Kraj

Nie jest mi przykro, że jestem głuchy [rozmowa]

– Łatwiej mi używać angielskiego, jest dużo prostszy. Tożsamość Głuchego w Polsce nie kształtuje się przez język polski. Dlatego pod pewnymi względami łatwiej mi czuć się obywatelem świata, bo moim pierwszym językiem, zaraz po miganiu, jest pisany angielski. Nie jestem przywiązany do polskiego – mówi Oskar Wiśniewski, aktywista na rzecz Głuchych LGBT+.

Agnieszka Porowska: Olsztyński Marsz Równości w 2022 roku był dla ciebie ważnym dniem. Zdecydowałeś się wystąpić przed rzeszą ludzi, dokonując publicznego coming outu. To było chyba pierwsze takie wystąpienie Głuchego w Polsce.

Oskar Wiśniewski: Impulsem było dla mnie spotkanie z Piotrem Jaconiem, poświęcone promocji jego książki My, trans. Zaangażowałem się w dyskusję. Współorganizatorka wydarzenia odnalazła mnie potem i zaprosiła do wzięcia czynnego udziału w Marszu Równości. Byłem nieco zmieszany, ale nie mogłem się nie zgodzić. Na marszu miałem tłumacza migowego, dostałem brawa i wsparcie. Było warto.

Jakieś wnioski z debiutu?

Ważna okazała się długość wystąpienia. Musiałem się zmieścić w czterech minutach, a miałem dużo do powiedzenia. Chciałem zamanifestować, że niesłyszący są wciąż odizolowaną grupą społeczną, a ci LGBT+ są podwójnie wykluczeni.

Wyjaśnijmy, że „Głusi”, pisani wielką literą, to w istocie mniejszość kulturowa, rozwijająca się równolegle do kultury, w której podstawą jest język mówiony. Kiedy zaś piszemy „głusi”, mamy na myśli osoby, które poznały świat ludzi słyszących, ale z różnych przyczyn straciły słuch.

Mówiąc o głuchych przez „g”, mamy zwykle na myśli osoby, które nie słyszą, jednak mówią dość dobrze, bo czytają z ruchu ust, ale nie znają języka migowego. Osoby, które mają implanty albo aparaty i chodzą do szkół integracyjnych, gdzie komunikują się tylko za pomocą mowy werbalnej – czasami dopiero w dorosłym życiu decydują, czy chcą się uczyć migowego, i dowiadują się, że mogą uczestniczyć w dwóch światach jednocześnie. „G” jest związane z językiem migowym i wytwarzanej dzięki niemu kulturze Głuchych. Dla podkreślenia swojej własnej tożsamości i szacunku do własnego niesłyszenia – duże „G” jest dla mnie takie samo ważne jak duże „O” w moim imieniu.

Głusi to niepełnosprawni czy może mniejszość kulturowa?

Zarówno „Głusi”, jak „głusi” są w przestrzeni medialnej niedoreprezentowani.

Tak. Brakuje nam pozytywnych postaw i przykładów, choćby w telewizji. Jakoś nie przypominam sobie, by w serialu czy reality show na przestrzeni lat występował Głuchy. A Głuchy gej? Zapomnij. Weźmy brak edukacji seksualnej. To problem nie tylko słyszących. Głusi też na tym tracą. Nie mają skąd czerpać wiedzy. Do tego brak napisów czy tłumacza nie pozwala na szukanie informacji we własnym zakresie, co oznacza dla nas nieprzystosowanie, niewiedzę. Pomyślałem, że ta podwójna dyskryminacja osoby nieheteronormatywnej i niesłyszącej zainteresuje uczestników marszu. Reakcja podniosła mi samoocenę i dodała motywacji, by trafiać z moją opowieścią do jak najszerszego grona.

Kiedy pomyślałeś o sobie: „ja – gej”?

Jako szóstoklasista. Wtedy, jeszcze po dziecinnemu, zacząłem interesować się tym, jak wygląda życie prywatne homoseksualnych osób, z jakimi trudnościami się mierzą, jak szukają partnerów. W środowisku Głuchych nie było szans na taki research, skazany byłem na świat słyszących. Wiem, że życie geja w Polsce to często przemoc, dokuczanie, wyśmiewanie. Ale nie mogę powiedzieć, żeby dotknął mnie jakiś kryzys tożsamościowy, że bałem się tego, kim jestem. Czułem się ze sobą dobrze i normalnie. Wybrałem gimnazjum w Olsztynie i tu nikt żadnych niewygodnych społecznie spraw nie poruszał. Zachowawczo szanowaliśmy się za to, co robimy, jak się uczymy, i tyle.

Skoro mówisz o niewygodnych pytaniach, to jednak wyczułeś, że sprawy tożsamości mogą być problematyczne i lepiej o nich nie mówić. Kiedy się otworzyłeś?

Moje nowe życie zaczęło się, gdy wyjechałem do Warszawy, do technikum. Zobaczyłem bardziej otwarty świat, gdzie to, kto kim jest, nie było tabu i problemem. O tożsamości genderowej można było porozmawiać z nauczycielami. Znalazłem inne Głuche osoby LGBT +, stworzyliśmy grupę wsparcia, zaczęliśmy rozmawiać o doświadczeniach, również tych związanych z wykluczeniem i barierami. Chodziliśmy razem do klubów, na imprezy. Ale imprezy zaczęły mi się nudzić. Chciałem szerzej integrować środowisko, żeby Głusi byli bardziej świadomi i odważni.

Głuchy jest Inny w sposób radykalny [rozmowa z Wojtkiem Ziemilskim]

Nie spotkałeś się z żadnymi negatywnymi reakcjami?

Nie dotarły do mnie, ale może to dlatego, że nie słyszę? Wróciłem do Olsztyna, ale ta warszawska pewność siebie już we mnie została. Dzięki uczelni zacząłem wyjeżdżać, gdzie tylko się da. Na zjazdy, konferencje, również zagraniczne, wszędzie otwarcie opowiadałem o Głuchych i LGBT i zawsze otrzymywałem wsparcie.

Po co ci znowu był ten Olsztyn?

Wróciłem, żeby studiować. Początki były ciężkie. W szkole średniej nauczyciele pisali na tablicy i dopiero jak przepisaliśmy, zaczynali migać i tłumaczyć. Na studiach, wśród słyszących, profesorowie mówili i pisali jednocześnie. Jak patrzyłem na tłumacza, to nie mogłem pisać, jak pisałem – to nie widziałem, co mówi tłumacz. To zagubienie dało mi w kość. Na pierwszym roku zmuszony byłem wziąć dziekankę. Potrzebowałem czasu, by przywyknąć do zajęć ze słyszącymi. Ale potem dostałem stenotypistę i tłumacza. I to odmieniło moje kształcenie. Biuro ds. Osób Niepełnosprawnych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego wszystko mi załatwiło.

Co studiujesz?

Matematykę. Od czterech lat udzielam też korków niesłyszącym dzieciom z całej Polski i mam wrażenie, że praktyka daje mi więcej niż studia. Chciałbym wiedzieć, jak uczyć, poznać różne metody docierania z wiedzą, a nie wciąż wkuwać teorię czy męczyć się z informatyką. Dla odmiany na kryminologii, gdzie też jestem na trzecim roku, jest cudownie. Obserwacja różnych mechanizmów społecznych, patologii, pedagogika, psychologia, resocjalizacja. Na matmie raczej nikt mnie nie szanuje, na Wydziale Prawa i Administracji jest miło. Jestem jedynym Głuchym w Polsce studiującym kryminologię. Moim marzeniem jest kontynuowanie studiów w Centrum Nauk Sądowych UW.

Nie nudzisz się.

Robię jeszcze online surdopedagogikę, żeby móc uczyć niesłyszących. Straszna nuda, ale przetrwam. Gdy zdobędę potrzebne dyplomy, mam dużą szansę na posadę w mojej byłej szkole na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Wiele Głuchych osób narzeka na brak pracy, brak perspektyw, ale jak się ma konkretny cel, to łatwiej życie planować.

O wykluczeniu osób Głuchych opowiada reportaż Głusza Anny Goc. Gdy spotkaliśmy się na jej wieczorze autorskim w Olsztynie, sala była szczelnie wypełniona publicznością, w 80 proc. niesłyszącą.

Nic mnie w Głuszy nie zaskoczyło. Autorka pokazała głuchych z całym tym znojem życia w Polsce. Ja chciałbym zmienić perspektywę, pokazać, że może być inaczej, lepiej, łatwiej, szczęśliwiej. To nie głuchota, tylko zaniedbania systemowe są problemem. Wspaniale, że Głusza jest w postaci słów, bo przybliża słyszącym trudy życia Głuchych. Ale nie chciałbym być postrzegany przez pryzmat samych problemów. Lubię pokazać, że też mogę. Słyszący nie wiedzą, jak reagować, gdy mówię, że nie jest mi przykro, że jestem Głuchy.

Z jakimi problemami spotykają się głuche dzieci, które uczysz?

Największym problemem jest brak dostępu do informacji. Konstytucja wyraźnie mówi, że każdy obywatel Polski ma prawo do wiedzy i informacji. Chciałbym słyszeć, co w moim kraju mówią politycy i dziennikarze, a cały czas brakuje napisów pod ich wypowiedziami. Brak tłumaczy języka migowego w teatrze też jest nagminny. Ogromnym problemem może być nawet zwykłe podróżowanie koleją, gdy na dworcu jest nagła zmiana peronu lub opóźnienie i nie jest to nigdzie napisane. Brakuje też edukacji na temat osób Głuchych. Słyszących dzieci nie uczy się w szkole, że jest taka grupa ludzi, którzy nie słyszą, a mimo to mają swój język i kulturę.

Dokąd zabierze mnie nadjeżdżający autobus? Nie wiem, niedowidzę

Podobno często zdarza się, że to słyszący rodzice chcą umieścić dzieci w świecie przez małe „g”, uważając, że tak będzie dla nich lepiej.

Często słyszący rodzice głuchotę swojego dziecka traktują jako wielką stratę, co generuje stres i zdeterminowaną walkę o to, by dziecko jednak słyszało. Wszczepiają implant, wysyłają do szkoły masowej, a to nie zawsze droga do powodzenia i dobrego samopoczucia, bo wiele z tych dzieci nie może się odnaleźć. Implant nie jest cudownym, doskonałym narzędziem. Zdarza się, że po latach nieudanych prób przystosowania do słyszących dziecko idzie do szkoły dla Głuchych i tam uczy się wszystkiego od początku. Często odżywa, bo dowiaduje się, że ma swój prawdziwy język, kolegów, komunikację. Takie zawieszenie między światem słyszących a Głuchych może być bardzo frustrujące. Chodzi o to, by dziecko dobrze i bezpiecznie się w swoim świecie czuło, nie żeby pasowało do większości.

Czasem rodzice też nie słyszą.

Z moich obserwacji wynika, że dzieci, które mają niesłyszących rodziców, szybciej się rozwijają, są odważniejsze i pewniejsze siebie. Inaczej jest z tymi, których rodzice słyszą i próbują dziecko przeciągnąć na swoją stronę, a nie podążyć za nim. Czasem Głuche dzieci lepiej czują się w szkole niż w domach rodzinnych. Trzeba bardzo indywidualnie traktować każdy przypadek.

Skąd w tobie tyle odwagi, żeby wziąć na siebie obowiązki frontmana?

Od małego uważałem, że żyję w bezpiecznym świecie. Może przez postawę rodziców. Gdy ktoś w szkole mi dokuczał, nie robili z tego afery, ale nie chowali też głowy w piach, tylko wspólnie wyjaśnialiśmy sobie emocje i zachowania różnych ludzi. Uczyli mnie asertywności i bronienia swoich granic. Moja rodzina to w dużej mierze psychologowie, psychiatrzy, nauczyciele. Jedna osoba jest dyrektorem szkoły integracyjnej. Prawie wszyscy słyszący. Po prostu solidny kawał dobrej psychologicznej roboty „odwalili” na mnie, jeszcze zanim nabrałem głębszej świadomości i autorefleksji.

Twoi rodzice są Głusi?

Mama miała ośmioro rodzeństwa: czworo głuchych, czworo słyszących, jedna osoba słabosłysząca. Babcia z dziadkiem słyszeli, komunikowali się ze swoimi niesłyszącymi dziećmi takim „domowym migowym”. Mieli świadomość postrzegania świata przez głuchych. Podobno prababcia od strony mamy też była głucha, ale nigdy jej nie poznałem. Tata miał sześcioro rodzeństwa i tylko on był głuchy.

Świadczenie wspierające dla OzN. Rząd wyciągnął asa z rękawa? [wyjaśniamy]

Wśród Głuchych mówi się, że przekleństwem jest się urodzić w rodzinie słyszącej. Niby cię kochają, ale traktują trochę jak psa, który niewiele rozumie. Zawsze trochę z boku.

Tata tego tak nie odbierał. Ale do niego nikt nie migał. Mówili powoli, wyraźnie, albo pisali, ale faktycznie, nie nauczyli się migowego, trochę im się nie chciało. Tata często żartował, że biedni są ci, co słyszą, bo nie mogą w nocy spać, cały czas coś im hałasuje, a on śpi jak dziecko. Lubił mówić o plusach. Rodzina taty jest ze mnie bardzo dumna.

Twój Instagram pełen jest zdjęć z dalekich, często samodzielnych podróży.

Lotniska są dla Głuchych bardzo przyjazne i bezpieczne. Wszędzie strzałki, napisy, oznaczenia, piktogramy. W Anglii ujęła mnie akceptacja różnorodności, tam pierwszy raz poczułem się zupełnie normalnie. Zacząłem się uzależniać od wyjazdów, szukać wszelkich możliwych sposobów, by choć na chwilę wyrwać się z Polski. Śledziłem w internecie Głuchych z całego świata, którzy podróżują, gdzie chcą, i migają w International Sign. Na Zachodzie o różnych sprawach rozmawia się dużo swobodniej. U nas głuchota widziana jest czasem jak upośledzenie umysłowe. To bardzo krzywdzące.

Po wydaniu Głuszy Anny Goc zaczęto mówić, że dla głuchego w Polsce język polski pozostaje językiem obcym.

Łatwiej mi używać angielskiego, jest dużo prostszy. Tożsamość Głuchego w Polsce nie kształtuje się przez język polski. Dlatego pod pewnymi względami łatwiej mi czuć się obywatelem świata, bo moim pierwszym językiem, zaraz po miganiu, jest pisany angielski. Nie jestem przywiązany do polskiego.

W ilu językach jesteś się w stanie porozumiewać?

Jeśli chodzi o migowy, to w polskim, amerykańskim, brytyjskim. Następnie szwedzkim, japońskim, koreańskim, hiszpańskim i Systemowym Językiem Migowym. Jeśli chodzi o pisanie, to oczywiście po polsku i angielsku. Przy obecnym rozwoju technologii w każdym kraju z angielskiego na język tubylczy telefon przetłumaczy prawie wszystko. Ale gdy jest możliwość – wolę sobie z kimś pomigać czy popisać na kartce po angielsku. Zbieram takie karteczki z komunikacji, chowam do schowka wypowiedzi z telefonu. Potem je czasem analizuję, zastanawiając się: „Jak ja się rozwijam? Jak rozwija się moja komunikacja?”.

Jest jakiś mit, który chciałbyś rozwiać?

To, że skoro Głusi nie słyszą muzyki, to nie tańczą. Muzykę czujemy i ja uwielbiam tańczyć. Ruch i drgania, które czuję, wibracje, dają mi niesamowity power. Na imprezach nie mogę przestać się uśmiechać. Czasem idę do klubu z samymi słyszącymi. Lubią uczyć się migać. Bardzo ich to ekscytuje. Niestety szybko im ten zapał przechodzi.

Z czym głuchy w Polsce może mieć największy problem, poza dostępnością?

Z brakiem emocji wymalowanych na twarzach słyszących Polaków. Polak może i dużo gada, ale na ulicy, wśród osób, których nie zna, ma taką maskę bez wyrazu.

**

Oskar Wiśniewski – rocznik 1998, urodzony w Kwidzynie. Osoba Głucha od urodzenia. Student Kryminologii UWM. Pracuje jako lektor Polskiego Języka Migowego. Działacz społeczny na rzecz g/Głuchej społeczności LGBT +. Podróżnik.

Agnieszka Porowska – dziennikarka, copywriterka. W latach 2017–2022 związana z „Gazetą Olsztyńską”. Obecnie freelancerka. Ukończyła roczne Studium Reportażu działające przy Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie. Laureatka dziennikarskiej nagrody im. S. Pieniężnego. Stypendystka MKiDN.

Z migowego tłumaczyła Barbara Parda.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij