Politycy rangi Le Pena rzadko stawali w obronie III Rzeszy. Niestety, czas przeszły jest tu nieprzypadkowy: nacjonaliści francuscy wybielają Pétaina, włoscy żywią sympatię do Mussoliniego, a w Chorwacji koncert neofaszystowskiego piosenkarza, który w swoich utworach gloryfikuje reżim Ustaszy, zgromadził pół miliona ludzi.
Niecałe dwa tygodnie temu Grzegorz Braun w rozmowie o zbrodni w Jedwabnem (europoseł neguje polską odpowiedzialność) powiedział, że „Auschwitz z komorami gazowymi to niestety fake”. W następnych dniach bronił swoich słów, zarzucając historykom sianie żydowskiej propagandy. Czy powinno to dziwić w przypadku kogoś, kto od dawna rzuca hasłami Polski będącej pod „żydowskim zarządem powierniczym” i snuje teorie na temat „wielkiego żydowskiego bunkra”, mającego powstać pod CPK?
Niby nie, a jednak wielu sprawia wrażenie nagle wybudzonych ze snu, w którym Braun był typowany na koalicjanta w rządzie PiS-u i Konfederacji. W końcu dopiero co byliśmy świadkami zalotów Karola Nawrockiego do skrajnie prawicowego rywala w wyborach prezydenckich. Zszokowane wydają się być zwłaszcza media, jeszcze niedawno chętnie i hojnie użyczające europosłowi czasu antenowego. Wyskok Brauna z bezpośrednią negacją Holokaustu chwilowo przerwał proces postępującej normalizacji jego poglądów w przestrzeni publicznej. Trudno jednak spodziewać się, że potrwa to długo – wystarczy popatrzeć na tendencje widoczne także w innych państwach.
Negacjonistyczne tradycje skrajnej prawicy
Najwygodniej byłoby potraktować Brauna jako odosobnionego wariata – jeśli nie w Polsce, gdzie uzyskał ponad milion głosów w ostatnich wyborach prezydenckich, to przynajmniej na poziomie międzynarodowym. W końcu w europarlamencie nawet najbardziej radykalna frakcja prawicowa woli się do niego nie przyznawać, mimo że wśród jej członków znajdziemy polityków bliskiej Braunowi Konfederacji oraz AfD, której politycy krytykowali pomniki poświęcone pamięci o Holokauście. Chociaż naczelny polski antysemita pozostaje posłem niezrzeszonym, to ideowo samotny nie jest.
Służby, mafie i loże vs „szczęść boże”, czyli magiczny świat Grzegorza Brauna
czytaj także
Na krajowym podwórku antyżydowskim tyradom długo wtórował Sławomir Mentzen, na arenie międzynarodowej niejeden obecny lub były polityk skrajnej prawicy przepisywał historię II wojny światowej. Do tego grona zalicza się chociażby ojciec założyciela największej partii w trwającej kadencji francuskiego parlamentu. Jean-Marie Le Pen założył Front Narodowy wspólnie z dawnymi esesmanami i dzielił z nimi wiele poglądów. Holokaust nazywał „detalem historii”, niemiecką okupację Francji uznawał za „nieszczególnie nieludzką”, wielokrotnie negował zbrodnie popełnione przez nazistów lub kolaborantów. Negacjonizm historyczny najczęściej dotyczy właśnie tych ostatnich.
Nacjonaliści francuscy próbują wybielać marszałka Pétaina, włoscy wciąż żywią sympatię do Mussoliniego, a w Chorwacji dopiero co miał miejsce koncert neofaszystowskiego piosenkarza, który w swoich utworach gloryfikuje reżim Ustaszy. Zgromadził aż pół miliona ludzi, wielu z nich chętnie salutowało po ustaszowemu lub hitlerowsku. Jednak o ile przepisywanie własnej historii i negowanie „swoich” zbrodni jest dosyć częste (mamy z tym do czynienia również w Polsce), o tyle stawanie w obronie III Rzeszy było z reguły całkowicie marginalne i rzadko politycy rangi Le Pena angażowali się np. w rozpowszechnianie kłamstw na temat Holokaustu. Niestety, czas przeszły jest tu nieprzypadkowy.
Apologia nazizmu w XXI wieku
Niecały rok temu pisałem, że wybielanie nazizmu powoli wydostaje się z marginesów debaty publicznej i jest już powszechne, chociażby wśród amerykańskiego alt-rightu. Poprzez media społecznościowe teorie o „sfałszowaniu” Holokaustu czy szlachetnych esesmanach coraz mocniej przemawiają do zwolenników skrajnej prawicy z innych państw. Duże „zasługi” na tym polu ma Elon Musk, który zasłynął między innymi wykonywaniem hitlerowskiego salutu po inauguracji Trumpa. Po zakupieniu przez niego Twittera platforma pod zmienioną nazwą X stała się bezpiecznym schronieniem dla wszelkiej maści skrajnej prawicy, także tej antysemickiej i otwarcie neonazistowskiej.
czytaj także
Profile wychwalające Adolfa Hitlera lub kwestionujące historyczność Holokaustu mają setki tysięcy czy nawet miliony obserwujących. Zapewnia im to zasięg i rozgłos, o których dawniej neonaziści mogli tylko marzyć. Zapewne pod ich wpływem chwilowo spuszczona ze smyczy sztuczna inteligencja serwisu X szybko zajęła podobne stanowiska – niedługo po ogłoszeniu przez Muska usprawnienia działania Groka nazwał się on „MechaHitlerem” i zaczął rozpowszechniać negacjonistyczną propagandę pod pozorem obiektywizmu i przekazywania prawdy. Nawiasem mówiąc, zdążył również zwyzywać szereg polskich polityków, z premierem Tuskiem na czele, ku uciesze m.in. wicemarszałka Bosaka, który powitał Groka po stronie „ekipy walczącej z polityczną poprawnością”. Jego nazistowskich ekscesów nie skomentował.
Z prądem płyną też niektórzy celebryci, jak np. Kayne West. Znany raper wypuścił piosenkę zatytułowaną Heil Hitler, w której poza wielokrotnie powtarzanym nazistowskim pozdrowieniem znalazł się fragment przemówienia Adolfa Hitlera. Główne platformy streamingowe szybko usunęły utwór ze swoich witryn, ale nie przeszkodziło mu to w zyskaniu sporej popularności. Pozostaje zapytać, na ile płynąca z internetu i popkultury propaganda ma przełożenie na poglądy młodzieży?
Malejący poziom wiedzy historycznej
Wyniki badań są raczej alarmujące. Od pewnego czasu media społecznościowe cyklicznie obiega informacja, że aż jeden na pięciu młodych Amerykanów uważa Holokaust za mit. Takie były wyniki jednego z sondaży, ale później wytknięto mu braki metodologiczne, które doprowadziły do istotnego zniekształcenia rezultatów wśród młodzieży i zawyżenia odsetka odpowiedzi twierdzących. Nie oznacza to, że powodów do niepokoju nie ma, ponieważ inne badania także sugerują negatywne tendencje, jeśli chodzi o wiedzę na temat nazistowskich zbrodni.
PiS jest częścią międzynarodówki radykalnej prawicy. Liczy, że z nią pokona Brukselę
czytaj także
W styczniu opublikowano sondaż sprawdzający znajomość historii w ośmiu krajach, w tym Polsce. Zdecydowanie najbardziej niepokojące są wyniki wśród najmłodszych respondentów. Jeśli chodzi o negacjonizm, niechlubnym rekordzistą jest Rumunia – aż 15 proc. tamtejszej młodzieży neguje historyczność Holokaustu. W krajach takich jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone ten wskaźnik jest trzykrotnie niższy, ale zarazem wyraźnie wyższy niż u starszych pokoleń. W grupie wiekowej 18-29 częstsze są także twierdzenia, że zawyżono liczbę żydowskich ofiar nazistowskiego ludobójstwa – ponad połowa młodych Rumunów i jedna trzecia Francuzów wyraziła taki pogląd. W pozostałych krajach od kilkunastu do nieco ponad 20 proc.
Pokładaniu wiary w teorie spiskowe sprzyja słaby stan faktycznej wiedzy historycznej. Duża część ankietowanych nie była w stanie wskazać nazwy choć jednego obozu zagłady, a w przypadku Austrii i Niemiec kilkanaście procent młodzieży nie zna nawet słowa „Holokaust”. U ich francuskich rówieśników jest to prawie połowa, na co miały pewnie wpływ dekady zaniedbywania tematu w szkołach ze względu na niechęć do zaakceptowania roli Francji Vichy w ludobójstwie Żydów.
Trzecia Republika, czyli próba autorytarnego zwrotu we Włoszech
czytaj także
Teraz, w erze Grzegorzów Braunów i twitterowych nazistów, instytucje publiczne we wszystkich państwach stoją przed wyzwaniem, aby zadbać o odpowiednią edukację historyczną kolejnych pokoleń, coraz intensywniej bombardowanych kłamstwami i teoriami spiskowymi. Na ten moment negacjonizm jest domeną niewielkiej (lecz głośnej) mniejszości, ale na skutek działania skrajnej prawicy i nacjonalistycznej polityki historycznej organów publicznych prawda o przeszłości powoli zaciera się. A gdy umrze, następnym krokiem może być powtórka wszystkich błędów poprzedniego stulecia.