Kraj

Studia nie odchodzą do lamusa

Absolwenci szkół wyższych więcej zarabiają i zdecydowanie łatwiej znaleźć im pracę. Mają też znacznie wyższy kapitał społeczny. Jednak życie studenta nie jest ciągłym pasmem imprez. Zajęty od młodości polityką Krzysztof Bosak może tego nie wiedzieć.

Gdy polityk przekonuje, że wyższe wykształcenie się bardzo zdewaluowało, to są dwie możliwości. Może kombinować, jak tu wprowadzić płatne studia dzienne, więc już buduje sobie narrację mającą spacyfikować opór przyszłych studentów z mniej zamożnych domów, zachęcając ich w ten sposób do porzucenia marzeń o magisterce, bo zawodówka w zupełności im wystarczy. Może też sam nie mieć wyższego wykształcenia i się w ten sposób usprawiedliwiać. W przypadku Krzysztofa Bosaka obie odpowiedzi są poprawne. Reprezentuje przecież środowisko polityczne, które chciałoby wszystko sprywatyzować, i kultywuje archaiczny model męskości, którego wzorcem jest spocony mięśniak trzymający w dłoni ciężkie narzędzie. Sam też studiów nie ukończył, co samo w sobie absolutnie nie jest żadną ujmą, dopóki nie opowiada się publicznie głupot na temat wyższego wykształcenia.

Wśród konserwatystów zapatrzonych w model amerykański tego typu teorie nie są żadnym novum. Wartość wyższego wykształcenia podważa też chociażby wolnorynkowy think tank WEI,  którego szef prowadzi na YouTube program kabaretowy Wolność w remoncie (niedawno przekonywał w nim, że brytyjski faszysta i arystokrata Oswald Mosley jest jednym z prekursorów współczesnej lewicy).

Awans społeczny? Chyba nie w Polsce

Dokładnie nie wiadomo, skąd Krzysztof Bosak powziął informację na temat drastycznego obniżenia wartości magisterki. Być może ktoś mu naopowiadał bzdur, chłopak nie sprawdził, jak jest w rzeczywistości, no i teraz chodzi po studiach i papla głupoty. Całkiem możliwe, że doskonale zdaje sobie sprawę, że teorie o dewaluacji studiów są wyssane z palca, ale jedzie na upartego przekazem kampanijnym. To, co możemy na pewno zweryfikować, to prawdziwość jego przekazu. A raczej jej zupełny brak.

Magisterka daje przewagę

Zacznijmy od podstaw, czyli od określenia, czy kraj nad Wisłą rzeczywiście zapełnia się po brzegi absolwentami studiów. Według danych OECD wśród Polek i Polaków w wieku 25-34 lata szkołę wyższą ukończyło 43,5 proc. populacji. Dokładnie o jeden punkt procentowy mniej niż wynosi średnia OECD. Nasz kraj w niczym więc pod tym względem się nie wyróżnia. Owszem, w ostatnich latach nastąpił bardzo wyraźny wzrost odsetka absolwentów uczelni w całym społeczeństwie (w grupie wiekowej 55-64 lata tylko 15 proc. skończyło studia), ale dopiero dobijamy do przeciętnego poziomu krajów rozwiniętych. W najbardziej innowacyjnych gospodarkach świata udział absolwentów studiów w pokoleniu milenialsów jest zdecydowanie wyższy. W Korei Południowej sięga 70 proc., a w Japonii przekracza 60 proc. W Szwajcarii ponad połowa populacji milenialsów posiada dyplom uczelni. Gdzie ten odsetek jest najniższy? W RPA, Indonezji, Brazylii i Meksyku.

Można przypuszczać, że gdyby wyższe wykształcenie rzeczywiście się zdewaluowało, to młodzi ludzie z krajów najwyżej rozwiniętych nie kończyliby ich tak chętnie. Gdyby nie dawało ono przewagi na rynku pracy, po co mieliby tracić pięć lub przynajmniej trzy lata młodości na siedzenie na zajęciach? Jest jednak zupełnie inaczej – absolwenci uczelni mają zdecydowanie łatwiej już na etapie szukania pracy. Według raportu OECD Education at a Glance 2018  w 2017 roku zatrudnienie w Polsce miało aż 88 proc. osób z wyższym wykształceniem, wobec 70 proc. osób ze średnim i 42 proc. osób, które nie ukończyły szkoły średniej. Przeciętnie w OECD było to odpowiednio 85, 75 i 57 proc. Tak więc w Polsce absolwenci uczelni mają nawet większą przewagę nad pozostałymi w kontekście zdobycia zatrudnienia niż przeciętnie w krajach rozwiniętych.

Także pod względem zarobków to właśnie absolwenci uniwersytetów wypadają lepiej na tle całego społeczeństwa. Nawet licencjaci zarabiają lepiej – statystycznie ich płace przekraczają o 39 proc. polską średnią krajową. Magistrzy w Polsce zarabiają przeciętnie 161 proc. średniej krajowej. W pozostałych krajach UE jest podobnie – zarobki bakałarzy wynoszą 138 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a magistrów – 174 proc. Wśród wszystkich krajów OECD przewaga płacowa absolwentów szkół wyższych jest jeszcze większa – ich wynagrodzenia wynoszą odpowiednio 144 i 191 proc. przeciętnej płacy.

Niedoceniani humaniści

Oczywiście poseł Bosak mógłby zauważyć, że nie każdy kierunek studiów daje taką przewagę. Sam raczył dołączyć do chóru wyśmiewającego humanistów – według niego siedzą tacy pięć lat w uczelnianych ławkach, a „dla naszej ojczyzny z tego naprawdę niewiele wynika”. OECD podaje też przeciętne zarobki w rozbiciu na 4 główne grupy kierunków studiów – studia humanistyczne (w tym artystyczne), pedagogiczne, informatyczne i technologiczne, a także te związane z zarządzaniem oraz prawem. Jeśli chodzi o humanistów, to w 13 z 15 wykazanych krajów zarabiają oni więcej niż średnia krajowa – tylko w Szwecji 100 proc. średniej, a w Wielkiej Brytanii 92 proc. Bardzo podobnie jest w przypadku absolwentów studiów pedagogicznych, a w dwóch pozostałych grupach w każdym kraju tego typu wykształcenie daje relatywnie wyższe zarobki od reszty społeczeństwa.

Graeber: Armia altruistów

czytaj także

Wielu badaczy przemian na rynku pracy zwraca także uwagę, że rola studiów humanistycznych będzie rosnąć. Powtarzalne zajęcia wymagające przygotowania technicznego obecnie mogą jeszcze dawać przyzwoite zarobki, jednak w przyszłości zapotrzebowanie na nie będzie maleć z powodu postępującej automatyzacji. Wzrośnie za to rola zawodów, w których przydaje się wykształcenie holistyczne, dające znajomość mechanizmów społecznych i generalnie zasad rządzących światem człowieka. Absolwenci mający taką wiedzę będą mogli chociażby zapewnić odpowiedni „background” dla technicznych twórców oprogramowania, które dzięki temu będzie lepiej odpowiadać na zapotrzebowanie konsumentów. Za to rola i pozycja zawodowa tych drugich może spadać.

Pokazuje to chociażby ubiegłoroczny raport Instytutu Brookingsa Automation and Artificial Intelligence. Z badania przeprowadzonego przez analityków IB wynika, że zdecydowanie najbardziej narażone na automatyzację są zawody techniczne niewymagające studiów. Mowa chociażby o pracownikach produkcji przemysłowej, transportu czy budowlanki. Wśród zawodów najmniej podatnych na automatyzację znalazło się za to wiele humanistycznych – związanych ze sztuką, mediami, rozrywką, ale też usługami publicznymi. Przykładowo praca instalatorów i mechaników w połowie przypadków może zostać zautomatyzowana w nadchodzących latach, za to praca opiekuńcza jedynie w jednej trzeciej. Informatycy i matematycy są podatni na automatyzację w 37 proc., za to szeroko pojęta pedagogika jedynie w 18 proc.

Nowa transformacja ustrojowa: z gospodarki ludzkiej na zautomatyzowaną

Swoją drogą, raport ten pokazuje ewidentną przewagę wyższego wykształcenia w kontekście nadchodzącej automatyzacji. Z 8 najbardziej podatnych na automatyzację zawodów żaden nie wymaga studiów – a poza sprzedażą oraz gastronomią wszystkie są techniczne. Za to wśród 8 zawodów najmniej podatnych na automatyzację 6 wymaga wyższego wykształcenia, a jedynie 2 go nie wymagają (usługi sprzątania oraz sztuka, rozrywka i media). Ogólnie rzecz biorąc, zawody niewymagające studiów są podatne na automatyzację w 55 proc., a te wymagające ukończenia szkoły wyższej – jedynie w 24 proc.

Urojone „studenckie życie”

Krzysztof Bosak stwierdził również de facto, że rezygnacja ze studiów była w jego przypadku poświęceniem. „Zamiast studiowania, zamiast życia studenckiego i rozrywkowego, postanowiłem się zająć pracą” – powiedział poseł Konfederacji. Jak widać, najwyraźniej według Bosaka życie studenta to ciąg popijaw, przypadkowego seksu oraz eksperymentowania z różnego rodzaju używkami. Szkoda, że wciąż jeszcze młody poseł jednak tych studiów nie skończył, bo wiedziałby, że życie przeciętnego studenta w Polsce wygląda nieco inaczej. Także studenci na co dzień zajmują się pracą. Według raportu Student w pracy 2019 82 proc. studentów zadeklarowało podejmowanie zajęcia zarobkowego poza swoją branżą. Co czwarty pracował dłużej niż rok. Pracę w swojej branży zadeklarowało 60 proc. ankietowanych studentów (oczywiście te dwie grupy się zazębiają – część pracowała i w swojej branży, i poza nią).

Z ośmiu zawodów najbardziej podatnych na automatyzację żaden nie wymaga studiów.

Życie wielu studentów nie jest skakaniem z imprezy na imprezę, tylko ciągłym krążeniem między uczelnią a miejscem pracy zarobkowej. Rano zajęcia, po południu zmiana w fast foodzie albo w korpo na zleceniu, i tak pięć dni w tygodniu. Pasmem imprez jest być może życie aktywistów niektórych młodzieżówek partyjnych, ale nie przeciętnego studenta w Polsce, który musi równocześnie się uczyć i zarabiać na swoje wydatki. Siedzący od młodości w polityce poseł Bosak może tego nie wiedzieć.

Ukończenie studiów nie daje jedynie zawodu, ale też wiele innych przewag, z których jedną z kluczowych są sieci kontaktów. Studenci nawiązują znajomości, które zwykle zostają na całe życie, a nierzadko też w różny sposób procentują. Według OECD w krajach Unii Europejskiej kapitał społeczny osób z wyższym wykształceniem jest wyraźnie lepszy od pozostałych poziomów wykształcenia. Absolwenci uczelni częściej mają pod ręką osoby, które skłonne są im pomóc (97 proc. absolwentów studiów wobec 90 proc. osób z wykształceniem niższym niż średnie). Zdecydowanie częściej biorą też udział w imprezach kulturalnych lub sportowych niż absolwenci szkół średnich i zawodówek (odpowiednio 92, 77 i 56 proc.). Dużo częściej angażują się też społecznie i w zasadzie jedynie w kontaktach stricte towarzyskich ich przewaga jest mało znacząca.

Praca w fast foodzie nie hańbi

Ukończenie studiów, szczególnie humanistycznych, nie jest jedynie zdobywaniem zawodu. Umożliwia ono nabycie szerokiej wiedzy o mechanizmach rządzących światem, życiem i społeczeństwem. Pomaga zrzucić klapki z oczu i spojrzeć na świat bardziej całościowo, dostrzec przeróżne niuanse, z którymi borykamy się na co dzień. Dzięki temu można przeżyć życie zdrowiej i bardziej świadomie. Konfrontowanie swoich przekonań z wiedzą naukową i poglądami innych studentów pozwala pozbyć się stereotypów oraz stworzonych w głowie urojeń.

Dlaczego takie poszerzanie horyzontów przydaje się w życiu zawodowym? Chociażby po to, żeby nie paplać zasłyszanych głupot i nie kompromitować się w mediach, tak jak zrobił to Krzysztof Bosak. Może gdyby polscy biedakonserwatyści poczytali przynajmniej MacIntyre’a, zamiast Ziemkiewicza, zrozumieliby, na czym polega wartość studiowania.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij