Kraj

Od porozumienia z Kukizem do upadku PiS droga daleka

Opozycja musi niestety z Kukizem rozmawiać, z pewnością nie może mu jednak zaufać. Wśród licznych talentów Pawła Kukiza raczej nie ma takich, które pozwalałyby mu sprawnie pokierować pracami sejmowej komisji śledczej. To polityk zmienny, skrajnie emocjonalny, narcystyczny i łatwo się obrażający.

Opozycja porozumiała się w końcu z Pawłem Kukizem w sprawie komisji ds. podsłuchów i inwigilacji. Wniosek o jej powołanie trafił do laski marszałkowskiej, podpisały się pod nim wszystkie opozycyjne kluby parlamentarne. Jeśli komisja powstanie, ma się w niej znaleźć pięciu przedstawicieli opozycji, pięciu PiS, plus jako języczek u wagi Paweł Kukiz na fotelu przewodniczącego. Kukiz dał PiS miesiąc na skierowanie wniosku pod głosowanie, grożąc zerwaniem „porozumienia programowego”, które jego koło zawarło z obozem władzy, jeśli marszałek Witek zatrzyma go w sejmowej zamrażarce.

Czy PiS ma się więc czego bać? Czy Kukiz, tak jak Marian Banaś, z sojusznika partii zmieni się w źródło problemów rządowego obozu? Czy komisja odsłoni prawdę o Pegasusie, która realnie wywróci polityczną planszę?

Pisowska szafa Lesiaka

Wszystko to się może zdarzyć, ale wcale nie musi. Komisja ds. inwigilacji równie dobrze jak bombą podłożoną pod obecny układ władzy, może okazać się kapiszonem. Nawet jeśli jest potencjał na bombę, to jej wybuch może jeszcze powstrzymać mnóstwo zdarzeń.

Panowie, policzmy głosy!

Po pierwsze, cały czas nie wiadomo, czy komisja powstanie. Nawet jeśli cała opozycja z Kukizem będzie obecna na głosowaniu i zagłosuje za, do powołania komisji będzie brakowało jednego głosu.

Kaczyński może to głosowanie przegrać – wystarczy jeden poseł albo posłanka z rządowej większości niebiorący udziału w głosowaniu. Wiemy z różnych przecieków, że część posłów Zjednoczonej Prawicy ma wątpliwości w sprawie tego, co działo się z Pegasusem, obawiają się, że sami byli inwigilowani – wprost mówił o tym były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Nie można więc wykluczyć, że ktoś z PiS strategicznie się na to akurat głosowanie nie zaloguje do systemu albo wyjmie kartę do głosowania.

Z drugiej strony, PiS będzie aktywnie budować większość do odrzucenia projektu. A wiemy, że mimo wszystkich problemów partii wychodzi to całkiem sprawnie – przykładem odrzucenie weta senatu w sprawie Lex TVN i Lex Czarnek czy wybór Bogdana Święczkowskiego do Trybunału Konstytucyjnego. W grupie posłów formalnie wspierających wniosek o powołanie komisji są politycy jeszcze do niedawna należący do PiS, pozbawieni dziś politycznych perspektyw. Konkretne propozycje zawodowe, jakie komuś w takiej sytuacji może złożyć większość rządowa kontrolująca szereg instytucji oferujących atrakcyjne posady, mogą okazać się bardzo przekonujące. PiS nauczył się też śledzić w czasie rzeczywistym jak w danym dniu, w danej godzinie kształtuje się sejmowa większość: kto jest nieobecny po naszej, kto po tamtej stronie. Można się spodziewać, że wniosek w sprawie komisji zostanie poddany pod głosowanie w najmniej korzystnym dla opozycji momencie.

Mówi się też, że PiS może próbować utrącić wniosek o powołanie komisji śledczej nie politycznie, ale regulaminowo, wskazując na jego prawne uchybienia.

Artykuł 2 punkt 2 Ustawy o sejmowej komisji śledczej stanowi: „W skład komisji może wchodzić do 11 członków. Skład komisji powinien odzwierciedlać reprezentację w Sejmie klubów i kół poselskich mających swoich przedstawicieli w Konwencie Seniorów, odpowiednio do jej liczebności”. Czy to oznacza, że w komisji nie mogą zasiadać przedstawiciele kół niemających reprezentacji w Konwencie Seniorów? Takim kołem jest właśnie Kukiz ’15. PiS może forsować taką interpretację przepisu, a wiemy, że bez Pawła Kukiza jako przewodniczącego komisja nie powstanie. PO ma swoje ekspertyzy prawne, wskazujące, że większe kluby mogą odstąpić swoje miejsca w komisji mniejszym. Może nas jednak czekać blokujący powstanie komisji prawny spór.

Problem z Kukizem

Nawet jeśli uchwała przejdzie, PiS ciągle może skutecznie stosować obstrukcję. Co, jeśli, powiedzmy, nie wystawi do komisji żadnych swoich kandydatów, a uchwała będzie zawierała sformułowanie o pięciu przedstawicielach PiS w komisji?

Z komisją, nawet gdyby udało się ją bez problemu powołać, jest jeszcze jeden problem: Paweł Kukiz. Opozycja musi niestety z Kukizem rozmawiać, z pewnością nie może mu jednak zaufać. Po pierwsze dlatego, że wśród licznych talentów Pawła Kukiza raczej nie ma takich, które pozwalałyby mu sprawnie pokierować pracami sejmowej komisji śledczej.

Po drugie, Kukiz to polityk zmienny, skrajnie emocjonalny, narcystyczny i łatwo się obrażający, przywiązany do kilku ekscentrycznych w polskich warunkach idei (choćby JOW-y i referenda), w pogoni za widmem ich realizacji gotów poświęcić wszystko inne. Bardzo łatwo się go rozgrywa, co w ciągu ostatnich sześciu lat PiS wielokrotnie zademonstrował.

Negocjacje z opozycją trwały tak długo, bo Kukiz naciskał, by w komisji zachowana została równowaga między przedstawicielami obozu władzy i opozycji: pięć do pięciu. Pierwotnie PiS miał mieć tylko dwóch przedstawicieli w komisji. Kukiz wyraźnie chce traktować komisję jako narzędzie nacisku zarówno na PiS, jak i na opozycję. I nie można wykluczyć, że ostatecznie będzie w niej głosował razem z pięcioma PiS-owcami. Trudno też powiedzieć, jak zachowa się przedstawiciel Konfederacji w komisji, partia ta potrafi dostarczyć niespodziewanego wsparcia obozowi władzy. PiS ostatecznie może więc nawet przejąć kontrolę nad komisją i jej pracami.

Przy wszystkich tych zastrzeżeniach opozycja dobrze zrobiła, że zatkała nos i weszła w grę z Kukizem. Jeśli PiS-owska część komisji wspólnie z Kukizem i Konfederacją będzie próbowała zamieść sprawę Pegasusa pod dywan, to opozycja faktycznie nic nie straci – bez komisji PiS i tak to zrobi. Jeśli jednak uda się przy okazji prac komisji odsłonić trochę inwigilacyjnych, bezprawnych praktyk obozu władzy, to polityczny zysk może być konkretny.

Europeizacja i jej ograniczenia

Jednocześnie opozycja, przede wszystkim PO, próbuje umiędzynarodowić sprawę Pegasusa i inwigilacji opozycji przez PiS. W czwartek w Parlamencie Europejskim na publicznym wysłuchaniu w sprawie Pegasusa, zorganizowanym przez chadecką Europejską Partię Ludową (EPL) – należą do niej między innymi PO i PSL – gościł Roman Giertych. Powtórzył tam to, co mówił wcześniej przed komisją senacką: że padł ofiarą ataku informatycznego ze względu na swoje kontakty z Tuskiem i innymi czołowymi politykami Platformy Obywatelskiej, że PiS chciał w ten sposób nielegalnie pomóc sobie w wygraniu wyborów.

Jest się czego bać, czyli Pegasus w rękach polskich służb

W Parlamencie Europejskim ma powstać komisja ds. inwigilacji Pegasusem w krajach UE. Jak donosi „Deutsche Welle”, w PE jest dla niej większość. Z europejską komisją śledczą jest jednak taki problem, że poza sprawami dotyczącymi działania organów Unii Europejskiej ma ona dość ograniczone kompetencje śledcze. Giertych w trakcie wysłuchania przed EPL sugerował współpracę europejskiej komisji z prokuraturą, choćby włoską. Sam zapowiedział, że jego adwokaci złożą zawiadomienie do rzymskiej prokuratury w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa – użycia Pegasusa na terytorium Włoch.

Z europejską komisją byłby jeszcze jedne problem – polityczny. Jej prace PiS przedstawi jako kolejny atak Europy na Polskę i polski rząd. Atak w dodatku wyjątkowo nielojalny, bo dokonywany w momencie kryzysu na wschodniej granicy Unii Europejskiej, którą Polska – jak przynajmniej przekonuje rząd PiS – dzielnie broni.

Czego może się obawiać Kaczyński?

Oczywiście, także prace polskiej komisji PiS będzie starał się przedstawić jako atak „opozycji totalnej”, kolejną próbę „podważenia demokratycznego werdyktu Polaków” i „obalenia rządu”. Te argumenty mogą trafić na podatny grunt: cokolwiek ujawni komisja, wielu wyborców PiS się tym nie przejmie. Część z nich jest totalnie odurzona propagandą o „totalnej opozycji” i jest przekonana, że władza może się bronić przed jej zakusami wszelkimi środkami. Inni wzruszą ramionami, powiedzą: władza zawsze przecież podsłuchiwała, o co właściwie ta awantura?

Dopóki Tusk nas nie rozłączy. Jak ułożyć zjednoczenie opozycji, żeby pokonać PiS?

Czy więc Kaczyński nie ma się czego bać? Ma, bo PiS wyraźnie wszedł w fazę dekompozycji i uderzające w obóz władzy informacje, które kiedyś w niczym by mu politycznie nie zaszkodziły, dziś mogą okazać się politycznie bardzo niebezpieczne.

Zwłaszcza w jednym wypadku. Lider PiS powinien się bowiem obawiać nie tego, że komisja śledcza odkryje, iż rząd PiS inwigilował opozycję, ale raczej tego, że udowodni opinii publicznej, iż obiektem agresywnej inwigilacji byli przedstawiciele rządowego obozu. Plotki na ten temat krążą od kilku tygodni. Dziś Interia poinformowała, że podsłuchiwany mógł być nawet prezydent Duda – choć niebezpośrednio, tylko przez podsłuch w telefonie osoby, wobec której prowadzono działania operacyjne.

W sytuacji spadających sondaży, wyraźnego kryzysu przywództwa Kaczyńskiego w Zjednoczonej Prawicy i ogólnego rozprężenia obozu władzy rewelacje o podsłuchiwaniu przez rządowe służby „swoich” mogą nawet rozwalić Kaczyńskiemu klub parlamentarny. PiS ma więc naprawdę dobrą motywację, by do powstania komisji nie dopuścić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij