Kraj

Czarnek, przestań mi tu dziewczynki prześladować!

Skończmy z ciągłym krytykowaniem i komentowaniem cudzego wyglądu. Dziewczyny, wolicie usłyszeć w pracy, że coś świetnie zrobiłyście czy że świetnie wyglądacie?

W 2020 roku na polską edukację spadły dwie plagi: pandemia i minister Czarnek. Dzieci zatęskniły za szkołą, a my zatęskniliśmy za ministrą Zalewską.

Minister Przemysław Czarnek od samego początku wzbudzał kontrowersje, zabrakłoby mi tu miejsca, gdybym chciała wymienić wszystkie, poczynając od odwiedzenia babci w szpitalu zamkniętym w trakcie lockdownu. Później ministerstwo pod Czarnkiem zabłysnęło m.in. prześladowaniem uczelni, nauczycieli i uczniów popierających protesty kobiet, za to podlegające ministerstwu kuratorium postanowiło przyznawać dodatkowe punkty na świadectwie za napisanie antyaborcyjnej piosenki lub wiersza. Ostatnio Czarnek zapowiedział powstanie nowej dyscypliny naukowej – nauki o rodzinie. Jaka epoka, taki marksizm-leninizm.

Najnowszym hitem jest niedawna wypowiedź ministra Czarnka, który za jeden z priorytetów uznał zwiększenie liczby zajęć sportowych w szkołach. Cel szczytny – walka z otyłością wśród dzieci. Pewnie nie zwrócilibyśmy uwagi na tego newsa, gdyby nie fakt, że minister Czarnek po raz kolejny zabłysnął, dodając, że w kontekście otyłości wśród uczniów większy problem jest u dziewczynek.

Jak rozwiązać „większy problem” ministra Czarnka?

Kiedy Czarnek obejmował posadę ministra, liczne kontrowersje wzbudziła kwestia jego wątpliwego dorobku naukowego. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego minister albo nie umie korzystać ze źródeł i czytać statystyk, albo, co gorsza, stawia diagnozy bez wcześniejszej weryfikacji lub wręcz ze świadomością, że są nieprawdziwe.

Konsekwencje były natychmiastowe – media zjechały Czarnka, gorliwie zaznaczając hipokryzję ministra i bez ceregieli sugerując, że sam powinien schudnąć. Natychmiast pojawiły się stosowne memy i cała Polska naśmiewała się z pogrubionego Czarnka, który szkaluje młodzież.

Słowa ministra przypomniały mi od razu hipokryzję facetów z Tindera. Często widywałam tam zdjęcia mężczyzn, którzy sami mieli ponadnormatywne BMI, ale w opisie wpisywali „interesują mnie tylko szczupłe dziewczyny, wielorybom dziękuję”. Przerażająca hipokryzja, prawda? Chciałoby się uważać, że to odosobnione przypadki, niestety statystyki pokazują, że to powszechne zjawisko.

Z najbardziej znanych badań seksualności Polaków wynika, że dla mężczyzn wygląd partnerek jest bardziej istotny niż dla kobiet wygląd partnera, w dodatku aż 70 proc. mężczyzn deklaruje, że atrakcyjne są dla nich szczupłe kobiety. Okazuje się, że nie tylko minister Czarnek, ale zdecydowana większość Polaków to hipokryci. Dlaczego? W naszym kraju aż 74 proc. mężczyzn ma problem z nadmierną wagą ciała, w przypadku kobiet problem dotyczy 50 proc. Mężczyźni przodują zarówno w statystykach nadwagi, jak i otyłości. Za to stosunek kobiet z niedowagą do mężczyzn to cztery do jednego procenta.

Na ministra Czarnka bardzo słusznie posypały się słowa krytyki za wprowadzanie opinii publicznej w błąd. To, że większość mediów musiała przy tym zaznaczyć, jak wygląda minister, jest niestety częścią szerszego zjawiska. Bo czy gdyby Czarnek miał sylwetkę trenera fitnessu, to jego słowa o dziewczynkach nie zasługiwałyby na krytykę? Czy tylko szczupli mogą się wypowiadać na temat wagi? Wreszcie, czy mediom tak bardzo zależy na propagowaniu porządku, w którym ludzie wzajemnie kontrolują swój wygląd i w którym można robić z docinki z powodu nienormatywnego ciała?

W Polsce normą jest ocenianie czyjegoś wyglądu i wagi. Robi się to zarówno w przestrzeni prywatnej, jak i w mediach. Komentuje się nie tylko aktorki i celebrytki, często dotyczy to kobiet na stanowiskach eksperckich. Jeśli wpiszecie w Google’u „najpiękniejsze polskie posłanki”, to ze zgrozą stwierdzicie, że nie tylko brukowce robią takie rankingi.

Komentarze na temat zagranicy? To samo. Typowy polski artykuł „Kraj X ma nową premierkę, zobaczcie, jaka jest piękna [GALERIA ZDJĘĆ]”. Na próżno szukać tam informacji o wykształceniu czy dotychczasowych osiągnięciach polityczki.

Żyjemy w średniowieczu, nawet oficjalne media nie wstydzą się tego, że tkwią w nim po uszy i że wybory do Sejmu mylą im się z wyborami Miss Polonia. Zresztą rozumianego na opak równouprawnienia też w mediach nie brakuje i podobne artykuły można przeczytać o parlamentarzystach i europosłach.

Komentowanie czyjegoś wyglądu nie jest tylko domeną mediów, jest powszechną praktyką w miejscu pracy, w rodzinie czy na spotkaniach towarzyskich. Czasem są to komentarze pozytywne i wypowiadający je uważają, że wszystko okej. Rzecz w tym, że jeśli mówimy koleżance z pracy, że świetnie wygląda, i chwalimy, jak schudła, dajemy jej tym samym do zrozumienia, że stale ją obserwujemy i rościmy sobie prawo do wypowiadania ocen na jej temat. Czy naprawdę musimy bezustannie przypominać kobietom, że ich ciała są pod stałą kontrolą innych?

Do kogo należy ciało modelki?

Komentowanie wyglądu jest też powszechnie stosowanym sposobem upokarzania przeciwników. Typową praktyką znaną z Facebooka czy Twittera jest krytykowanie wyglądu autorów postów lub opisanych w postach osób. Jeśli myślicie, że problem dotyczy jedynie prawicowego komentariatu, to przejrzyjcie komentarze na nierządowych portalach albo te pod postami ludzi lewicy. Przy okazji tekstu o Wildsteinie czy Sakiewiczu zawsze pojawią się jakieś komentarze na temat ich wagi. Jakby nie wystarczyło napisać, że są głupi, trzeba ich jeszcze rytualnie upokorzyć, bo właśnie to mają na celu takie komentarze.

Zresztą pod artykułami niżej podpisanej również pojawiały się często komentarze nienawiązujące do treści tekstów, za to śpieszące wyjaśnić, że autorka to pasztet i kto by to chciał ruchać. Czy pojawiają się nadal, nie wiem, dawno przestałam je czytać. Kwestionowanie czyjegoś wyglądu jest nie tylko prostackie, ale też szalenie proste, w końcu argumenty merytoryczne wymagają użycia mózgu.

Problem wbijania szpili nie dotyczy tylko wagi. W maju ubiegłego roku jeden z popularnych lewicowych fanpejdżów nakarmił internet swoją wersją starego radzieckiego kawału o tatuowaniu penisów. Wybaczcie, zaspojluję pointę – Zandberg ma większego niż Hołownia. To samo dotyczy transparentów „Jarek ma małego”, które od jakiegoś czasu migają mi na strajkach. To jak to jest? Chcemy na lewicy walczyć z tą toksyczną męskością, która chce kontrolować nasze ciała i odbiera nam prawo do aborcji, ale przy okazji podkreślamy, że nasi przeciwnicy polityczni mają małe członki? Męska narracja wartościująca facetów po wielkości penisa jest cholernie krzywdząca i toksyczna. Za taką walkę z patriarchatem to ja bardzo dziękuję i nawet nie czekam, aż usłyszę „trochę dystansu”.

Do tematu krytykowania wyglądu dochodzi temat homofobii. Wiadomo, że od dziecka wychowuje się nas w podwójnym standardzie. Dziewczynki mają o siebie dbać, chłopcy, jeśli o siebie dbają, ryzykują, że koledzy zwyzywają ich od pedałów. Niestety mężczyźni z tego nie wyrastają, a polska homofobia ma się świetnie, niedawno na przykład dał temu dowód Tomasz Lis, który na Twitterze zdjęcie zadbanego chłopaka noszącego korale skomentował słowami „To facet?”.

Kwestionowanie czyjejś męskości, wartościowanie po długości członka i maczoizm to nic innego jak sztandarowe przejawy toksycznej męskości. Krytykowanie facetów jest nią często przesycone, a homofobiczne komentarze to chwyty, z których, jak widać, nie wyrasta się wraz z opuszczeniem murów szkoły podstawowej.

No dobrze, powiecie, faktycznie, nieładnie tak wartościować ludzi po wyglądzie, a media niepotrzebnie idą tą drogą i dolewają oliwy do ognia. Istotnie, pojazdy po cechach fizycznych są głupie, ludzie czują przez nie dyskomfort, są krzywdzące, przypominają o tej wiecznej kontroli, której podlegają ciała, zwłaszcza ciała kobiet.

No dobrze, ale jaki wpływ na dziewczynki może mieć krytyka Czarnka? Przejmują się takimi rzeczami?

Przejmują. Z dziewczynkami jest bardzo źle – szerokim echem odbiły się ostatnie wyniki badań HBSC z 2018 roku, z którego wynika, że polskie dziewczynki mają najniższą samoocenę wśród swoich rówieśniczek z 42 krajów. Z badań wynika również, że 61 proc. polskich piętnastolatek uważa, że jest za gruba, podczas gdy tylko 7 proc. z nich faktycznie dotyczy problem nadwagi lub otyłości. Problem z utrzymaniem prawidłowej wagi wcale nie dotyczy dziewczynek, to 13-letni chłopcy są największą grupą dotkniętą nadwagą lub otyłością, co potwierdzają badania przeprowadzone przez Instytut Matki i Dziecka.

Świat byłby lepszym miejscem bez tylu pięknych ciał

Wyniki są zgodne z tymi z raportu HBSC przeprowadzonego w 2018 roku: nadmierna waga to problem prawie 30 proc. chłopców i 14 proc. dziewczynek. W porównaniu z poprzednimi edycjami (badania przeprowadza się co cztery lata) widać pogorszenie, faktycznie, problem nadwagi wśród dzieci narasta, tylko że tutaj znowu przodują chłopcy, to u nich tendencja jest mocniej widoczna. Wyraźnie większą liczbę cierpiących na nadwagę chłopców niż dziewczynek odnotowują też krajowe badania Narodowego Centrum Żywienia.

W kontekście uwagi Czarnka należałoby przypomnieć o alarmujących statystykach dotyczących zaburzeń odżywiania u dzieci i młodzieży. Wiadomo, że do zaburzeń prowadzi niezadowolenie z własnego ciała. Mimo że to chłopcy mają większe problemy z wagą, w statystykach zaburzeń odżywiania chłopcy są daleko w tyle, w dodatku liczba dotkniętych problemem dziewczynek co roku wzrasta.

Polska jest też druga w Europie, jeśli chodzi o samobójstwa nastolatków. Wiadomo, że dziewczynki dużo częściej podejmują próby samobójcze, one także cierpią częściej na depresje i nerwice. Wiele razy pisano o tym, że psychiatria dziecięca jest w opłakanym stanie. Mamy więc dziewczynki dyskryminowane i czujące na sobie bardzo mocno kontrolującą władzę cudzych spojrzeń (ze spojrzeniem ministra Czarnka na czele). Mają przez to dramatycznie niską samoocenę, co pociąga za sobą całą masę zaburzeń odżywiania, ale też zaburzeń psychicznych. Szanse na otrzymanie fachowej pomocy psychiatrycznej czy psychologicznej są przerażająco niskie. Co ma zrobić taka załamana nastolatka z 23-miesięcznym okresem oczekiwania w kolejce na wizytę u specjalisty? Mniej niż 40 proc. szkół zatrudnia psychologa, przy czym w wielu przypadkach jest to pracownik, który w szkole spędza kilka godzin, a nie cały etat. Dzieciaki nie mają się do kogo zwrócić o pomoc.

Jest dramat. Czy można coś zrobić, żeby było lepiej? Przede wszystkim zaprzestać praktyki ciągłego krytykowania i komentowania cudzego wyglądu. Jeśli nie jesteśmy jurorami w konkursach piękności (których sensowność uważam za wątpliwą), to po prostu nie oceniajmy dziewczyn i dziewczynek. Może z czasem zapomną o tym, że wszyscy na nie patrzą, przestaną nadmiernie przejmować się swoim wyglądem i doszukiwać mankamentów urody. Owszem, dziewczynki i kobiety lubią komplementy, ale naprawdę wartościowe i wspierające są takie, które chwalą ich postępowanie, wiedzę, kompetencje. Dziewczyny, wolicie usłyszeć w pracy, że coś świetnie zrobiłyście czy że świetnie wyglądacie? Komplementy dotyczące wyglądu chętnie usłyszymy od partnerów, ale niekoniecznie od osób postronnych.

A co należałoby zrobić na poziomie systemowym? Faktycznie problemu nadwagi u dzieci nie można zamiatać pod dywan. Koncert życzeń na pewno zaczęłabym od natychmiastowego reanimowania dziecięcej psychiatrii i wzmocnienia roli psychologów w szkołach. Przydałyby się również scenariusze lekcji wychowawczych, na których dzieciaki uczyłyby się rozmawiać o poczuciu własnej wartości, hejcie ze strony rówieśników czy równym traktowaniu chłopców i dziewczynek. Last but not least, dietetyka to nauka jak matematyka, chemia czy biologia, wprowadzenie do szkół jej elementów i uczenie dzieci tego, jak jeść zdrowo, powinno być podstawą walki o dobrostan dzieciaków. Kłopoty z wagą nie biorą się tylko z niedoboru ruchu, ale przede wszystkim z błędów żywieniowych.

Kolejnym problemem są lekcje WF-u, których atrakcyjność, delikatnie mówiąc, nie należała i nie należy do wysokich. Jeśli nadal masa z nich będzie się opierać na scenariuszu kwadrans rozgrzewki, a potem 30 minut „macie piłkę i grajcie w siatkę (dziewczynki) i kosza (chłopcy)”, to nic dziwnego, że dzieciaki unikają WF-u jak ognia, a aktywność fizyczna nawet po ukończeniu szkoły kojarzy im się z katorgą.

Kampanie społeczne to też niezły sposób na zwrócenie uwagi na problemy, pod warunkiem że nie są – jak przeprowadzona niedawno kampania „Jedz ostrożnie” – stygmatyzujące wobec osób z problemami wagi. Przedstawianie ludzi jako obrzydliwych grubasów raczej nie zachęci osób z nadwagą do zmiany trybu życia, tylko zepchnie dalej za margines i wpędzi w jeszcze gorsze kompleksy.

Nie żryj, czyli szczyt hipokryzji

Najbardziej pozytywny przykład kampanii społecznej to wymyślona przez Michelle Obamę „Let’s move”. Była First Lady zaciągnęła do współpracy nie tylko męża i federalne zasoby, ale też organizacje pozarządowe, celebrytów, a nawet postaci z Ulicy Sezamkowej. Podstawą kampanii było zachęcanie do ruchu i aktywności fizycznej oraz wprowadzanie systemowych zmian na szkolnych stołówkach i w żywieniu dzieciaków. Charyzmatyczną Michelle można było zobaczyć na przykład robiącą pompki na wizji najpopularniejszego talk-show, a w kampanii wsparły ją gwiazdy, choćby sama Beyonce. Na potrzeby „Let’s move” nagrała teledysk, w którym zachęca dzieciaki do wspólnego wykonywania układu tanecznego.

Dlaczego biedni są grubi?

Nasza pierwsza dama milczy w najważniejszych sprawach dotyczących kobiet, niestety nie zajmuje się też dziewczynkami i sądzę, że na próżno czekać na Agatę Dudę w dresach joggującą z uczniami podstawówek, urządzającą młodzieży pogadanki o pozytywnym stosunku do swojego ciała i dbaniu o właściwą dietę. Państwo nie chroni ani naszych sióstr, ani dziewczynek, róbmy wszystko, żeby poprawić ich dobrostan, jako rodzice, jako znajomi i jako wyborcy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Jędrusik
Joanna Jędrusik
Kulturoznawczyni, napisała „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij