Kraj

Polska przez wojnę uchwala niebezpieczne prawo. „Elita polityczna nie zdaje egzaminu”

Nawet Lewica nie zakwestionowała logiki zbrojeń w czasie narastających problemów społecznych. Hasło „jedzenie zamiast bomb”, które przez wiele lat nieśli na sztandarach politycy Razem czy Zielonych, nagle rozmyło się w licytacji, kto skuteczniej dofinansuje polską armię.

Konflikty zbrojne sprzyjają omijaniu prawa i pospiesznemu wdrażaniu nieprzemyślanych rozwiązań legislacyjnych. W ostatnich tygodniach niestety sami możemy się o tym przekonać.

Przywykliśmy do tego, że PiS-owska władza forsuje ustawy źle przygotowane, niekonstytucyjne i niebezpieczne. I wojna za naszą wschodnią granicą tego nie zmieniła. Niepokojące jest jednak to, że na bezprawie i legislacyjne niedbalstwo coraz częściej przyzwala opozycja. Dziś większość z nas nie widzi negatywnych skutków złej legislacji, ale wojna kiedyś się skończy i wtedy obudzimy się w państwie, w którym wiele instytucji funkcjonuje gorzej niż przed rosyjską agresją na Ukrainę.

Cztery wyciszone spory

Można zrozumieć, że w czasach wojny tuż za naszą granicą wiele ważnych kwestii jest spychanych na margines debaty publicznej. Dziwi jednak, że część z nich całkowicie znikła i wszystkie największe partie zachowują się, jakby kluczowe spory sprzed wojny przestały być istotne.

Putin stworzył nową architekturę bezpieczeństwa. Ale zupełnie inną, niż chciał

A jednak cztery tematy są szczególnie doniosłe i mają jedną wspólną cechę: mianowicie wszystkie bezpośrednio wpływają na funkcjonowanie państwa, biorąc pod uwagę błyskawiczny napływ uchodźców do Polski i zbliżający się szybkimi krokami kryzys społeczno-gospodarczy związany z wojną.

Po pierwsze, coraz rzadziej się mówi o przyczynach niewypłacania Polsce środków unijnych z Funduszu Odbudowy. Część opozycji apeluje do Komisji Europejskiej, by ta bezwarunkowo odblokowała te środki.

Tak, nie ulega wątpliwości, że Polska potrzebuje środków unijnych między innymi na wsparcie dla uchodźców, ale przecież ich blokowanie jest winą polskiego rządu, nie Brukseli, i to polski rząd odpowiada za to, że Unia wciąż tych środków nie przelała. Co więcej – w tym trudnym czasie praworządność stanowi fundamentalny element sprawnego funkcjonowania państwa, a kryzys wojenny to czas, w którym troska o wysoką jakość prawa jest szczególnie istotna. Wiele zmian w wymiarze sprawiedliwości narzuconych przez PiS-owską władzę przypomina putinowską Rosję (chociażby kwestionowanie Europejskiej konwencji praw człowieka). Widząc, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, wszyscy powinniśmy się starać, aby nasz system prawny był daleki od standardów rosyjskich.

Sierakowski: Jeszcze nigdy trzecia wojna światowa nie była tak blisko

Po drugie, nagle ucichła dyskusja na temat Polskiego Ładu. Nie wiemy nawet, czy rząd pracuje nad zmianami w reformie, choć Jarosław Kaczyński obiecywał kompleksową naprawę Ładu tuż przed wybuchem wojny. Również opozycja milczy na ten temat. O sprawie pamiętają głównie pracownicy Krajowej Administracji Skarbowej, którzy piszą listy do premiera, ale nie otrzymują na nie żadnych odpowiedzi. To temat niezwykle ważny, ponieważ już teraz wiele instytucji, ze skarbówką na czele, jest pogrążonych w chaosie, a przecież wkrótce podatki w Polsce będą płacić ukraińscy uchodźcy.

Po trzecie, nie ma żadnej dyskusji na temat podwyżek w sferze budżetowej. Przed wybuchem wojny narastała presja, aby wobec szybko rosnącego poziomu inflacji rząd zdecydował się na znacznie wyższy wzrost płac w budżetówce niż planowane 4,4 proc. Tymczasem tylko w ostatnich dniach pracownicy aparatu skarbowego, ZUS-u, urzędów wojewódzkich i samorządowych otrzymali mnóstwo nowych obowiązków związanych z przyjmowaniem i obsługą uchodźców, na które rząd nie przekazał dodatkowych środków.

Brak aktywnej polityki rządu w tym obszarze będzie skutkował zapaścią państwa, kryzysem samorządu, chaosem i wzrostem niezadowolenia społecznego. Trudno zrozumieć, dlaczego ten temat znajduje się na marginesie debaty publicznej, skoro kondycja służb publicznych w czasie kryzysu uchodźczego jest sprawą kluczową.

Po czwarte, cała scena polityczna uznała, że koronawirus nagle zniknął. Żaden z liczących się polityków nie mówi dzisiaj o utrzymującym się wysokim poziomie śmiertelności i rosnącej skali zakażeń w wielu krajach świata. Trudno też znaleźć polityka, który próbowałby uporządkować przepisy związane z epidemią i pewnie niewielu obywateli wie, że wciąż obowiązuje wiele rozporządzeń rządowych wprowadzonych ze względu na epidemię.

W ciągu dwóch lat epidemii Polska stała się europejskim liderem nadmiarowych zgonów. Niestety wydaje się, że ta tragedia niczego nie nauczyła polityków. Wszak epidemia to nie tylko ofiary śmiertelne wśród chorych, ale też olbrzymia skala powikłań – dziś setki tysięcy Polaków zmagają się z różnymi schorzeniami pocovidowymi i potrzebują dostępu do opieki medycznej, badań profilaktycznych, a często też rehabilitacji.

Nie możemy też zignorować tego, że poziom wyszczepialności na COVID-19 w Ukrainie wynosił zaledwie 36 proc., a osoby niezaszczepione zazwyczaj chorują znacznie ciężej niż te, które szczepienie otrzymały.

Ustawa o pomocy uchodźcom – stracona szansa

Tuż po ataku Rosji na Ukrainę pierwsi uchodźcy przekroczyli polską granicę. Nie minął jeszcze miesiąc od wybuchu wojny, a jest ich w naszym kraju już ponad 2 mln. Trudno w tym kontekście się dziwić, że Sejm pospiesznie pracował nad nowymi przepisami.

Jak zerwać z rojeniami o „strefach wpływów” i odzyskać lepszy świat

Szybko nie musi jednak oznaczać nieudolnie, tym bardziej że informacje o planowanym ataku Rosji były dostępne już kilka tygodni wcześniej, więc polskie władze powinny być przygotowane na szybki przypływ uchodźców z Ukrainy.

Przede wszystkim niepotrzebnie władza utrudniła sobie zadanie. Polska nie musiała od zera tworzyć nowych przepisów dotyczących wsparcia dla uchodźców, ponieważ jako kraj od 1991 roku jesteśmy stroną konwencji genewskiej Organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczącej statusu uchodźców. Zgodnie zaś z artykułem 91 Konstytucji RP ratyfikowana umowa międzynarodowa stanowi część krajowego porządku prawnego i jest bezpośrednio stosowana, a na dodatek ma ona pierwszeństwo przed ustawą!

Oznacza to, że polski Sejm mógł, a nawet powinien był odwołać się do konwencji ONZ, zaś stosowna ustawa powinna stanowić ewentualnie rozwinięcie tejże konwencji. W konwencji ONZ znajdują się między innymi zapisy, zgodnie z którymi „umawiające się Państwa przyznają uchodźcom takie samo traktowanie w zakresie nauczania podstawowego, jakie przyznają swoim obywatelom” oraz „umawiające się Państwa przyznają uchodźcom legalnie przebywającym na ich terytorium takie samo traktowanie w zakresie opieki i pomocy społecznej, z jakiego korzystają ich obywatele”. Co ważne, zgodnie z artykułem 3 konwencji „umawiające się Państwa będą stosowały postanowienia niniejszej konwencji do uchodźców bez względu na ich rasę, religię lub państwo pochodzenia”.

Wojna? Dla PiS to najlepszy moment, by sięgnąć po arbitralną władzę

Niestety Sejm zlekceważył ten dokument. Stowarzyszenie Interwencji Prawnej opracowało porównanie praw wynikających z konwencji ONZ oraz z ustawy przyjętej przez Sejm. Okazało się, że w kilku punktach rządowa ustawa daje uchodźcom mniejsze prawa niż ratyfikowana przez Polskę konwencja ONZ.

Przede wszystkim ustawa przyjęta przez Sejm obejmuje wyłącznie Ukraińców i ich małżonków, a zatem dyskryminuje osoby pochodzące z innych krajów i jest sprzeczna z artykułem 3 konwencji. Wielu posłów opozycji było świadomych dyskryminacji wpisanej w ustawę, a mimo to głosowało za nią. Konwencja ONZ daje też uchodźcom prawo do wszystkich świadczeń socjalnych, które funkcjonują w Polsce, a tymczasem ustawa przyjęta przez Sejm wymienia enumeratywnie tylko część z nich.

Inną słabością, a właściwie absurdem ustawy i związanego z nią rozporządzenia, jest wypłacanie Polakom 40 zł dziennie za utrzymanie każdego uchodźcy z Ukrainy. Uchodźcy są samodzielnymi ludźmi i trudno pojąć, dlaczego Polacy mają narzucać im, co mają jeść. To prosta droga do ubezwłasnowolnienia uchodźców i masowych nadużyć (powiedzmy, gdy wegetarianom z Ukrainy polski „opiekun” kupi wyroby mięsne albo po prostu będzie ich głodził).

W rozporządzeniu mamy ogólny zapis, zgodnie z którym „świadczenie nie przysługuje, jeżeli warunki zakwaterowania i wyżywienia zagrażają życiu lub zdrowiu ludzi”. Nie określono jednak warunków brzegowych, choćby co do wielkości mieszkania (czy 10 osób na 50 metrach zagraża zdrowiu?). Co może zdumiewać, ten punkt ustawy nie wywołał nawet szerszej dyskusji w Sejmie, choć opiera się on na skrajnie niepodmiotowym podejściu do uchodźców.

Całość ustawy może budzić poważne wątpliwości i trudno zrozumieć, dlaczego opozycja prawie jednogłośnie poparła ją (z opozycji demokratycznej przeciw byli tylko Paweł Zalewski i Maciej Gdula) i nie przedstawiła własnych propozycji.

Militaryzm zamyka usta

W ostatnich dniach poza ustawą o uchodźcach błyskawicznie przyjęto też tak zwaną ustawę o obronie ojczyzny. Poziom jednomyślności był przy niej jeszcze większy niż przy ustawie dotyczącej uchodźców. Za głosowało 450 posłów, nikt nie był przeciw, a w Senacie wszyscy poparli rozwiązania rządowe.

O ile można zrozumieć pośpiech przy regulacjach dotyczących uchodźców, o tyle błyskawicznie przeforsowanie ustawy o zbrojeniach trudno pojąć. Wszak nawet jeżeli byłaby powszechna zgoda na konieczność wzmocnienia polskiej armii, sama ustawa nie doprowadzi w krótkim czasie do fundamentalnych zmian. Jest to tym bardziej dziwne, że wielu posłów, w tym liderów opozycji, bardzo krytycznie wypowiadało się o ustawie.

Bilewicz: Ukraińcy dokonali wyboru i są gotowi oddać za to życie

Reprezentatywne dla opozycji wydaje się to podejście marszałka Senatu, Tomasza Grodzkiego: „Mamy wiele zastrzeżeń do ustawy o obronie ojczyzny, ale kierując się priorytetem bezpieczeństwa ojczyzny i wymogami chwili, decydujemy się przyjąć ją bez poprawek” – oświadczył Grodzki. Trudno pojąć, jakie są wymogi chwili w przyjmowaniu pakietu rozwiązań, które mają zmienić polskie wojsko na przestrzeni lat.

Ustawa w wielu obszarach budzi poważne wątpliwości, między innymi zakłada radykalną zmianę organizacji wojska. Ma dojść do likwidacji 16 wojewódzkich sztabów wojskowych i 86 wojskowych komend uzupełnień, a w ich miejsce pojawi się nowa instytucja: Centralne Centrum Rekrutacji z 16 oddziałami. Szczegóły tej zmiany nie są znane, co oznacza, że w ciągu kilku miesięcy może pogłębić się chaos w strukturach wojskowych.

W tym kontekście pośpiech połączony z wymagającą czasu zmianą struktury zarządzania może budzić zdziwienie. Zmiana struktury może oznaczać, że podstawą reformy będzie wymiana kadr, co jest znakiem rozpoznawczym PiS-owskiego rządu we wszystkich instytucjach państwowych.

Jak krytykowani będą ukraińscy uchodźcy? Oto pięć prorosyjskich gotowców

Nie jest też jasna forma finansowania reformy. Zgodnie z ustawą ma powstać Fundusz Obrony Narodowej w Banku Gospodarstwa Krajowego, wspierany między innymi zyskami z Narodowego Banku Polskiego. Wydaje się, że to kolejne pieniądze wytransferowane poza budżet państwa, czyli poza kontrolę Sejmu. Takich funduszy jest już wiele i sam mechanizm od lat (słusznie) krytykuje opozycja.

Z nieznanych przyczyn artykuł 287 tej ustawy mówi, że „żołnierzom zawodowym przysługuje prawo do korzystania poza kolejnością ze świadczeń opieki zdrowotnej”. To jawne pogwałcenie konstytucji i fundamentalnej zasady równości wobec prawa. Zastrzeżenie do tego zapisu miał zresztą minister zdrowia, ale ostatecznie jego głos nie został uwzględniony.

Jeszcze bardziej bulwersujący jest artykuł 10 ustawy: „Organy wojskowe w zakresie swojej właściwości przetwarzają informacje, w tym dane osobowe uzyskane ze zbiorów danych prowadzonych przez inne służby, instytucje państwowe oraz organy władzy publicznej. Przetwarzanie informacji, w tym danych osobowych, przez organy wojskowe może mieć charakter niejawny, odbywać się bez zgody i wiedzy osoby, której dane dotyczą. Służby, instytucje państwowe oraz organy władzy publicznej są obowiązane do nieodpłatnego udostępnienia organom wojskowym informacji, w tym danych osobowych. W szczególności organy wojskowe są uprawnione do uzyskiwania informacji, w tym danych osobowych gromadzonych w administrowanych przez nich zbiorach danych lub rejestrach”.

Ten zapis daje prawie nieograniczone uprawnienia kontrolne dla wojska i całkowicie lekceważy ochronę danych osobowych! Wojsko będzie mogło pozyskiwać dane na temat każdego obywatela między innymi od służb specjalnych, ZUS-u, szpitali czy urzędów skarbowych i to bez względu na to, czy będą mu one faktycznie potrzebne do realizacji zadań przewidzianych przez prawo. Co ciekawe, zastrzeżenia do tego artykułu wniósł między innymi minister Mariusz Kamiński, ale i tutaj zlekceważono wszelkie głosy krytyczne.

Niezależnie od powyższych (poważnych) wątpliwości, zdumiewa, że żaden liczący się polityk nie zakwestionował logiki kryjącej się za ustawą rządową, zgodnie z którą zbrojenia mają być kluczową inwestycją władz centralnych.

Z ustawy wynika, że już w 2023 roku wydatki państwa na obronność mają wynieść co najmniej 3 proc. PKB, co oznacza wzrost o około 20 mld zł rok do roku. Czy faktycznie w czasach skokowego wzrostu cen, kryzysu ochrony zdrowia, pogarszającej się kondycji budżetówki, olbrzymiej liczby uchodźców kluczowe jest podnoszenie wydatków na zbrojenia?

Dziwi, że nawet Lewica nie zakwestionowała logiki zbrojeń w czasie narastających, coraz bardziej bolesnych problemów społecznych. Hasło „jedzenie zamiast bomb”, które przez wiele lat nieśli na sztandarach politycy Razem czy Zielonych, nagle rozmyło się w licytacji, kto skuteczniej dofinansuje polską armię.

Biedroń: Jestem wielkim zwolennikiem federalizacji Europy. Nastał jej czas

Zwiększenie skali ubóstwa, pogorszenie jakości usług publicznych, obniżki płac w kluczowych instytucjach, ograniczenie dostępu do ochrony zdrowia to zjawiska, które mogą doprowadzić do konfliktów społecznych, masowej frustracji, wzrostu niechęci do Unii Europejskiej, dezorganizacji w funkcjonowaniu państwa. Nowe czołgi nie rozwiążą tych problemów.

Żyjemy w bardzo trudnych czasach – jeszcze nie skończyła się straszna epidemia, a za naszą wschodnią granicą wybuchła przerażająca wojna. Niestety w tych trudnych czasach elita polityczna nie zdaje egzaminu. Nie tylko przyjmuje rozwiązania źle przygotowane, populistyczne i wątpliwie prawnie, ale lekceważy kluczowe obszary funkcjonowania państwa i społeczeństwa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Szumlewicz
Piotr Szumlewicz
Lider związku zawodowego Związkowa Alternatywa
Lider związku zawodowego Związkowa Alternatywa, prowadzący program „Czas na związki” w Resecie Obywatelskim, felietonista Gazety Wyborczej, redaktor portalu lewica.pl, komentator spraw związkowych i pracowniczych w Krytyce Politycznej.
Zamknij