Czytaj dalej, Świat

Próba przeliterowania nadziei

W Afryce śmiercią z głodu jest zagrożonych dwadzieścia milionów ludzi. Dlaczego, mimo że w ostatnich latach do Afryki popłynęło sześćset miliardów euro, bieda jest większa niż kiedyś? Źle pomagaliśmy? Za mało pomagaliśmy? Czy założenie, że możemy pomóc, jest iluzją? Publikujemy reportaż Wolfganga Bauera z książki „Nocą drony są szczególnie głośne”, która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne.

Tylko jedna ryba. Wije się na dnie łódki, walcząc o życie. Łapie powietrze, otwiera pysk tak szeroko, jakby chciała to życie połknąć, potem słabnie, uspokaja się, aż wreszcie nieruchomieje. Dziecko sterujące łodzią przez niekończącą się wodną krainę, całkiem samo, z trudem utrzymuje się w pionie. Chłopiec o wykrzywionej z wysiłku twarzy to James Mawieh Bol. Ma dziewięć lat, nagie, chude nogi. Na wąskiej piersi potargany podkoszulek. Obiema rękami naciska długi drewniany drąg. Posuwa kanu metr za metrem. Wyruszył z domu o świcie. Na jego powrót czekają rodzice i troje młodszego rodzeństwa. Chłopiec sprawdza sieci, które zarzucił daleko od brzegu. Połowy w tych dniach decydują o życiu i śmierci. Jego łódka, dłubanka z pnia palmy, przecieka. James zatrzymuje się co chwilę, żeby dłońmi wygarnąć wodę z dna.

Około południa wraca na małą wyspę, gdzie stoi dom jego ojca. Wyczerpany, potyka się przy wysiadaniu, w prawej ręce ryba. Ojciec siedzi przed chatą na taborecie. Ciepły, przyjazny mężczyzna. Rzadko bywa surowy. James stoi przed nim zgarbiony, nie podnosi wzroku, patrzy w ziemię. Obaj milczą. Ojciec spogląda na rybę, którą syn trzyma za płetwę ogonową. – Więcej nie mogłeś złapać? – pyta, sam zbyt chory, żeby łowić. Chłopiec milczy, zaciska wargi. Wie, co tego dnia przynosi rodzinie: głód.

Wyspę wielkości boiska do piłki nożnej, gdzie w pięciu chatach mieszka dwadzieścia osób, z każdej strony otaczają woda i szlam, czyli wielkie trzęsawisko Sudd, rozciągające się na północy Sudanu Południowego. Wody Nilu Białego rozlewają się tu od czasu ostatniego zlodowacenia, tworząc jedno z największych bagien na Ziemi. W porze deszczowej zajmuje ono obszar stu trzydziestu tysięcy kilometrów kwadratowych. Obszar wielkości Anglii. Niemal nie do przebycia. Przez wiele stuleci Europejczycy sądzili, że Sudd to koniec świata.

Rebelia i masakra w Sudanie

czytaj także

Rebelia i masakra w Sudanie

Shireen Akram-Boshar, Brian Bean

W tym miejscu, które także dziś dla wielu jest obce i tajemnicze, James i jego rodzina przed dwoma laty znaleźli schronienie. Także w ostatnich miesiącach dziesiątki tysięcy ludzi uciekły na archipelag maleńkich wysepek na bagnach. Wojna w Sudanie Południowym toczy się od pięćdziesięciu lat, ale jeszcze nigdy nie była tak krwawa jak teraz. W wielu prowincjach miasta zostały opuszczone, wsie spalono, pola leżą odłogiem. Śmierć głodowa grozi nawet w regionach, które jeszcze niedawno były tutejszym spichlerzem. […]

Wyspa, na którą uciekli, nazywa się Buthony. Leży głęboko w Suddzie. Obcy zapuszczają się tu rzadko. Dziesięć godzin płyniemy dwoma kanu przez rozległe jeziora, co jakiś czas zwężające się w kanały, rynny, często niewiele szersze niż nasze łodzie, z trudem przedzieramy się przez te zarośnięte trzcinami zielone tunele. Wodna droga w wielu miejscach jest wyschnięta. Żeby dojść do chaty, brodzimy w mlaszczącym błocie, na którego powierzchni pojawiają się pęcherze. Każdy krok kosztuje wiele wysiłku. Jeśli człowiek nie porusza się wystarczająco szybko, może utknąć. Jest środek maja, w Sudanie Południowym koniec pory suchej. Powietrze drży w upale. W tej okolicy nie ma cienia. Z bagna tu i ówdzie jak brodawki wyłaniają się stożki ziemi. Rosną na nich pojedyncze drzewa. Wysepki obiecują ochłodę, ale zamieszkane są przez jadowite węże i skorpiony.

Sudd w Sudanie Południowym, 2017. Foto: Andy Spyra / laif

– Patrzcie! – Późnym popołudniem nasz przewodnik pokazuje na horyzont. – Buthony!
– Jeszcze nikt tu nie dotarł, jesteście pierwsi – wita nas Garchang Bol, ojciec Jamesa. […]

Na Buthony rośnie siedemnaście palm, są nieliczne krzaki. Maleńki świat. Niemal całą wyspę pokrywają białe szkielety ryb i ludzki kał, z którego marabuty wydziobują pożywienie. Czarne i prawie tak duże jak ludzie, przez cały dzień stoją wokół chat. Czekają. A mieszkańcy wyspy coraz rozpaczliwiej walczą o przetrwanie. Żywią się prawie wyłącznie rybami, ale wygląda na to, że ławice odpłynęły. Połowy z tygodnia na tydzień są coraz skromniejsze. I jeszcze nigdy nie dotarła tu pomoc z zewnątrz.

* * *

„Co możemy zrobić?” W centrali Welthungerhilfe [niemieckiej organizacji pozarządowej walczącej z głodem i ubóstwem na świecie – przyp. red.] 16 lutego 2017 roku o dziewiątej rano zbiera się siódemka kobiet i mężczyzn. Przy stole konferencyjnym w pokoju nr 122 siedzą między innymi: dyrektorka regionalna Renate Becker i szef fundraisingu Carsten Scholz, przewodniczący i koordynator działań pomocowych. Przez godzinę „dyskutują sytuację”, jak nazywają tu, w Bad Godesberg, spotkania kryzysowe. To pierwsze z wielu, które odbędą się w następnych tygodniach. Biura w Sudanie Południowym, Etiopii i Kenii łączą się ze sobą za pośrednictwem przekazu wideo. Przed tygodniem ONZ ogłosiła klęskę głodu w niektórych regionach Sudanu Południowego. Poziom 5, najwyższy na skali, którą ONZ mierzy rozmiary klęski. […]

Zebrani w Bad Godesberg są jednak niezdecydowani.

– Nie byłem pewny, jak mamy zareagować – przypomina sobie Carsten Scholz. Jest odpowiedzialny za ogłaszane przez organizację zbiórki pieniędzy. Raporty dyrektorów regionalnych przedstawione podczas zebrania były przerażające, a jednak się wahał. – Zastanawiałem się, czy kryzys został wystarczająco nagłośniony w Niemczech. Ludzie nie dają pieniędzy na coś, o czym nie wiedzą.

Był także aspekt ekonomiczny: żeby dostać pieniądze, trzeba je najpierw wydać. Scholz zastanawiał się, czy zwrócą się koszty wysłania sześciuset tysięcy listów. A może stracą więcej, niż zbiorą? Kampania rozpoczęta w niewłaściwym czasie może utopić znaczne kwoty. […]

* * *

Wyspa z siedemnastoma palmami jest ich schronieniem, ale także przekleństwem. Z każdym kolejnym spędzonym tu dniem słabnie siła, by ją opuścić. Znaleźli się tu prawie dokładnie dwa lata temu, w czerwcu 2015. Zebrali się z dnia na dzień, bez planu. […] Wczesnym latem 2015 roku oddziały rządowe zaatakowały region wokół Mayendit. Kolumny czołgów jechały w stronę miasta. Gdy Bol i jego rodzina zebrali się do ucieczki, na ulice wkraczali już żołnierze.

Sudan Południowy oddzielił się od Sudanu w 2011 roku; był wówczas wielką obietnicą i nadzieją. Nowy, prawdziwie demokratyczny kraj w Afryce. Zachodowi wydawało się, że jest szansa, by uniknąć wszystkich błędów, które popełniono podczas tworzenia innych państw afrykańskich. Za jego niepodległością opowiedziały się przede wszystkim Stany Zjednoczone i ich Kościoły protestanckie. Same tylko USA zainwestowały jedenaście miliardów dolarów w tworzenie ministerstw i szkolenie południowosudańskiej armii. Tymczasem zapaść nastąpiła już kilka miesięcy po ogłoszeniu niepodległości. Korupcja w ministerstwach pochłonęła międzynarodową pomoc rozwojową. Między Nuerami i Dinkami, dwoma największymi grupami etnicznymi, wybuchła wojna, armia, w której oba plemiona miały razem służyć, się rozpadła. Milicje Nuerów, nazywające siebie białą armią, zaczęły zwalczać oddziały Dinków. Obie strony nie ustępują sobie w okrucieństwie, gwałcą i mordują. Wojna objęła wkrótce kolejne plemiona, a te zaczęły się rozpadać, Nuerowie zaczęli walczyć z Nuerami, a Dinkowie z Dinkami.

Sąsiedzi z Rwandy

 

Bol uciekł ze swoją rodziną z płonącego miasta.
– Widziałem tylu zabitych… – mówi. Zwłoki dwóch kuzynów, dwójki dzieci i czterech ciotek. W sumie tego dnia zginęło osiemnastu jego krewnych.

Tydzień później pierwszy raz wszedł na wyspę. Płynął tu kanu dwa dni. Buthony wydawała się wystarczająco odległa od oddziałów Dinków. Była niezamieszkana. Wyciął maczetą plac pośród krzaków, zabił kilka węży i zaczął budować chatę.

* * *

W Bad Godesberg tymczasem wciąż jeszcze nie zapadła żadna decyzja. Dwudziestego drugiego lutego Carsten Scholz naradza się z kolegami ze swojego działu. Na kilka minut przystają w vision room, gdzie odbywają się błyskawiczne konferencje. Zamiast krzeseł są tu tylko stołki barowe, teraz taka moda w niemieckich biurach.

– Jak sądzicie, powinniśmy to zrobić? – pyta.

Współpracownicy są tak samo bezradni. Opinia publiczna wciąż jeszcze ignoruje głód. Biuro prasowe Welthungerhilfe odnotowało kilka zapytań, ale nie można mówić o poważnym zainteresowaniu. Głód w Afryce dla większości mediów nie jest ekscytujący. Zdaje się przynależny do Afryki, tak jak otyłość do Ameryki.

Głód w Afryce nie jest ekscytujący. Zdaje się przynależny do Afryki, tak jak otyłość do Ameryki.

Zapada decyzja, by jeszcze raz odroczyć decyzję. Zarząd tymczasem zdecydował odblokować pół miliona euro, żeby pobudzić prasę do relacjonowania. Pieniądze zasilą pierwsze projekty pomocowe w Kenii i Somalilandzie.

Welthungerhilfe zorganizuje wyjazd dla dziennikarzy. Zapłaci wybranym reporterom za podróż i zatroszczy się o to, by kryzys głodu wreszcie zaistniał w mediach, od których z kolei zależny jest fundraiser Scholz. To już zwyczaj w działalności humanitarnej.

* * *

– Musisz znów wypłynąć po ryby – mówi Bol do Jamesa.
– Nie chcę. Jest zimno. Marznę – odpowiada chłopiec.
– Nie ma innego wyjścia. […]

Pod ścianą, gdzie Nyakuol składuje garnki, plastikowe torby z ubraniami i moskitierę, którą udało się uratować z domu, leży worek ze zbożem. Wyciąga go, żeby przygotować jedzenie. Jest prawie pusty. To wszystko, co im zostało.

– Starczy jeszcze na dwa dni – szacuje Nyakuol.

„Super cereal plus” jest napisane na worku, mieszanka kukurydzy, soi i cukru. Specjalna mieszanka produkowana w Belgii w ramach Światowego Programu Żywnościowego ONZ. Rozsyłana przez niemiecką Welthungerhilfe jeszcze przed ostrym kryzysem, finansowana z darowizn.

Dwadzieścia dwa odłamki w ciele Omara Amira [fragment książki]

Ale rodzina nie dostała tego worka. Marieh, kuzyn Bola, kupił go na czarnym rynku podczas swojej ostatniej podróży do Nyal. Za dwieście pięćdziesiąt funtów południowosudańskich. To tyle, ile tygodniowo zarabia nauczyciel. […]

Bol filetuje ryby, które James łowi co dzień. Suszy mięso i sprzedaje przepływającym handlarzom. W ten sposób zarabia pieniądze potrzebne do zakupu na czarnym rynku w Nyal kukurydzy i prosa rozdzielanych przez Welthungerhilfe. Z ryb zostają mu tylko resztki między ośćmi.

* * *

Rankiem w drodze do biura Carsten Scholz podejmuje decyzję. Odważy się. Wysyła maile do kolegów z marketingu: „Robimy to!”. Mają przygotować apel o darowizny dla Afryki, który zostanie ogłoszony 8 maja.

Także inne duże organizacje pozarządowe w Niemczech, jak Care czy Oxfam, planują akcje pomocowe. Scholz postanowił zmniejszyć ryzyko finansowe, wybiera więc „środkowy rozdzielnik”: trzysta tysięcy adresów w całym kraju, połowę z tego, co wysyła się podczas dużych akcji. Ruszają tryby, jedno kółko daje impuls następnemu, to procedura ustalona od lat, taka sama jak podczas wielu wcześniejszych katastrof i klęsk głodu.

Piętro niżej fotoedytor przegląda archiwum zdjęć. Potrzebują obrazów chwytających za serce, wzbudzających współczucie, ale nie nachalnych. Kampaniami rządzą ścisłe zasady. Deutsches Zentralinstitut für soziale Fragen, fundacja z siedzibą w Berlinie, która kontroluje przeznaczenie darowizn, może cofnąć rekomendację, jeśli zostałyby złamane. Zdjęcia nie mogą pokazywać dzieci o dużych oczach, żadnych okrucieństw, żadnych białasów. Nie mogą sprawiać wrażenia paternalistycznych. Nie mogą to być ujęcia z góry, bo sugerowałyby patrzenie na ludzi z wyższością. Ponadto tym razem nie może być na nich nic zielonego. Zdjęcia mają przedstawiać „suszę”. To celowe. Niemcy chętniej dają pieniądze na głodujących z powodu suszy niż przez wojnę. Istnieją granice współczucia. Wielu ludzi myśli: sami są sobie winni, że cierpią.

* * *

James ledwie się trzyma na nogach, gdy wraca na wyspę. W łodzi leżą cztery ryby. Chłopiec prosi ojca, żeby je przyniósł, i biegnie do matki, kładzie się przy ogniu. Jest chory. Od wielu tygodni cierpi na zapalenie pęcherza. […] W Nyal jest szpital, wiedzą to, ale brak im pieniędzy na lekarstwa. Każde z trójki dzieci jest chore.

– Ale mieliśmy też w życiu dużo szczęśliwych dni – wspomina Nyakuol. […]

Doczekali się szesnaściorga dzieci.
– Czworo umarło – mówi kobieta.
– Nie, ośmioro umarło! – poprawia ją mąż.
– Ośmioro? – powtarza z niedowierzaniem Nyakuol i się zamyśla.

Klęska głodu w Sudanie Południowym

czytaj także

Pierwsze dziecko żyło tylko półtora roku, opowiada Bol. Chłopiec. Nie wiedzą, na co umarł.
– Na koniec tylko krzyczał – dodaje jego żona. […]
Po posiłku, po wydłubaniu z ości marnych resztek rybiego mięsa, Nyakuol wyciąga się na ziemi z najmłodszym dzieckiem w ramionach.

* * *

Ósmy marca, kiedy zostają wysłane listy do trzystu tysięcy odbiorców, to środa. Na przedniej stronie koperty napis alarmującą czerwienią: „++Katastrofalna klęska głodu ++ Afryka potrzebuje Twojej pomocy++”. Listy zgodnie z planem powinny dotrzeć do adresatów w sobotę. To optymalny dzień na kampanię. Szansa na poruszenie ludzi, tłumaczy Scholz, jest w weekend największa.

Jednocześnie dział internetowy włącza ogłoszenia w Google. Kto szuka wyrazów „zbiórka”, „głód”, „susza”, powinien jak najszybciej wylądować na stronie Welthungerhilfe. Konkurencja między organizacjami pomocowymi rośnie. Wszyscy walczą o ten sam rynek ofiarodawców. […]

Im częściej dane pojęcie jest poszukiwane, tym wyższa jest jego wartość. Kliknięcie w określenie „zostań chrzestnym” kosztuje obecnie 26,74 euro. Na „głodzie” Google zarabia po siedem euro, na „suszy” po dwa. […]

Na „głodzie” Google zarabia po siedem euro, na „suszy” po dwa.

Tymczasem w Dżubie, stolicy Sudanu Południowego, szefowie projektu wciąż szukają odpowiedzi na pytanie, co można jeszcze zrobić. Bo kryzys, podczas którego powinni rozszerzyć działalność, zmusił ich do jej ograniczenia. W południowosudańskim regionie Ekwatoria zamknęli dwie bazy, ze strachu o pracowników. Rejon jest objęty działaniami wojennymi. Tysiące ludzi giną tylko dlatego, że należą do innego plemienia. ONZ ostrzega przed ludobójstwem.

* * *

Rankiem piątego dnia naszego pobytu na wyspie zapasy rodziny się kończą. Worek z prosem jest pusty. Mogliby sprzedać suszone ryby handlarzom, którzy przypływają co kilka dni. Ale James za mało złowił.

– Musisz wypłynąć jeszcze raz – nalega ojciec. Jednak James wciąż jeszcze jest chory. Zapalenie pęcherza bardzo mu doskwiera.

Afryce karakuły, biznesowi złoto

czytaj także

Afryce karakuły, biznesowi złoto

Aleksandra Antonowicz-Cyglicka

Na wyspie jest wystarczająco dużo ryb, suszą się na kiju przed ich chatą. Tyle że należą do Stephena. Jest silnym mężczyzną, łowi największe okazy, gdzieś bardzo daleko. Ale się nie podzieli. Pomoc w biedzie jest ograniczona.

Bol chciałby coś uprawiać. Próbował z prosem i kukurydzą, w różnych miejscach, na skraju wyspy, w środku, ale wysiewy zawsze usychały.
– Myślę, że ziemia jest tu za słona. […]

Bagna, na których głodują Bol i jego rodzina, leżą na największych złożach ropy naftowej Sudanu Południowego. Stieglitz dowiedział się, że podczas wydobywania ropy na północ od Nyal wody gruntowe zatruwane są metalami ciężkimi. Dzieci cierpią na dziwne biegunki, wiele krów zdechło.

Bagna, na których głodują Bol i jego rodzina, leżą na największych złożach ropy naftowej Sudanu Południowego.

Pracownicy Hoffnungszeichen przeanalizowali próbki włosów i odkryli, że w regionie wokół bagien zatrutych jest prawdopodobnie sto osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Stieglitz zorganizował w Dżubie konferencję prasową i oficjalnie potępił przyczyny dolegliwości, które jego medycy starali się leczyć. Usiłował wywrzeć nacisk na malezyjski koncern naftowy Petronas, który pozyskuje ropę w Sudanie Południowym. Na Daimlera, którego team w wyścigach Formuły 1 sponsoruje Petronas. Aż w końcu przedstawiciel Ministerstwa Ropy Naftowej i Kopalnictwa w Dżubie oświadczył, że jeśli nadal będzie mówił o zatruciach metalami ciężkimi, stowarzyszenie zostanie zaklasyfikowane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. […]

* * *

Apel o darowizny wystosowany przez Scholza okazał się niezwykłym sukcesem. Odpowiedź przerosła jego oczekiwania. Do połowy czerwca na konto pomocowe wpłynęło 5,1 miliona euro. Pewna przedsiębiorczyni ofiarowała nawet dodatkowy milion. Za te pieniądze Welthungerhilfe chce rozbudować bazę w Nyal i sfinansować nowe projekty dla trzech tysięcy rodzin. Zaopatrzyć ludzi w nasiona i przyspieszyć budowę wału przeciwpowodziowego. Bagna rozrosły się w ostatnich dziesięcioleciach, ponieważ Egipcjanie spiętrzyli Nil w dolnym jego biegu. Tama pomoże odzyskać ziemie uprawne – o ile wojna jej znowu nie zniszczy. […]

Jak TEDx przyjechał do obozu dla uchodźców

czytaj także

* * *

James marzy, żeby znów pójść do szkoły. Rodzina musiała uciekać, kiedy kończył pierwszą klasę. Jego najcenniejszy skarb to sześć kolorowych długopisów, żaden nie działa. W każdej wolnej minucie chłopiec zapisuje na piasku litery. Młodsze dzieci przypatrują się, jakby miał czarodziejskie zdolności.

Kolejność liter jest bezładna, za każdym razem inna. Jeszcze nie ma żadnego sensu. Ale dla Jamesa ma. Zapisuje w gruncie rzeczy tylko jedno słowo.

Nadzieja.

**Okładka książki Wolfganga Bauera „Nocą drony są szczególnie głośne”
Fragment książki Wolfganga Bauera „Nocą drony są szczególnie głośne” w przekładzie Elżbiety Kalinowskiej (Wydawnictwo Czarne, 2020). Książka jest zbiorem reportaży m.in. z Afganistanu, Pakistanu, Ukrainy, Syrii, Libii, Kenii, Somalii i Sudanu Południowego. Skróty od redakcji.

Wolfgang Bauer – dziennikarz, korespondent wojenny i reporter „Die Zeit”. Studiował islamistykę, geografię i historię. Pracował między innymi w magazynach „Focus”, „Zeit Dossier”, „Neon/Nido”, „Greenpeace Magazin”, „Geo” oraz „National Geographic”. Był korespondentem wojennym w Afganistanie. W Polsce ukazały się jego książki Przez morze. Z Syryjczykami do Europy oraz Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki, za którą był nominowany do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij