Kraj

11 listopada 1918 roku nic szczególnego w Polsce się nie wydarzyło

Jeśli nie 7 października, nie 11 czy 14 listopada, to kiedy świętować niepodległość? Cóż, mamy ten komfort, że na temat Dnia Niepodległości wypowiedział się sam zainteresowany, jeśli tak możemy nazwać Józefa Piłsudskiego.

10 listopada 1918 roku o siódmej rano na Dworcu Wiedeńskim w Warszawie oczekiwano na przybycie pewnego dowódcy brygady, który ponoć dla Polski miał odzyskać niepodległość, chociaż od ponad 15 miesięcy był internowany w pałacyku, zamieszkiwanym poprzednio przez belgijskiego generała. Tym brygadierem – stopień otrzymał w lipcu 1914 rozkazem głównodowodzącego armią Austro-Węgier ks. Fryderyka Habsburga – był oczywiście Józef Piłsudski.

Na stacji, wbrew późniejszej propagandzie – zwłaszcza Jędrzeja Moraczewskiego – była tylko garstka najbliższych mu współpracowników oraz niejaki Zdzisław Lubomirski z osławionej Rady Regencyjnej. Piłsudski zamiast do auta Adama Koca, szefa podziemnej Polskiej Organizacji Wojskowej, wsiadł do Lubomirskiego, który zaprosił brygadiera „na herbatkę”. Dzień później Polska odzyskała ponoć niepodległość. To wydarzenie stało się podstawą do uczczenia Święta Niepodległości, wprowadzonego oficjalnie przez sanację w 1937 roku.

Wojenna przemoc seksualna

czytaj także

Wojenna przemoc seksualna

Jakub Gałęziowski

Od najmłodszych lat uczniowie we współczesnej Polsce dowiadują się, że 11 listopada 1918 Polska odzyskała niepodległość. Problem w tym, że tego dnia w kwestii odzyskania niepodległości akurat Polski nie zdarzyło się nic ważnego. Owszem, dla świata to ważna data, albowiem podpisano wówczas wreszcie rozejm z Niemcami, co faktycznie zakończyło I wojnę światową. Ale dla Polski?

W potocznym rozumieniu polskiej opinii publicznej Piłsudskiemu władzę przekazała tajemnicza Rada Regencyjna. Problem w tym, że 11 listopada nie doszło do przekazania całej władzy, a jedynie wojskowej, i to nie w ramach żadnej wielkiej uroczystości, tylko w mieszkaniu chorego regenta Ostrowskiego.

Mało tego, tę władzę Piłsudski już miał niejako awansem, bo gdy był internowany, to korzystając z jego męczeńskiej legendy i bez wiedzy późniejszego marszałka, sprytny endecki rząd Rady Regencyjnej uczynił go ministrem spraw wojskowych. Jak na ironię, w rządzie Rady Regencyjnej de facto zastępował go w tej roli późniejszy przeciwnik, generał Rozwadowski.

Piłsudski 11 listopada zostać miał więc, jak wspomina trzeci regent biskup Kakowski, kimś na kształt czwartego współregenta, najpewniej po to, by Rada podbudowała swoje znaczenie dzięki jego popularności. Faktyczne przekazanie całej władzy odbyło się dopiero 14 listopada, więc to właśnie ta data byłaby bardziej adekwatna. Sęk w tym, że Piłsudski otrzymał wówczas władzę dyktatorską, a to niezbyt ładnie pasuje na symbol. Wtedy jednak nie myślano o tym w tych kategoriach, dlatego 11 listopada w II RP obchodzono jako święto – tyle że wojskowe.

Co warte podkreślenia (i podważające słuszność wyboru akurat tej daty) – gdy 11 listopada 1918 roku Piłsudski otrzymywał władzę wojskową, w Polsce istniały alternatywne i wzajemnie nieuznające się ośrodki władzy.

W Cieszynie już 19 października 1918 powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, w Krakowie zaś od 28 października działała Polska Komisja Likwidacyjna Galicji i Śląska Cieszyńskiego, w Poznaniu 11 listopada ujawniła się, przekształcona z powołanego wcześniej Komitetu Międzypartyjnego, tzw. Rada Ludowa, zdominowana przez endecję, która „ludowość”, jak przyznał później sam Dmowski, wykorzystywała w celach propagandowych. W Lublinie 7 listopada 1918 roku ustanowiono rząd ludowy z premierem Daszyńskim. Wreszcie, w Warszawie rządziła wspomniana Rada Regencyjna, której w końcu października władzę nad terenami okupowanymi oddała Austria, a Niemcy w osobie generała Beselera zapowiedziały oddanie władzy już 9 listopada. Opowieść o odzyskaniu niepodległości przez Polskę akurat 11 listopada 1918 jest więc wybitnie warszawskocentryczna i po prostu niezgodna z prawdą, nawet jeśli na słowa uznania zasługuje rozbrajanie Niemców na Mazowszu i ziemi łódzkiej.

Czy damy się zaszantażować reparacjami? Nie musimy

Jeśli więc nie 11 listopada i nie 14 listopada 1918, to jaki inny dzień można by uznać za ten właściwy początek? Otóż takim dniem mógłby być 7 października 1918, kiedy Rada Regencyjna w orędziu do Narodu Polskiego faktycznie proklamowała niepodległość wszystkich ziem polskich z dostępem do morza i zapowiedziała zwołanie Sejmu. W przeciwieństwie do niemal anonimowego przybycia Piłsudskiego do Warszawy akt 7 października wywołał ogrom wzruszeń i manifestacji narodowych. Oto Rada Regencyjna – kadłubkowy organ powołany przez Niemców do organizacji rzekomo przyszłego państwa polskiego – emancypowała się i ogłaszała światu niepodległość. Co ważniejsze, została ona natychmiast uznana przez Niemcy, generał Beseler oddawał dowództwo polskiej armii (tzw. polskiego Wehrmachtu) Radzie, i to właśnie władza nad tymi oddziałami została przekazana Piłsudskiemu.

Dziś sama Rada jest tylko epizodem wspominanym z okazji 11 listopada, tymczasem była ona w październiku jedyną legalną władzą z własnym rządem w kraju. Władzą, której podporządkował się Dowbór Muśnicki i generał Haller, tworzący korpusy w Rosji; która za pośrednictwem własnego rządu od dłuższego czasu przejmowała od Niemców administracje. O uczestnictwo w gabinecie rządowym Rady Regencyjnej zabiegały wszystkie siły polityczne w Kongresówce, a ministrowie tego rządu (jak endecki profesor Głąbiński) wprost uważali się za ministrów niepodległego państwa polskiego. Jako minister spraw zagranicznych Głąbiński mógł zresztą za pośrednictwem założonego przez Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego liczyć na większy posłuch u Ententy niż nieuznawany za przedstawiciela Koalicji Piłsudski w początkowym okresie naczelnikostwa.

Oczywiście można podważać status Rady Regencyjnej i jej pochodzenie od Niemców, ale tym samym podważa się przecież władzę tego, kto od tej niemieckiej Rady Regencyjnej najpierw otrzymał dowództwo nad jej wojskiem, a potem cała władzę. A więc podważyć 11 listopada i Piłsudskiego.

Jeśli jednak nie 7 października i nie 11 czy 14 listopada, to kiedy świętować niepodległość? Cóż, mamy ten komfort, że na temat Dnia Niepodległości wypowiedział się sam zainteresowany, jeśli tak możemy nazwać Józefa Piłsudskiego. Otóż jesienią 16 listopada 1924 wygłosił on swój kolejny wykład w Krakowie, w którym, rozważając różne daty Dnia Niepodległości, doszedł wreszcie do konkluzji, że tym dniem powinien być… 28 listopada 1918, a więc dzień wydania dekretu o pierwszych wolnych wyborach w Polsce. Piłsudski mówił:

„Jeśli wezmę datę 28 listopada jako datę dekretu, który w całej swojej rozciągłości został przez obywateli państwa wykonany, to przyjmując ją jako datę powstania państwa polskiego, byłbym w porządku ze swoim określeniem, że wtedy państwo poczyna istnieć, gdy dekrety i ustawy rządu są przez obywateli usłuchane. Wiążę więc swoją propozycję z datą 28 listopada”.

Sam pomysł wydaje się całkiem trafny, także dlatego, że wybory demokratyczne, niczym w rewolucyjnej Rosji rok wcześniej, są jedynym elementem, który wówczas łączył niemal wszystkie siły polityczne w kraju. Wszystko inne ich dzieliło, i to o wiele ostrzej niż dzisiejsze spory zajmujące polskich polityków. Mimo to żadna z powyższych dat nie została w Polsce po 1989 roku rozpatrzona jak ta odpowiednia. Wszak nic tak dobrze nie zrobiło pamięci sanacyjnej II RP jak półwiecze rządów PRL i często prawicowa polityka historyczna po 1989 roku.

Stanley: Bardziej niż ustroje faszystowskie interesuje mnie faszystowska kultura

O ile więc sam 11 listopada 1918 roku jest symboliczny, o tyle o wiele bardziej symboliczne wydaje się uznawanie go za Dzień Niepodległości Polski obecnie. Od kilku lat do Warszawy wbijają tłumy neoendeków, którzy świętują rocznicę dnia, który nie był Dniem Niepodległości ani dla ówczesnego społeczeństwa, ani dla marszałka Piłsudskiego. A także, co najbardziej zabawne, także – dla samej endecji, która na myśl świętowania 11 listopada dostawała ataków śmiechu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij