Niektórzy z częstochowskich radnych chcą przeniesienia lekcji religii do salek katechetycznych. Wiedzą, że rząd PiS się na to nie zgodzi, dlatego wykorzystują argument oszczędnościowy. W mieście przyjęto pierwszą w Polsce uchwałę, która jednocześnie jest apelem o zmianę modelu finansowania lekcji.
Od kiedy Konrad Fijołek wygrał w Rzeszowie przedterminowe wybory prezydenckie, rozpoczął się nieformalny plebiscyt na samorząd, o który roztrzaska się konserwatywna fala. Nadzieję wzbudziły ostatnio zmiany w sejmiku śląskim; teraz oczy zwrócone są ku Częstochowie, której radni przegłosowali uchwałę − apel, by lekcje religii były w całości finansowane przez rząd, a samorząd nie musiał do nich dopłacać. Jeśli to pierwszy krok na drodze do rozdzielenia Kościoła od państwa, to uczyniony został w miejscu symbolicznym. Wszak obrona Częstochowy już kiedyś odwróciła niepomyślny trend.
PiS zyskał na zdradzie, dziś oskarża o nią byłych członków. Co się dzieje na Śląsku?
czytaj także
Pazernemu nigdy nie dość
O tym, że religia obciąża lokalne budżety, samorządowcy mówią od dawna. Już w 2019 roku władze różnych miast, od Gdańska po Ustrzyki, kierowały do kurii prośby o zmniejszenie liczby godzin religii w szkołach. Z różnym skutkiem. Nie do MEiN, ale do kurii, bo choć lekcje religii odbywają się w szkołach publicznych, a pensje katechetów płacone są z naszych podatków, świecki rząd nie ma wielkiego wpływu na to, ile, kiedy i czego naucza się dzieci podczas zajęć. Decyduje o tym biskup.
To jawne nadużycie było do niedawna lekko osłaniane tym, że nie chodzi tylko o Kościół katolicki, ale o wszystkie Kościoły (choć wiadomo, kto tu jest hegemonem); że religia nie jest obowiązkowa, można wybrać etykę (choć brakuje nauczycieli tego przedmiotu), wreszcie: że religia będzie się odbywała na lekcjach pierwszych albo ostatnich, żeby dzieci, które na nią nie chodzą, nie traciły czasu.
czytaj także
Z czasem okazało się jednak, że to taki sam kompromis jak ustawa aborcyjna i Kościołowi wcale nie wystarcza. W szkołach kosztem lekcji zaczęły odbywać się też rekolekcje, w czasie godzin szkolnych organizowane są wycieczki religijne, ocena z religii znalazła się na świadectwie i wlicza się do średniej.
Teraz kuratorka Barbara Nowak domaga się, by lekcje religii odbywały się w środku planu zajęć, a minister Czarnek zapowiedział, że od przyszłego roku religia lub etyka będą obowiązkowe. By poprawić sytuację z brakami kadry mogącej nauczać etyki, MEiN podpisał projekt finansowania studiów podyplomowych dla nauczycieli, którzy będą chcieli uczyć tego przedmiotu. Studia będzie można odbyć zaś tylko na wydziałach teologicznych i uczelniach katolickich.
Aby dopełnić dzieła i przypieczętować drugą kontrreformację Polski, minister Ziobro forsuje ustawę „w obronie chrześcijan” – chyba tylko po to, by zatrzymać proces memifikacji JPII i zakazać połączeń o 21.37.
Rząd prawicy ma determinację jak łosoś, żeby tak płynąć pod prąd, bo trend dla Kościoła jest raczej pesymistyczny. Badania CBOS pokazują, że w 2021 roku udział w lekcjach religii deklarowało zaledwie 54 proc. uczniów, przy silnej dynamice spadkowej, bo w 2018 roku było to 70 proc., a w 2010 aż 93 proc. W dodatku większość uczniów uważa lekcje religii za nudne. IBRiS z kolei pokazał badanie mówiące, że 50 proc. Polaków uważa, że religia powinna pozostać w szkołach, a 44 proc. jest pewna, że należy ją stamtąd wyprowadzić.
czytaj także
Skandale pedofilskie, arogancja, przepych, jawny mizoginizm, flirty z faszystami, hejt i prowokowanie nagonek na osoby LGBT najwyraźniej nie przynoszą Kościołowi popularności. Tym bardziej że coraz więcej osób orientuje się, że podobny sojusz tronu i Kościoła, oparty na antypostępowej, antyzachodniej, ksenofobicznej i przemocowej wizji świata kwitnie w Rosji. Kolejni opozycyjni politycy, nawet ci dość konserwatywni, mówią o potrzebie oddzielenia Kościoła od państwa. Teraz mają szansę przejść do czynów.
Samorządy są biedne, Kościół bogaty
Polski Ład odbiera samorządom około 20 proc. ich najważniejszego źródła dochodów. Podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 30 tysięcy złotych i podniesienie progu podatkowego, choć wydają się korzystne dla podatników, w połowie sfinansowane są z budżetów samorządowych. Luka wynikająca z tych zmian w dochodach samorządów wynosi około 10−11 mld rocznie − czytamy w analizie dra hab. Dawida Sześciły. Zmiany podatkowe w połączeniu ze wzrostem cen energii i inflacją wymuszają oszczędności. Można ciąć na etatach służb miejskich, zmniejszyć liczbę pielęgniarek, przestać wywozić śmieci. Można też oszczędzić na lekcjach religii.
− Coraz więcej uczniów rezygnuje z lekcji religii, tymczasem koszty zajęć rosną, co wynika ze wzrostu płac dla nauczycieli i podwyżki płacy minimalnej − mówi nam Sebastian Trzeszkowski, radny Częstochowy, pomysłodawca inicjatywy. − W tym roku organizacja lekcji religii w Częstochowie kosztowała ponad 9,5 mln zł, z czego 70 proc. jest subwencjonowana, a 30 proc. – czyli blisko 3 mln – pochodzi z dochodu własnego gminy. Samorządy przez Polski Ład są zmuszone do szukania oszczędności przy organizowaniu budżetu na przyszły rok i każdą złotówkę oglądamy kilkukrotnie. Z organizacją zajęć religii i tak są problemy, czasem na zajęcia chodzi tylko jedna osoba, a ponieważ uczniowie dynamicznie rezygnują z zajęć, to proponujemy, że skoro rząd chce nadal finansować religię, niech to robi w całości, a nie kosztem samorządu − mówi radny.
Radny uważa, że religia powinna wrócić do salek katechetycznych, wie jednak, że na to PiS się nie zgodzi, i wysuwa argument oszczędnościowy. Oczywiście PiS cieszy się z niedoli samorządów. Pytanie, czy nie przedobrzy – i kto się będzie śmiał ostatni.
− Sytuacja w Częstochowie jest reprezentatywna dla całego kraju. Na religię chodzi u nas 54 proc. uczniów, tyle samo według badań CBOS-u deklaruje uczestniczenie w lekcjach religii w całej Polsce − mówi częstochowski radny, który codziennie odbiera telefony od samorządowców z całego kraju, którym podpowiada, jak taką uchwałę przeprowadzić.
„Wolność religijna” jest tyranią. Kiedy ją wreszcie zgilotynujemy?
czytaj także
Podobny projekt jest już w Krakowie, Wrocławiu, Katowicach. Do władz Warszawy z interpelacją zwróciła się Agata Diduszko-Zyglewska. Zapytała o koszt wynagrodzeń katechetów w roku 2022, o to, czy od 2020, kiedy pensje kosztowały 48 mln, koszt ten spadł, skoro spadła liczba uczniów uczęszczających na religię. Zapytała też o listę etatów i o to, czy prezydent zaapeluje do rządu o nieobciążanie miasta kosztami nieobowiązkowego przedmiotu. Zaznaczyła, że subwencja, czyli dopłata rządu, nie pokrywa już nawet połowy kosztów stołecznej oświaty.
Kościół mógłby weprzeć rząd i sam pokryć pensje katechetów. Nie zbiednieje od tego. Od 2016 roku co roku wzrasta wysokość funduszu kościelnego, czyli wkładu z budżetu państwa: w 2016 to 145,3 mln, w 2021 193,7 mln, a w 2023 ma to być aż 216 mln.
A przecież to nie wszystko, bo do kościelnych „dzieł” hojnie dokładają się kolejne ministerstwa i spółki skarbu państwa. Miliony płyną z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwa Sprawiedliwości, Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Lasów Państwowych, Wód Polskich, KPRM i wielu innych.
Lęk separacyjny?
Entuzjazm kolejnych samorządowców, a przede wszystkim reakcje samych częstochowian, cieszą radnego Trzeszkowskiego.
− Odbiór naszej inicjatywy jest w Częstochowie bardzo pozytywny, mamy setki komentarzy, wiadomości i telefonów popierających tę inicjatywę − mówi. − Ale w tym projekcie chodzi też o to, że rozpoczyna się dyskusja w całej Polsce. Temu rządowi kończy się kadencja, ci, co przejmą władzę, dostają teraz jasny sygnał, by tę sprawę przeprowadzić.
Czy uda się, niemal pół tysiąca lat po Lutrze, przeprowadzić w Polsce reformację? Czy też konserwatywna część opozycji znów poczuje lęk separacyjny, wstrzyma się od głosu i znowu będzie przekonywać, wbrew jasnym sygnałom od społeczeństwa i deklaracjom własnych liderów, że jeszcze nie czas na postęp?
W częstochowskim samorządzie przewagę ma lewica. Radnych lewicowych jest dwunastu, PiS ma ośmiu, Wspólnie dla Częstochowy pięciu i KO 3. Za uchwałą głosowało dwunastu radnych: wszyscy obecni z lewicy i Jolanta Urbańska ze Wspólnie dla Częstochowy. Dwojga radnych KO nie było, a jedna wstrzymała się od głosu.