Kraj

Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka (ale zostawią tanie mięso)

Dlaczego osoby w kiepskiej sytuacji finansowej decydują się na zakup produktu szkodliwego, zarówno dla klimatu, jak i własnego zdrowia? O to milionerzy tacy jak Janusz Filipiak nie zamierzają pytać – mogłoby to utrudnić im przerzucanie winy na biedniejszych.

Janusz Filipiak, prezes Comarchu, właściciel Cracovii i jeden z najbogatszych Polaków, w podcaście Forum IBRiS obarczył winą za kryzys klimatyczny najbiedniejszych. Milioner stwierdził, że kwestie klimatyczne są „bliskie jego sercu”, które kraje się na widok „siat z mięsem” kupowanych przez niezamożnych. Oświadczył też, że ogromną pracą do wykonania jest „uświadomienie ludziom, że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak ja idę do sklepu w swojej okolicy pod Krakowem, to przecież ludzie wynoszą takie siaty tego mięsa, że ja nie wiem, co oni z nim robią”.

Filipiak zaznaczył jednak, że sam na siebie ograniczeń nakładać nie zamierza. „A z czego ja mam rezygnować? No może z prywatnego samolotu, ale wtedy będę leciał tym wielkim starym boeingiem, który ma dużo większą emisję CO2 na pasażera. A ja muszę latać, bo robię biznes w 90 krajach. Milionerzy nie mają z czego rezygnować” – przekonywał. W tym samym wywiadzie stwierdził, że ktoś powinien wytłumaczyć tej niższej warstwie społecznej, żeby nie lecieli na wakacje na Kretę. On zaś lata turbośmigłowcem, „który konsumuje połowę mniej paliwa niż odrzutowce”, i powinien stanowić wzór dla innych milionerów.

Kiedy świat dotuje wegańską żywność, polscy politycy wybierają krwawe mięso

„Gdyby inni milionerzy mieli takie samoloty, to byłby mikroułamek tych zanieczyszczeń, które dziś są emitowane przez lotnictwo” – stwierdził prezes Comarchu. Tu Filipiak ma trochę racji – to właśnie milionerzy pilnie potrzebują szybkiej ekologicznej transformacji, jeśli chodzi o transport. Jak wynika z raportu kampanii społecznej Possible, w 2018 roku ponad 50 proc. emisji pochodzących z lotów wygenerował najbogatszy 1 proc. populacji, podczas gdy 90 proc. globalnej populacji nie wsiadło do samolotu ani razu.

Milioner walczy o równość

Przerzucanie winy za kryzys klimatyczny na najbiedniejszych to praktyka cyniczna i powszechna, stosują ją m.in. giganci paliwowi. Koncepcję „śladu węglowego” stworzyła wszak firma reklamowa pracująca dla British Petroleum, która w 2004 roku opublikowała kalkulator obliczający emisje generowane przez ludzi każdego dnia. Dzięki temu każdy mógł skupić się na produkowanych przez siebie emisjach i nieco zapomnieć o tych nieporównywalnie większych, za którymi stały koncerny naftowe.

Indywidualizacja winy za katastrofę klimatu – jeszcze większe świństwo, niż myślisz

Filipiak zastosował podobną strategię, obwiniając osoby o nieporównywalnie niższym statusie majątkowym od siebie i oczekując, że zrezygnują z taniego mięsa i przystępnego cenowo urlopu. To zresztą nie pierwsza sytuacja, gdy prezes Comarchu prezentuje pogardliwą wobec słabszych postawę, dowodząc jednocześnie całkowitego oderwania od rzeczywistości. Kilka lat temu w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wyjaśniał, że był zmuszony dokonać zakupu rolls-royce’a za ponad 2 miliony złotych, z powodów… równościowych. W pewnym sensie. „Robię biznes z jakimś szejkiem i czuję się równy. Bo wiem, że też mam. Ten samochód stoi w garażu i służy temu, żeby mieć wewnętrzną świadomość” – tłumaczył milioner, krytykując przy tym auto, które jest niepraktyczne, bo z uwagi na gabaryty sprawia problemy z parkowaniem.

Filipiak uważa, że najbogatsi są społeczeństwu potrzebni „w charakterze wzorców”, a jego majątek wzbudza sympatię. „Ludzie oczekują, że będą wśród nich bogaci. Tam, gdzie mieszkam, pod Krakowem, wielu się cieszy, że mają bogacza tuż obok. To jest nobilitacja dla okolicy. Jak jadę rolls-royce’em, to spotykam wyrazy sympatii, zwykli ludzie wyciągają kciuk do góry: »Ale fajne auto«” – przekonywał w rozmowie.

Skoro więc Filipiak czuje się idolem niezamożnych Polaków, a kupowanie przez nich taniego mięsa wzbudza w nim tak silne emocje, powinien przynajmniej pójść w ślady innych milionerów i zainwestować w firmę zajmującą się produkcją mięsa roślinnego lub komórkowego. Jeśli normą było dla niego kupno rolls-royce’a, aby dorównać partnerowi biznesowemu, czemu w ramach walki z kryzysem klimatycznym nie zamieni auta ma bezemisyjne, a świecąc przykładem dla społeczeństwa, nie przeniesie swoich przedsięwzięć do krajów, których gospodarka nie opiera się na paliwach kopalnych?

Biedni Polacy patrzą na mięso

Produkcja mięsa jest rzeczywiście fatalna dla środowiska: według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), odpowiada za 14,5 proc. emisji CO2 generowanych przez człowieka. Przemysłowa hodowla zwierząt, w efekcie której do marketów trafia tanie, kiepskiej jakości mięso, odpowiada za ogromne zanieczyszczenia powietrza, gleby oraz wód.

Powszechną praktyką w hodowli przemysłowej jest stosowanie antybiotyków – szacuje się, że trafia tam nawet 70 proc. ich globalnej produkcji. Regularne spożywanie mięsa pełnego antybiotyków prowadzi z kolei do antybiotykooporności, która według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) prowadzi do 75 tys. zgonów rocznie. Coraz więcej badań wskazuje na związek pomiędzy spożywaniem mięsa a ryzykiem zachorowania na wiele chorób, w tym nowotwór jelita grubego czy żołądka, cukrzycy typu 2 oraz choroby układu krążenia.

Dlaczego więc osoby w kiepskiej sytuacji finansowej decydują się na zakup tak szkodliwego, zarówno dla klimatu, jak i własnego zdrowia, produktu? Z pewnością częściowo wpływa na to mocno zakorzenione, stereotypowe postrzeganie mięsa jako pożywnego i pełnowartościowego.

Warufakis: Inflacja to rachunek za rozpasanie najbogatszych

Przeprowadzone w 2018 roku badanie, opublikowane na łamach czasopisma „Appetite” wykazało, że ludzi o niższym statusie społecznym sięgają po nie chętniej niż osoby zamożne. Wynika to m.in. z faktu, że jest to produkt kojarzony wciąż z dostatkiem, a kryteria takie jak wartość odżywcza odgrywają niewielką rolę.

Z pewnością nie bez znaczenia jest także cena. Choć na rynku pojawia się coraz więcej roślinnych zamienników mięsa i nabiału, o dobrym składzie i mniejszym wpływie na środowisko, cenowo rzadko mogą konkurować z tanimi, kiepskiej jakości produktami odzwierzęcymi. Warto jednak zauważyć, że nie wszyscy Polacy i Polki, zwłaszcza w czasie rosnącej inflacji, mogą sięgnąć po droższy produkt, nawet jeśli zdają sobie sprawę z tego, że jest po prostu zdrowszy.

Systemowi mięsożercy

Jednocześnie świadomość ekologicznych kosztów produkcji ulega zmianie, i to bynajmniej nie dzięki przykładowi Filipiaka. Jak wynika z raportu Atlas Mięsa, niemal 25 proc. ankietowanych Polaków i Polek zadeklarowało, że należy całkowicie zrezygnować z hodowli zwierząt na mięso i nabiał. Część osób pozostaje przy produktach odzwierzęcych z uwagi na niższą cenę, część dlatego, że jest do nich przyzwyczajona. Niektórym brakuje wiedzy na ten temat, a w przestrzeni publicznej wciąż mało jest inicjatyw zachęcających ludzi do przejścia na zdrowszą dietę.

Potrzeba też działań systemowych: ten sam raport pokazuje, że choć politycy wciąż obawiają się proponować rozwiązania, które ograniczą wybór ludzi w zakresie diety, społeczeństwo jest na takie zmiany bardziej otwarte, niż się zakłada. Mimo że w raporcie czytamy, że mężczyźni o prawicowych poglądach zdecydowanie częściej jedzą mięso, to gdy spojrzymy na dane dotyczące ograniczania jego konsumpcji, wyniki elektoratów lewicowych, prawicowych i centrowych okazują się zbliżone (odpowiednio 38, 33 i 36 proc.).

Polskie chore mięso, co o nim wiemy, a czego nie

Filipiak w podcaście stwierdził wreszcie, że „bogaci nie jedzą mięsa”. Pozostaje jednak pytanie, czy stawiają przy tym na przyjazną dla środowiska dietę uwzględniającą lokalne produkty, czy żywność bardziej egzotyczną, której ślad wodny i węglowy nie do końca jest spójny z deklaracją ekologicznego podejścia do życia.

Naukowcy z Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) wielokrotnie podkreślali, że w walce z pogłębiającym się kryzysem klimatycznym istotne jest odejście od produkcji zwierzęcej. Jeden z ekspertów IPCC, dr Peter Carter, stwierdził, że stanowisko nauki w tej kwestii jest jednoznaczne, „nie można zapobiec globalnej katastrofie klimatycznej bez wyeliminowania mięsa i nabiału z naszej diety, i musi to nastąpić jak najszybciej”. Tymczasem dieta roślinna, mimo wielu potwierdzonych badaniami korzyści dla zdrowia oraz klimatu, wciąż jest traktowana jako odstępstwo od normy.

Istnieje tu zatem spore pole do działania, zwłaszcza dla osoby mającej znaczny majątek i deklarującej wrażliwość na kwestie związane z globalnym ociepleniem. Zamiast załamywać ręce nad niekorzystnymi dla środowiska decyzjami konsumenckimi biedniejszej części społeczeństwa, wrażliwy na zmiany klimatyczne milioner może podjąć wysiłek, aby zachęcić ludzi do lepszych wyborów.

**
Aleksandra Bełdowicz – dziennikarka, prawniczka, weganka, feministka, sojuszniczka osób LGBT.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij