Kraj, Unia Europejska

„Europa narodów już była – w 1939 roku”. Dlaczego PiS-owi nie wyszedł sojusz nacjonalistów?

Liberalne media ogłaszały przez cały tydzień, że Kaczyński zwołał w Warszawie zjazd kremlowskiej eurotargowicy. PiS opowiadał z kolei, że buduje szeroki front europejskich konserwatystów. A jak było naprawdę? Czemu ostatecznie cały projekt zupełnie się rozsypał? Spróbujemy odpowiedzieć na te wszystkie pytania.

Do Warszawy na ubiegły weekend zapowiadała się cała śmietanka europejskiej skrajnej prawicy. W doniesieniach medialnych krążyły nazwiska Marine le Pen, liderki francuskiego Zgromadzenia Narodowego (dawniej Front Narodowy), Mateo Salviniego, lidera włoskiej Ligi, Giorgi Meloni z Braci Włochów, lidera węgierskiego Fideszu Viktora Orbána czy Santiago Abascala z hiszpańskiej formacji Vox.

Mieli pojawić się też przedstawiciele Alternatywy dla Niemiec (AfD), belgijskiego Interesu Flamandzkiego czy czeskiej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Zwieńczeniem zjazdu miało być, wedle doniesień medialnych, nawet powstanie nowej frakcji w Europarlamencie.

Ostatecznie skład gości był znacznie skromniejszy, spora część nie dojechała. O przyczynach tego może nieco później. Na razie przyjrzyjmy się planom, które towarzyszyły zjazdowi.

Nacjonaliści wszystkich krajów, łączcie się

Oficjalnie PiS ciągle ma „swoją” grupę w Parlamencie Europejskim, o dość jednak kuriozalnej nazwie – Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR). Mało kto już pewnie pamięta, że jakieś 15 lat temu PiS uchodził przecież za całkiem zwyczajną partię konserwatywną, oczywiście z zapędami religijnymi i sznytem bucowatego nauczyciela historii z prowincji, ale nie była to jeszcze wówczas formacja, która z kopniaka rozwala niezależne sądy, intronizuje Chrystusa na króla Polski i łamie wprost konwencję genewską.

Podobnie eurogrupa ECR była u początku swojego istnienia letnio konserwatywna i nieco eurosceptyczna. Po brexicie zaliczyła ona jednak poważny kryzys. Wraz z opuszczeniem przez Zjednoczone Królestwo Unii Europejskiej przestali zasiadać w niej angielscy torysi. PiS, próbując uratować jej istnienie, wykonał, podobnie jak czyni to w polityce wewnętrznej, mocne otwarcie na skrajne prawo sceny politycznej.

Zaczął od przyjęcia do niej podobnych do partii Kaczyńskiego bytów politycznych, szczególnie tych, które tak jak PiS zaostrzały właśnie kurs wobec Unii Europejskiej i eksperymentowały z nacjonalizmem. Tak więc z upływem czasu i ewolucją PiS na prawo, także i ECR przyjmowała nowych członków, którzy zmieniali jej istotę na coraz bardziej antyunijną i ksenofobiczną.

Dziś kluczowymi członkami ECR oprócz PiS są partie, które przeszły podobną do partii Kaczyńskiego drogę od konserwatywnej prawicy po ludową partię nacjonalistyczną: Bracia Włosi i hiszpański Vox. Pierwsi to dysydenci z prawicowych tworów partyjnych Berlusconiego, drudzy odeszli z hiszpańskiej prawicowo-konserwatywnej Partii Ludowej, łącząc siły z innymi małymi grupami skrajnej prawicy.

Obie te partie są na fali zwyżkowej w swoich krajach, podobnie jak inny członek grupy – Szwedzcy Demokraci. Wszyscy z regularnymi sondażami w przedziale 16–21 proc. A kolejna podobna partia z łona ECR, czyli czeska ODS, właśnie zdobyła w swoim kraju tekę premiera i władzę.

Klimat w Europie wydaje się więc sprzyjać obecnej eurogrupie PiS i możliwy jest jej dalszy wzrost. Nowych członków szuka ona jednak już wyłącznie po skrajnie prawej części sceny politycznej.

Warszawski zjazd był polem werbunku. Już w maju 2021 roku lider włoskiej Ligi Mateo Salvini zaproponował połączenie dwóch europejskich frakcji – skrajnie prawicowej Tożsamości i Demokracji (ID) oraz właśnie ECR – w jedną supergrupę.

Dwa lata wcześniej próbował on zjednoczyć pod jednym sztandarem Ligę, francuskie Zgromadzenie Narodowe, Vox, węgierski Fidesz i PiS. Taka frakcja, gdyby została utworzona, mogłaby liczyć do 130 członków w Parlamencie Europejskim i wskoczyłaby na trzecie miejsce pod względem liczebności – po chadekach i socjaldemokratach.

Skoro mogło być tak „pięknie”, a Salvini tyle lat już się stara o dołączenie do PiS-owskiej gromadki, to czemu zjazd zakończył się fiaskiem, a włoski polityk ostatecznie do Warszawy nie przyjechał?

Kluczowe są tu trzy płaszczyzny, które sprawiły, że porozumienie było dla kilku graczy niemożliwe do tego stopnia, że AfD, ODS i Bracia Włosi w ogóle się w Warszawie nie pojawili.

Wodzu! Prowadź na Moskwę!

Te płaszczyzny to geopolityka, ideologia i personalia.

W pierwszej kwestii polem sporu było przede wszystkim pytanie: USA czy Kreml? PiS bowiem wprost stawia na sojusz z prawicą amerykańskich republikanów, a porażka Trumpa w wyborach jest ciągle dla partii Kaczyńskiego ogromnym kłopotem. Czy Nowogrodzka naprawdę uwierzyła w wizje George’a Friedmana z jego niedorzecznej książki Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek i widzi Polskę jako następne europejskie mocarstwo, które u boku USA gromi Rosję i odbudowuje I Rzeczpospolitą opartą na koncepcji Międzymorza? W tej to fantazji Polska miałaby zastąpić Niemcy w roli amerykańskiego namiestnika Europy.

Po co PiS inicjuje ciągły konflikt z Niemcami? Po co sabotuje wszystkie koncepcje eurofederacji czy próby uczynienia z Europy istotnego ośrodka we wielobiegunowym świecie? W takiej optyce Niemcy już dwa razy militarnie (w czasie wojen światowych) i raz ekonomicznie (animując projekt UE) podjęły konkurencję z Anglosasami i wedle ideologicznych kręgów wokół Kaczyńskiego są śmiertelnym wrogiem interesu Polski. Dla Kaczyńskiego związek z USA jest bowiem niepodważalny i pierwszorzędny i to on ma gwarantować sukces Polski.

Więc o ile w sprawie niechęci do Unii Europejskiej PiS się z innymi partiami skrajnej prawicy bez problemu zgodzi, to gdzie indziej widzi już głównego sojusznika geopolitycznego. Dla Salviniego nie będzie to USA, a raczej Kreml, a także po części Chiny. Stąd jego nieobecność w Warszawie.

Podobnie sytuacja wygląda dla le Pen. Ta jednak przybyła do Warszawy, ale przede wszystkim szukać sojuszników w nadchodzących we Francji wyborach prezydenckich, gdzie sama zagrożona jest kandydaturą innego skrajnego prawicowca – Erica Zemmoura. Spotkanie z polskim premierem Morawieckim i węgierskim Orbánem miało pokazać ją jako kandydatkę innego formatu niż jej konkurent.

Éric Zemmour i cała reszta. Czy skrajna prawica odbije Pałac Elizejski?

Ataki PiS na Niemcy wyjaśniają z kolei nieobecność w Warszawie równie silnie związanej z opcją moskiewską Alternatywy dla Niemiec.

Jednocześnie ostrzeżenia przed twardymi cywilizacjami na Wschodzie, które możemy odczytać jako wprost aluzje do Federacji Rosyjskiej czy Chińskiej Republiki Ludowej, dosyć wyraźnie sugerowały, przeciwko komu miałby być skierowany ten PiS-owski sojusz. A więc z Amerykanami tak, ale pod polskim namiestnictwem i na pohybel Berlinowi, Pekinowi i Moskwie. Trudno się więc dziwić, że większość europejskiej skrajnej prawicy zrobiła wielkie oczy, wypiła swoje drinki i zwinęła się z Polski.

Choć führerprinzip jako zasada działa na skrajnej prawicy od bardzo dawna, to uznanie za wodza Kaczyńskiego, Dudy czy Morawieckiego było chyba dla europejskiego far-rightu po prostu dosyć śmieszne.

Innym podziałem, który zadecydował o fiasku warszawskiego zjazdu, były podziały związane z wizją tego, do jakiej grupy społecznej kieruje swój przekaz dana partia. Mocno upraszczając, skrajną prawicę można w Europie podzielić na dwa główne prądy.

Jeden z nich to zradykalizowani drobnomieszczanie, będący zrakowaciałą wersją liberałów, mniej więcej tak jak Janusz Korwin-Mikke jest Balcerowiczem do kwadratu w kwestii gospodarki. Dlatego na przykład taka Konfederacja dąży do stania się polską wersją AfD, angielskiego UKIP czy Jobbiku, chcąc reprezentować młodych, agresywnych wilczków kapitalizmu, wzmacniając to dodatkowo ksenofobią, fundamentalizmem obyczajowym i szerzeniem teorii spiskowych o pandemii.

PiS zaś coraz bardziej sytuuje się w drugim europejskim prądzie skrajnej prawicy, czyli w grupie prawicowych populistów o zacięciu ludowo-narodowym. To pęknięcie było też widoczne w kontekście ostatniego zjazdu. I z tego powodu powyższych partii nie było w Warszawie na niedzielnym zjeździe.

Europa narodów już była – w 1939 roku

Potencjalnych sojuszników PiS dzieli więc bardzo wiele: oficjalny kurs wobec USA, Rosji i Chin, stosunek do tak zwanego systemu (zależy, czy rządzą w swoich krajach, czy są „totalną opozycją”), wizja grupy wyborców i same fantazje o przewodzeniu takiemu sojuszowi nacjonalistycznej Europy.

Jednak warto pamiętać, że nie takie polityczne zwroty Kaczyński robił już wcześniej, tym bardziej że jego zdaniem UE w obecnej formie jest skazana na zagładę. Na razie nadal w niej trwa, oficjalnie nie głosząc idei polexitu, starając się raczej pokazać jako obrońca integracji z okresu przedunijnych wspólnot europejskich, mobilizując jednocześnie wyborców w kraju za pomocą nacjonalizmu, ksenofobii, homofobii i klerykalizmu.

Balansując na granicy bycia w Unii i jej podważania, orientowania się na USA i kopiowania wzorców rosyjskich, Kaczyński dąży do zbudowania jakiegoś alternatywnego sojuszu w ramach UE lub nawet poza nią. Jak bardzo mało realistyczne to plany, pokazał ostatni zjazd skrajnej prawicy w Warszawie.

Patrząc na ewolucję PiS od partii konserwatywnej po próbę stania się patronką nowego sojuszu europejskich nacjonalistów i ksenofobów, trudno oczekiwać od partii Kaczyńskiego złagodzenia kursu politycznego w kontekście europejskim.

Czy jest więc szansa na wywrócenie unijnego stolika przez kolejną odsłonę nacjonalistycznego sojuszu? Chwilowo wygląda na to, że nacjonaliści nie dogadują się w kluczowych sprawach: co właściwie zamiast Unii? Co po Unii? I skąd płynie polityczne zagrożenie dla Europy?

Nacjonalistów dzieli też typowa dla nich, sprzeczna wizja idealnej przyszłości każdego z poszczególnych krajów, zarówno tej ekonomicznej, jak i tej geopolitycznej. Oby tak dalej – nierealistyczne plany, skonfliktowani partnerzy i nadmierne ambicje. Jakże dobrze znamy to z PiS-owskiej polityki wewnętrznej. Jak widać, nawet w obozie europejskiej skrajnej prawicy partia Kaczyńskiego ma te same „walory”, które dają jej zerową zdolność koalicyjną także w Polsce. I dobrze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij