Muzyka, Świat

Eurowizja: kpina z Białorusi nie przejdzie

Wezwania do bojkotu Białorusi w Eurowizji przyniosły sukces. 26 marca organizator konkursu Eurowizji zdyskwalifikował tegorocznego reprezentanta Białorusi, zespół Hałasy ZMiesta. Powód? Polityczna wymowa piosenek wspierających reżim Łukaszenki.

Konkurs Eurowizji to drugi co do oglądalności – po Super Bowl – rozrywkowy show na świecie, szczególnie popularny w krajach byłego ZSRR. Jego organizator, EBU, zrzesza publiczne stacje telewizyjne, które każdego roku wybierają swojego przedstawiciela do wykonania autorskiego utworu podczas konkursu. Muzyka prezentowana na Eurowizji promuje różnorodność języków, kultur i trendów na Starym Kontynencie. Rozrywkowego charakteru konkursu bacznie strzeże regulamin, który zakazuje prezentowania na scenie treści politycznych. Z tego powodu w 2009 roku EBU zdyskwalifikowało Gruzję, która zaproponowała do konkursu utwór We Dont Wanna Put In, nawiązujący tytułem do trwającego konfliktu gruzińsko-rosyjskiego.

Jeszcze przed zgłoszeniem swoich tegorocznych kandydatów Siarhiej Budkin, współzałożyciel Fundacji Solidarności Kulturalnej, postulował bojkot Biełteleradyjokampanija (BTRC), czyli białoruskich mediów publicznych, w tegorocznym konkursie Eurowizji. Fundacja Budkina zrzesza ponad 1500 artystów białoruskich, którzy zwracają się o pomoc do społeczności międzynarodowej na drodze do przeprowadzenia uczciwych, legalnych wyborów w Białorusi i zaprzestania przemocowych działań organów państwowych.

Jego kampania odbiła się dużym echem wśród artystów i użytkowników kultury na całym świecie. W internecie przez kilka tygodni trendował hasztag #stopBT. – BTRC nie jest dziś nadawcą medialnym, ale narzędziem nacisku politycznego i propagandy – napisał w oświadczeniu Budkin – Zapewniamy, że Biełteleradyjokampanija nie ma żadnego związku z czymkolwiek, co można nazwać europejskim. Ten budynek nie znajduje się w Europie, jest na terytorium zła.

Bojkot białoruskiej telewizji wsparła szwedzka partia Liberalerna (Liberałowie), która w osobie Karin Karlsbro rozpoczęła agitację w UE. – UE stworzyła listę osób, które w oczywisty sposób naruszyły podstawowe prawa człowieka. Na tej liście znalazł się prezes białoruskiego nadawcy państwowego. Nierozsądne jest organizowanie konkursu muzycznego z uczestniczącą w nim dyktaturą – mówiła Karin Karlsbro w wywiadzie dla SVT, szwedzkiej telewizji publicznej.

Na krótko po tych dwóch wezwaniach do bojkotu oświadczenie wydało EBU, które zdecydowanie opowiedziało się za uczestnictwem Białorusi w tegorocznym konkursie planowanym na koniec maja. Dyrektor Generalny EBU zapewniał, że Unia monitoruje sytuację w Mińsku, a także skierowała do BTRC prośbę o „obronę profesjonalnych wartości dziennikarskich i zapewnienie obywatelom dostępu do informacji umożliwiających im zapoznanie się z mnogością poglądów i formułowanie własnych, niezależnych sądów”.

Wszystkie te działania miały miejsce, zanim BTRC ogłosiło swojego kandydata. Jest to otwarcie wspierający Łukaszenkę zespół Hałasy ZMiesta (Galasy ZMesta), który swoim utworem Ja nauczu tiebia! podważa prawo Białorusinów do demokratycznego państwa, zapowiadając, że „nauczy ich tańczyć, jak im zagra”.

Brak kandydatów?

Gdy w marcu 2020 roku przygotowywano się do Eurowizji, która ostatecznie została odwołana z powodu pandemii, Białoruś w otwartym konkursie zdecydowała, że będzie ją reprezentował zespół VAL. Była to białoruskojęzyczna propozycja, co w przypadku Eurowizji, która ma promować kulturę i język danego kraju, ma duże znaczenie. W sierpniu BTRC odwołało udział VAL i zadecydowało o rozpoczęciu procedury wyboru innego kandydata. Redaktor portalu Eurowizja.org Dawid Szwajcowski, który opisuje uczestnictwo Polski, Rosji oraz Białorusi w konkursie, nie był zaskoczony decyzją nadawcy. – Duet VAL bardzo aktywnie bierze udział w demonstracjach i wspiera Białorusinów w walce o wolność – mówi mi w rozmowie telefonicznej Szwajcowski.

Od zeszłego marca w Białorusi zaszły ogromne zmiany. Przeróżni artyści, którzy brali udział w wewnętrznych wyborach do Eurowizji w 2020 roku, teraz zrezygnowali z szansy reprezentowania kraju pod czerwono-zielonymi barwami. – Grupa Navy Band, VAL czy weteranka Olga Szymańska, która kilkanaście razy walczyła o to, żeby reprezentować Białoruś w konkursie Eurowizji, w tym roku stwierdziła, że absolutnie nie będzie kandydowała. Kocha Białoruś, ale nie chce reprezentować telewizji, która ma krew na rękach – mówi Szwajcowski.

To dlatego białoruski nadawca podjął decyzję, aby w wyborach wewnętrznych, bez udziału publiczności, wystawić innego reprezentanta. W takiej formie Białoruś nie przeprowadzała konkursu jeszcze nigdy.

Prorządowy kabaret

Przedstawiona przez BTRC propozycja występu zespołu Hałasy ZMiesta wywołała zamierzone kontrowersje. Eksperci przypuszczają, że była to decyzja polityczna, która miała na celu ośmieszenie EBU. Białoruś zdawała się grać va banque, w przekonaniu, że Unia Nadawców nie zareaguje.

Zgłoszony do konkursu utwór Ja nauczu tiebia! rozwścieczył Białorusinów. Opinię publiczną szokuje fakt, że po raz pierwszy w historii udziału Białorusi w Eurowizji utwór napisany jest w języku rosyjskim. Oczywiście rosyjski jest, obok białoruskiego, językiem urzędowym, w dodatku znacznie częściej używanym, ale od wydarzeń ostatniego roku jest także symbolem Łukaszenkowskiego reżimu. Wybór piosenki w języku rosyjskim to policzek dla ulicznej opozycji, która coraz częściej używa języka białoruskiego.

Ja nauczu tiebia! ma dla Białorusinów gorzką wymowę. W samym refrenie lider Hałasów ZMiesta śpiewa o uczeniu ludzi tańczyć, jak im zagra. A dalej, że wszystko skończy się dobrze, jeśli ludzie będą słuchać. Momentalnie po publikacji utworu zaczęły wychodzić na jaw informacje o zespole, prorządowa wymowa jego pozostałych tekstów, a także fakt, że jego członkowie aktywnie wspierają urzędującego prezydenta Aleksandra Łukaszenkę. W utworze Kto tut w gieroi? wyśmiewają postawę Pawła Łatuszki, byłego dyplomaty i ministra kultury Białorusi, który został przez Łukaszenkę zwolniony ze stanowiska dyrektora teatru im. Jana Kupały w Mińsku za poparcie protestów.

Hałasy ZMiesta to nieznany szerzej projekt kabaretowy, który powstał jesienią ubiegłego roku. Jak wyjaśnia Biełsat, nazwa zespołu to w języku białoruskim gra słów – „hałasy” to głosy ludzi z „miesta”, czyli miasteczka. „Zmiest” to z kolei „sedno”. „Trafne głosy z prowincji” mają ambicje, by reprezentować „głos prostego człowieka”, który po upadku ZSRR szanował Łukaszenkę za utrzymanie bezpieczeństwa socjalnego i względnie niski poziom korupcji czy przestępczości – w porównaniu z Rosją czy Ukrainą. Po zeszłorocznych protestach nastroje jednak zmieniły się na tyle, że kreowany przez propagandę „prosty człowiek” nie ma już wiele wspólnego z rzeczywistością.

W innych utworach zespół komentuje zdarzenia polityczne ostatnich miesięcy, np. „ucieczkę” kandydatki na prezydentkę Swiatłany Cichanouskiej w Ja w pribałtikie siżu (Siedzę sobie w krajach bałtyckich). Ironicznie zwracają uwagę, że zastraszona przez służby nieformalna przywódczyni opozycji opuściła kraj i patrzy na wydarzenia z boku – zarzucając jej tchórzostwo oraz parcie na europejskie apanaże.

Chwilę po ogłoszeniu kandydata Białorusi polscy redaktorzy portalu Eurowizja.org zdecydowali, że z szacunku dla walczących Białorusinów nie będą publikować informacji na temat zespołu. Według Dawida Szwajcowskiego Hałasy ZMiesta pogwałciły zasady eurowizyjnej konkurencji, czyli zakaz politycznego zaangażowania. – Zaprosiliśmy inne portale krajowe, piszące o Eurowizji, żeby przyłączyły się do naszego protestu, bardzo dużo krajów dołączyło – komentuje Szwajcowski.

W reakcji na białoruski wybór powstała także petycja, której sygnatariusze opowiedzieli się za wycofaniem Białorusi z Eurowizji 2021. Do momentu dyskwalifikacji podpisało ją ponad dwa tysiące osób. Naciski na EBU dochodziły zewsząd, więc już dzień po ogłoszeniu przez Białoruś swojego kandydata (11 marca) EBU wydało oświadczenie, w którym dopatruje się złamania regulaminu przez utwór Ja nauczu tiebia! EBU odrzuciło piosenkę i zagroziło Białorusi dyskwalifikacją, jeśli nie przedstawi zmienionej wersji lub nie zgłosi nowej piosenki. „Stwierdzono, że piosenka stawia pod znakiem zapytania niepolityczny charakter konkursu” – uzasadniła swoją decyzję EBU w oświadczeniu. „Ponadto, ostatnie reakcje na proponowany wpis niosą ze sobą ryzyko narażenia reputacji EBU na szwank”.

Kpina z konkursu

W sprawie ultimatum oraz wydłużenia terminu przesyłania propozycji konkursowych dla Białorusi wypowiedział się sam prezydent Białorusi, Aleksander Łukaszenka. Podczas konferencji prasowej cytowanej przez Reutersa powiedział, że „[oni] próbują naciskać na nas z każdej strony. Nawet przez Eurowizję”.

Lider zespołu Hałasy ZMiesta Dzmitryj Butakou czuje się zawiedziony decyzją EBU, czym po raz kolejny przysporzył sobie krytycznych komentarzy. „To było do przewidzenia. Nasza piosenka jest zgodna z regulaminem. To oni twierdzą, że nie jest. Odebrali nam mistrzostwa świata w hokeju, Eurowizja to przy tym małe piwo” – skomentował oświadczenie EBU Butakou.

To nonszalancja na niespotykaną dotąd skalę. Artyści przez wiele lat starają się o to, aby móc reprezentować swój kraj, a sam konkurs ściąga przed telewizory rokrocznie ok. 200 mln widzów. Tak duże wyróżnienie zespół Hałasy ZMiesta potraktował z buta. – EBU dało Białorusi kolejną szansę, a wybrany zespół kpił, że może nawet zaproponować piosenkę o króliczku, jeśli tego sobie życzy EBU – komentuje postawę zespołu Szwajcowski. – Hałasy ZMiesta jawnie lekceważą sobie ten konkurs. Dali po sobie poznać, że udział w Eurowizji niewiele dla nich znaczy.

Jak można było przewidywać, drugi utwór zespołu Hałasy ZMiesta również nie spełniał wymogu apolityczności, a cała otoczka wokół białoruskiego kandydata sprawiła, że EBU zdecydowało o dyskwalifikacji Białorusi w tegorocznym konkursie Eurowizji.

„EBU oraz rada zarządzająca konkursem dokładnie przeanalizowały nowe zgłoszenie Białorusi, aby ocenić, czy kwalifikuje się ono do konkursu. Stwierdzono, że nowe zgłoszenie również narusza zasady konkursu, które gwarantują, że konkurs nie będzie instrumentalizowany ani narażony na kompromitację. W związku z tym, że BTRC nie zdołało przesłać zgłoszenia w przedłużonym terminie, Białoruś niestety nie weźmie udziału w 65. Konkursie Piosenki Eurowizji w maju” – czytamy w ogłoszeniu.

W Białorusi z tygodnia na tydzień rośnie opozycja wobec rządów Łukaszenki po sfałszowanych wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku. Ponad 34 tys. osób zostało zatrzymanych podczas protestów, na ulicach dochodzi do zamieszek i brutalnych zachowań ze strony służb. Prezydent zaprzecza oszustwom wyborczym i oskarża Zachód o opłacanie protestów. Tego typu wezwania do bojkotu kulturalnego przez europejskie instytucje przynoszą zamierzony skutek. Dyskwalifikacja Białorusi w tegorocznym konkursie jest wyrazem szacunku dla ofiar dyktatury. Podobną taktykę stosują także Palestyńczycy, którzy od lat prowadzą akcje PACBI, nawołując do akademickiego i kulturalnego bojkotu Izraela. Kulturalny bojkot odegrał także kluczową rolę w południowoafrykańskim ruchu antyapartheidowym, w którym progresywni artyści sprzeciwili się wybielaniu opresji względem czarnoskórej większości.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kasia Jaroch
Kasia Jaroch
Dziennikarka muzyczna
Dziennikarka zajmująca się tematyką kultury, w szczególności zainteresowana regionem Europy Środkowo-Wschodniej. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Z wykształcenia prawniczka i filolożka.
Zamknij