Proces wyznaczania lasów społecznych ma się zamknąć z końcem grudnia, wciąż jednak nie ma zgody między leśnikami a stroną społeczną. Tymczasem Lasy Państwowe wciąż tną na potęgę, robiąc ministra Dorożałę i nas wszystkich na łyso.
Czy wiecie, że wokół 14 aglomeracji miejskich mają powstać lasy społeczne? Lasy społeczne to takie, które mają przede wszystkim funkcję społeczną, a nie gospodarczą. Mówiąc jeszcze bardziej po ludzku, są to prawdziwe lasy, a nie uprawy drewna.
Lasy wokół miast obniżą latem temperaturę, zwiększą wilgotność, będą miejscem odpoczynku dla ludzi i ostoją dla zwierząt. Są odpowiedzią na kryzys klimatyczny, na urbanistyczny chaos, na potrzebę wytchnienia w cieniu drzew.
Pomysł stworzenia takich lasów wynikł z prac Ogólnopolskiej Narady o Lasach, a ta – z ruchu organizacji powstających w całej Polsce, kiedy Lasy Państwowe padły łupem Suwerennej Polski i z przerażeniem obserwowaliśmy masową, bezmyślną wycinkę drzew.
Co szkodzi lasom bardziej niż katastrofa klimatyczna? Rządy Lasów Państwowych
czytaj także
10 września minister Mikołaj Dorożała przekazał dyrektorowi generalnemu Lasów Państwowych wytyczne i rozpoczęły się spotkania stron: leśników, organizacji i samorządów, mające wyznaczyć obszary i sposób funkcjonowania lasów wokół: Warszawy, Krakowa, Gdańska, Sopotu, Gdyni, Wrocławia, Łodzi, Poznania, Katowic, Torunia, Bydgoszczy, Szczecina, Bielska-Białej i Kielc.
Ten etap ma się ku końcowi, ale porozumienia nie osiągnięto. Tymczasem wciąż trwają intensywne zręby.
Jedni chcą lasu, drudzy desek
Ministerstwo zapowiedziało, że 20 proc. lasów ma zostać wyłączonych z gospodarki nakierowanej na pozyskiwanie drewna. Elementem tego procesu i jego wzorem miało stać się wytyczanie lasów społecznych. Po pierwszych 14 miastach podobny proces ma objąć kolejne.
Jednak już po miesiącu wyszedł na jaw podstawowy problem: Lasy Państwowe nie chcą nam oddać ani patyka. Jak dokładnie wygląda ich taktyka, opowiem na przykładzie rozmów dotyczących nadleśnictwa Chojnów, którym przyglądałam się bliżej.
Na terenie tego nadleśnictwa działa wiele organizacji chcących chronić lasy. Porozumiały się i działają wspólnie jako PILCh – Porozumienie Inicjatyw Lasów Chojnowskich. Co więcej, udało im się, dzięki konsekwentnie rozwijanym relacjom, dogadać z samorządowcami, z którymi teraz, w dyskusjach z przedstawicielami Lasów Państwowych, mówią jednym głosem.
Za niejaki sukces rozmów można uznać, że wszystkie trzy strony – samorządowa, społeczna i LP – przyjęły, że cały obszar Nadleśnictwa Chojnów powinien mieć wiodącą funkcję społeczną.
Problemem jest sposób zagospodarowania lasów tego nadleśnictwa. Negocjatorzy posługują się trzema kluczowymi pojęciami: wyłączenia, ograniczenia i modyfikacje. Wyłączenia oznaczają wyjęcie terenu z upraw leśnych. Ograniczenia pozwalają na wycięcie do 50 proc. drzew. Modyfikacje zaś to obszary, gdzie większość dorosłych drzew zostanie ścięta.
Zacznijmy od wyłączeń. Samorządy i strona społeczna chcą wyjąć z upraw starodrzewia, cenne przyrodniczo obszary wokół rzek i lasy przylegające do rezerwatów (by chronić te rezerwaty, które szybko niszczeją, kiedy wokół prowadzona jest intensywna gospodarka) zamieszkane przez zwierzęta.
Leśnicy zaproponowali tereny łyse, na których niedawno był pas drzew, ale po działaniach harwesterów nie zostało zupełnie nic, bo zniszczono wszystko razem ze ściółką. Do tego młodniaki, którym właśnie przydałaby się opieka leśników, wyschnięte koryto rzeki (która wyschła, bo wycięto las wokół niej) – czyli akurat to, czego już nie da się wyrąbać.
czytaj także
Leśnicy chcieli też „oddać” społeczeństwu tereny porolne, na których drzewa zagrożone są ryzykiem chorób grzybowych korzeni. Wyłączyć proponowali również lasy w 50 proc. sosnowe, gdzie już zaprowadzono rębnie i zaplanowano kolejne. W innym miejscu, z podobnym drzewostanem, odmówili wyłączenia, przekonując, że młody las będzie zagrożony brakiem rębni.
W lokalnych mediach leśnicy straszą, że wyłączenia oznaczają brak jakichkolwiek ingerencji, pielęgnacji, dbania o ścieżki i o to, żeby spacerowiczom nie leciały na głowy konary, czyli, że wszędzie powstaną de facto rezerwaty. Wyłączenia tymczasem wcale nie oznaczają, że teren z automatu stanie się rezerwatem. Wręcz przeciwnie: pielęgnacja, dbanie o bezpieczeństwo i dolesianie to właśnie to, co leży w kompetencjach Lasów Państwowych – i tak ma pozostać.
Lasy Państwowe wolą zatem „ograniczenia” i „modyfikacje”. Te, choć brzmią niewinnie, oznaczają, że LP mogą wycinać bez przeszkód, jak dotąd. Ograniczenia, a szczególnie modyfikacje, mają obejmować tereny, gdzie drzewa osiągają wiek nazywany przez LP rębnym, czyli taki, który pozwala im ciąć drzewa na deski jak gdyby nigdy nic. Modyfikacjom ma być poddany nawet maleńki Las Komorowski, który z powodu ogromnej presji człowieka, jakiej jest poddany, powinien być – zdaniem aktywistów i ekspertów – w całości wyłączony z gospodarki.
Trudno nie zobaczyć w działaniach Lasów Państwowych zwykłych manipulacji, które mają wykazać, że społecznicy i zaangażowani przez nich ekolodzy i specjaliści się nie znają, i ochronić monopol Lasów Państwowych nad polskimi lasami.
Na zero
Podobnie było w większości innych przypadków w Polsce. Jak 15 listopada poinformowała organizacja Lasy i Obywatele, lasy społeczne mogą okazać się fikcją. Projekty stworzone przez stronę społeczną różnią się zasadniczo od projektów Lasów Państwowych. W każdym przypadku propozycja LP obejmuje mniejszy obszar i dopuszcza znacznie większe modyfikacje, czyli wycinkę drzew.
Obok manipulacji w niektórych miejscach, na przykład w Łodzi, dochodziło do ustawek: jako strona społeczna na jednej z narad wystąpili leśnicy. Miały też miejsce nieoficjalne rozmowy nadleśnictw z samorządami i formy presji ekonomicznej.
W Katowicach stronie społecznej udało się rozszerzyć podlegający negocjacjom obszar na całą aglomerację – konurbację górnośląską, z najwyższym w kraju wskaźnikiem zaludnienia, urbanizacji oraz jednym z najwyższych wskaźników śmiertelności i degradacji środowiska naturalnego. Tam prace są prowadzone w 14 nadleśnictwach – to sukces.
Nie udało się jednak dojść do porozumienia w kwestii zasad gospodarki leśnej. LP nie dopełniły wytycznych i rekomendacji ministerialnych, a propozycje wyłączeń z gospodarki rębnej były uznaniowe, z naciskiem na modyfikację, czyli zręby. Zespół katowicki wskazuje na brak dostępu do danych, na stronniczość mediatora, na finansowe lub osobowe powiązania niektórych organizacji z Lasami Państwowymi.
Porozumienie osiągnięto tylko w Toruniu i Bydgoszczy – ale wyłącznie dlatego, że tam strona społeczna jest słabsza i zgodziła się na propozycje Lasów Państwowych. We Wrocławiu, Kielcach i Bielsku-Białej prace trwają. Proces ma się zakończyć do końca roku.
Lasy Państwowe wydają się jednak zadowolone. W informacji prasowej piszą o zakończeniu dyskusji. „Leśnikom zależy, by cały proces był transparentny, a każdy zainteresowany tematem lasów o wiodącej funkcji społecznej obywatel mógł znaleźć ważne dla niego informacje” – czytamy. Gdy jednak zajrzymy na podaną stronę lasyspoleczne.lasy.gov.pl, informacje pod zdjęciami okażą się enigmatyczne. Nie znajdziemy tam wyników, wniosków ani rekomendacji po naradach.
Dorożała: Reforma Lasów Państwowych będzie bolała, ale się wydarzy
czytaj także
Tymczasem trwają intensywne zręby. Wycinane są również drzewa na obszarach, które strona społeczna chciała zachować. Organizacje leśne wokół Warszawy wysyłały wnioski o zabezpieczenie lasów, w sprawie których toczą się narady, do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, do prezydium zespołu kierującego procesem ustalania lasów społecznych oraz dwukrotnie do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które jednak wydaje się niezainteresowane zawieszeniem zrębów na czas negocjacji. Oficjalnej odpowiedzi wciąż nie ma.
Lasy Państwowe wyszły za to naprzeciw stronie społecznej zaniepokojonej faktem, że rok po wyborach w każdym lesie nadal słychać piły, i oddelegowały konsultantów społecznych.
„Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe (LP) od 1924 r. opiekuje się w imieniu Skarbu Państwa i obywateli ogólnonarodowym dobrem, jakim są lasy. Prowadzimy zrównoważoną gospodarkę leśną, chroniąc lasy przed różnymi zagrożeniami, zwiększając ich powierzchnię i zasobność, dbając o różnorodność biologiczną, a jednocześnie udostępniając je wszystkim oraz zaspokajając zapotrzebowanie polskich firm i rodzin na drewno. Pracujemy dla lasu i dla ludzi” – reklamują się LP.
W tej reklamie od razu widać, czym Lasy Państwowe dysponują: czasem pracowników zatrudnionych na etatach, pieniędzmi na media społecznościowe i siłą politycznego nacisku. Wszystko to wykorzystują, by chronić swój monopol.
czytaj także
Ministerstwo ma niewielki wgląd w finanse molocha. Opowiada u Sekielskich o tym Augustyn Mikos z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. Wiadomo jednak, że po rządach Suwerennej Polski zostało manko w wysokości pół miliarda złotych.
Jak zasypać to manko? Wycinając i sprzedając jeszcze więcej drzew. I to się teraz dzieje. Podczas gdy trwają obrady, już są rozpisywane przetargi na pozyskiwanie drewna w lasach społecznych i lasach cennych przyrodniczo.
Po czyjej stronie stoi państwo?
Kiedy Odra została zasolona przez kopalnie tak, iż algi wytruły w niej 80 proc. życia, państwo i wszystkie jego instytucje stanęły po stronie kopalń. Zawyżone normy zasolenia pozwoliły kopalniom nie zapłacić ani grosza za uśmiercenie rzeki. Wszystkie regionalne i nieregionalne oddziały dyrekcji ochrony środowiska okazały się wydmuszkami, tworami, które służą chyba tylko do tego, byśmy mogły się łudzić, że nasz interes, prawo do przyrody, jest chroniony. Odra zdewastowana, czas mija, nikt nie ponosi konsekwencji.
Czy tak samo będzie z lasami? Czy lasy społeczne okażą się fikcją rzuconą społeczeństwu obywatelskiemu, by miało się czym zająć? Zdewastowana Puszcza Białowieska, Karpacka, zniszczone tereny Natura 2000, wycinki w każdym lesie – kiedy z roku na rok jest goręcej, kiedy doświadczamy susz i powodzi – to przestępstwo. Winnych nie ma.
czytaj także
Dlatego tak ważny jest teraz ruch ministra Dorożały i jego stanowczość w sprawie lasów społecznych. Czy ministerstwo stanie po stronie ruchów obywatelskich, czy po stronie interesów Lasów Państwowych? I co właściwie może zrobić MŚiK? Może na przykład przeciągnąć proces na kolejny rok, zasłaniając się brakiem zgody stron negocjujących i brakiem możliwości arbitrażu we wszystkich spornych kwestiach, dając czas Lasom Państwowym na dalsze zręby, które jeszcze silniej zdegradują lasy. Może naciskać na stronę społeczną w tych zespołach, gdzie jest ona lepiej zorganizowana (np. wokół Warszawy, Katowic, Poznania), by przystała na rozwiązania proponowane przez LP.
Organizacje społeczne przygotowały rekomendacje w sprawie toczących się jeszcze prac ustalania lasów społecznych. Chcą, by MŚiK stało się rozjemcą, powołało niezależnych mediatorów i osoby kontrolujące przebieg negocjacji, bo LP łamią przyjęte zasady. Chcą, by MŚiK z urzędu wskazało lasy uzdrowiskowe, wodochronne, służące turystyce i lokalnym społecznościom czy chroniące przed powodzią jako lasy społeczne i by jak najszybciej umocowało ich istnienie w polskim prawie, bo wewnętrzne regulacje Lasów Państwowych nie wystarczają i są arbitralne, a niewłaściwego realizowania wewnętrznych regulacji nie da się zaskarżyć w sądzie. Do tego organizacje wskazują na konieczność prowadzenia kampanii informacyjnych dla mieszkańców i takiego tworzenia zespołów negocjacyjnych, by były one reprezentatywne.
Lasy Państwowe niszczą polskie lasy, Wody Polskie trują polskie wody
czytaj także
Od wyników tych pilotażowych prac wokół 14 miast będą zależeć kolejne. Jeśli pozwolimy na złe praktyki, na przemoc jednej ze stron i na to, by MŚiK patrzyło przez palce na działania LP, zagrożony będzie cały proces wytyczania 20 proc. lasów wolnych od gospodarki leśnej. Jeśli ministerstwo teraz nie okaże się silne, rozwiązań dobrych dla mieszkańców miast i rozsądnych z punktu widzenia klimatu nie doczekamy się w tym pokoleniu, bo drzewa rosną długo.