Unia Europejska

Žižek: Po co Kaczyński pojechał do Kijowa

Slavoj Žižek

Chociaż w pociągu do Kijowa zabrakło Viktora Orbána, w osobach Kaczyńskiego i Morawieckiego na Ukrainę dotarło jego przesłanie. Była to misja skierowana nie przeciwko Rosji, ale przeciwko zjednoczonej Europie – pisze Slavoj Žižek.

Pod względem stosunku do wojny w Ukrainie znaczna część lewicy zdaje się siedzieć okrakiem na barykadzie: z jednej strony potępia (przynajmniej w większości) rosyjską agresję, z drugiej – obwinia o nią USA.

Dla przykładu, Demokratyczni Socjaliści Ameryki (DSA) w reakcji na wojnę zaczęli nawoływać do „rozwiązania sojuszu zachodniego NATO” i winić „imperialistyczny ekspansjonizm” Stanów Zjednoczonych za niczym niesprowokowany atak Rosji na Ukrainę. DSA, chełpiący się tym, że w swoich szeregach mają tak prominentne persony jak członkini Izby Reprezentantów z dystryktu nowojorskiego Alexandria Ocasio-Cortez i senator ze stanu Vermont Bernie Sanders, wydali w ubiegłą sobotę oświadczenie potępiające rosyjską inwazję i wezwali Władimira Putina, by niezwłocznie wycofał swoje wojska.

Razem odcina się od zachodnich lewicowych międzynarodówek. Przez Rosję

DSA nie są gotowi przyznać, że pomimo całej złożoności sytuacji i rozproszonej odpowiedzialności zaatakowani przez Rosję Ukraińcy stawiają w pełni uzasadniony, heroiczny opór, który zasługuje na bezwarunkowe poparcie. Zamiast tego słychać „socjalistyczne” głosy, które nawołują ukraińskich robotników do samoorganizacji w obliczu rosyjskiego okupanta, z dala od skorumpowanych władz i armii oligarchów… Na końcu tej drogi czai się lewicowa teoria spisku: „Stanom Zjednoczonym zależało na wojnie w Ukrainie. Bez niej Waszyngton nie dałby rady zniszczyć rosyjskiej gospodarki, wzbudzić ogólnoświatowego potępienia i doprowadzić do rebelii, która wykrwawi Rosję”. A wszystko po to, by obalić władzę na Kremlu.

W sposób niemal symetryczny również liberalna prawica powątpiewa w to, że lewica jest w stanie w pełni poprzeć ukraiński opór. Choć Putina trudno uznać za lewicowca, to jednak jest on postrzegany jako sprzymierzeniec niektórych lewicowych reżimów. Nic dziwnego zatem, że zgodnie ze wzorem komunikacji Lacana, gdzie otrzymuję od drugiej strony mój własny komunikat w formie odwróconej i prawdziwej, kraje globalnego Południa rewanżują się Zachodowi podobną logiką: od Ameryki Łacińskiej po Republikę Południowej Afryki nie są gotowe, by jednogłośnie potępić Rosję za zbrodnie wojenne w Ukrainie, mając w żywej pamięci znacznie gorsze przestępstwa popełnione przez Zachód na całym świecie. Dlatego na apel „brońmy Europy” odpowiadają: czemu mamy bronić mocarstw, które zrobiły nam to samo, co teraz potępiają w Ukrainie?

I w pewnym sensie mają rację: Europa również stoi w rozkroku. 15 marca 2022 roku czterech europejskich przywódców wybrało się w daleką, niebezpieczną podróż koleją z Polski do Kijowa, by wyrazić swoje poparcie w mieście nękanym przez kolejny rosyjski atak. Premierzy Polski, Słowenii, Czech i Węgier spotkali się z prezydentem Zełenskim we wtorek wieczorem wraz z wybiciem godziny policyjnej w Kijowie. Premier Mateusz Morawiecki napisał później na Twitterze, że Ukraina przypomina Europie, co to jest odwaga: czas najwyższy, by „ospała i zgnuśniała” Europa przebudziła się, „przebiła swój mur obojętności i dała Ukrainie nadzieję”.

Uważni czytelnicy z pewnością zauważyli nieścisłość, której się przed chwilą dopuściłem: węgierski premier Viktor Orbán nie znalazł się w gronie owej czwórki. Czwartym podróżującym był bowiem prezes Jarosław Kaczyński, który de facto rządzi Polską.

I właśnie ta zamiana miejsc (gdzie Kaczyński zastąpił nieobecnego Orbána) jest kluczem do całej sprawy. Bo oto nie było już mowy o siedzeniu okrakiem na barykadzie. Zarówno Orbán, jak i Kaczyński są ucieleśnieniem najczystszej formy stanowiska niektórych członków tak zwanej Grupy Wyszehradzkiej: krajów postkomunistycznych z Europy Wschodniej, należących do UE, ale sprzeciwiających się dominującej w Unii koncepcji ściślejszej europejskiej wspólnoty i współpracy, a także wartościom kulturowym związanym z feminizmem, wielokulturowością, antyrasizmem i neutralnością religijną.

Polska i Węgry do niedawna były pod mocną presją ze strony Brukseli, która wzywała ją do zaniechania polityki antyaborcyjnej i homofobicznej oraz do porzucenia inklinacji autorytarnych, widocznych w usiłowaniu podporządkowania wymiaru sprawiedliwości, kultury i mediów publicznych kontroli państwa. Unia groziła nawet, że jeśli te dwa kraje nie dostosują się do europejskich zasad, przestaną otrzymywać z Brukseli środki finansowe. W obliczu takich unijnych nacisków obaj „nieliberalni demokraci” nawołują do mocniejszego akcentowania tożsamości narodowej i tradycji chrześcijańskich. A teraz Polska i Węgry wykorzystują brzemię ukraińskiej wojny – w tym konieczność udzielenia pomocy uchodźcom – by złagodzić pozycję Unii w kwestii praw człowieka, w nadziei, że ich przewinienia na tym polu pójdą w niepamięć, a unijne pieniądze popłyną do obu krajów jeszcze szerszym strumieniem.

W bardziej ogólnym wymiarze nie powinniśmy zapominać, że trwające konflikty, w tym wojny, nigdy nie są wyłącznie kwestią natury kulturowej i geopolitycznej: to momenty wewnętrznych napięć w globalnym obiegu kapitału. Pojawiają się nawet sygnały, że wspaniałe wydarzenia z Majdanu, na którym byliśmy świadkami autentycznego studenckiego i ludowego powstania, były (przynajmniej częściowo) wynikiem walki między dwiema grupami ukraińskich oligarchów i ich zagranicznych panów, kliki prorosyjskiej z kliką prozachodnią. To prawda, że mamy do czynienia ze „starciem cywilizacji”, nie jest to jednak cała prawda.

Monbiot: Brexit to starcie dwóch kapitalizmów. My byliśmy tylko widzami

Sedno sprawy leży bowiem zupełnie gdzie indziej. Jak by nie spojrzeć, zjednoczona Europa opowiada się za taką czy inną formą socjaldemokracji, dlatego w niedawnym wywiadzie Viktor Orbán posunął się do stwierdzenia, że zachodnia liberalna hegemonia powoli „zmienia się w marksistowską”: „Prędzej czy później będziemy musieli pogodzić się z tym, że w opozycji do obozu chrześcijańsko-demokratycznego nie mamy już do czynienia z grupą opowiadającą się za ideologią liberalną, ale z grupą zasadniczo marksistowską z resztkami liberalizmu. Taka sytuacja panuje dzisiaj w Ameryce. Na razie strona konserwatywna ustępuje pola marksistowskiemu obozowi liberalnemu”.

Dlaczego zatem Orbán nie wziął udziału w wyprawie do Ukrainy? Ze względu na powiązania gospodarcze (i nie tylko) Węgier z Putinowską Rosją, które zmuszają go do zachowania neutralności wobec wojny w Ukrainie. W swoim niedawnym wystąpieniu publicznym prezydent Zełenski otwarcie skrytykował Węgrów za ich neutralność: „musicie zdecydować, po której jesteście stronie”.

Tak oto Polska i Węgry zaczęły toczyć podwójną grę. Dwóch polskich antyrosyjskich, bezkompromisowych konserwatystów udało się do Kijowa, kreując się na specjalnych unijnych wysłanników. Nic dziwnego, że ich „misja” wywołała w Brukseli konsternację – żaden unijny organ nie upoważnił ich do podjęcia takich działań. Jednak rzeczywistym celem tej misji było nie tyle reprezentowanie Europy w Kijowie, ile zasygnalizowanie wyraźnego podziału na starym kontynencie. Była to misja skierowana przeciwko zjednoczonej Europie. Ich przesłanie dla Ukrainy? Tylko my jesteśmy waszymi prawdziwymi sojusznikami, tylko my prawdziwie i w pełni wspieramy waszą walkę przeciwko rosyjskiej inwazji, my, a nie „ospała i zgnuśniała” liberalna Europa Zachodnia.

O Ukrainie tylko z Ukraińcami

czytaj także

O Ukrainie tylko z Ukraińcami

Przemysław Wielgosz

Wszystkie propozycje rozwiązań militarnych, do których wprowadzenia nawoływali niektórzy uczestnicy kijowskiej wyprawy, z trudem ukryły ich prawdziwy cel: skusić Ukrainę, by dołączyła do nacjonalistycznej, nieliberalnej Europy i wzmocniła jej pozycję wobec (nadal hegemonicznej) Europy socjaldemokratycznej.

Ich myśli zajmuje jedno zasadnicze pytanie: gdzie znajdzie się Ukraina po zakończeniu wojny – bo w postępujących negocjacjach pojawiają się już pierwsze jaskółki zwiastujące jakąś formę pokoju. Choć Orbán nie zawitał do Kijowa, dotarło tam jego przesłanie. I to dlatego słoweński premier Janez Janša, zwolennik radykalnego walczącego oporu wobec Rosji, stanął w obronie krytykowanego przez Ukrainę Orbána. Odwiedzający Kijów wiedzieli, że ich propozycje wojskowe nie będą miały żadnych konsekwencji. Jednak nie pojechali tam walczyć z Putinowską Rosją, ale z socjaldemokratyczną (czy też według Orbána „marksistowską”) Europą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij