Kraj, Weekend

Kiedyś to wśród nastolatków nie było przemocy… Serio?

Sylwetki ludzi

Z wielu komentarzy dotyczących kilku brutalnych zdarzeń z udziałem nastolatków przebija tęsknota za „starymi dobrymi czasami”: kiedyś ojciec prałby takich gówniarzy co tydzień, potem opowiadał im historię pradziadka walczącego w lesie z komunistami, i nie przychodziłyby im do głowy głupoty. Teraz w domach się z nimi cackają, niewinny klaps to przestępstwo, więc mamy efekty.

Sieć obiegło ostatnio nagranie pobicia młodego chłopaka w Pruszkowie, wywołując intensywne wzmożenie. „Rośnie fala agresji wśród młodzieży. Nowe, szokujące nagrania” – informował internetowy tabloid Salon24. Niepodpisany autor materiału wskazywał, że w ostatnich tygodniach na jaw wyszło kilka innych brutalnych zdarzeń z udziałem nastolatków. W Zamościu śmiertelnie pobito 16-latka, a w Białej Podlaskiej brutalnie skopano 19-latka. Wszystko to ma być dowodem na niezwykłą agresję wśród obecnych nastolatków.

Oczywiście jest to rzekomo skutek lewackiej indoktrynacji, ekspansji różnych genderów i innych postępowych nowinek, które zdeprawowały młodzież. „O czym tu gadać lewackie bezstresowe i bez autorytetów wychowanie dzieci przynosi efekty” – stwierdził jeden z użytkowników Twittera.

„Bezstresowe wychowanie. Za młodego gdy mi się instalacja w głowie przegrzewała tato pasem studził zapędy. Na przełomie lat zmieniło się jedno. Walka z tego typu patologią. Kiedyś była dzisiaj jej nie ma” – przekonywał z kolei były funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji, Marcin Miksza. Z wielu komentarzy przebija tęsknota za „starymi dobrymi czasami”: kiedyś ojciec prałby takich gówniarzy co tydzień, potem opowiadał im historię pradziadka walczącego w lesie z komunistami, i nie przychodziłyby im do głowy głupoty. Teraz w domach się z nimi cackają, niewinny klaps to przestępstwo, więc mamy efekty.

Ludzie chyba rzeczywiście mają pamięć złotej rybki, skoro tak łatwo idealizują nieodległą przeszłość. Te „piękne” czasy, gdy ojciec pasem wybijał z głowy głupoty, nie były przecież bezpieczniejsze i spokojniejsze, a młodzież nie była wtedy bardziej kulturalna. Wręcz przeciwnie, przemoc była wtedy na wyciągnięcie ręki. Przyzna to chyba każdy, kto nie poświęcił rozumu i godności człowieka w imię wygłaszania płomiennych ideowych deklaracji.

bell hooks: chłopcy i mężczyźni są programowani do wiary, że w pewnym momencie życia będą musieli sięgnąć po przemoc

Osiedlowy feudalizm

Ta piękna legenda starych dobrych czasów funkcjonuje głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, w latach 90. i na początku XXI wieku nie było możliwości tak łatwego nagrywania swoich lub cudzych niecnych czynów i wrzucania ich do sieci. Po drugie, tolerancja dla zachowań przemocowych była wtedy znacznie większa. Na porządku dziennym były szarpanki, wyzwiska czy popychanie, których wtedy nawet nie uznawano za przemoc. W takich sytuacjach można było co najwyżej dostać reprymendę od nauczycielki za nadmierne hałasowanie. Znęcanie się nad słabszymi było w porządku, jeśli tylko nie zakłócało świętego spokoju dorosłych. Jasiu, nie bij kolegi tak głośno, tata jest zmęczony po pracy.

Oczywiście każdy przypadek przemocy jest tragedią dla ofiary. Tak naprawdę jest również tragedią dla sprawcy, bo to niechybna oznaka, że jego życie nie zmierza w dobrym kierunku. Skłonności do przemocy nie da się jednak wyrugować za pomocą przemocy ze strony dorosłych. W ten sposób można ją co najwyżej utrwalić. Podejrzewam też, że jeśli ktoś wzywa do brutalnego rozprawienia się z młodymi ludźmi znęcającymi się nad słabszymi, to sam najprawdopodobniej chętnie by się nad kimś poznęcał, a powstrzymuje go jedynie fakt, że obecnie nie jest to już mile widziane.

Jak srogo należy karać „zdemoralizowane” dzieci?

Obecne wzmożenie wokół rzekomej deprawacji Gen Z sprawia jednak, że trudno mi nie wrócić pamięcią do moich czasów nastoletnich, czyli końcówki lat 90. i pierwszych lat XXI wieku. Nie chcę tu uprawiać martyrologii, ale dobrze pamiętam, że przemoc była wtedy na porządku dziennym i nie traktowano jej jako czegoś szczególnego. Wręcz przeciwnie, była najprostszą drogą do zbudowania sobie pozycji w towarzystwie.

Oczywiście w zdecydowanej większości przypadków nie chodziło o brutalne pobicia czy fizyczne znęcanie się. Wystarczyło wyśmiewanie, wytykanie wad i słabości, ewentualnie kierowanie w stronę ofiary różnych zawstydzających ją gestów – zwykle z podtekstem seksualnym. Hierarchia w towarzystwie była dosyć jasno określona. Nikt raczej nie zaczepiał kogoś, kto był nad nim. Znęcano się nad tymi, którzy znajdowali się na tej drabinie niżej, i było do przewidzenia, że nie zareagują. Ten osiedlowy feudalizm funkcjonował sobie przez lata i nikt z tym specjalnie nie walczył.

Dlaczego działasz mi na nerwy?

Przypadki przemocy fizycznej były znacznie rzadsze, ale i tak na tyle częste, że nie wzbudzały większej sensacji. Oczywiście w przytłaczającej większości przypadków chodziło o pieniądze. Na naszym osiedlu wypracowaliśmy całkiem nowatorski system „mikrokredytów”, dzięki któremu niemal każda nieobciążona długiem osoba mogła wziąć marihuanę na kredyt „do pojutrza”. Niepisana zasada mówiła, że jeszcze 2–3 dni po tym terminie dłużnik mógł chodzić po osiedlu względnie bezpieczny. Oczywiście był odpowiednio obrażany przez kredytodawcę, ale bez rękoczynów. Po 4–5 dniach dostawało się już „w ryj”, ale większość nie dopuszczała do takiego obrotu sytuacji, bo rozbita warga była mniej bolesna niż utrata zdolności kredytowej. Im dalej od terminu zapłaty, tym dalej idących represji można było oczekiwać.

Jeden z kolegów miał jednak w zwyczaju nie oddawać w terminie i bunkrować się w mieszkaniu. Ułatwiali mu to rodzice, którzy bez skrępowania rżnęli głupa i mówili, że syna nie ma. W tym czasie dbał też o procedury bezpieczeństwa. Mieszkał na drugim piętrze, czyli niewysoko, więc gdy rodzice wychodzili lub wyjeżdżali, zawsze dokładnie zamykał balkon. Niestety nie docenił zwinności swojego kredytodawcy i pewnego razu zostawił uchylone okno w pokoju. Kolega, któremu wisiał pieniądze, miał już dosyć czekania, więc wdrapał się po balkonach, przeszedł po parapecie i wszedł do środka przez uchylone okno. Następnie spuścił dłużnikowi łomot w jego własnym mieszkaniu. Potem kulturalnie wyszedł drzwiami. Chyba każdy przyzna, że mało jest bardziej traumatycznych doznań, niż zostać pobitym w swoim domu.

Najgłośniejszym przypadkiem przemocy w czasie, gdy chodziliśmy jeszcze do podstawówki, było pobicie młotkiem. Prawdziwym, takim do wbijania gwoździ. Pewien znajomy działał innemu na nerwy. Nie pamiętam dokładnie dlaczego, chyba chodziło o ogólny styl bycia. Sprawca tamtego ataku na co dzień trzymał nerwy na wodzy, ograniczając się do wyzwisk, ale pewnego razu kompletnie się upił i postanowił raz na zawsze rozprawić się z denerwującym go z jakiegoś powodu kolegą. Stłukł go więc młotkiem po głowie – cud, że nie doszło do zupełnej tragedii! Ofiara trafiła do szpitala bodajże z pękniętą czaszką, ale finalnie wyszła z tego bez większego szwanku. W każdym razie pod względem fizycznym.

Na tym dramat poszkodowanego się nie skończył. Po tym feralnym zdarzeniu część osiedla miała pretensje nie tylko do sprawcy, ale też… ofiary. A to dlatego, że postanowił zeznawać na policji. Fakt, że prawdopodobnie przymusili go do tego rodzice, był mniej istotny. Na kilka lat przylgnęła do niego łatka kapusia. Trudno sobie wyobrazić gorsze przeżycie za młodu. Najpierw zostajesz ciężko pobity przez znajomego, a gdy się wreszcie wykurujesz, część osiedla, na którym masz wszystkich kolegów, uznaje cię za winnego złamania jakiegoś durnego ulicznego kodeksu. No faktycznie, z tym młotkiem to przesadził, ale żeby z tego powodu iść na policję?!

Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie dyskryminowani?

Ktoś mógłby zauważyć, że na tak zwanym marginesie społecznym nietrudno o takie wydarzenia. Tylko że mowa tu o zwyczajnym osiedlu w całkiem zamożnym jak na Śląsk mieście, a bohaterowie powyższych historii to zwykłe nastoletnie dzieci niebieskich kołnierzyków. Idealizowanie tamtych czasów to zupełna pomyłka. A jeśli ktoś twierdzi, że obecnie jest gorzej, to zalecam zerknąć do jakichkolwiek statystyk dotyczących przestępczości.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij