Ponad dwieście osób zatrudnionych w centrali Google’a założyło związek zawodowy. Czarę goryczy przepełniło zwolnienie z pracy wpływowej analityczki Timnit Gebru, która skrytykowała oparte na sztucznej inteligencji oprogramowanie Google, a wcześniej walczyła o prawa kobiet i osób niebiałych w firmie.
Zadaniem Gebru w Google była ocena projektów firmy od strony etycznej. Jeśli jej przełożeni oczekiwali, że dla świętego spokoju będzie akceptowała wszystko, co jej podsuną, musieli być rozczarowani. O ekspertce Google zrobiło się głośno dwa lata temu, gdy wraz z Joy Buolamwini opublikowała głośną pracę o oprogramowaniu do identyfikacji twarzy. Autorki opracowania udowodniły, że aplikacje wiodących firm nie radzą sobie z rozpoznawaniem rysów kobiet i osób niebiałych. Między innymi dzięki tej pracy rozpoczęła się dyskusja o etyczności stosowania takich rozwiązań choćby przez policję czy służby imigracyjne w USA.
czytaj także
Jesienią zeszłego roku Gebru przeanalizowała oprogramowanie oparte na sztucznej inteligencji, które ma generować komunikaty w różnych językach i działa na podstawie analizy tekstów z sieci. W obszernej pracy wytknęła jego autorom między innymi wysoki koszt środowiskowy takich rozwiązań oraz ich podatność na rasizm i seksizm, jeżeli analizują materiał dostarczany bez żadnej selekcji z internetu. Wreszcie, zasugerowała, że oprogramowanie stworzone do generowania tekstów bez udziału człowieka może być wykorzystane do produkowania fałszywych newsów.
Nie ujmując nic samej Timnit Gebru, nie są to nowatorskie wnioski. Opisane przez nią zagrożenia są typowe również dla innych aplikacji opartych na AI i były tematem niejednego artykułu na ten temat także w mediach głównego nurtu. Tym bardziej dziwi chaotyczne zachowanie kierownictwa działu AI w Google’u, które najpierw zgłosiło tę pracę na jedną z konferencji naukowych, a później nieoczekiwanie zażądało jej wycofania. Kiedy Gebru poprosiła przełożonych o wyjaśnienia, milczeli. A gdy ostatecznie zaproponowała warunki, na jakich praca może zostać wycofana, i dała do zrozumienia, że jest gotowa odejść z Google’a, by mimo wszystko zaprezentować swoje wnioski na konferencji, szef działu AI odpowiedział w mailu, że… przyjął jej rezygnację.
Gdy w firmie podniosły się głosy sprzeciwu, zrobiło się jeszcze dziwniej. Google ogłosił bowiem, że przeprowadzi wewnętrzne dochodzenie, żeby ustalić, czy Gebru została zwolniona (jak sama twierdzi), czy odeszła na własne życzenie (jak upiera się jej były już szef). Aż ciśnie się na usta komentarz: „Ja tu widzę, siostry, że wy niezły burdel macie w tym swoim Archeo”. Problem w tym, że za dziwacznymi ruchami przełożonych Gebru, które przypominają raczej obcą Dolinie Krzemowej drapieżną kulturę pracy wczesnych lat 90., może kryć się rasizm i seksizm.
Wyszukiwarka z cenzurą? Bardzo proszę!
Timnit Gebru jest kobietą i Afroamerykanką zaangażowaną w obronę praw obu tych grup, stanowiących mniejszość wśród pracowników Google’a. W dodatku otwarcie krytykowała wiele projektów firmy. Po to zresztą została zatrudniona – miała oceniać etyczność wytwarzanych technologii. Najwyraźniej jednak przełożonym nie podobało się, że potraktowała to zadanie poważnie i nie wahała się wytykać im błędów. Ona sama twierdzi, że sposób, w jaki została potraktowana – to, że nikt nie odpowiedział na jej pytania i wątpliwości, a jej własny szef uznał je za równoznaczne ze złożeniem wniosku o rezygnację – to właśnie przejaw typowego dla Google’a podejścia do niebiałych kobiet. Jej wersję potwierdza wiele osób, które z nią współpracowały.
Brzmi to o tyle wiarygodnie, że Google nie pierwszy raz wychodzi na kapitalistę starego typu, który w nosie ma prawa człowieka, o ile ma szansę zarobić. Tylko protesty pracowników firmy zatrzymały kilka jej kontrowersyjnych projektów. Na początku 2019 roku głośno było o realizowanym wraz z Departamentem Obrony projekcie Maven. Gigant technologiczny miał stworzyć oprogramowanie AI, dzięki któremu drony bojowe rozpoznawałyby kilkadziesiąt rodzajów celów z dużej odległości. Czterystu pracowników odmówiło wtedy udziału w pracach nad czymś, co umożliwiałoby zabijanie bez udziału człowieka. Firma wycofała się z rozwijania tego produktu, ale znów dała popis szokująco nieudolnej polityki antykryzysowej. Tłumaczyła, że… nie wiedziała, do czego amerykański rząd miałby jej oprogramowania używać.
czytaj także
Zaledwie pół roku później, również po protestach pracowników, Google ogłosił, że przerywa prace nad projektem Dragonfly. Chodziło o wyszukiwarkę internetową na rynek chiński. Tu mechanizm oparty na AI miał eliminować z wyników wyszukiwania tematy niewygodne dla władz Państwa Środka.
W tym samym czasie, gdy zrobiło się głośno wokół sprawy Gebru, dodatkowo wyszło na jaw, że rok wcześniej z Google’a zwolniono cztery osoby próbujące założyć związek zawodowy. Zarzucono im złamanie reguł bezpieczeństwa. Co takiego robiły? Jak wykazało późniejsze dochodzenie Amerykańskiej Rady ds. Stosunków Pracowniczych (US National Labor Relations Board), umieszczały w kalendarzach pracowników informacje o wydarzeniach związkowych lub wynajmowały w siedzibie firmy pomieszczenia na potrzeby takich wydarzeń. Innych „przewinień” nie odnotowano.
Po tych wszystkich skandalach, które media opisały zaledwie w ciągu półtora roku, reputacja Google’a jako pracodawcy jest już mocno zszargana. Firma nie próbowała więc zapobiec powstaniu kolejnego związku, który, jak mówią pracownicy, ma być bardziej systemową formą oporu.
Ciche bohaterki
Bo walka o prawa pracownicze w Dolinie Krzemowej to nadal nowość. Emily Chang opisała w Brotopii, doskonałym reportażu śledczym dotyczącym dyskryminacji kobiet i molestowania seksualnego w amerykańskim sektorze technologicznym, jak ofiary dochodziły swoich praw – na ogół indywidualnie, po cichu i na drodze procesów sądowych. Wcześniej jednak zostawały ze swoim problemem same, mając naprzeciw wpływowych przełożonych i ich prawników. Wiele kobiet opuściło z tego powodu nie tylko konkretne firmy, ale wręcz całą branżę IT.
I to właśnie pracownicy Google’a jako pierwsi dali do zrozumienia, że nie zgadzają się na zamiatanie tych spraw pod dywan. W 2018 roku protestowali przed siedzibami oddziałów firmy od Seattle po Singapur. „New York Times” ujawnił bowiem, że Google zwolnił co prawda oskarżonych o molestowanie seksualnie menedżerów, ale zataił skalę oraz charakter ich przestępstw oraz przyznał im wielomilionowe odprawy.
Protestów przybywa. W ubiegłym roku troje afroamerykańskich pracowników Facebooka oskarżyło firmę o dyskryminację przy zatrudnianiu, wynagradzaniu i awansach. Ich koleżanki i koledzy, którzy pracowali zdalnie, zorganizowali symboliczny „walkout”, czyli masowo wylogowali się z platformy do kontaktu z przełożonymi.
czytaj także
A skoro mowa o dyskryminacji ze względu na płeć i kolor skóry, na ciekawą prawidłowość zwróciła uwagę Adriana Rozwadowska. Dziennikarka „Gazety Wyborczej” napisała na Facebooku, że szerzej nieznanymi bohaterkami walki o prawa pracownicze w Google’u są kobiety. To one najbardziej zdecydowanie reagowały na nadużycia i płaciły za to najwyższą cenę, choć ich nazwiska rzadko pojawiały się w mediach.
W czasie prac nad projektem Maven ze względów etycznych z firmy odeszła programistka Laura Nolan. Kiedy Google zwolnił czwórkę pracowników próbujących założyć związek zawodowy, 21-letnia specjalistka od cyberbezpieczeństwa Kathryn Spiers stworzyła okienko „pop-up” informujące zatrudnionych w spółce o przysługujących im prawach. Wkrótce i ona wyleciała za to z pracy. Teraz o godne traktowanie walczy Timnit Gebru. „Pamiętajcie, że najistotniejszą dla naszej przyszłości branżę cywilizują właśnie kobiety. Co zostanie skrzętnie przeoczone” – pisze Rozwadowska, cytując polskie media, które donosiły o problemach „informatyka Timnita Gebru”. Tymczasem na zdjęciach z protestów przed siedzibami Google w pierwszych szeregach widać właśnie kobiety.
Z cyklu wklej to swojemu znajomemu seksiście z IT.Pracownicy i pracownice Google zaanonsowali dzisiaj założenie…
Posted by Adriana Rozwadowska on Monday, January 4, 2021
I może dopóki Google rzeczywiście będzie działał w środowisku medialnym, które przemilcza wkład kobiet i osób niebiałych w walkę o ważne sprawy, dla niego samego te sprawy również będą drugorzędne.