Świat

Do kogo należy ciało modelki?

Fot. Chris Goldberg/Flickr.com

Emily Ratajkowski wyznała na łamach magazynu „New York”, że padła ofiarą molestowania seksualnego ze strony fotografa, Jonathana Ledera, który bez wiedzy i zgody modelki publikuje albumy z jej nagimi zdjęciami. Okrutne? Owszem, ale większość komentujących sprawę i tak powie, że mogła się nie pchać do modelingu ani przed obiektyw. A skoro w dodatku się rozebrała, to teraz ma za swoje.

„Wiecie, o kim mówicie, prawda? To dziewczyna, która pozowała nago w magazynie i wyginała się w negliżu w teledysku Robina Thicke’a. Naprawdę chcecie, aby ktoś uwierzył, że była ofiarą?” – taki komentarz redakcja „New York Mag” otrzymała od Jonathana Ledera w odpowiedzi na zarzuty stawiane mu przez modelkę jeszcze przed publikacją obciążającego go artykułu.

Jak przedmiot

Fotograf sięgnął po starą dobrą taktykę zdyskredytowania ofiary. Samym oskarżeniom – jak nietrudno się domyślić – Leder stanowczo zaprzeczył. Podobnie do sprawy odniosła się reprezentująca go agencja Imperial Publishing, która modelce wytknęła mściwość, a jej wyznania nazwała „smutnymi i groteskowymi”.

To dość łatwe w świecie tak mocno przywiązanym do kultury gwałtu. Jednak victim blaiming okazuje się jeszcze skuteczniejszy, gdy o molestowanie posądza kogoś osoba, która z ciała uczyniła narzędzie swojej pracy, zarabia na pozowaniu nago i dobrowolnie wrzuca na Instagram zdjęcia w bieliźnie. Właśnie dlatego – jak pisze Emily Ratajkowski – modelki traktuje się jak przedmioty, którym odmawia się prawa do samodzielnego zarządzania swoją cielesnością. Ale nie tylko.

W eseju Buying Myself Back. When does a model own her own image Emily Ratajkowski, która nad Wisłą kojarzona jest nie tylko z okładek gazet, ale również z powodu swoich polskich korzeni, opowiedziała o najciemniejszych stronach kariery w branży modelingowej. Wspólnym mianownikiem wszystkich opisanych przez nią historii był fakt, że kolejni mężczyźni w branży na różne sposoby wykorzystywali jej wizerunek do własnych celów i na szkodę modelki.

Ratajkowski opisuje m.in. historię zdjęcia, które zrobił jej paparazzo, a które ona wstawiła na swój Instagram i została za to pozwana. Prawnik prowadzący sprawę powołał się na zapisy o prawach autorskich, które miała złamać modelka, udostępniając cudzą fotografię bez uzyskania wcześniej zgody. Na niekorzyść modelki miało przemawiać również to, że na zdjęciu zasłania twarz naręczem kwiatów. „Opublikowałam zdjęcie, na którym używam bukietu jako tarczy, bo wydawało mi się, że dużo mówi o mojej relacji z paparazzi. A teraz zostałam za to pozwana!” – napisała Ratajkowski. Adwokat zażądał 150 tysięcy dolarów odszkodowania.

Kiedy patrzenie na tyłek jest molestowaniem?

czytaj także

Milcz albo idź do sądu

Innym razem zdjęcia modelki – również bez pytania jej o zgodę – pojawiły się na obrazach Richarda Prince’a. Ratajkowski jako młodziutka wówczas dziewczyna, studentka sztuki i partnerka pracownika galerii, w której artysta wystawiał swoje dzieła, uznała za namową otoczenia, że powinna potraktować bycie muzą jako wyjątkowe wyróżnienie. Prince za swoje dzieła inkasował średnio 80 tysięcy dolarów, a trzeba dodać, że były to po prostu wydruki instagramowych, najczęściej nagich zdjęć na wielkich płótnach.

Z wartością sztuki dyskutować tu jednak nie warto. Coś zupełnie innego można natomiast powiedzieć o wizerunkach młodych, nie do końca świadomych jeszcze swoich praw kobietach, na których zarabiał artysta. Ratajkowski nie tylko nie dostała za wykorzystanie jej portretu ani grosza, ale także – by wejść w posiadanie jednego z nich – musiała ostatecznie sama wyłożyć pieniądze. A gdyby nawet chciała dochodzić sprawiedliwości, musiałaby mieć czym zapłacić prawnikom.

Procesowanie się w USA – zresztą nie tylko tam – jest niezwykle kosztowne. Ale nic nie równa się emocjonalnej cenie, jaką płaci się za bycie wykorzystaną. Takie straty modelka poniosła w wyniku wycieku jej intymnych zdjęć, które ktoś – a najpewniej były partner mający takie fotografie – opublikował na 4chanie obok setek innych portretów znanych dziewczyn. Co w takich sytuacjach najczęściej słyszą? „I po co wysyłałaś nudesy?”

„Nic się nie stało”. Gdzie zaczyna się molestowanie seksualne?

Paraliż

W 2012 roku z kolei Ratajkowski w wieku zaledwie 20 lat trafiła do domu Jonathana Ledera, który miał upoić ją alkoholem i wykorzystać podczas sesji zdjęciowej. Modelka miała już wówczas doświadczenie w branży, ale wciąż polegała na dobrych radach swoich agentów i agentek, którzy instruowali ją, by w trakcie pracy z fotografami wykazywała się jak największym profesjonalizmem, co tak naprawdę oznaczało nierobienie problemów i posłuszne wykonywanie poleceń.

„Uczono mnie, że zdobycie reputacji osoby pracowitej i niefrasobliwej jest ważne” – wspomina na łamach „New York” Ratajkowski. Nic zatem dziwnego, że modelka starała się „nie psuć” atmosfery i robić dokładnie to, o co prosił ją Leder. Nie odmawiała, gdy proponował wino. Nie oponowała, gdy kazał jej włożyć bieliznę, a potem ją zdjąć. Zamroczenie alkoholowe zaś spowodowało, że modelka nie do końca była świadoma, co się z nią dzieje.

„Nie pamiętam całowania, ale pamiętam jego palce, które nagle znalazły się we mnie” – czytamy w eseju. „Coraz mocniej i mocniej, pchając i pchając, jak nikt wcześniej ani później mnie nie dotyka. To naprawdę, naprawdę bolało. Instynktownie i z siłą wyciągnęłam ze mnie jego palce. Nie powiedziałam ani słowa. Wstał gwałtownie i cicho pobiegł w ciemność po schodach” – brzmi wyznanie Emily Ratajkowski.

Reakcja modelki w niczym nie różni się od tej, jaka często w takich sytuacjach spotyka ofiary. Paraliż, milczenie i niedowierzanie, że to dzieje się naprawdę – są objawami strachu i naturalną reakcją na stan zagrożenia. Później zwykle o okropnym incydencie chce się po prostu zapomnieć. Tak też zrobiła bohaterka tego tekstu – wróciła do domu i nikomu o tym nie powiedziała. Zaś po publikacji zdjęć z sesji w magazynie upchnęła go głęboko w szafie. Okazało się, że szczęśliwie Leder wybrał najkorzystniejsze fotografie.

„Lubiła być naga”

Ale to nie koniec historii, bo jakiś czas później fotograf postanowił opublikować te fotografie, które miały nie ujrzeć światła dziennego. Leder zrobił z nich książki. Pierwsza nosiła tytuł po prostu Emily Ratajkowski, a drugą nazwano już nieco odważniej: Dwie noce z Emily. Modelka utrzymuje, że wszystko wydarzyło się bez jej wiedzy. Prawnik Emily przekonuje z kolei, że Leder bezprawnie wykorzystuje jej wizerunek, ponieważ umowa, którą Ratajkowski podpisywała w przeszłości, zawiera jedynie pozwolenie na publikację zdjęć do magazynu. Fotograf w wersji poszkodowanej modelki dysponował ponoć jedynie sfałszowanym oświadczeniem.

Na nic zdały się prośby od prawników o zaprzestanie dystrybucji albumów. Leder nie tylko wyprzedawał swoje książki na pniu, ale też organizował wystawy w galeriach sztuki i spotkania autorskie oraz udzielał wywiadów, w których padały takie stwierdzenia, jak: „Powiedzieć, że [Emily – red.] lubiła być naga, to nic nie powiedzieć”.

Zbiór fotografii można w tej chwili bez trudu kupić na Amazonie. O ile jednak wcześniej Ratajkowski w kontekście publikacji spotykała się z ostracyzmem i wytykaniem jej „świecenia golizną” oraz „zapracowania na rzekomą krzywdę”, o tyle w tej chwili sporo internautów domaga się usunięcia albumów Ledera ze sprzedaży na platformie Bezosa. Trudno powiedzieć, czy to znak, że esej Ratajkowski odniósł zamierzony skutek, a świat w erze po #MeToo się zmienia. Na pewno trudno w to uwierzyć, gdy równolegle w Polsce sąd nie uznaje gwałtu, bo ofiara „nie krzyczała”. Czy mamy więc naiwnie wierzyć, że za oceanem jest lepiej? Niekoniecznie, bo z pewnością Ledera sprawiedliwość też nie dosięgnie.

Rok w zawiasach za gwałt na 14-latce, bo „nie krzyczała”. My nie przestaniemy o tym krzyczeć

Sama modelka przyznaje, że jej głównym celem było podzielenie się tą historią ze światem, a także demaskacja bezkarności mężczyzn i pokazanie kobietom z podobnymi historiami, że nie są jedyne. Na siłowanie się z fotografem w sądzie Ratajkowski nie ma siły, tak jak wiele ofiar, które z tego samego powodu nie decydują się zgłaszać gwałtów.

„Często stoję w kuchni i patrzę na swoje zdjęcie na obrazie Richarda Prince’a, zastanawiając się, czy powinnam go sprzedać i wykorzystać pieniądze na pozew [przeciw Lederowi – red.]. Mogłabym spróbować zmusić go do zaprzestania wydawania tych książek. Mogłabym wplątać go w procesową walkę, która wyczerpałaby nas oboje, ale nie jestem przekonana, czy poświęcenie jeszcze większej ilości energii na Jonathana byłoby faktycznie dobrze spożytkowaną energią” – napisała modelka. Ratajkowski trzeba jednak oddać to, że od kilku lat intensywnie udziela się w akcjach związanych z obroną praw kobiet – m.in. tych związanych z dostępem do aborcji. Jest też w trakcie pisania swojej pierwszej książki, którą poświęci własnej feministycznej perspektywie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij