Gospodarka, Świat

Idzie krach, idzie krach, dzwonią dzwonki sań

Wysoka inflacja, kryzys gospodarczy i rekordowe, niespłacalne zadłużenie – z takim połączeniem nie mieliśmy jeszcze do czynienia. Zbliża się matka wszystkich kryzysów.

NOWY JORK – Światowa gospodarka sunie w kierunku punktu, gdzie nałożą się na siebie kryzys ekonomiczny, kryzys finansowy i kryzys zadłużenia, wynikające z eksplozji deficytów, pożyczek i lewarowania w ostatnich dekadach. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Góra długów w sektorze prywatnym składa się z zobowiązań gospodarstw domowych (takich jak kredyty hipoteczne, pożyczki na samochód, studia i inne cele osobiste), przedsiębiorstw i spółek (kredyty bankowe, obligacje i pożyczki prywatne) oraz sektora finansowego (zobowiązania banków i pozabankowych instytucji finansowych). W sektorze publicznym w jej skład wchodzą obligacje emitowane na wszystkich szczeblach administracji, od rządu centralnego po władze regionalne i lokalne, a także inne zobowiązania formalne oraz pośrednie, takie jak niesfinansowane zobowiązania wynikające z repartycyjnych systemów emerytalnych i opieki zdrowotnej, które rosną w miarę starzenia się społeczeństwa.

W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść

Proszę spojrzeć tylko na jawny dług publiczny: liczby są oszałamiające. W skali całego świata całkowite zadłużenie sektora publicznego i prywatnego liczone w relacji do PKB wzrosło z 200 proc. w 1999 roku do 350 proc. w 2021. Dziś proporcja ta wynosi 420 proc. w gospodarkach najbardziej rozwiniętych i 330 proc. w Chinach. W Stanach Zjednoczonych również wynosi 420 proc. i jest to poziom zadłużenia nienotowany poza latami wielkiego kryzysu i okresem po II wojnie światowej.

Zadłużenie może oczywiście pobudzać aktywność gospodarczą, jeśli pożyczkobiorcy inwestują pieniądze w nowy kapitał (maszyny, mieszkania, infrastruktura publiczna), który przynosi większe zwroty niż koszt długu. Jednak wiele kredytów idzie po prostu na finansowanie wydatków na konsumpcję, które regularnie przekraczają dochody pożyczkobiorcy – a to przepis na bankructwo. Co więcej, inwestycje w „kapitał” też mogą być ryzykowne, jeśli kredyt zaciąga osoba prywatna na dom, którego cena jest sztucznie zawyżona, korporacja starająca się rozwijać zbyt szybko bez względu na zwroty z inwestycji albo rząd, który wydaje pieniądze na ekstrawaganckie, lecz bezużyteczne projekty infrastrukturalne.

Nadmierne zaciągnie kredytów trwa już, z różnych powodów, od wielu lat. Demokratyzacja finansów dała gospodarstwom domowym o niskich lub nieregularnych dochodach możliwość finansowania konsumpcji przez długi. Centroprawicowe rządy regularnie cięły podatki bez zmniejszania wydatków, a centrolewicowe wydawały hojnie na programy socjalne, które nie są w pełni finansowane z odpowiednio podwyższonych podatków. A polityka podatkowa, która sprzyja wzrostowi zadłużenia w relacji do kapitału własnego, w połączeniu z niespotykanie luźną polityką monetarną banków centralnych i swobodnymi warunkami udzielania kredytów, doprowadziły do skokowego wzrostu zadłużenia zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym.

Całe lata luzowania ilościowego (quantitative easing) i kredytowego (credit easing) sprawiły, że koszty pożyczania pieniędzy utrzymywały się blisko zera, a w niektórych przypadkach nawet osiągnęły ujemne wartości (tak jak niedawno w Europie i Japonii). Już w 2020 roku wartość obligacji skarbowych z ujemną rentownością wyniosła 17 bilionów dolarów, a w niektórych krajach skandynawskich nawet kredyty hipoteczne miały ujemne oprocentowanie nominalne.

Skokowy wzrost wskaźników ogólnego zadłużenia oznaczał, że wielu pożyczkobiorców takich jak gospodarstwa domowe, spółki, pozabankowe instytucje finansowe, rządy, a nawet całe kraje weszły w fazę „zombie”, czyli ich finanse nie załamały się tylko dzięki niskim stopom procentowym (które sprawiały, że koszty obsługi pożyczek nie rosły ponad możliwości dłużników). Podczas kryzysu finansowego 2008 roku i pandemii COVID-19 wiele niewypłacalnych podmiotów zbankrutowałoby, gdyby nie ratunek w postaci zerowych lub ujemnych stóp procentowych, luzowania ilościowego i bezpośredniego fiskalnego bailoutu.

Zanim spłoniemy, czeka nas era deglobalizacji

Jednak teraz ten finansowy świt żywych trupów skończył się za sprawą inflacji napędzonej przez tę samą ekstremalnie poluzowaną politykę fiskalną, monetarną i kredytową. Banki centralne, pragnąc przywrócić stabilność cen, zostały zmuszone do podniesienia stóp procentowych, a zombie doświadczają gwałtownego wzrostu kosztów obsługi swojego długu.

Dla wielu ludzi to atak z trzech stron jednocześnie, ponieważ do wzrostu kosztów kredytów dochodzi jeszcze inflacja, która obniża realne dochody gospodarstw domowych, a także redukuje wartość ich aktywów majątkowych takich jak nieruchomości albo akcje spółek giełdowych. To samo dotyczy przelewarowanych firm o słabej kondycji finansowej, instytucji finansowych i rządów: też stoją w obliczu gwałtownego wzrostu kosztów zaciągania długów, spadających wpływów i dochodów, a także malejącej wartości aktywów majątkowych.

Co gorsza, obok tych wszystkich zjawisk mamy też do czynienia z powrotem stagflacji – wysokiej inflacji przy słabym wzroście gospodarczym. Ostatni raz najbardziej rozwinięte gospodarki świata przeżyły takie warunki w latach 70. ubiegłego wieku. Wtedy jednak przynajmniej wskaźniki ogólnego zadłużenia były bardzo niskie. Dziś doświadczamy najgorszych aspektów lat 70. (wstrząsy stagflacyjne) wraz z najgorszym, co przyniósł globalny kryzys finansowy 2008 roku. Tyle że tym razem nie możemy po prostu obniżyć stóp procentowych, by pobudzić popyt.

W kapitalizmie nie ma wyjścia z długów. Nadciąga gigantyczny kryzys

Globalna gospodarka chwieje się pod nieustannymi ciosami krótko- i średnioterminowych negatywnych szoków podażowych, które obniżają wzrost i zwiększają ceny oraz koszty produkcji. Takie wstrząsy to między innymi zaburzenia w podaży pracy i dóbr związane z pandemią, wpływ rosyjskiej wojny w Ukrainie na ceny surowców, katastrofalna polityka zero-COVID w Chinach oraz kilkanaście innych średnioterminowych szoków, od zmiany klimatu po procesy geopolityczne, które staną się źródłem jeszcze większej presji stagflacyjnej.

W przeciwieństwie do kryzysu finansowego z 2008 roku i pierwszych miesięcy pandemii COVID-19 proste ratowanie przed bankructwem podmiotów prywatnych i publicznych z wykorzystaniem luźnej polityki makroekonomicznej byłoby dolewaniem benzyny do inflacyjnego ognia. A to oznacza, że musi dojść do twardego lądowania, czyli głębokiej, długiej recesji z jednoczesnym poważnym kryzysem finansowym. Kiedy bańki aktywów pękną, współczynniki kosztów obsługi zadłużenia do dochodu osiągną punkty szczytowe, a dochody po uwzględnieniu inflacji wszystkich gospodarstw domowych, spółek i organów państwa runą, wówczas kryzys gospodarczy i finansowy będą się wzajemnie napędzać.

Znamy już przyszłość. To wielopiętrowy kryzys

Oczywiście – najbardziej rozwinięte gospodarki, które zapożyczają się we własnej walucie, mogą skorzystać z chwilowego nieoczekiwanego wzrostu inflacji, by obniżyć wartość realną niektórych długoterminowych długów nominalnych ze stałą stopą. Jako że rządy nie chcą podwyższać podatków ani ciąć wydatków w celu obniżenia deficytu, monetyzacja deficytu przez bank centralny znów zostanie uznana za najłatwiejsze rozwiązanie. Ale nie da się mydlić oczu wszystkim i przez cały czas. Kiedy inflacyjny dżin wydostanie się z butelki –a to wydarzy się, kiedy banki centralne złożą broń w obliczu nadchodzącej zapaści gospodarczej i finansowej – wtedy nominalne i realne koszty zaciągania długów gwałtownie wzrosną. Zbliża się matka wszystkich kryzysów stagflacyjnych. Nadejście krachu można opóźnić, ale nie da się go uniknąć.

**
Nouriel Roubini –profesor emeritus ekonomii na wydziale Stern School of Business * Uniwersytet Nowojorski). Jego najnowsza książka nosi tytuł MegaThreats: Ten Dangerous Trends That Imperil Our Future, and How to Survive Them (Little, Brown and Company, 2022).

Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij