Film

Sąsiedzi z Rwandy

Na twórców czyhało wiele pułapek. Do tego niespodziewanie film spotkał się z życiem, czyli kryzysem uchodźczym.

„Postanowiliśmy, że chcemy iść w zupełnie innym kierunku: dekonstrukcji mitu »pożegnania z Afryką«” mówiła o Ptaki śpiewają w Kigali Joanna Kos-Krauze. I udało jej się. A właściwie im – bo Kos-Krauze pracowała w zespole.

Kos-Krauze: Przemoc zaczyna się od słów

Kiedy Europejczycy czy Amerykanie zabierają się za opowiadanie historii o Afryce, łatwo im wpaść w mit „pożegnania z Afryką”. Pojawia się egzotyzacja, zachwyt odmiennością kulturową, krajobrazami. Albo nie zachwyt, a zdziwienie, że wszystko tam, w tej dalekiej Afryce, takie inne, tajemnicze, metafizyczne, niezrozumiałe dla Europejczyka. Zasadniczo zaczyna się bajanie o „tym obcym”.

Życie po traumie

Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze – prace nad filmem zaczęli wspólnie, po śmierci męża reżyserka sama dokończyła film – opowiedzieli o ludobójstwie, które miało miejsce w Rwandzie w roku 1994. Masakra Tutsi dokonana przez Hutu pochłonęła ponad milion ofiar. W bardzo krótkim czasie, z okrucieństwem, którego symbolem stały się maczety, sąsiedzi zabijali sąsiadów. A świat zachodni temu nie zapobiegł. To nie było tak dawno. Działały media, działały organizacje międzynarodowe. Niestety, nie umiały odpowiednio zareagować.

Prawie 20 lat po masakrze do Afryki przyjeżdża para reżyserów z Polski, żeby opowiedzieć tę historię. Decydują się opowiedzieć ją tak, żeby nie pokazywać na ekranie dużej ilości przemocy i lejącej się szerokim strumieniem krwi, która unaoczniłaby nam skalę masakry. Opowiadają o świecie po masakrze. O tym momencie, kiedy społeczność musi poradzić sobie z traumą, pochować zmarłych i spróbować żyć dalej.

Para reżyserów przyjeżdża z dalekiego kraju, kraju, który też ma swoje nieprzepracowane traumy. Oglądając Ptaki śpiewają w Kigali, nie sposób nie myśleć o tym, że oto oglądamy rwandyjskich Sąsiadów. Oczywiście skala nie ta, sytuacja historyczna nie ta, ale śmierć i trauma, z którą musi sobie poradzić społeczeństwo, podobne.

Kobiety

W filmie poznajemy historie dwóch kobiet. Jedna to ornitolożka z Polski, Anna (Jowita Budnik), która w Rwandzie bada sępy, druga (Eliane Umuhire) jest córką profesora Claudine , z którym badaczka pracuje. Kiedy zaczyna się masakra, profesor zostaje zabity. Ornitolożce udaje się uratować córkę zamordowanego i uciec z Afryki. Zabiera kobietę do Polski.

Opowieść skupia się na bohaterkach. Dlatego często przeczytacie, że to film kameralny. Zamiast pokazywać maczety, Kos-Krauze pokazuje emocje. Są to emocje kobiet, bo po wojnach, masakrach, w których masowo giną mężczyźni, to na kobiety spada ciężar opatrywania ran. To żony, córki, matki szukają grobów ojców i mężów. Czasem latami. Jeśli się uda, chowają najbliższych. I muszą żyć dalej. W Rwandzie przychodzi im żyć w społeczności, w której każdy ma w rodzinie zabitych albo morderców.

Zamiast pokazywać maczety, Kos-Krauze pokazuje emocje.

Ptaki śpiewają w Kigali są uczciwe w tym, że wprowadzają bohaterkę z zewnątrz, ale nie robią z niej „sprawiedliwej wśród narodów świata”, przedstawicielki centrum, która ruszyła na ratunek biednym peryferiom. Badaczka z Polski czuje się bezradna w sytuacji, w której się znalazła.

Opowieści pomogło to, że obserwujemy relację między dwiema kobietami. Przez jakiś czas Krauzowie myśleli o sfilmowaniu opowiadania Kto z państwa popełnił ludobójstwo? Wojciecha Albińskiego, ale uznali ostatecznie, że tamta historia jest zbyt schematyczna. „Biały facet, uzależniona od niego ekonomicznie i emocjonalnie czarna dziewczyna, banał” – mówiła w rozmowie z Jakubem Majmurkiem Joanna Kos-Krauze.

Uczciwe i ważne jest też to, że w jednej z głównych ról obsadzono Eliane Umuhire, aktorkę z Rwandy. Podczas spotkania po projekcji filmu na festiwalu we Wrocławiu Eliane wspominała, że nie jest to tak oczywiste – najczęściej gdy zachodni reżyser opowiada o Rwandzie, angażuje zachodnich aktorów. Do wszystkich ról.

Wydaje się, że wszystkie te elementy są dość oczywiste – nie zachowuj się jak kolonizator, rozmawiaj i pracuj z lokalnymi artystami, z ludźmi, o których opowiadasz, nie odtwarzaj schematów rasowych i klasowych, nie powtarzaj banałów. Jak się okazuje, nie dla każdego. Piszę ten tekst, siedząc w kinie podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni – proszę mi wierzyć, o wspomnianych wyżej elementach nie słyszało chyba większość twórców polskiego kina.

Własny język

Ptaki śpiewają w Kigali ogląda się, mając w pamięci takie filmy, jak Hotel Rwanda, czy nieszczęsne Pożegnanie z Afryką, ale też filmy o Holocauście, Sąsiadów Agnieszki Arnold i Pokłosie Władysława Pasikowskiego.

Leder: „Pokłosie”, czyli uśpiony hegemon

Te ostatnie przychodzą do głowy, kiedy widzimy powroty na miejsce ludobójstwa, do domów, gdzie zostały przedmioty rodzinne, ale nie ma żadnego żywego krewnego. W głowie wracała mi też książka Wojciecha Tochmana Jakbyś kamień jadła. Tam doktor Klonowski pomaga nadać zmarłym imiona, tym, którzy przeżyli, pomaga odnaleźć szczątki zabitych najbliższych. W Rwandzie też potrzeba takiej pracy. Tam też są szczątki ukryte w masowych grobach i szukający grobów rodziny krewni, którzy ocaleli z ludobójstwa.

Twórcom udaje się tak opowiadać o Kigali, że jednocześnie opowiadają o tych wszystkich ludobójstwach, mordach. „Uznaliśmy – za Lanzmannem, Hanekem i innymi – że mówienie o ludobójstwie w kinie wymaga przynajmniej próby znalezienia własnego języka filmowego” – mówiła we wspominanym wywiadzie Joanna Kos-Krauze. Własny język znajdują w cierpliwości. W nieszarżowaniu. Znamy to z wcześniejszych filmów Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, tutaj mamy tego języka jeszcze więcej.

Rohingjowie: najbardziej prześladowana mniejszość świata ginie na naszych oczach

Nie zagadać

Ptaki… bardzo łatwo mogły stać się filmem banalnym. Liczba czyhających na twórców pułapek była spora. Do tego niespodziewanie film spotkał się z życiem, czyli kryzysem uchodźczym. Uratowaną z ludobójstwa córkę profesora w Polsce czeka los uchodźczyni, czyli ośrodek, walka o papiery, niepewność, podejrzliwość otoczenia podszyta rasizmem. To kolejna rzecz, o której myślę, oglądając ten film – o dzisiejszej pełnej uprzedzeń i nienawiści dyskusji o uchodźcach. Kiedy bohaterka staje naprzeciwko urzędnika, który tłumaczy jej, że ludobójstwo jest „bardziej skomplikowane”, widzę przed oczyma współczesnych polityków bredzących podobne głupoty o uciekinierach z Syrii albo wypowiedź ministry Anny Zalewskiej o Jedwabnem.

Uchodźcy w Polsce: Zapraszamy państwa… do lasu

Co ważne, Krauzom udało się nie zagadać wszystkich tych tematów. Ufają widzowi i nie muszą mu wszystkiemu wykładać dosłownie.

Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zadziwia. Jak to możliwe, że Jowita Budnik po raz kolejny gra u Krauzów „kobietę zmęczoną życiem”, a mimo to patrzymy na nią, jakbyśmy widzieli ją na oczy po raz pierwszy. To też mogła być pułapka. A nie jest.

Ptaki śpiewają w Kigali są według mnie najlepszym filmem tegorocznego festiwalu w Gdyni. Nie jest to kino przyjazne widzowi – popcorn może stanąć w gardle. Jest to zdecydowanie kino przyjazne kobietom, przyjazne ciekawym świata i cierpliwym widzom.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij