Unia Europejska

Kibice wypierają faworyzowanie Barcelony: skąd my to znamy?

Hiszpańska skarbówka odkryła, że Barcelona przez wiele lat finansowała członka kolegium sędziowskiego, José Marię Enriqueza Negreirę, i płaciła jego spółkom za raporty o sędziach – łącznie, przez ponad dekadę, około 7 milionów euro.

Podczas gdy w polskim światku politycznym co chwila wybucha skandal, bo ktoś z PiS znowu coś ukradł, w światku piłkarskim dzieje się podobnie – jeśli nie gorzej. Juventus Turyn oskarżany jest o oszustwa księgowe, a Manchester City – o oszustwa w raportowaniu finansowym, dzięki czemu oba kluby mogły omijać limity w wydawaniu pieniędzy na transfery.

Najwięcej się jednak mówi o oszustwach FC Barcelony.

Hiszpańska skarbówka odkryła bowiem, że Barcelona przez wiele lat finansowała członka kolegium sędziowskiego, José Marię Enriqueza Negreirę, i płaciła jego spółkom za raporty o sędziach – łącznie, przez ponad dekadę, około 7 milionów euro. Już to budzi kontrowersje, ale z czasem okazało się, że nie ma żadnego dowodu istnienia takich raportów – nie widział ich nikt z ówczesnych trenerów, a sama FC Barcelona nie potrafiła ich pokazać. Rzekomo były to raporty ustne, ale dopiero w tym tygodniu pojawiły się w prasie wersje papierowe.

O ile więc w grę wchodzi oczywiste oszustwo karnoskarbowe, o tyle pojawił się o dużo gorętszy wątek korupcji. Negreira był bowiem nie tylko sympatykiem Barcelony, ale przede wszystkim wiceszefem kolegium sędziów, a co za tym idzie – mógł w pewnym zakresie mieć wpływ na ich karierę. Dość oczywistym podejrzeniem jest to, że rzekome raporty są zwykłą ściemą, a tak naprawdę Negreira miał płacone za coś innego.

Przez kilka tygodni wśród kibiców przewinęło się wiele hipotez, z czego najgłośniejsze, przynajmniej wśród polskich kibiców, były dwie.

Pierwsza to wyprowadzenie pieniędzy z klubu przez dyrektorów Barcelony w porozumieniu z Negreirą. Problem jednak w tym, że do wyprowadzania pieniędzy można użyć dziesiątków innych spółek podwykonawców, ale akurat niekoniecznie spółek wiceszefa sędziów.

Druga, skrajnie odmienna hipoteza, to zarzut ustawiania meczów La Ligi niczym za czasów świetności ligi polskiej, w której Negreira jest hiszpańskim odpowiednikiem „Fryzjera”. Sęk w tym, że brak dowodów na jakiekolwiek kontakty i opłaty dla sędziów La Ligi; co więcej, po przeanalizowaniu płatności dla Negreiry przez te wszystkie lata kwota ewentualnego ustawiania meczów ligowych wydaje się śmiesznie niska. Tym bardziej że Barcelona akurat w kluczowym meczu o mistrzostwo została skrzywdzona nieuznaniem gola przeciwko Atletico Madryt. Gdyby Liga była ustawiona, to gol zostałby oczywiście uznany.

Shakira wystawia rachunek i płaci go sama. Świętują Piqué, Twingo i Casio

Obie powyższe hipotezy przez ostatnie tygodnie chętnie były pokazywane, wyśmiewane i kontrowane przez kibiców Barcelony – zwłaszcza jeśli chodzi o korupcję. Sęk jednak w tym, że wedle hiszpańskiego prawa (i zasadniczo standardów światowych) rozumiana jest ona znacznie szerzej, niż chcą to dostrzec zwolennicy klubu.

Korupcją jest więc nie tylko ustawianie meczów jak w Piłkarskim pokerze, ale też każda „nieuzasadniona korzyść lub przywilej jakiegokolwiek rodzaju”. W skierowanym właśnie do sądu akcie oskarżenia przeczytać można, że według prokuratury „FC Barcelona zawarła i utrzymywała ściśle tajne, ustne porozumienie z panem Negreirą, aby ten, działając jako wiceprezes CTA i w zamian za otrzymywane pieniądze, wykonywał czynności zmierzające do faworyzowania FC Barcelony w meczach, w których występował klub”.

Co ważniejsze, w Hiszpanii (i nie tylko) korupcja nie jest przestępstwem skutkowym. Do uznania za winnego nie trzeba mieć dowodu, że owa korzyść zaistniała w rzeczywistości. Wystarczy sam zamiar uzyskania „nieuzasadnionej korzyści lub przywileju jakiegokolwiek rodzaju” ze strony FC Barcelony i obiecywanie go ze strony Negreiry – oraz jego działanie w tym celu.

Faworyzowanie nie musiało więc polegać na kupowaniu sędziów; mogło polegać na przykład na wystawianiu negatywnych ocen sędziom, którzy w jakiś sposób „krzywdzili” Barcelonę. W obliczu prawa nic by się nie zmieniło, gdyby Negreira groził sędziom, a ci i tak sędziowali po swojemu, bez faworyzowania.

Zamach na państwo. Irlandzki proces stulecia podsyca polityczne napięcie

Swoją drogą wyrok za faworyzowanie, które w rzeczywistości nie miało miejsca, idealnie by pasował do cyrku, jakim stał się w ostatnich latach kataloński klub, którego prezesi co chwila lądują w prokuraturze albo więzieniu. Byłoby też dla kibiców pewną ulgą – jeśli nie ostatnią deską ratunku – bo jeśli faworyzowania nie było, to przynajmniej puchary w klubowej gablocie pozostałyby nietknięte.

To właśnie kwestia podejścia kibiców jest w całej tej sprawie najbardziej znamienna. Interesujący jest nie sam proceder, ale sama dyskusja w świecie kibicowskim, a w szczególności wszystkie mechanizmy wyparcia przez kibiców Blaugrany. To tylko wyprowadzanie pieniędzy – krzyczą jedni. Tylko sprawa karnoskarbowa – krzyczą inni. Jaka korupcja za taką kwotę – krzyczą inni.

Teraz dochodzi do tego także królowa wszystkich racjonalizacji, czyli zaklęcie „zaczekajmy do wyroku sądu”, przecież jest „domniemanie niewinności”. Gdy zapadnie wyrok pierwszej instancji, to będziemy „czekać na wyrok w apelacji”. Całkiem prawdopodobne jest jednak uniewinnienie klubu, bo sam Negreira ma dziś cierpieć na chorobę Alzheimera, a nawet jeśli raporty się znajdą, to udowodnienie zamiaru korupcyjnego będzie dosyć trudne, o ile nie znajdą się inne dowody w postaci zapisów rozmów, nagrań, świadków.

Wyrok w sądzie karnym nie jest orzeczeniem tego, co naprawdę się stało, a (tylko i aż) tego, co udało się ponad wszelką wątpliwość udowodnić prokuraturze. To kompletnie odmienne sprawy.

Furia hiszpańskiego nacjonalizmu

czytaj także

Furia hiszpańskiego nacjonalizmu

Ignasi Bernat, David Whyte

Kibice Barcelony będą triumfować – przecież nic się nie stało, klub jest niewinny. Dokładnie tak samo triumfowali kibice Manchesteru United, gdy wycofano zarzuty o przemoc wobec partnerki przeciwko Masonowi Greenwodowi, mimo że do sieci wyciekł film, na którym ten przemoc stosuje. Według policji wycofali się jednak kluczowi świadkowie i pokazano nowe dowody. Nagranie z Greenwoodem nie spowodowało potępienia, wręcz przeciwnie – masa kibiców czekała na powrót piłkarza.

Nie potępili swoich piłkarzy kibice Realu Madryt, gdy Karim Benzema został sądownie skazany za szantażowanie kolegi sekstaśmą. Oszukiwanie na podatkach piłkarzy i trenerów (Messi, Ronaldo, Mourinho) nigdy nie robiło na nich żadnego wrażenia, tak samo jak korupcja Łukasza Piszczka. Gdy przy okazji plotek o transferze Piszczka do Realu jedna z polskich dziennikarek napisała do hiszpańskiej prasy o jego korupcyjnej przeszłości, została przez polskich kibiców klubu zwyzywana jako zdrajczyni i konfitura.

Katalońskie dylematy

czytaj także

Katalońskie dylematy

Michał Pawlaczyk

Kibic sportowy jest zazwyczaj fanem do śmierci. Dlaczego o tym piszę? Jeśli kibice klubu, który płacił wiceszefowi kolegium sędziów, potrafią wypierać to, że klub chciał w ten sposób być lepiej traktowany, to czemu fani Jana Pawła II mają nie wypierać tego, że mimo oczywistej wiedzy o pedofili w Kościele nic z tym nie zrobił? Istnieją tysiące racjonalizacji, tysiące argumentów wypierających niewygodną prawdę. Chcecie wiedzieć, jak się zachowają ludzie, którzy autentycznie podziwiali i kochali papieża? Spójrzcie na zachowania kibiców piłkarskich przy każdej aferze ich klubu i jego piłkarzy. Czemu szalikowcy Jana Pawła II mieliby być inni?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij