Konwencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu ma niemal 30 lat, a Senat USA do dziś blokuje wdrażanie jej postanowień. Właśnie ogołocił proponowany przez Joe Bidena budżet z najważniejszych zapisów klimatycznych. Wiemy, co musimy zrobić, ale nic z tego nie wynika.
Immanuel Kant napisał, że „kto chce celu, ten chce także […] jedynych wiodących doń środków, które do tego są w jego mocy”. Mówiąc prościej: kiedy stawiamy sobie cel, musimy podjąć działania konieczne do jego osiągnięcia. Maksymą Kanta powinni kierować się nasi rządzący. Niech przyświeca ona przywódcom krajów G20, kiedy spotkają się w Rzymie w ostatni weekend października, by mierzyć się z kryzysem klimatycznym.
W paryskim porozumieniu klimatycznym świat zapisał sobie cel: utrzymać globalne ocieplenie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza względem temperatur przedprzemysłowych. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu wyjaśnił, dlaczego cel ten jest stosowny. Przekroczenie 1,5 stopnia Celsjusza zagraża życiu na naszej planecie potencjalnie wielometrowym wzrostem poziomu mórz, zapaścią najważniejszych ekosystemów i uwolnieniem metanu z tającej wiecznej zmarzliny, co prawdopodobnie doprowadzi do galopującego ocieplenia. Tymczasem sytuacja na dziś wygląda tak, że wzrost temperatur na świecie zmierza do katastrofalnego pułapu aż 2,7 stopnia Celsjusza.
Zielona gospodarka jest możliwa technicznie i ekonomicznie. A politycznie?
czytaj także
W tym roku Międzynarodowa Agencja Energetyczna zaprezentowała technologiczną ścieżkę, która pozwoliłaby zmieścić się w limicie 1,5 stopnia Celsjusza. Do połowy stulecia musimy przestać wykorzystywać związki węgla w energetyce. Jest to osiągalne: należy przejść z wykorzystania paliw kopalnych w branży energetycznej, transporcie, budownictwie i przemyśle na energię odnawialną i zielone paliwa. Musimy też zaprzestać wylesiania i odnawiać zdegradowane grunty na masową skalę.
Na razie rządy państw bynajmniej nie wywiązują się z tego, co do nich należy. Jak powiedziała niezrównana Greta Thunberg, nadszedł czas, by wyszły poza „bla, bla, bla”. Jeśli chcą dekarbonizacji, muszą znaleźć wolę polityczną, by ten program zrealizować.
Po pierwsze, państwa powinny zaplanować nowe systemy energetyczne i zmiany w zagospodarowaniu gruntów na najbliższe półwiecze. Do 2050 roku zostało tylko 28 lat, a potrzeba ogromnego przemodelowania energetyki i sposobów wykorzystania ziemi. Należy więc zaplanować niezbędne inwestycje publiczne i polityki. Państwa muszą też zyskać akceptację i wsparcie dla swoich planów, poddając je publicznemu nadzorowi, debacie i korekcie.
czytaj także
Po drugie, państwa muszą wprowadzić nowe przepisy. MAE jasno zapisała w swoim raporcie, że nie ma potrzeby ani uzasadnienia dla kolejnych inwestycji w paliwa kopalne, kropka. Mamy wystarczająco dużo potwierdzonych rezerw. Trzeba zakończyć poszukiwania złóż i rozwój wydobycia paliw kopalnych – i żaden kraj nie jest tu wyjątkiem.
Po trzecie, rządy muszą sfinansować – na skalę przemysłową – infrastrukturę niewykorzystującą węgla, w tym krajowe i regionalne sieci energetyczne (które połączą na przykład Unię Europejską, Afrykę Północną, wschodnią część basenu Morza Śródziemnego i Bliski Wschód) oraz elektryfikację transportu i budownictwa.
Po czwarte, rządy krajów bogatych muszą pomóc finansować niezbędne inwestycje w krajach biednych. Bogate kraje od dawna to obiecują, ale nie udało im się nawet zebrać żałosnych 100 miliardów dolarów – to zaledwie jedna dziesiąta procenta produktu gospodarczego świata – które obiecały w 2009 roku.
Po piąte, kraje rozwinięte powinny zrekompensować krajom rozwijającym się szkody klimatyczne, które już im wyrządziły i które staną się dotkliwsze w przyszłości. Od 1751 roku Stany Zjednoczone mają 25-procentowy udział we wszystkich światowych emisjach dwutlenku węgla, mimo że posiadają mniej niż 5 proc. populacji świata. Wskutek nadużyć energetycznych USA kraje na całym świecie cierpią od gigantycznych katastrof klimatycznych. Mimo to Amerykanie i inni historycznie najwięksi emitenci nie zaproponowali żadnego odszkodowania.
Wreszcie, bogaci tego świata, odpowiedzialni za dominację paliw kopalnych w swoich krajach i na skalę globalną, powinni mieć sprawiedliwy udział w spłacaniu kosztów dostosowania do klimatu. A jednak najbogatsi w zasadzie uchylają się od sprawiedliwego opodatkowania, co kolejny raz przypomniały na przykład Pandora Papers czy też raport redakcji ProPublica na temat unikania podatków.
Czego nie mają dzieci i ryby? Nadziei na przetrwanie katastrofy klimatycznej
czytaj także
Są też dobre wiadomości. Wiele rządów podejmuje kroki w dobrym kierunku. Prowadzi Unia Europejska z Nowym Ładem, obiecującym dobić do zerowych emisji netto do 2050 roku. Do tego samego zobowiązały się Japonia i Korea Południowa, a prezydent Joe Biden stara się doprowadzić do takiego przyrzeczenia Stany Zjednoczone. Chiny, Indonezja i Rosja ustaliły cel zera netto do 2060 roku, co jest pocieszające, ale da się i powinno się to przyspieszyć.
Jednak duzi emitenci, tacy jak Australia, Indie i Arabia Saudyjska, nie podjęli się zobowiązania. Pomimo wysiłków Bidena widać też oznaki, że w Stanach Zjednoczonych szykuje się kolejna polityczna klęska na froncie walki ze zmianą klimatu. Od czasu ratyfikacji ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu w 1992 roku amerykański Senat blokuje wszelkie działania zmierzające do wprowadzenia w życie postanowień konwencji oraz porozumienia paryskiego.
czytaj także
Wygląda na to, że passa zagrażającej światu bierności będzie trwać. W ostatnich dniach Senat zajmował się ogołacaniem flagowego projektu budżetu Bidena z jego najważniejszych zapisów klimatycznych. Wszystkich 50 senatorów republikańskich oraz garść demokratów z Joe Manchinem z Wirginii Zachodniej na czele sprzeciwia się „planowi czystej energii” Bidena, mającemu na celu dekarbonizację sektora energetycznego USA.
W amerykańskiej korupcji nadzwyczajna jest jej jawność. Branża naftowa wydała 140,7 miliona dolarów na wybory prezydenckie 2020 roku (z czego 84 proc. przekazała republikanom) oraz 112 milionów dolarów na lobbing w całym zeszłym roku. Istnieje nagranie lobbysty ExxonMobil, na którym mówi on, że Manchin jest „kingmakerem” tej branży w Kongresie. Władza Bidena jest słaba, a korupcja w Kongresie tak głęboko zakorzeniona, że prezydent nie może nawet przeciwstawić się senatorowi własnej partii, i to z małego stanu, który powinien zostać zawstydzony i wyśmiany za swoje oddanie Wielkiej Nafcie.
Rządy G20 mają moralny imperatyw podjęcia środków do globalnie ustalonego celu bezpieczeństwa klimatycznego. Ich państwa są odpowiedzialne za około 80 proc. produktu globalnego oraz emisji CO2. Porozumienie pomiędzy tymi rządami – i podążające za nim konkretne działania, w tym walka z korupcją w ich własnych krajach – mogą zmienić globalną trajektorię zmiany klimatu.
Taśmy ExxonMobil: Bandyci klimatyczni śmieją się nam w twarz
czytaj także
Wiele rządów G20 jest gotowych do działania. Powinny pogonić opieszałych. Zwłaszcza Amerykanów trzeba napomnieć, że brak reakcji ze strony USA jest dla reszty świata nieznośny. Tę samą wiadomość należy przekazać Australii, Indiom i Arabii Saudyjskiej. Żadnej tolerancji dla korupcji wokół klimatu ani bezkarności w świecie, który stoi w ogniu.
**
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.
Cytat wykorzystany w tekście: Immanuel Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności, przeł. Mścisław Wartenberg, PWN, Warszawa 1953, s. 46.