Kraj

Legia? Może i spadnie z ligi, ale za to będzie sprzedawać NFT

Legia Warszawa, niegdyś potęga, dziś trzeci od końca klub piłkarskiej ekstraklasy, ogłosił z dumą rozpoczęcie współpracy z agencją NFT.

„Współpraca pomiędzy Legią Warszawa a Capital Block umożliwi edukowanie kibiców, nawiązywanie kontaktów oraz budowanie społeczności. Firma Capital Block ma za zadanie opracować dropy, które umożliwią kibicom posiadanie, kolekcjonowanie i sprzedawanie ważnych momentów w historii klubu” – czytamy na oficjalnej stronie ustępującego mistrza Polski.

NFT (non-fungblablabla token) to stanowiący wyzwanie dla ontologów blockchainowy dowód „własności”. Własność jest w tym kontekście nieco mylącym pojęciem, ponieważ, droga czytelniczko, nawet jeśli hipotetycznie zdecydowałabyś się kupić na własność (tylko po co?) token obrazka znudzonej małpy (dostępna również w wersji 3D!), to każdy wciąż mógłby ten sam obrazek pobrać. A potem przerabiać według uznania. Mało tego! Po pobraniu i przerobieniu mógłby go sprzedać jako nowe NFT.

Katastrofa NFT, czyli jak sprzedać mem za milion dolarów

Złośliwi twierdzą, że kupując NFT, kupuje się nic. Jest to nieuczciwe postawienie sprawy. Nic nie żre tyle energii co NFT i nie jest przez to kamyczkiem do ogródka nadciągającej katastrofy klimatycznej. Bardziej podoba mi się stwierdzenie, że kupując NFT, sprzedaje się lata, przez które rodzaj ludzki będzie mógł żyć na jakimś poziomie.

Co się właściwie kupuje w formie NFT? Przehandlować można tweeta, obrazek, lewy but, mem, wypłatę czy ostatnią randkę z Tindera. Właściwie wszystko, co tylko inni ludzie będą chcieli od ciebie kupić. Legia chce udowodnić, że możesz przehandlować również sukcesy i porażki sportowe. Tych drugich Legia ma na koncie ostatnio znacznie więcej, ale nie zapominajmy, że rzeczywistość nie ogranicza w żaden sposób NFT.

Pomysł Legii na współpracę z agencją NFT wydaje mi się szczególnie zabawny. Mam nadzieję, że przynajmniej po jednym mistrzostwie od Legii odkupi warszawska Polonia i poznański Lech.

Czy będzie można kupić token własność jakichś zawodników? Zapisanego na blockchainie Bartosza Śpiączka? Albo bliźniaków Maków? Kupiłbym tylko po to, żeby powiesić nad metakominkiem w mojej metakawalerce w metawersum.

Czy w metawersum obowiązuje kodeks pracy?

czytaj także

Czy w metawersum obowiązuje kodeks pracy?

Valerio De Stefano, Antonio Aloisi i Nicola Countouris

Ale piłkarze kiedyś się skończą. Można sprzedawać ich ponownie. Kilka przykładów kreatywnych konceptów do sprzedaży w technologii NFT: „Mateusz Wieteska zdobywający bramkę głową”, „Mateusz Wieteska otrzymujący żółtą kartkę”, „Mateusz Wieteska otrzymujący żółtą kartkę, ale w innym meczu”, „Mateusz Wieteska otrzymujący żółtą kartkę może i w tym samym meczu co na poprzednim obrazku, ale za to drugą i po faulu na innym zawodniku”.

NFT nawet nie trzeba sprzedawać. Weźmy Janusza Filipiaka, biznesmena, właściciela Comarchu i Cracovii. Dzisiaj pracownicy tej pierwszej organizacji w ramach benefitów pracowniczych dostają karnety na mecze tej drugiej organizacji. Liczba miejsc na stadionie jest jednak ograniczona. A wiecie, co potencjalnie nie jest ograniczone? Tak, wirtualne tokeny biletów na mecz zapisane w technologii blockchain.

Kto powiedział, że NFT ma korespondować ze zdarzeniem, które rzeczywiście zaszło? Wbrew pozorom sprzedawanie NFT-karnetów na nieistniejące miejsca na stadionie to tylko wstępny poziom odklejenia, który mogą osiągnąć polskie kluby. Wróćmy do zawodników. Sprzedawanie NFT z piłkarzami przypomina trochę zbieranie piłkarskich naklejek do klasera, tylko nie jest to rozrywka dzieci, ale dorosłych. I nie za 2 zł za opakowanie naklejek, tylko za setki złotych.

Oto dlaczego bitcoin nie będzie walutą przyszłości

O ile koncept sprzedawania tokenów własności nieistniejących biletów na nieistniejące mecze czy choćby mistrzostwa Polski w piłce nożnej jest czymś, co w niedalekiej przyszłości może ulec biznesowej eksploracji, o tyle włodarzom Legii pewnie zabraknie wizji na wdrożenie czegoś o wiele bardziej przełomowego.

Czymś takim mogłoby być sprzedawanie sukcesów, których nigdy się nie osiągnęło. Token reprezentujący mistrzostwo Legii w sezonie 2021/2022 mógłby w połowie tego roku zadziałać jak nagroda pocieszenia dla kibiców pierwszoligowego już zespołu.

Albo jeszcze lepiej! Token własności odpowiedzialnego i roztropnego prezesa Legii, cierpliwego względem trenerów, mającego nosa do transferów i niewchodzącego w szkodliwe układy z przedstawicielami świata kryptowalut. Coś mi mówi, że za taki bajer kibice warszawskiej drużyny byliby w stanie zapłacić fortunę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij