Kraj, Świat

Od koronapierdolca do porzuconych pachołków Kremla. Co słychać w polskiej „partii rosyjskiej”

Inwazja Rosji na Ukrainę zaskoczyła nie tylko was, drogie czytelniczki. I rosyjska agentura wpływu zdaje się solidnie zaskoczona. Kuriozalne teorie geopolityczne, wahania czto diełat' albo zwykłe milczenie – to aktualnie słychać na prorosyjskiej stronie polskiego szurnetu. Jakby wraz ze zniknięciem Sputnika z eteru stracili biedacy wytyczne, co robić.

Federacja Rosyjska to rozsądne państwo terrorystyczne. Nie lokuje swojej agentury wpływu w jednej politycznej formacji. Gdyby tak było, jedna akcja ABW, i musiałaby zaczynać pracę nad budową siatki od zera.

Kluczowa jest tu dywersyfikacja portfela i raczej wzmocnienie prorosyjskich polityków w różnych ugrupowaniach, reprezentujących różne ideologie, niż próby koncentrowania ich w jednym miejscu. Tym bardziej w Polsce, kraju, w którym prorosyjskość to z racji trudnej historii bardzo ciężki kawałek chleba.

Dlatego głosy Kremla słychać a to ze skrajnej prawicy, a to ze skrajnej lewicy, a to od konserwatystów, a to od liberałów i ogólnie pojętego centrum. Najbardziej zawsze widać tych ambitnych, narcystycznych, z parciem na szkło i niewyparzonym językiem.

Lista hańby, czyli kto nadal kumpluje się z Putinem i i bije zbrodniarzom pokłony

Klasyczny prawicowy rozrost przez podział

Jeśli więc nie da się od razu nastawić Polaków prorosyjsko, trzeba wspierać takich polityków, którzy rozmiękczą dyskurs. „Myślą samodzielnie” i „nie boją się odważnych wniosków”. Czyli dokładnie takich ludzi, jak Grzegorz Braun, Janusz Korwin-Mikke czy Jacek Wilk. Wstawia się im w najbliższe otoczenie ultraprorosyjskich ludzi pokroju „przyjaciółki Nocnych Wilków” Lilii Moszeczkowej, „katolickiej publicystki” Agnieszki „Widziane z Moskwy” Piwar czy zatrzymanego przez ABW z oskarżeniem o szpiegostwo Janusz N., i za ich pomocą zachęca do „obserwacji wyborów” w Abchazji, Naddniestrzu czy Doniecku, odwiedzenia Krymu, konferencji prasowej w Soczi czy Moskwie.

I rzeczywiście, kiedy przychodzi czas próby – oni nie zawodzą. Po inwazji na Ukrainę JKM odpalił protokół 1-procent-poparcia: uznaje, że atak na szpital położniczy w Mariupolu to inscenizacja, że doniecka i ługańska republika separatystyczna to samodzielne i ambitne podmioty geopolityczne, a także rozsiewa dezinformację polityczną rodem z kremlowskich portali propagandowych w stylu RT czy Sputnika.

Grzegorz Braun zaś przekwalifikował się błyskawicznie z wirusologa na geopolityka, czuje się cenzurowany, bo mówi o „zbrodniach banderowców”, uważa pomoc ukraińskim uchodźcom za dyskryminację Polaków i łączy swoją starą i nową pasję, rozsiewając fejki o tajemniczych laboratoriach wirusologicznych w Ukrainie. Domaga się też – zupełnie jak Putin – „neutralności” Polski wobec Ukrainy.

Tylko nieco delikatniej wypowiada się bliski kooperant Brauna i stały bywalec kremlowskich mediów, prof. Andrzej Zapałowski. Kiedy stadionowi chuligani ganiają ludzi o ciemniejszej karnacji, Zapałowski pisze: „Patrol obywatelski w Przemyślu w akcji. Brawo chłopaki!!!!”. „Co jest nie tak w promowaniu sportu?”, „Przemyska dycha!!! Panowie i Panie! Motywacja do uprawiania spotu to chluba!!!”

W międzyczasie Zapałowski rozpowszechnia tezę, jakoby inni nieeuropejscy uchodźcy byli szmuglowani przez granicę Ukrainy do Polski. Dowody? „Mówi się”, „są filmiki”, „powszechnie wiadomo”, „próbuje się ukryć, że”. Dlaczego? Bo zdaniem Zapałowskiego Ukraina i tak się rozpadnie, a prawdziwym tłem Majdanu i trwającej wojny jest dążenie Izraela, by w porozumieniu z Rosją zabezpieczyć sobie teren do ewakuacji swojej ludności w razie konieczności opuszczenia Palestyny pod naciskiem Arabów. Potwierdzeniem tezy miało być żydowskie pochodzenie kolejnych prezydentów Ukrainy.

Nie zawodzą też Rosji dawni korwiniści, czyli znany „zbiórkowicz” Stanisław Michalkiewicz, który „chciałby, żeby Polska miała takiego prezydenta jak Putin, a nie wystruganego z banana przez prezesa”, i Łukasz „Uberkierowca” Warzecha, ubolewający nad cenami benzyny sięgającymi 10 złotych za litr.

Tych magicznych opowieści mają już dość nawet politycy Konfederacji, którzy przy okazji oczyszczania szeregów z kremlowskiej agentury wpływu sięgnęli po wybitne osiągnięcie politycznego PR-u – klasyczny prawicowy rozrost przez podział. I tak posłowie Kulesza, Sośnierz i Dziambor porzucają bowiem JKM i partię KORWiN i zakładają nową partię, ale zarazem… nie opuszczają Konfederacji.

„Europa narodów już była – w 1939 roku”. Dlaczego PiS-owi nie wyszedł sojusz nacjonalistów?

Z epidemiologów – prorosyjscy geopolitycy

A co słychać u sympatyków Rosji po drugiej stronie ideologicznego spektrum? Przecież i tu Kreml miał wiernego przyjaciela w postaci partii Zmiana.

To dziecko (duginowskiego z ducha) „sojuszu ekstremów” powstało w okolicach majdanowej rewolucji w Ukrainie i mimo szumnych zapowiedzi, głośnych demonstracji i pięknej oprawy graficznej szybko obumarło po aresztowaniu lidera partii, byłego posła Samoobrony Mateusza Piskorskiego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Federacji Rosyjskiej i Chińskiej Republiki Ludowej.

Logo partii pokazuje zresztą klasyczne rosyjskie przywiązanie do tradycji albo braki zasobów na froncie projektowanie graficzne. Zdaje się, że owa „zetka” musiała spodobać się na Kremlu, bo tak jak dawniej miała oznaczać pierwszą nienatowską partię w Polsce, tak dziś zdobi wozy bojowe rosyjskich wojsk inwazyjnych w Ukrainie.

W szeregach partii Zmiana znalazły się takie tuzy jak znany nacbol Bartosz Bekier, który całkiem niedawno domagał się w rosyjskiej Dumie zwrotu Polsce Lwowa, czy jego kolega z Falangi Michał P., mierzący się z zarzutami o działania terrorystyczne. Według prokuratury i ABW to właśnie P., za pieniądze niemieckiego „prorusa” Manuela O., zlecił zamach terrorystyczny na centrum kulturalne na ukraińskiej Rusi Zakarpackiej. O tym, co u nich słychać, dowiedzieć się coraz trudniej, bo utrzymywany przez Falangę i gęsto zasilany prorosyjską, proirańską i prosyryjską propagandą Xportal zniknął z sieci.

Polscy faszyści na smyczy Putina

Trudne finansowo dni musi przeżywać także kolejny zmianers, Jarosław Augustyniak, którego firma matka – polski oddział kremlowskiej agencji informacyjnej Sputnik – również ewaporowała z rodzimej sieci. Jego jedynym polem do popisu zostało obserwowane przez 307 osób konto na Facebooku, gdzie dalej chwali Rosję, krytykuje zachodnie sankcje i zdaje się czekać na lepsze czasy.

Inni dawni zmianersi chyba charakteryzują się mniejszą odwagą albo nieco większym instynktem samozachowawczym. Piskorski dziś pochyla się nad cywilnymi ofiarami konfliktu w Ukrainie, a Konrad Rękas znów zapewnia, że był proukraiński, „zanim to było modne”. Może to dlatego, że znany prawicowy poszukiwacz kremlowskich wpływów, Marcin Rey, 2 marca złożył zawiadomienie do prokuratury przeciwko Rękasowi za artykuł pochwalający atak Rosji na Ukrainę i wzywający do ludobójstwa ludności ukraińskiej, aby zrobić miejsce na „repolonizację Kresów”. W Polsce jest to bowiem karalne na podstawie art. 117 oraz art. 126a w powiązaniu z art. 118 Kodeksu karnego.

Niezależnie od proukraińskich deklaracji Rękas jeszcze 24 lutego w artykule Ukraina. Po denazyfikacji – repolonizacja? w jednoznaczny sposób pochwalał inwazję Federacji Rosyjskiej w Ukrainie, twierdząc, że jest ona realizowana w polskim interesie. Według Rękasa polscy żołnierze powinni wejść do Lwowa, a Federacja Rosyjska powinna dokonać okupacji całej Ukrainy, w tym jej części zachodniej. Uzasadnia to rzekomym interesem mniejszości polskiej w Ukrainie i repolonizacją Kresów.

Około 2017 roku Rękas wyniósł się z Polski do Wielkiej Brytanii i zamieszkał w rejonie Aberdeen, gdzie od razu zaangażował się w tę frakcję ruchu na rzecz niepodległości Szkocji, którą podejrzewa się o inspirację rosyjską. Najpierw był w SNP, ale później przystąpił do rozłamowej Alba Party za liderem Alexem Salmondem, który wtedy był już korespondentem telewizji rosyjskiej dla zagranicy Russia Today (RT). Sprawą poparcia dla rosyjskiej inwazji zajęły się już szkockie gazety, więc możliwe, że Rękas niedługo powróci ze szkockiego azylu do swojej pięknej ojczyzny.

Możliwe, że powrót ten przyczyni się do upadku „Imperium Kłamstwa” i wzmocnienia szeregów wirusologów-geopolityków, bo jak pisze dawny rzecznik prasowy Zmiany Tomasz Jankowski: „zbiór osób podważających narrację o dobrej Ukrainie i złej Rosji faktycznie z grubsza się pokrywa z tym, który wcześniej nabijał się z koronapierdolca. Nie dlatego jednak, że finansuje to Kreml, ale dlatego, że to są ludzie myślący krytycznie, nieufający oficjalnemu przekazowi”.

Jankowski zauważa też na swoim facebookowym profilu podobieństwo logo Zmiany i rosyjskich wojsk inwazyjnych i ubolewa nad tym, że nie zarejestrowali tego znaku towarowego. Mimo wszystko wdaje mi się, że zmianersi procesu o własność intelektualną z Kremlem by nie wygrali.

Choć minęły dopiero dwa tygodnie tej odsłony wojny, mamy już prawdziwy wysyp geopolityków z przekazem dnia rodem z Moskwy. Co będzie dalej, strach pomyśleć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij