Kraj

Dokąd zabierze mnie nadjeżdżający autobus? Nie wiem, niedowidzę

Krokiem, który mógłby przynieść realną zmianę, a przy tym doprowadzić do integracji osób z niepełnosprawnościami ze środowiskiem miejskim, mogłyby być konsultacje społeczne. Skorzystałyby na tym również samorządy, zmniejszając ryzyko marnowania publicznych pieniędzy na niepraktyczne rozwiązania.

Pytanie postawione w tytule dręczyło mnie nieustannie, gdy jako dziecko wracałem sam ze szkoły. Wiedziałem, jak wygląda autobus, jak się w nim zachować, gdzie jest przystanek, którą linią trafię do domu. Problem pojawiał się, gdy trzeba było wykorzystać tę wiedzę w praktyce.

Jako osoba niedowidząca z orzeczonym stopniem o niepełnosprawności, nie widziałem wyświetlanego numeru autobusu. Przez lata uważałem, że problemu nie da się rozwiązać i muszę się jakoś dostosować. Jestem z Gdańska, ale zwiedzając inne polskie miasta napotykałem te same przeszkody.

Mówimy do państwa, państwo nie rozumie

Polski Związek Niewidomych w raporcie Widzimy nie tylko oczami podaje – za Głównym Urzędem Statystycznym – że „aż 2 796 700 osób miało w 2014 r. uszkodzenia i choroby narządu wzroku”. W ciągu ostatnich lat tematy związane z potrzebami osób z niepełnosprawnościami zaczęły przedostawać się do debaty publicznej. Zaczęto też dostrzegać problem wykluczenia komunikacyjnego.  To i rozwój technologii tchnęły we mnie nową nadzieję.

Bilety do kontroli

Na początku pandemii zrezygnowano z możliwości zakupu biletu u osoby prowadzącej pojazd. Przy większości przystanków w moim mieście znajdują się biletomaty, ale nie mogę z nich korzystać.

Wynika to z braku możliwości regulowania kontrastu i jasności, rozmiaru czcionki czy wyświetlanego obrazu. Osoba niedowidząca, zwłaszcza w słoneczny dzień, będzie mieć problem z zakupem biletu.

Teoretycznie może to zrobić za pośrednictwem aplikacji mobilnej. Ale nie każdy potrafi tak sprawnie posługiwać się smartfonem, o ile go posiada.

Gdzie są te dzieci? W dupie!

czytaj także

Załóżmy, że udało się nam kupić bilet. Czekamy na przystanku. Niech to będzie Gdańsk Główny, przy dworcu kolejowym.

Jak na wielu przystankach w całym mieście znajdują się tam tablice, które wyświetlają informacje takie jak: która jest godzina, za ile minut planowo odjedzie autobus czy tramwaj, możliwe opóźnienia. A od niedawna również piktogramy informujące, czy pojazd jest przystosowany do osób poruszających się na wózkach lub z wózkami dziecięcymi oraz czy przewozi rowery. Tablice są wyposażone w przyciski – po kliknięciu syntezator mowy odczytuje wyświetlane informacje.

Ale w słoneczne dni nie widzę, co jest napisane na wyświetlaczu. Syntezator niczego nie usprawnia. Na popularniejszych przystankach jednocześnie zatrzymują się dwa, trzy, czasem cztery autobusy lub tramwaje. Nie będą czekać „tylko” dlatego, że ktoś nie zdąży dojść czy dojechać do pojazdu, bo za późno uzyska informacje o numerze linii i godzinie przyjazdu. Problem dotyczy większości przystanków, na których zatrzymuje się więcej niż jedna linia.

Koniec świata opiekunów

Nie pomaga słabe oznakowanie samych pojazdów. Nie tylko tych starszych z zużytymi wyświetlaczami, które ledwo świecą. W przypadku nowych jest tylko trochę lepiej. To „lepiej” wynika wyłącznie ze świeżości sprzętu, bo nie zmieniła się ani czcionka, ani kolor podświetlania, ani zakres wyświetlanych informacji.

Osobie z niepełnosprawnością pozostaje liczyć, że stoi na odpowiednim przystanku i tak się akurat złoży, że autobus, na który czeka, zatrzyma się na tyle blisko, że zdąży wsiąść. Może też poprosić kogoś o pomoc. Druga opcja zakłada, że wokół są ludzie, którzy będą skłonni pomóc i że osoba z niepełnosprawnością nie ma oporów przed zaczepianiem obcych.

Możliwe drogi do integracji i większa rola mniejszości

Dwa lata temu, gdy pierwszy raz w życiu pojechałem sam do innego miasta, Wrocławia, natknąłem się na ciekawe i praktyczne rozwiązanie. MPK Wrocław zainstalowało w pojazdach syntezatory, które przy otwieraniu drzwi z automatu informują o kierunku jazdy i numerze linii.

Dodanie nowych komunikatów i powiązanie syntezatorów z automatycznym otwieraniem drzwi do pojazdu jest, w moim odczuciu, dość łatwe do wprowadzenia. Ale to wymagałoby wysłuchania przez miejskie władze osób, których dotyczy istniejący problem.

Krokiem, który mógłby przynieść realną zmianę, a przy tym doprowadzić do integracji osób z niepełnosprawnościami ze środowiskiem miejskim, mogłyby być konsultacje społeczne. Skorzystałyby na tym również samorządy, zmniejszając ryzyko marnowania publicznych pieniędzy na niepraktyczne rozwiązania.

**

Mateusz Kosel – student socjologii na Uniwersytecie Gdańskim. Interesuje się prawami i potrzebami grup mniejszościowych. Od urodzenia jest osobą niedowidzącą.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij