Kraj

Dewastacja plus, imposybilizm… też plus

Proponowane przez PiS zmiany tak zwanej ustawy ocenowej cofają nas do poprzedniej epoki. Pomysł, by „inwestycje strategiczne” wyjąć spod ograniczeń ekologicznych i wszelkich innych jest antydemokratyczny, antyrozwojowy i nie przystaje do współczesnej cywilizacji.

Żeby jedni Polacy mogli wstać z kolan, najpierw inni muszą na nie upaść – to filozofia rządów PiS znana od samego ich początku. Ale ta logika idzie dalej: żeby rząd mógł rozwiązywać poważne problemy, dobrze by było, gdyby pozostali aktorzy mieli związane ręce. A żeby głos władzy liczył się naprawdę, innym warto by zatkać gębę. I w tych dokładnie duchu utrzymana jest najnowsza, zaskakująca nowelizacja prawa w kwestii ochrony środowiska.

Jak alarmuje na swoim profilu fundacja Client Earth – Prawnicy dla Ziemi, w ten piątek w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie projektu fundamentalnych regulacji, w wersji, której nie poznali uczestnicy zeszłorocznych konsultacji społecznych. Ta rządowa wrzutka to, jak czytamy na profilu Client Earth: „Nowelizacja ustawy o ocenie oddziaływania na środowisko i 12 innych ustaw wprowadzająca kategorię «inwestycji strategicznych», których realizacja będzie mogła się odbyć z pominięciem konsultacji społecznych i bez przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko, nawet na terenach cennych przyrodniczo.

O tym, która inwestycja będzie «strategiczna», zupełnie dowolnie decydować będzie rząd, a jej realizacja będzie mogła nastąpić wbrew woli gminy i wbrew istniejącym miejscowym planom zagospodarowania przestrzennego.

Co więcej, nową procedurę będzie można zastosować do tych inwestycji, dla których postępowania środowiskowe już się toczą i które natrafiają na opór społeczeństwa. Projekt ustawy daje możliwość umorzenia postępowania ocenowego i rozpoczęcie w jego miejsce procedury dla «inwestycji strategicznej», w której obywatele nie będą mieli nic do powiedzenia”.

Majmurek: PiS-owi po raz pierwszy od 2015 r. brakuje narracji

Czyli tak: jeśli rząd uzna, że osuszenie resztek mokradeł w Polsce to pomysł godny realizacji ze względu na bezpieczeństwo żywnościowe i żywotne interesy polskiej wsi, to premier z radością zabawi się w Mussoliniego i osuszy nam jakiś polski odpowiednik bagien pontyjskich. Jeśli zabetonowanie Odry ze wszystkich stron uzna za niezbędne dla rozwoju transportu rzecznego w konkurencji do Niemiec – hulaj dusza, prostujemy rzekę. Ktoś wskaże, że może lokalizacja elektrowni atomowej w województwie, w którym każdego lata brakuje wody, to nie jest najlepszy pomysł? Cóż, w polityce trzeba mieć priorytety. Na przykład nastroje wyborców w kluczowym dla utrzymania władzy okręgu.

Co prawda, decyzje o inwestycji będzie jeszcze konsultował Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska, ale przypomnijmy, że to urzędnik mianowany przez premiera i nadzorowany przez ministra środowiska. Kiedy już ustali – dowolnie minimalne – warunki realizacji „inwestycji strategicznej”, to w oparciu właśnie o nie toczyć się ma okrojone (bez mieszkańców, jedynie z możliwością udziału organizacji ekologicznych istniejących od ponad roku) postępowanie w kwestii oddziaływania na środowisko. Samego zakresu oceny (i warunków), który GDOŚ wyznaczy, zaskarżyć nie można.

Rząd tak powiedział, można się rozejść

I tak oto skupieni na dyskusjach o lex Tusk zostajemy nagle skonfrontowani z projektem, którego konsekwencje są trudne do ocenienia – a zarazem symptomatycznym. Nie tylko tryb, czyli wrzutka z zaskoczenia, lecz przede wszystkim treść nowelizacji perfekcyjnie oddają trzy najważniejsze cechy rządów Prawa i Sprawiedliwości wraz z przybudówkami.

Po pierwsze ten projekt, tak samo jak ich całe rządy, jest antydemokratyczny w wymowie i w praktyce ustrojowej. Już pal sześć, że konsultacje społeczne były fikcją, bo to, co faktycznie konsultowano w maju 2022 roku, ma się nijak do tego, co wrzucono właśnie do Sejmu. Zeszłoroczna nowelizacja modyfikowała osiem ustaw, licząc w sumie osiem stron plus tyleż uzasadnienia. Obecna zmienia ich aż 13, a liczy 49 stron (!). A z uzasadnieniem… 449. Kluczowe, dodane w międzyczasie zmiany dotyczą właśnie specjalnego trybu realizacji „inwestycji strategicznych”, ergo: obywateli można pytać o zdanie, ale tylko w sprawach niezbyt istotnych.

Cały kierunek zmian zmierza do tego, by głosy niuansujące, liczące koszty czy po prostu wyrażające interesy społeczności, uciszać jednym słowem: „strategiczny”. Inwestycja strategiczna, czyli: rząd tak powiedział, można się rozejść.

To także pozbawienie obywateli praw i procedur, które czynią ich głos czymś realnym i sprawczym: przy takiej konstrukcji prawa mieszkańcom okolic danej inwestycji nierzadko pozostanie już tylko obywatelskie nieposłuszeństwo. A demokratyczne państwo, co do zasady, tym się różni od niedemokratycznego, że daje możliwości legalnego oddziaływania na władzę także poza wrzuceniem kartki wyborczej raz na kilka lat. To, co powinno być ostatecznością, czyli na przykład przykuwanie się do wycinanych rabunkowo drzew czy blokowanie dróg, w kontekście „inwestycji strategicznej” będzie dla wielu żywotnie zainteresowanych jedyną opcją powiedzenia, że coś jest nie tak. Bo powtórzmy: ramy legalnej konsultacji urzędnik władzy – Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska – będzie mógł zarysować dowolnie wąsko.

Jak rozśmieszyć nafciarza? Łatwizna. Powiedz mu, że walczysz o klimat

Taka nowelizacja jest antyrozwojowa, bo stoi za nią wiara, że niedasizm zwany uczenie imposybilizmem da się przezwyciężyć centralistycznym zamordyzmem. Konsultacje społeczne idą na śmietnik razem z planami zagospodarowania przestrzennego i regulacjami chroniącymi przyrodę. Cele i plany realizuje się poprzez arbitralną decyzję rządu, względnie innego „ośrodka dyspozycji politycznej”, a nie negocjuje z interesariuszami, choćby ze społecznością lokalną. Narzuca się realizację przedsięwzięcia, choć dla jego powodzenia zazwyczaj potrzebna jest współpraca różnych, niezależnych od władzy graczy, mających własne interesy. Państwo sprawcze to państwo, które dowozi to, co postanowiło, na przekór okolicznościom.

„Białe słonie” ku chwale Prezesa

Czy tak będzie szybciej i bardziej skutecznie, na przykład stawiać niezbędną infrastrukturę? Trudno to sobie wyobrazić. Przecież dokładnie w tym duchu przeprowadzono niesławną „deformę” oświaty minister Anny Zalewskiej – wbrew nauczycielom, samorządowcom i sporej części rodziców. Operacja bez znieczulenia się udała, ale pacjent dogorywa. Gimnazjów nie ma, sześciolatków w szkołach też nie, podstawówka znów ma osiem lat, jak wówczas, gdy Polska była ludowa – tylko kto może, ten ucieka do systemu prywatnego. Trudno liczyć, że zastosowanie takiej samej logiki: wola rządu jest prawem, cokolwiek sądzą o tym zainteresowani – w przypadku kolejnych przekopów Mierzei Wiślanych czy bloków węglowych Ostrołęki przyniesie efekty znacząco odmienne.

Wreszcie – nowelizacja ustawy ocenowej to krok antycywilizacyjny, bo cofa nas do epoki, w której wielkie przedsięwzięcia modernizacyjne wykonywano bez poszanowania granic ekologicznych, a zdolność „ujarzmienia Natury przez Człowieka” uznawano za wyznacznik państwowej i narodowej dojrzałości. W takiej logice można było wybudować tamę na Nilu w Asuanie, przekopać Kanał Panamski czy odwrócić bieg rzeki Amu-darii w radzieckim Uzbekistanie. Nie da się jednak zaradzić kryzysowi klimatycznemu ani nawet zaadaptować Polski do życia w zmienionych warunkach środowiskowych.

Epoka i położenie geograficzne wymagają od nas polityk subtelnych, łączących cele ekologiczne, obronnościowe i społeczne. Ingerując w naszą przestrzeń, musimy ważyć i wiązać różne aspekty: system energetyczny musi jednocześnie zapewniać bezpieczeństwo lokalne i zewnętrzne, nie docieplać planety, dostarczać przystępnej cenowo energii. Renaturyzowane mokradła mogą służyć za naturalne pole minowe, magazyn CO2 i narzędzie łagodzenia kryzysu wodnego. Infrastruktura transportowa ma ułatwiać ludziom życie i redukować nasz ślad ekologiczny.

To wszystko wymaga regulacji, negocjacji, procedur i konsultacji – a przede wszystkim wielogłosu ekspertów i obywateli. Pomysł, by „inwestycje strategiczne” temu wszystkiemu nie podlegały, sprzyja fałszywej redukcji złożoności i arbitralnemu stawianiu jednych celów i perspektyw ponad inne. W praktyce będzie to oznaczało gigawaty i beton always first.

Zjednoczona (i nie tylko) Prawica w obszarze polityk publicznych jest wyjątkowo dobrze przygotowana do rozgrywania poprzednich wojen, podejmowania wyzwań z poprzedniego wieku i stosowania rozwiązań właściwych dla równoległej rzeczywistości. Będzie stawiała nowe bloki węglowe w epoce przyspieszającej dekarbonizacji, planuje betonować nabrzeża rzek w warunkach postępującego kryzysu wodnego i zamieni resztki naturalnych lasów w plantacje desek na eksport. Zamiast łączyć w polityce cele obronne, ekologiczne i społeczne w duchu „ekonomii obwarzanka”, stawia „białe słonie” ku chwale Prezesa i spółek skarbu państwa.

Po nowelizacji ustawy ocenowej będzie robić to wszystko dalej – tylko łatwiej, prościej i bez zbędnych formalności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij