Czy bilety muszą być tak drogie? Zapytaliśmy osoby, na które wielu mieszkańców Łodzi chciałoby oddać swój głos w wyborach samorządowych. Hanna Gill-Piątek z Polski 2050, Cezary Grabarczyk z KO i Tomasz Trela z Nowej Lewicy komentują ceny biletów łódzkiej komunikacji publicznej.
Normalny bilet 20-minutowy w Warszawie kosztuje 3,40 zł, w Katowicach − 4 zł, w Poznaniu za 15 minut jazdy zapłacimy 4 zł, a w Gdańsku za 75 minut (krótszego nie ma) − 4,80. Tymczasem w Łodzi od 1 października za przejazd 20-minutowy zapłacimy aż 4,40 zł. Bilet 90-dniowy ulgowy będzie kosztował 207 zł. To rekord. Chyba że za podwyżki wezmą się inne miasta.
Jak podaje urząd miasta, rosnące koszty paliwa i prądu wyczerpują miejskie rezerwy funduszy − już teraz brakuje 30 mln zł, a kolejnych 20 mln potrzeba, by podwyższyć pensje pracownikom MPK. Ponieważ miasto nie ma pieniędzy na podwyżki, zapłacą pasażerowie, bo to właśnie wyższe ceny biletów mają przynieść brakujące 20 mln.
czytaj także
− Wobec groźby paraliżu miasta mieliśmy do wyboru: albo ciąć kursy, albo podnieść ceny biletów, co nie jest dobrym rozwiązaniem. Ale ceny biletów podnosi PKP, a za chwilę inne miasta, kiedy po rozstrzygniętych przetargach na ceny energii zobaczą, ile będą płacić za komunikację − mówi radny Łodzi Krzysztof Makowski. − My nie zakładaliśmy tej podwyżki biletów, została wywołana przez protest związków zawodowych w MPK, które argumentują potrzebę podwyżek inflacją − dodaje.
Teraz „mieszkańcy mogą odetchnąć” − przekonuje rzecznik MPK w Łodzi, bo autobusy i tramwaje nie stanęły, zakończono spór zbiorowy. OPZZ wynegocjowało podwyżki w wysokości 2 zł więcej za godzinę na stanowiskach robotniczych i 340 zł miesięcznie dla pozostałych.
Nie mieliśmy wyboru
Mieszkańcy może i odetchną, ale zaraz potem jękną, bo do już wysokich wydatków, które wiążą się z inflacją i rosnącymi kosztami energii, dojdą jeszcze wysokie ceny za bilety. Bilet 20-minutowy podrożeje o 40 gr, 40-minutowy − o 60 gr i zapłacimy za niego 5,60 zł. Bilety ulgowe będą droższe o połowę wzrostu ceny biletu normalnego.
Już dotychczasowe ceny biletów mieszkańcy Łodzi uważali za wygórowane, pod obywatelskim projektem obniżki podpisały się 2383 osoby. W lutym apelowali o obniżkę 25 proc., ale w marcu radni uchwalili podwyżkę 30 proc.
Rada przyjęła uchwałę zatwierdzającą podwyżki 7 września. Dwadzieścia dwie osoby były za, dwie się wstrzymały, przeciw było sześciu radnych PiS, którzy chcą, żeby komunikacja była całkiem bezpłatna, ale nie przedstawiają wyliczeń finansowych, na których ten postulat można by oprzeć. Krzysztof Makowski, radny Łodzi, tłumaczy, że w rzeczywistości bilet 20-minutowy został przedłużony do 40 minut, a 40-minutowy do godziny, ze względu na trwające w Łodzi remonty. Po tym wydłużeniu, nawet po podwyżce, łódzkie bilety będą tanie, bo jedna minuta jazdy będzie kosztowała 11 groszy.
− Dla dzieci mamy specjalnie przygotowaną ofertę: bilet juniora z kartą łodzianina kosztuje 20 złotych, po podwyżce − 24 za strefę pierwszą i drugą. Wszystko zależy, jak podejdziemy do wyliczeń. Minuta transportu w Łodzi to najtańsza minuta w naszym kraju. Nawet w Poznaniu minuta kosztuje 20 groszy − przekonuje radny.
Tyle, że w Poznaniu można płacić za konkretnie przejechane przystanki, a w Łodzi trzeba zapłacić 4,40, nawet jeśli jedzie się 5 minut, a nie 40.
Podwyżki cen biletów nie są po drodze ani z celami polityki klimatycznej, ani celami lokalnymi, np. walką ze smogiem, bezpieczeństwem, zakorkowaniem miasta. Raczej zniechęcą do korzystania z transportu publicznego, bilet tam i z powrotem będzie droższy niż litr najdroższego paliwa. Co więcej, tak jawne przeciwstawianie interesów pasażerów i związków zawodowych robi czarny PR tym drugim. Czy można było inaczej?
Krzysztof Makowski przekonuje, że nie i że w dłuższym terminie decyzje miasta przyniosą dobre rozwiązania. − Przez ostatnie 2−3 lata inwestujemy w komunikację miejską z myślą, by Łódź stała się bardziej ekologiczna. Sam tabor kosztował nas 275 mln zł, do tego remonty zajezdni − 200 mln zł, program Tramwaj dla Łodzi 660 mln zł, z czego 400 mln jest z UE − tłumaczy.
Co mówią konkurenci prezydentki Zdanowskiej?
Tak się złożyło, że Instytut Badań Samorządowych właśnie opublikował sondaż, z którego wynika, że gdyby wybory samorządowe odbyły się w najbliższą niedzielę, czyli 11 września, i nie kandydowała w nich Hanna Zdanowska, to jej zastępca Adam Pustelnik otrzymałby 15,30 proc. głosów poparcia, minister rozwoju i technologii Waldemar Buda z PiS − 14,95 proc., a były prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski − 14,35 proc. Dalej w sondażu znaleźli się Cezary Grabarczyk z KO (10,68 proc.), Hanna Gill-Piątek z Polska 2050 (9,37 proc.) i Tomasz Trela z Nowej Lewicy (9,30 proc.). Poprosiliśmy wymienionych polityków o skomentowanie cen biletów łódzkiej komunikacji publicznej.
Tomasz Trela
− To nie są podwyżki, tylko dostosowanie cen biletów do horrendalnych cen energii. I bardzo prosty wybór: albo tramwaje i autobusy nie wyjadą na ulicę z powodu strajku, albo nastąpi porozumienie płacowe ze związkami zawodowymi − mówi nam Tomasz Trela, poseł Nowej Lewicy. − Cena energii wzrasta o 300−400 proc. Ja nie wiem, a byłem wiceprezydentem miasta przez pięć lat, skąd samorząd miałby wziąć pieniądze na te podwyżki. Nie znajduję takiego źródła. Koszty energii dotykają nie tylko sfery komunikacyjnej, ale pomocy społecznej, edukacji, ochrony zdrowia. Co samorząd ma zrobić? Zamknąć szpital czy szkołę? Łódzki samorząd dokłada do systemu edukacyjnego 600 mln zł. Budżety nie są z gumy, muszą się bilansować, zaczyna się rok szkolny, trzeba będzie ogrzewać szkoły, od godziny 15−16 włączać światło − przypomina poseł Trela.
Dodaje też, że w zeszłym tygodniu została przyjęta uchwała − apel do rządzących, aby zrekompensowali różnicę w cenie prądu, aby ceny biletów mogły pozostać na dotychczasowym poziomie. Jednak czy rząd odniesie się do tego apelu pozytywnie? Można wątpić. Polityk przekonuje, że tej sytuacji winny jest rząd PiS, który wymusza trudne decyzje swoją polityką, nie przygotował nas na to, co dzieje się z energetyką, nie proponuje tarcz dla samorządów.
− Dopóki rząd nad tym nie zapanuje, samorządy postawione są pod ścianą i muszą łatać dziury. Owszem, można ciąć inwestycje. Natomiast jeśli wyhamowane są inwestycje, to hamuje i gospodarka lokalna, problem mają przedsiębiorcy − podkreśla Tomasz Trela.
Bezpłatna komunikacja miejska? To się da zrobić w całej Polsce
czytaj także
Hanna Gill-Piątek
− Podwyżki cen biletów są karaniem łodzian za to, że władze samorządowe nie dają sobie rady z zarządzaniem miastem. W każdym mieście do komunikacji publicznej się dopłaca. W mniejszych miastach udaje się samorządom utrzymywać transport publiczny w całości, pasażerowie nie płacą − mówi Hanna Gill-Piątek z Polski 2050. − Wiadomo, że w dużych miastach to niemożliwe, natomiast dobrej jakości transport publiczny w przystępnej cenie jest absolutną podstawą, jeśli chodzi o mobilność, odsmogowanie, odkorkowanie miasta, osiągnięcie celów neutralności klimatycznej. Podobno pani prezydent Zdanowska ma ambicję być najbardziej „zieloną” prezydentką wśród dużych miast − przypomina posłanka partii Szymona Hołowni.
A co można by zrobić? Posłanka od razu wprowadziłaby dwie zmiany.
− Jeżeli ja miałabym wprowadzać zmiany taryfowe, by ułatwić łodzianom życie i skłonić ich do częstszego korzystania z komunikacji zbiorowej, to przede wszystkim zadbałabym o powrót biletów krótkookresowych. W Łodzi bilet 20-minutowy kosztował dotąd 4 zł, a 40-minutowy 5 zł, natomiast większość podróży to 10−15 minut. Poza tym dzieci w wieku szkolnym już dawno powinny móc jeździć bez biletów. Wieczne reformy fundowane przez Ministerstwo Edukacji sprawiają, że szkoły są coraz dalej od domów, a miasto korkuje się, kiedy wszyscy rano wsiadają w samochody, by odwieźć dzieci do szkoły. Darmowe bilety dla dzieci i młodzieży to była inicjatywa Stowarzyszenia Tak dla Łodzi, które współzakładałam. Niestety radni Hanny Zdanowskiej wtedy tę uchwałę obywatelską odrzucili.
Skąd brać pieniądze na te rozwiązania?
− W pierwszym rzędzie powinno się odpowiadać na te potrzeby, które są podstawowe. Nie kupujemy wielkiego telewizora, kiedy trzeba kupić dzieciom buty czy zapłacić za prąd. A władze Łodzi wydają 100 mln na podziemną trasę na ul. Hasa w nowym centrum Łodzi. Łódzki samorząd stawia na bardzo drogie, przeskalowane, czasem całkiem zbędne inwestycje od lat, ale jednocześnie bardzo zaniedbuje usługi publiczne. Ulica Piotrkowska była zamieniana na łódzki salon, ale jak się weszło w podwórko, odsłaniał się dramat, nie były dociągnięte podstawowe media, jak ciepła woda i ogrzewanie − przypomina.
Posłanka wskazuje, że są miasta pod rządami PO czy bliskich jej prezydentów, które radzą sobie lepiej: Gdańsk i Gdynia mają świetną politykę społeczną, Stargard i Szczecin − mieszkaniową, w Poznaniu wiceprezydent Lewandowski stawia całe osiedla, ale i dba o usługi publiczne.
− Wiem, że samorządy są pod kreską bardzo mocno. Pracując w komisji infrastruktury i samorządu, widzę, jak bardzo dokręcana jest im śruba, ale to, że PiS rządzi Polską i wykańcza samorządy, nie jest nowością i w takiej sytuacji powinno się postępować gospodarnie, skupić na zapewnieniu podstawowych usług, które stanowią o jakości życia mieszkańców. W czasach prosperity miasto powinno być jak zapobiegliwa mrówka i gromadzić rezerwy na gorsze czasy − podsumowuje Hanna Gill-Piątek.
Cezary Grabarczyk
Cezary Grabarczyk, poseł Koalicji Obywatelskiej, który zastrzega, że nie zgłaszał swojej kandydatury na urząd prezydencki w Łodzi, odpowiedział na zadane przez nas pytanie:
− Zdaję sobie sprawę, że transport zbiorowy to ważna sprawa. Ma wpływ na jakość życia mieszkańców. Dobry transport zbiorowy eliminuje wykluczenie komunikacyjne. Transport zbiorowy niskoemisyjny to także skuteczniejsza walka ze smogiem i dbałość o klimat. Komunikacja miejska to także koszty.
Na wsi auto to często konieczność, ale w mieście powinno być zbędne [rozmowa]
czytaj także
Zwrócił uwagę, że by kompetentnie skomentować sprawę, konieczna jest znajomość szczegółowych danych z budżetu miasta i MPK, danych eksploatacyjnych firmy odpowiedzialnej za transport miejski, planów inwestycji taborowych itp. Konieczne są także informacje dotyczące mobilności mieszkańców, tych systematycznie korzystających z transportu miejskiego i pasażerów okazjonalnych. Dopiero ich analiza pozwoliłaby na przedstawienie pełnej propozycji cen biletów.
Poseł Grabarczyk zwrócił też uwagę na kolej aglomeracyjną i regionalną, które można by włączyć w myślenie o tanim bilecie regionalnym, albo nawet ponadregionalnym. Cezary Grabarczyk jest przekonany, że tani bilet długookresowy jest tym oczekiwanym i optymalnym rozwiązaniem. Inspiruje go eksperyment niemiecki, gdzie przez trzy wakacyjne miesiące obowiązywał bilet miesięczny za 9 euro.
− Szukając sposobu obniżania cen biletów i zwiększenia liczby pasażerów, wzorowałbym się na pomysłach pilotażowo zastosowanych u naszych sąsiadów. Stała niska cena biletu miesięcznego na wszystkie rodzaje komunikacji miejskiej − przekonuje.
Projekt biletu za 9 euro był oceniany rozmaicie, ale jak donosi portal TransportPubliczny.pl, w ciągu trzech miesięcy tanich biletów sprzedano 52 miliony oraz zaoszczędzono 1,8 mln ton CO2, czyli tyle, ile można by zaoszczędzić, wprowadzając na rok limit prędkości na niemieckich autostradach.
Pytania wysłaliśmy też do senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego i ministra Waldemara Budy. Senator Kwiatkowski odpisał, że na pytania odpowie, jeśli zadeklaruje start w wyborach, biuro ministra Budy „potrzebuje więcej czasu, żeby się do nich ustosunkować”.