Kraj

Hetmanat wrocławski. Mistrzowska walka Ołeksandra Usyka ku chwale Ukrainy

Wrocławska batalia hetmana boksu w ostatnią sobotę była największym wydarzeniem w historii sportów walki w Polsce i jednym z najważniejszych wydarzeń kształtujących tożsamość Ukraińców w naszym kraju.

W burzową sierpniową noc 2023 roku, w 549. dzień pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę, krymski wirtuoz pięści Ołeksandr Usyk bronił mistrzostwa świata wagi ciężkiej na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. W 2011 roku odbyło się tam wiekopomne lanie Tomasza Adamka (wybitnego sportowca, a zarazem zatwardziałego ksenofoba i rasisty, który wojnę za naszą wschodnią granicą nazywa „sprawą wewnętrzną Ukrainy”) przez Witalija Kliczkę.

Pojedynek Usyka z Danielem Dubois był świeckim misterium, symbolicznym przypieczętowaniem polsko-ukraińskiego braterstwa dusz, nowej unii ponadpaństwowej. We wrocławskim spektaklu tkwi mitotwórczy żywioł.

Droga do wojny

O antynomii Usykowego jestestwa, rozdarciu między narodowowyzwoleńczym dziedzictwem Kozaczyzny i cerkiewnym pasywizmem pisaliśmy przy okazji gali Furia na Morzu Czerwonym w Arabii Saudyjskiej. Niemal równo rok temu Ukrainiec pokonał tam Anthony’ego Joshuę po porywającym widowisku, ostatecznie udowadniając niewiernym, że zwycięstwo w pierwszej walce z Anglikiem nie było dziełem przypadku, a pięściarskiego geniuszu. Jednocześnie „Kot” Usyk umocnił swoje miejsce w panteonie współczesnych bohaterów Ukrainy, spychając w niepamięć młodzieńcze, zawarte na Krymie przyjaźnie z Rosjanami i kontrowersyjne przedwojenne wypowiedzi, w których nawoływał do rosyjsko-ukraińskiej jedności.

Ukraina staje się krajem ludzi straumatyzowanych

czytaj także

Obecnie żarliwą wiarę Usyka powszechnie uważa się za wyraz patriotyzmu (według badań Centrum Razumkowa religijność Ukraińców podczas wojny znacząco wzrosła). Szczególnie że zimą jednoznacznie zadeklarował przynależność do autokefalicznej (niezależnej) Cerkwi Prawosławnej Ukrainy, dominującej w ukraińskim społeczeństwie nad Cerkwią Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego. Status mistrza w sercach rodaków stał się tym samym wręcz nietykalny.

Wiele wskazywało, iż wiosną zobaczymy walkę o miano niekwestionowanego hegemona tzw. królewskiej dywizji: starcie „Kota” z brytyjskim „Królem Cyganów” Tysonem Furym, enfant terrible światowego boksu. Kompletnie nieprzewidywalny, gubiący się we własnych kłamstwach i nałogach Fury, notabene pięściarz nie mniejszego formatu niż Usyk, przeciągał tymczasem negocjacje w nieskończoność, zrywając je nagle z niejasnych powodów. Ukrainiec nie mógł już dłużej czekać i rozpoczął przygotowania do boju z obowiązkowym pretendentem, kolejnym Brytyjczykiem Danielem Dubois – rębajłą o karaibskich korzeniach i eksplozywnej mocy uderzenia, dużo od Usyka większym (dwa metry wzrostu i około stu dziesięciu kilogramów wagi kontra metr dziewięćdziesiąt i sto kilogramów) i dużo młodszym (25 lat kontra 36 lat).

Czy Grupa Wagnera faktycznie przestała istnieć?

Obrońca tytułu był wyraźnym faworytem z racji przewagi umiejętności i doświadczenia, lecz skreślanie „Dynamitowego Daniela” byłoby głupotą. Nie zapominajmy, że wywodzący się z wagi średniej Ołeksandr, stanowiący słowiańską inkarnację Muhammada Alego, rywalizuje z grubokościstymi olbrzymami, dysponującymi kluczowym w wadze ciężkiej argumentem siły. Ona znaczy tu często najwięcej i umiera najpóźniej. Pierwszą ofiarą bokserskiej starości jest zaś zwinność nóg, uważana za główną broń Ukraińca, choć źródło jego maestrii leży gdzie indziej.

Na ziemi Lachów

Wybór Polski na gospodarza walki mistrzowskiej był konsekwencją kilku czynników, na czele z mentalną i geograficzną bliskością obywateli Rzeczpospolitej Polskiej i Republiki Ukrainy. Hetman Usyk chciał walczyć „jak w domu”, więc jego promotor Aleks Krasiuk zawarł biznesowy pakt z ich polskim sojusznikiem Andrzejem Wasilewskim, szefem grupy Knockout Promotions. W organizację zaangażowała się również strona brytyjska i współpromujący Usyka od czerwca saudyjscy arystokraci. Wrocławski stadion to oczywisty wybór, tym bardziej że co trzeci mieszkaniec miasta pochodzi z Ukrainy.

Na konferencjach prasowych i w wywiadach „Kot” opowiadał o potrzebie ciągłego cementowania polsko-ukraińskich relacji, wpisując się w trudną dyskusję o życiu Ukraińców na obczyźnie. Coraz częściej pobrzmiewa w niej nuta postkolonialnej wyższości, zatruta lasza pieśń, którą należy zagłuszyć sportowym idealizmem. Zaspokoić głód mitu stadionowym dramatem, dać nadzieję wygnańcom, oczyścić ludowe i burżuazyjne umysły z grzechu pogardy.

„Od wielu lat żyjemy w zgodzie, więc nie trzeba wypominać tego złego, co było między nami. Powinniśmy kontynuować to, co robimy w ostatnim czasie […]. Trzeba pomyśleć, czy na pewno jest dokładnie tak, jak mówi jedna albo druga strona. Trzeba zrozumieć, że konflikty są korzystne tylko dla jednej strony. Dla tej, która chce tego konfliktu. Mieliśmy skomplikowaną wspólną historię, walczyliśmy ze sobą, ale dziś nie możemy tego powtórzyć ani też nie można już cofnąć czasu. Musimy znać swoją historię, ale trzeba też się uczyć, rozwijać i kochać” – mówił Usyk dwa tygodnie przed starciem z Dubois w rozmowie z Antonim Partumem, na obozie przygotowawczym pod Karpaczem. Starannie ważył każde słowo, nie opuszczał emocjonalnej gardy, ale udało mu się uniknąć piarowego komunału. I to nawet nie w samym znaczeniu słów, tylko w ich fizycznym brzmieniu, w chrzęście kozackiej szabli. W tej prostodusznej wierze, iż zbawią nas nauka, rozwój i miłość. Iż nadchodzą nowi ludzie.

Arena

Tłum przed bramami stadionu, ogromnego chińskiego lampionu o półprzezroczystej elewacji z włókna szklanego i żelbetowych trybunach, gęstnieje z minuty na minutę. Kolejne gromady ukraińskich kibiców docierają piechotą, samochodami, autokarami i tramwajami. Stopniowo tworzy się powolna rzeka ludzi, wypełniająca esplanadę. O siedemnastej bramy zostają otwarte, Ukraińcy wkraczają na arenę. Cały przekrój wiekowy i społeczny. Trzypokoleniowe rodziny, grupy młodych kobiet, skandujący patriotyczne hasła robotnicy, onieśmielona gwałtownością przeżycia inteligencja. Dresy Armani, folkowe kreacje od Wity Kin, czarne garnitury na dawną lwowską modłę.

Malujące się na twarzach powaga i skupienie, blask i euforia. Zawieszenie wewnętrznych sporów. Nikt dziś nie pyta młodych mężczyzn, dlaczego nie walczą na froncie, a przecież w kraju i za granicą codziennie zmagają się z presją, która dzieli naród na zdrajców i żołnierzy. Wojna niszczy społeczeństwo od środka na wiele sposobów, mimo że zjednoczyła je jak nic przedtem.

Około dwudziestej drugiej, po kilkunastu walkach rozgrzewających krew, oglądamy ostatnie przygotowania Usyka w szatni. Ze sobą ma najbliższy krąg trenerski i napisaną przez Ołeksandra Klimenkę ikonę, prezent od żołnierzy z Bachmutu, których pięściarz poznał w wojsku. Podłoże ikony wykonano z desek pochodzących z pokrywy skrzyni na amunicję, wystrzeliwanej podczas bitwy o miasto. Pocałunkiem złożonym na obrazie i fanatyczną modlitwą czempion uczcił dwa dni przed pojedynkiem Dzień Niepodległości.

„Zaczęli wypytywać, ilu separatystów skazałam”. Siedem miesięcy w rosyjskiej niewoli

„We Wrocławiu wydarzy się coś wyjątkowego, co zobaczą Ukraińcy, Polacy, Brytyjczycy i cały świat. Mija 550 dni, od kiedy Rosja zaczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę. A my nadal żyjemy i walczymy. Dzięki sile naszych ludzi, tak potężnych jak Ołeksandr Usyk […], Ukraina wygra. Najgorętsze podziękowania dla was, mieszkańców Wrocławia i Polski, za to, że jesteście z nami. Chwała Ukrainie!” – oto przemówienie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który tuż przed walką pojawia się na stadionowych telebimach. Podobne słowa słyszeliśmy z jego ust wielokrotnie, ale wciąż nie tracą na wiarygodności. Nie bez powodu Zełenski zajął pod koniec zeszłego roku drugie miejsce (tuż za Tarasem Szewczenką, Usyk był siedemnasty) w ogólnonarodowym plebiscycie na najwybitniejszego Ukraińca wszech czasów.

Godzinę przed północą, w strugach deszczu i światłach błyskawic, Usyk wchodzi do ringu przez szpaler kibiców. Śpiewa mu na żywo Wasyl Żadan, znany w Polsce z wybornych featuringów na festiwalach romskiego disco polo. Wojenne bębny marsza grają.

Pojedynek

Hymn Ukrainy wykonuje Alyona Omargaliyeva. Za jej plecami, w narożniku, stoi Usyk. Wielu osobom płyną łzy po policzkach. Śpiewają cicho, przez ściśnięte gardło.

Mańkut Usyk narzuca swoje warunki od pierwszego gongu. Wygrywa walkę pozycyjną i kontroluje lewą rękę Dubois, fechtując przy tym prawym prostym, wyczuwając dystans na milimetry i pozostając w nieustannym ruchu. Zaczyna obniżać pozycję, zmieniać kąty natarcia, ponawiać błyskawiczne ataki. Nie daje Brytyjczykowi chwili wytchnienia i nie marnuje ciosów, cierpliwie torując drogę kolejnymi zwodami. W połowie drugiej rundy trafia bezpośrednim lewym prostym i natychmiast podkręca tempo. Dubois próbuje odpowiadać bombami z prawej ręki, ale jest bezradny.

Trzecia i czwarta runda to coraz bardziej intensywny pojedynek, w którym Ukrainiec niepodzielnie dominuje. Wysoka wygrana na punkty lub nokaut na Brytyjczyku wydają się kwestią czasu, jednak na początku piątej odsłony mistrz otrzymuje prawy hak poniżej pasa i pada na deski. Jest mocno zraniony, trzęsąc się z bólu, siada przy linach z nienaturalnie podwiniętą nogą i sygnalizuje sędziemu, że nie zdoła od razu wstać. Czterdzieści tysięcy widzów zamiera w milczeniu.

Grubo ponad dwie minuty zajmuje Usykowi dojście do siebie. Zbiera się z desek, ostrożnie podchodzi do narożnika, chwyta liny, ukrywa twarz w rękawicach, żegna się znakiem krzyża i wraca do boju przy triumfalnej wrzawie publiczności. Dubois rzuca się do ataku, ale nie jest w stanie dobić rywala. Czempion odzyskuje rytm, szarżuje i trafia lewicą. W rundach szóstej i siódmej idzie już bezpardonowo po swoje. Zmusza Daniela do odwrotu, zasypuje go tysiącami cięć. Pod koniec ósmego starcia Dubois pada po raz pierwszy, rażony kombinacją prawego sierpowego i lewego prostego.

Ostatni akt następuje w dziewiątej rundzie. Zakrwawiony Brytyjczyk przyjmuje na szczękę coup de grâce, bity z doskoku prawy prosty, dokręcony z mistrzowską precyzją. Sędzia liczy klęczącego Daniela i przerywa pojedynek, ogłaszając zwycięstwo hetmanatu.

***

Jakub Biłuński – dziennikarz i reporter, redaktor portalu Bokser.org. Współpracuje lub współpracował m.in. z Grupą Agora, TVP Sport, Wirtualną Polską, Interią i Programem Drugim Polskiego Radia. Współautor książki Polskie pisanie o boksie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Biłuński
Jakub Biłuński
Dziennikarz i reporter
Dziennikarz i reporter, redaktor portalu Bokser.org. Współpracuje lub współpracował m.in. z Grupą Agora, TVP Sport, Wirtualną Polską, Interią i Programem Drugim Polskiego Radia. Współautor książki „Polskie pisanie o boksie”.
Zamknij