Nawrocki nie wdaje się w żadne pyskówki partyjne, i co najważniejsze – współpracuje po cichu z Tuskiem. Ten brak wymiany ognia między prezydentem a premierem stawia tego pierwszego w oczach wyborców w rzędzie polityków poważnie myślących o Polsce.
Trudno czasami powstrzymać uśmiech, gdy widzi się zachwyty nad prezydentem Nawrockim, który wszedł kupić kebaba, wyjrzał przez okno albo pokazał się na stadionie czy siłowni. Z podobnymi medialno-fanfikowymi piskami mieliśmy ostatnio do czynienia chyba w przypadku „Sejmflixu” Hołowni. Jak to się skończyło, wszyscy właśnie widzimy. W przypadku Nawrockiego tak szybko – o ile w ogóle – się to nie skończy.
Nawrocki bowiem jest być może pierwszym od czasów Kwaśniewskiego prezydentem „z ludu”, a jego kontakt z wyborcami i sposób bycia wydają się naturalne, a nie wyreżyserowane. Tak jak Aleksander Kwaśniewski potrafił tańczyć disco polo i miał naturalny kontakt z publiką, tak Nawrocki potrafi wycisnąć sztangę i wpaść na kebsa.
czytaj także
Tego nie da się nauczyć – to trzeba niejako mieć w sobie. Nie miał tego profesor Lech Kaczyński ani memiczny i szlachecki Bronisław Komorowski, nie miał tego także maminsynkowaty Andrzej Duda. Nie znaczy to, że cała trójka nie miała innych zalet (wszak wygrywali wybory), ale to właśnie Karol Nawrocki wydaje się naturalnie najbliższy polskiemu normikowi, do którego bardziej pasuje snus wrzucany pod dziąsło niż tytuł „doktora IPN-u”, który po latach kompromitacji tej instytucji i tak nic dzisiaj nie znaczy.
Jednak nie tylko naturalność w kontaktach ze zwykłymi Polakami sprawia, iż ta prezydentura wydaje się obecnie prowadzona znakomicie. Nawrocki słucha swoich doradców i dostarcza takiego politycznego produktu, jakiego się od niego oczekuje.
To Sikorski jest rywalem Nawrockiego, nie Tusk
Wbrew pozorom polscy wyborcy, poza fanatykami, wymagają pewnego prezydenckiego formatu oraz ponadpartyjnej współpracy. Siedzący niczym robot z połkniętym kijem od szczotki Nawrocki sprawia wrażenie żołnierza, który w ogóle się nie emocjonuje i niczym niewzruszony monarcha reprezentuje własny naród. Czasami ma się wrażenie, że z tą krótko przystrzyżoną fryzurą najlepiej pasowałby mu mundur marines. W tym sensie nawet jego dukanie po angielsku przypomina wojskowy sznyt, który w obliczu zagrożenia ze wschodu tak imponuje Polakom. Typ parlującego po niemiecku albo francusku inteligenta budziłby tylko antyestablishmentowy resentyment.
Z drugiej strony Nawrocki nie wdaje się w żadne pyskówki partyjne i co najważniejsze – współpracuje po cichu z Tuskiem. Ten brak wymiany ognia między prezydentem a premierem stawia tego pierwszego w oczach wyborców w rzędzie polityków poważnie myślących o Polsce. W tym sensie Nawrocki idzie raczej drogą zwykle dobrze przygotowanego Bosaka niż eventowego Mentzena. Nie oznacza to, że Nawrocki z rządem nie wojuje, ale do brudnej roboty deleguje swoich ludzi, sam pozostając ponad tym.
Zauważmy, nieprzypadkową moim zdaniem, wojnę toczącą się między Marcinem Przydaczem z Kancelarii Prezydenta a Radosławem Sikorskim, szefem MSZ. Nawrocki wie, że jego głównym konkurentem za cztery lata będzie właśnie Sikorski, ceniony za „twardą postawę” wobec Rosjan. Dlatego cały atak idzie w kierunku szefa MSZ, który jest rozkochany we własnych ripostach i zawsze daje się sprowokować. Pojedynki ministra z ledwie urzędnikiem Kancelarii Prezydenta pokazują też pewną hierarchię ważności, w której prezydent nie zniża się do poziomu twitterowych przepychanek.
Silnoręki prezydent gra wetami
Swoją szarżą z kolejnymi wetami, ale co równie ważne, podpisami pod ustawami, Nawrocki zgrabnie ustawił sobie narrację, w której to rząd nadal ma spełniać obietnice wyborcze. Wystarczy, by Nawrocki zagroził wetowaniem, a cały obóz rządowy jest w popłochu. Wizerunek silnego, wetującego prezydenta stworzyły zresztą media, a Nawrocki ochoczo w te buty wszedł.
czytaj także
Odebranie 800+ dla niepracujących Ukraińców było przecież pomysłem Trzaskowskiego z kampanii, a w Sejmie leżał już przygotowany projekt KO. Nawrocki sprytnie więc zawetował regulującą inne kwestie ustawę o pomocy Ukraińcom, uzasadniając to tym, że nie zawiera ona przepisu odbierającego 800+ Ukraińcom — a opinia publiczna, za mediami, zaczęła powtarzać, że to Nawrocki zabrał dofinansowanie. W ten sposób nieco sztucznie nabito mu punkty sprawczości.
Mało tego, groźba kolejnego weta sprawia, że rząd naprawdę musi się zastanowić nad kolejnymi ustawami, przez co Nawrocki urasta do roli obrońcy ludu przed nadmiernymi regulacjami. Tak jak w założeniu rząd Tuska miał bombardować Nawrockiego niewygodnymi projektami ustaw, tak Nawrocki zbombardował rząd nieoczywistymi wetami i dzięki temu ma spokój, jeśli chodzi o realizację politycznej agendy.
Nawrocki to po prostu bezwzględny człowiek. Niedługo to odczujemy
czytaj także
Nie znaczy to oczywiście, że sytuacja nie może się zmienić. Tusk chytrze będzie starał się teraz wbijać klin między Nawrockiego a wyborców Konfederacji, przedstawiając projekty wzrostu podatków dla branż niepopularnych wśród ludu, na przykład dla bankierów. Jeśli pójdzie za tym projekt opodatkowania deweloperów, firm farmaceutycznych („big pharma”) albo big techów, to teoretycznie każdy ruch Nawrockiego będzie dlań niekorzystny. Albo zostanie bowiem okrzyknięty „obrońcą banksterów”, albo „lewakiem, który zwiększa podatki”.
Nie zdziwię się jednak jeśli Nawrocki będzie starał się to obejść wetami z jednoczesnym zgłaszaniem własnych projektów ustaw. Wszak w Sejmie leży już projekt wydłużający czas uzyskania obywatelstwa przez Ukraińców, który ma łagodzić wizerunkowo fakt, że prezydent ostatecznie podpisał ustawę o pomocy Ukraińcom (ale bez 800+ dla niepracujących).
Co różni Nawrockiego od Dudy
Póki co rządząca koalicja wydaje się wobec Nawrockiego bezbronna – tak jak bezbronny wobec jego popularności jest… Jarosław Kaczyński. Być może dojdzie nawet do cichego porozumienia między Kaczyńskim a Tuskiem, by w Sejmie politycznie ubić tego trzeciego, niezależnego. Tyle że przy wsparciu Konfederacji i aktywnej inicjatywie prezydenckiej będzie to o wiele trudniejsze niż w przypadku Dudy, na którego wystarczyło huknąć, a ten cały drżał ze strachu.
Dlaczego PiS zrezygnował z przyspieszonych wyborów w 2006 r.?
czytaj także
Nawrocki drżeć nie będzie, a jego próba budowy własnej, niepisowskiej agendy – poprzez podsycanie antyukraińskich fobii i promowanie prawackiej polityki tożsamości (na przykład przez wypisanie z edukacji zdrowotnej) – może sprawić, iż za kilka lat mocno wspierany przez Republikę i inne media prezydent stanie się poważnym kandydatem do objęcia schedy po Kaczyńskim, który nie rozumie, że nastaje świat takich polityków jak Matecki czy Czarnek.
Dlatego nie lekceważyłbym tego może niezbyt lotnego, ale mocno zdeterminowanego everymana Nawrockiego, który właśnie nawiązał nić sympatii z tysiącami takich jak on „przeciętniaków”, stanowiących sól demokracji nie tylko w Polsce.