To dość dziwaczna i zabawna sytuacja, że widzowie rosyjskiej telewizji, karmieni na co dzień ideologicznym konglomeratem sowieckiej wielkomocarstwowości i pseudoprawosławnego konserwatyzmu, w esemesowym głosowaniu postanowili, że w tym roku na konkursie Eurowizji będzie ich reprezentować etniczna Tadżyjka, śpiewająca feministyczny manifest pod tytułem „Russian Woman”.
Naprawdę niewiele ostatnio dobrych wieści płynie z Rosji. Aleksiej Nawalny jest w więzieniu, założone przez niego struktury zostały zdelegalizowane, walec represji toczy się po ludziach i instytucjach. Tylko w ostatnich tygodniach dwie redakcje, wpływowa niezależna Meduza i ekonomiczno-ekspercki VTimes, trafiły na listę zagranicznych agentów, co uderza w podstawy ich funkcjonowania. Kilka dni temu w Kazaniu młody mężczyzna zastrzelił w swojej byłej szkole dziewięć osób, ponad trzydzieści ranił – w większości dzieci. Odpowiedzią rosyjskich władz na te tragiczne wydarzenia jest jeszcze więcej zakazów i jeszcze więcej opresyjnej polityki.
I z tego smutnego obrazka nagle wyłoniła się Maniża.
Nagle, bo to jednak dość dziwaczna i zabawna sytuacja, że widzowie rosyjskiej telewizji, karmieni na co dzień ideologicznym konglomeratem sowieckiej wielkomocarstwowości i pseudoprawosławnego konserwatyzmu, może dlatego, że był akurat 8 marca, w esemesowym głosowaniu postanowili, że w tym roku na konkursie Eurowizji będzie ich reprezentować etniczna Tadżyjka, śpiewająca feministyczny manifest pod tytułem Russian Woman. W skrócie to piosenka o tym, że rosyjskie kobiety są silne i samodzielne i dadzą radę, mimo że społeczeństwo codziennie traktuje je dawką mizoginistycznego jadu, typu:
Masz już 30 lat, halo, gdzie są dzieci?
Jesteś taka piękna, ale mogłabyś schudnąć,
Załóż coś długiego, załóż coś krótkiego.
Może na tle tego, co się dzieje w zachodnim feminizmie, brzmi to naiwnie, ale akurat w kraju, gdzie aborcja jest praktycznie zakazana, nie wypada krytykować poziomu emancypacji Rosjanek.
Co ważne, w przypadku Maniży eurowizyjna Russian Woman nie jest jakimś jednorazowym wydarzeniem scenicznym, piosenką napisaną pod tę czy inną publikę, chociażby eurowizyjną. To piosenka spójna z artystyczną drogą młodej piosenkarki. W swojej twórczości Maniża porusza raczej niepopularne w rosyjskim mainstreamie tematy, takie jak równouprawnienie, przemoc wobec kobiet czy doświadczenie migracji i stereotypy etniczne. I mimo to wciąż trudno ją nazwać inaczej niż artystką tworzącą w gatunku pop. Poza tym Maniża nie ogranicza się tylko do działalności muzycznej, otwarcie wspiera społeczność LGBT+, a pod koniec 2020 roku została wyróżniona tytułem ambasadorki dobrej woli ONZ ds. uchodźców.
W wywiadach lubi podkreślać, że jej imię, Maniża, oznacza „delikatna”, a nazwisko Sangin, które przejęła po babci, jednej z pierwszych wyemancypowanych kobiet w Tadżykistanie, oznacza „kamień”. Nazwiska po ojcu nie nosi i nie utrzymuje z nim kontaktu, bo ten nie akceptuje jej piosenkarskiej kariery, według niego nieodpowiedniej dla muzułmańskiej kobiety. To jedna z przyczyn, dlaczego kwestie praw kobiet są jej tak bliskie.
Podobnie jak doświadczenie migranckie. Maniża urodziła się w Duszanbe, ale wkrótce po tym, na początku lat 90., jej rodzina uciekła przed wojną domową, która wybuchła w kraju, z Tadżykistanu do Rosji. Maniża dorastała w Moskwie w inteligenckiej rodzinie. Z jednej strony kultywowała swoją etniczną tożsamość, z drugiej strony żyła jak zwykła rosyjska dziewczyna ze stolicy. Ta tożsamościowa dwoistość pozostaje dla niej ważnym dylematem, czemu daje wyraz w swoich piosenkach. W jednej z nich śpiewa o osobie: „jestem niedosłowianką i niedotadżyjką”.
Faktycznie, Maniża w swojej twórczości stara się łączyć jedno z drugim i słychać to wyraźnie w eurowizyjnym Russian Woman, gdzie łączy się rytmika rodem z muzułmańskiego wschodu z rosyjskim śpiewem ludowym.
O kondycji migrantki potrafi też opowiadać przewrotnie i z poczuciem humoru. W klipie do piosenki Dwa razy się nie zdarzy prowincjonalna rosyjska młodzież prosi Maniżę – „Tadżyjkę, Uzbeczkę, kto się połapie, imienia nie da się wymówić” – by coś zaśpiewała „w tym swoim (języku)”. Maniża bierze gitarę i śpiewa po rosyjsku.
To wszystko brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe w dzisiejszej Rosji? Bo niestety takie jest. Zaraz po tym, jak w marcu ogłoszono wyniki głosowania, na Maniżę wylała się fala internetowego hejtu. Najczęściej w komentarzach padały zarzuty pod adresem samej piosenki, rzekomo bardzo słabej i nieodpowiedniej na Eurowizję. Ale w niewybrednych anonimowych wypowiedziach stawiano też sprawę jasno – jakim prawem jakaś „niemyta Tadżyjka” wypowiada się w imieniu rosyjskich kobiet?
Nie jest tajemnicą, że stosunek wielu Rosjan do migrantów z krajów Azji Centralnej jest po prostu rasistowski. Rosyjski stereotyp Tadżyka to biedny i żyjący poza prawem zarobkowy imigrant, harujący ponad siły na budowach lub zamiatający podwórka. Być może to, że Maniża jest zaprzeczeniem tego stereotypu, wkurza najbardziej, rozsadza poznawcze schematy.
czytaj także
Sama piosenkarka w wywiadach cały czas tłumaczy, że ma prawo mówić o sobie, że jest rosyjską kobietą, bo Rosja jest jej krajem, tu się wychowała, tu mieszka, no i w ogóle to kocha Rosję. Cóż, nie wszyscy Rosjanie potrafią czerpać te przyjemne dywidendy z faktu bycia kiedyś imperium, które polegają na rozszerzaniu kultury o nowe wpływy i ich twórczej inkorporacji do kanonu.
Pojawiła się również nie tak znowu nieprawdopodobna teoria spiskowa. Otóż jakiś czas temu ten sam pierwszy kanał rosyjskiej telewizji emitował dziecięcy talent show Głos. Dzieci. Współzawodnictwo wygrała córka popularnej rosyjskiej piosenkarki Alsu, ale szybko wyszło na jaw, że esemesowe głosy zostały kupione. Program zakończył się wielkim skandalem. Niektórzy niezadowoleni z wyboru Maniży zaczęli więc twierdzić, że jej zwycięstwo również zostało ukartowane, a głosowanie, w którym zdobyła 39,7 procent głosów, to zwykły fejk. „Kto na nią głosował, skoro wszystkie komentarze w internecie są negatywne?” – pytali retorycznie hejterzy. Sprawą zainteresowała się nawet przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko, która poprosiła Pierwszy Kanał o dokładną informację na temat przebiegu głosowania. Ale żadnych machlojek nie wykryto.
Z krytyką Maniży i jej piosenki wystąpiły mniej lub bardziej znane osoby publiczne, a summę ich zarzutów przedstawił na konferencji prasowej szef rosyjskiej Partii Liberalno-Demokratycznej Władimir Żyrinowski, który powiedział (przynajmniej szczerze), że nie rozumie. Jeśli ktoś chce schudnąć, niech chudnie w domu, rozbita rodzina to nie jest temat na piosenkę, bo nie ma się czym chwalić, a cały tekst w ogóle nie przyczynia się do budowania autorytetu rosyjskich kobiet i Rosji na świecie.
Koniec końców, w przededniu finału Eurowizji Żyrinowski życzył Maniży wygranej, bo krytyka piosenki to sprawa „wewnątrznarodowa” i nie należy tych spraw wynosić na zewnątrz.
Ale presja na Maniżę trwała i za sprawą donosu z organizacji wojennych weteranów jej piosenką miał się zająć rosyjski Komitet Śledczy. Funkcjonariusze mieli sprawdzić, czy tekst piosenki nie obraża rosyjskich kobiet i czy nie propaguje ekstremizmu. Rezultaty śledztwa były najwyraźniej pozytywne dla Maniży, bo artystka pojechała na majowy finał do Rotterdamu.
Wszystkim hejterom piosenkarka odpowiedziała w swoim stylu, publikując zabawny klip pt. Czy to może reprezentować Rosję na Eurowizji. Z badania przeprowadzonego przez uczonych wynika, że Maniża nie tylko nie jest Rosjanką, nie jest nawet człowiekiem.
Warto przypomnieć, że rok temu, w przededniu pandemii, Rosja już się szykowała do wygranej na Eurowizji. W 2020 roku kraj miał reprezentować kampowy zespół Little Big, któremu nie brakuje fanów na całym świecie. Estetyka zespołu zdaniem muzycznych ekspertów doskonale wpasowywała się w ducha Eurowizji, która w ciągu ostatnich lat przeformatowała się w europejskie święto transgresji. Klip do piosenki Uno miał największą liczbę wyświetleń spośród eurowizyjnych kawałków, więc zwycięstwo wydawało się naprawdę bliskie. Z powodu pandemii konkurs jednak odwołano.
W Rosji oczekiwano, że Little Big jako pewniak znowu weźmie udział w krajowych eliminacjach do konkursu w 2021 roku, ale zespół odmówił. Być może miał na to wpływ krążący po internecie filmik sprzed kilku lat, na którym lider zespołu rzuca homofobicznymi komentarzami podczas belgijskiej Gay Pride. Ponieważ konkurs się nie odbył, skandal nie zdążył się rozkręcić.
czytaj także
Paradoks to słowo nadużywane w opisach Rosji, ale to oczywiście może wydawać się paradoksem, że kraj bierze kurs izolacjonistyczny, a jednocześnie ze wszech miar łaknie międzynarodowego uznania. Czasem nawet zbyt mocno. Chęć dominacji w klasyfikacji medalowej igrzysk w Soczi doprowadziła do wybuchu afery dopingowej wokół rosyjskich sportowców, a to sprawiło, że jeszcze do grudnia 2022 roku nie mogą występować pod flagą swojego kraju. Zupełnie niedawno Putin, próbując sprawić, by w końcu porozmawiał z nim nowy prezydent USA, ściągnął kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pod granicę z Ukrainą. Więc skoro Rosja tak bardzo pragnie być doceniona i wygrać jakiś międzynarodowy konkurs, to niech będzie to konkurs Eurowizji. Możemy w nim Rosji kibicować z czystym sumieniem.