne. Pokłosie tej decyzji widzimy i w polskich sklepach – coś, co do tej pory nazywało się masłem orzechowym, teraz musi być określane inaczej, na przykład jako smarowidło lub pasta. Zniknęły też mleka roślinne, a zamiast nich mamy napoje. „Poproszę kawę z napojem” – nie brzmi to najlepiej. Z drugiej strony w Kanadzie mleka roślinne od dawna nie nazywają się mlekami, co nie przeszkodziło w systematycznych wzrostach ich sprzedaży, przy jednoczesnym spadku popytu na krowie mleko.

Probucka: Sama odmowa spożywania mięsa nie uczyni naszego sumienia czystym

Zakusy na monopolizację słów są prawdopodobnie symptomem obaw o wzrost roślinnej konkurencji, przy czym nie chodzi tylko o jej walor „rozumu, sprawiedliwości i bezstronności”. Weganizm może po prostu bardzo dobrze smakować i być zdrowszy, do tego sprzyja dbałości o środowisko naturalne. I ludzie chcą to kupować.

Krytyk kulinarny Maciej Nowak zareagował kiedyś na informację o wprowadzeniu na rynek kolejnego wegańskiego zamiennika jajek niesmaczną uwagą: „choroba się rozwija”. Nie zajdziemy zbyt daleko, myśląc w ten sposób. Mam opory przed kontynuowaniem tej metafory, ale nie da się nie zauważyć, że kilka poważnych jednostek chorobowych wiąże się z przeświadczeniem pacjenta, że jest zdrowy, choć fakty mówią coś innego. Odchodzenie od obecnego, wiążącego się z wielkoskalową, przemysłową hodowlą zwierząt, problematycznego etycznie i nieefektywnego modelu produkcji żywności, jest raczej procesem zdrowienia. I naprawdę najważniejsze, żeby nie zatrzymał się na układzie trawiennym. Pół biedy, jeśli przegramy bitwę o majonez. Gorzej, jeśli damy się pokonać w kwestiach sprawiedliwości i bezstronności.

*
Polecamy też pierwszą część rozważań o roli języka w procesie zmiany społecznej.

O wartości wywrotowych słów

*
W niedzielę 16 grudnia o godz. 13.30 w ramach festiwalu Veganmania w Łodzi odbędzie się spotkanie pt. „Jak skutecznie pomagać zwierzętom”, z udziałem Dariusza Gzyry i Karoliny Kuszlewicz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij