Kraj

Pięć negatywnych skutków obecnego chaosu prawnego

Polska gospodarka udowodniła już, że potrafi przetrzymać wiele – niespecjalnie dotknął ją poprzedni kryzys gospodarczy, nieźle przeszła pandemię oraz kryzys inflacyjny. Także w tym przypadku sobie jakoś poradzi, ale znów wyjdzie poobijana.

Postępujący od 2015 roku chaos prawny w Polsce osiągnął apogeum, a będzie tylko gorzej. Dwie główne strony politycznego sporu odmawiają sobie nawzajem jakiejkolwiek legitymacji do uczestnictwa w sprawowaniu władzy. Każda z nich ma pod ręką własne wyroki, własnych prawników i własne interpretacje przepisów, na które zawsze się powołują, podważając przy tym wyroki tych drugich. Trybunału Konstytucyjnego nikt już nie traktuje poważnie, nawet PiS.

W Sądzie Najwyższym mamy izbę, której nie uznają inne izby, ale działa i wydaje wyroki. Prokurator krajowy został usunięty ze stanowiska, ale dalej przychodzi do pracy i twierdzi, że jest prokuratorem krajowym. Dwóch skazanych byłych posłów siedzi w więzieniu, ale opozycja uważa, że nadal są posłami, tylko zostali porwani przez policję z Pałacu Prezydenckiego. A przecież jeszcze nie dotarliśmy do momentu, w którym nowy rząd zajmie się reformą KRS, co niewątpliwie skończy się największą awanturą ze wszystkich dotychczasowych.

Tak zwany postęp: apokaliptyczne prognozy na 2024 rok

Z każdym kolejnym miesiącem rosnąć będzie prawdopodobieństwo, że chaos prawny zainfekuje również inne obszary życia społecznego i będzie miał negatywne konsekwencje także dla standardu życia w Polsce. Polska gospodarka udowodniła już, że potrafi przetrzymać wiele – niespecjalnie dotknął ją poprzedni kryzys gospodarczy, nieźle przeszła pandemię oraz kryzys inflacyjny. Także w tym przypadku sobie jakoś poradzi, ale znów wyjdzie poobijana. Różnica jest taka, że wtedy uderzały w nas procesy globalne, a teraz zrobimy to sobie sami.

Poniżej pięć negatywnych skutków obecnego chaosu prawnego, które nas nie zabiją, ale też nie wzmocnią.

1. Spadek zaufania

Polacy lubią o sobie myśleć jak o wielkiej wspólnocie, ale jak przychodzi co do czego, to traktujemy się nawzajem jak osoby przynajmniej podejrzane. To dosyć zaskakujące jak na jedno z najbardziej jednolitych etnicznie, kulturowo i religijnie państw świata. Według CBOS w 2022 roku 35 proc. badanych stwierdziło, że zaufanie do partnerów w interesach na ogół źle się kończy. Przeciwnego zdania było 34 proc., a aż 31 proc. znalazło się w grupie „trudno powiedzieć”.

Jeszcze droższe mieszkania. Kredyt 0 proc. jednak nie był tylko groźbą

Chaos prawny powinien doprowadzić do wzrostu nieufności w gospodarce, bo poszczególne strony transakcji nie będą miały pewności, czy w razie oszustwa będą w stanie dojść swoich racji przed sądem. To może zmniejszyć skłonność do zawierania transakcji lub wchodzenia w kooperację z ludźmi lub spółkami, których nie zna się dobrze. W jednostkowych przypadkach takie nadmierne asekuranctwo może się sprawdzać, jednak z punktu widzenia całości ma zwykle fatalne skutki. W ten sposób ograniczony zostanie obrót gospodarczy, więc zmniejszy się ogólna aktywność podmiotów na rynku. A to już może spowodować zmniejszenie wzrostu gospodarczego.

2. Spadek inwestycji przedsiębiorstw krajowych

Przedsiębiorcy to bardzo płochliwe istoty. Zasadniczo nie przepadają za ryzykiem i wchodzą najczęściej w te projekty, które są skazane na sukces – a i tak często im to nie wychodzi. Chaos prawny sprawia, że znacznie większy odsetek potencjalnych nowych projektów wydaje się ryzykowny, więc automatycznie zahamowana zostaje aktywność inwestycyjna. Obserwujemy to od 2015 roku, gdy PiS zaczął wprowadzać daleko idące zmiany z zaskoczenia i z naginaniem lub łamaniem procedur włącznie.

Wójcik: Koniec karnawału w relacjach polsko-ukraińskich

Według Eurostatu w 2015 roku poziom inwestycji w Polsce wyniósł 20,4 proc. PKB i był nawet troszkę powyżej średniej unijnej (20,2 proc.). W 2016 roku Mateusz Morawiecki zaprezentował swoją Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju, w której zapowiedziano podniesienie nakładów inwestycyjnych do 25 proc. PKB. Przedsiębiorcy byli jednak bardziej zapatrzeni w to, co PiS robił z instytucjami, a nie w piękne slajdy ówczesnego wicepremiera. Już w 2016 roku inwestycje spadły do 18 proc. PKB, następnie na moment wzrosły do 19 proc. zaraz przed pandemią, ale to, co wydarzyło się w 2020 i później, zupełnie ich dobiło. W 2022 roku poziom inwestycji w Polsce wyniósł niecałe 17 proc. PKB i był przedostatni w UE – nad Grecją.

Można zakładać, że w tym roku będzie niewiele lepiej. Przed nami poprawa koniunktury i eksperci przewidują odbicie gospodarki, ale polscy przedsiębiorcy pogrążeni są raczej w czarnowidztwie. Według badania PIE tylko 23 proc. z nich oczekuje poprawy gospodarczej w kraju, za to 28 proc. szykuje się na gorsze czasy. Zapewne będą więc pieniądze chomikować, zamiast wydawać na rozwój.

3. Wzrost asertywności inwestorów zagranicznych

Międzynarodowe korporacje i duże przedsiębiorstwa zachodnie się nie boją, bo mają dobrych prawników i takie plecy w największych mocarstwach, że zawsze wywalczą swoje przed sądami, nawet takimi, które zwykle nie działają. Nad Wisłą do zarobienia są zbyt duże pieniądze, by z nich zrezygnować z powodu chaosu prawnego. Przecież towarzyszy on nam już od 2015 roku, choć w mniejszym natężeniu, a mimo to inwestycje zagraniczne płynęły tutaj nieprzerwanie wartkim strumieniem. Nawet tradycyjna wojna kinetyczna zaraz za wschodnią granicą ich nie zastopowała, więc co dopiero jakieś lokalne wojenki polityczne.

Polska jest jednym z najtańszych krajów Europy – poziom cen konsumpcyjnych jest porównywalny z cenami w mniej rozwiniętych państwach bałkańskich, takich jak Albania czy Serbia. Równocześnie mamy dobrze wykształconą klasę pracującą, więc robienie tutaj interesów to dla korporacji czysta przyjemność. Inwestorzy zagraniczni będą jednak domagać się jeszcze większych preferencji i wyższych ulg podatkowych. Do fabryki półprzewodników Intela dopłacimy ok. 6 mld złotych, co akurat należy uznać za jedne z sensowniej wydanych pieniędzy w ostatnim czasie, ale to pokazuje skalę dotychczasowych preferencji dla inwestorów zagranicznych. Dzięki trwającemu właśnie chaosowi prawnemu być może będziemy dopłacać im jeszcze więcej.

4. Droższy dług publiczny

Jak na razie rynki kapitałowe pozytywnie odebrały zmianę władzy w Polsce. Rentowność 10-letnich obligacji skarbu państwa spadła od połowy października z 6 do 5 proc., a minister Domański chwali się, że polska gospodarka ma „dobre story”. Ten karnawał może się jednak nagle skończyć, ponieważ na rynku kapitałowym bardzo łatwo spaść z byka. Gdyby tak zwane rynki doszły do wniosku, że z powodu chaosu prawnego Polska może mieć kiedyś tam jakieś problemy z regulowaniem zadłużenia, to zaczną sobie życzyć wyższego procentu. A na tak olbrzymich liczbach kilka punktów procentowych może zrobić wielką różnicę.

Nie stać cię na mieszkanie w Polsce? Wystarczy złoty medal w łucznictwie

Tym bardziej że polska wojenka polityczna może rozlać się na kolejną instytucję, czyli Narodowy Bank Polski. Przecież od połowy października nieustannie słyszeliśmy o postawieniu Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu. Ostatnimi czasy te głosy ucichły – być może dlatego, że NBP ma na obecną władzę trzymanie. Mowa o obligacjach skarbowych skupionych przez bank centralny podczas pandemii. Nieoczekiwanie pojawiła się opinia byłego członka RPP, że NBP mógłby się ich teraz zacząć wyzbywać. Chodzi o papiery warte 144 mld złotych. Gdyby w krótkim czasie wpuszczono na rynek obligacje warte jedną trzecią tegorocznych potrzeb pożyczkowych państwa, to Ministerstwo Finansów miałoby spory problem.

5. Wzrost cen mieszkań

W naszym kraju każda dyskusja o potencjalnych problemach ekonomicznych kończy się na możliwym wzroście cen nieruchomości mieszkalnych. Nic dziwnego, one nieustannie drożeją, w czym politycy intensywnie pomagają, wprowadzając kolejne programy wspierające popyt. Dla typowego analityka albo ekonomisty wrzucenie podczas dyskusji tezy, że „to może skończyć się wzrostem cen mieszkań”, jest bardzo bezpieczne, bo niemal na pewno się sprawdzi – nawet jeśli bez związku z tematem rozmowy.

W tym przypadku ceny nieruchomości naprawdę mogą jednak pójść w górę, gdyż w sytuacji chaosu i niepewności ludzie mający pieniądze uciekają do tak zwanych bezpiecznych przystani. Na rynku globalnym to frank szwajcarski, a na rynku polskim – mieszkania. Nie ma w Polsce pewniejszej i bezpieczniejszej inwestycji. Po co się bawić w cokolwiek ryzykownego, skoro nie ma nawet pewności, że wyroki sądów będą przez wszystkie strony grzecznie przestrzegane? Tymczasem ustawę o ochronie lokatorów można łatwo ominąć, a w razie czego na niesfornego lokatora nasłać silnych mężczyzn w dresach.

W zeszłym roku wzrost cen nieruchomości mieszkalnych należał do najwyższych w Europie, ale w tym mają rosnąć jeszcze szybciej. Tym bardziej że w połowie roku ma wejść w życie wspierające popyt Mieszkanie na start. Gdyby chaos prawny się nasilał, to na rynku mieszkaniowym pojawi się jeszcze więcej pieniędzy, a ceny poszybują.

Oczywiście nic z tego nie musi się sprawdzić. Polska gospodarka przyzwyczaiła nas już, że nie reaguje przesadnie na wstrząsy. Tyle w ostatnich latach przeszła bez większego szwanku, że jakiś chaosik prawny może jej nawet nie szturchnąć. Ale po co ryzykować? Tym bardziej że w kraju pogrążonym w prawnym chaosie zwyczajnie źle się żyje, a to jest znacznie ważniejsze niż wskaźniki ekonomiczne.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij