Unia Europejska

Oto „generał” Pappalardo. Były policjant i nowe straszydło na włoskiej alt-prawicy

Fot. facebook.com/generaleantonio.pappalardo

Tak się kończy defetyzm i mędrkowanie. Kiedy oświadczamy, że nie ma rozwiązania dla naszych problemów, zniechęcamy ludzi do demokratycznej polityki i wpychamy ich wprost w ramiona mrocznych przywódców kultów. Jeden z nich organizuje właśnie wielotysięczne manifestacje we Włoszech. Z Florencji dla Krytyki Politycznej pisze Jamie Mackay.

Najpierw Silvio Berlusconi, potem telewizyjny komik Beppe Grillo. Wyjątkowo duże stężenie bufonowatych przywódców politycznych w ostatnich latach przyniosło Włochom marną reputację. Poprzez zacieranie granic między rozrywką a rządem, postaci te zapewniły sobie wygodne kariery, podminowując przy okazji demokratyczne tradycje i procesy w kraju.

Niektórzy uczeni zaczęli wręcz opisywać Włochy jako pewnego rodzaju „laboratorium populizmu” – matecznik nowych politycznych strategii komunikacyjnych, które sieją spustoszenie na całym świecie. Jest to opinia tylko w pewnym stopniu uzasadniona. Często zapomina się, że od kilku lat trwa proces odwrotny. O wiele szerzej skrojony, globalny populizm wraz z szeregiem towarzyszących mu teorii konspiracyjnych przenikają teraz do Włoszech. Ten rodzaj populizmu zdecydowanie różni się od postaw reprezentowanych przez tradycyjnych przywódców czy główne partie polityczne Italii.

Ten udający organiczną politykę, skierowany przeciwko establishmentowi nowy rodzaj populizmu rozpowszechniany jest głównie przez niszowe internetowe „komory pogłosowe”, a jego wyobraźnia kształtowana przez ogólnoświatowe teorie konspiracyjne w stylu Q-anon. Wielką robotę w szerzeniu ich robią też tweety amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Ten rodzaj populizmu stale się rozwija i wywiera na włoskie społeczeństwo obywatelskie o wiele większy wpływ, niż to się zazwyczaj opisuje.

Tajemnica litery Q: od 4chana do ataku opancerzoną ciężarówką

Niebezpiecznie absurdalny „tłusty tatuś”

Jedną z wielu twarzy tej prężnie rozrastającej się na Półwyspie Apenińskim „reakcyjnej kontrkultury” jest Antonio Pappalardo, przez swoich popleczników nazywany „generałem”. Urodzony w Palermo w 1946 r., większość swojej kariery spędził w policji wojskowej, awansując stopniowo na najwyższe stanowiska krajowych carabinieri. W ciągu tych lat angażował się w szereg nader barwnych politycznych i artystycznych przedsięwzięć.

Poza prowadzeniem kampanii przeciwko różnym obszarom Unii Europejskiej oraz… za niepodległością Sycylii pisał także literaturę faktu, wydał powieść, tom poezji, skomponował szereg chorałów i rock-oper. W 2013 r., niedługo po przejściu na policyjną emeryturę, zasłynął jako jeden z przywódców ruchu społecznego, tzw. forconi („widły”). Organizował blokady dróg, zamieszki oraz masowe demonstracje przeciwko polityce zaciskania pasa. Za wroga obrał sobie „elitę globalistów”.

Działalność Pappalardo nie przełożyła się jednak na sukces wyborczy. W latach 90. Pappalardo miał co prawda krótkotrwałą dobrą passę na listach wyborczych centrystów, ale nigdy nie skonsolidował swojej politycznej kariery. W ostatnim jak dotąd rzucie na wyborczą taśmę, ubiegając się o stanowisko gubernatora regionu Umbria w 2019 r., uzyskał zaledwie 500 głosów (0,13%).

A jednak wraz z kryzysem związanym z koronawirusem grupa zwolenników Pappalardo szybko się rozrosła. Używane przez niego kanały komunikacyjne, które już od dawna służyły rozprzestrzenianiu poglądów antyszczepionkowych i innych teorii konspiracyjnych, zaczęły przyciągać całe rzesze obserwatorów. Jednym z powodów jest rozpowszechnianie przełożonych na język włoski haseł i manifestów amerykańskich protestów przeciwko krajowej kwarantannie. Naśladując retorykę grup takich jak Amerykańska Rewolucja 2.0 czy Three Percenters (ruch Trzyprocentowców), Pappalardo zasugerował m.in., że wprowadzenie i utrzymywanie kwarantanny stanowi część planu obmyślonego przez „komunistycznych” globalistów w celu zatrzymania obywateli w areszcie domowym i przeprowadzenia prania mózgu całej ludności, tak aby stała się ona uległa wobec państwa.

Pappalardo odrzucił twierdzenia o śmiertelnym działaniu wirusa, uznając go za „stosunkowo łagodny” oraz „śmiertelny wyłącznie dla duchowo słabych”. Przekonywał nawet, że z zakażenia można wyleczyć się, ćwicząc jogę. Najczęściej powracającym tematem jest jednak nawoływanie do rewolucji gospodarczej i zastąpienia euro nową i niezależną walutą, której właścicielami byłby „lud” (Pappalardo twierdził nawet, że Mario Draghi, były prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedział mu w zaufaniu, że to świetny pomysł).

Łatwo jest naśmiewać się z Pappalardo. Jego bujne, nieskazitelnie ułożone wąsy i staroświecki styl ubierania się sprawiają, że wygląda nie jak przywódca bojówek, ale naczelny wokalista zespołu rewelersów. Wrażenie to dla osób znających włoski jeszcze pogłębia to, że jego nazwisko wymawia się niemal tak samo jak „tłusty tatuś”.

Antonio Pappalardo, fot. Facebook.com

A jednak ten człowiek jest zdecydowanie niebezpieczny. Drugiego czerwca, w Dniu Republiki, Pappalardo zorganizował antyrządową demonstrację, na którą ściągnęły tysiące osób w 30 różnych miastach. Gazety pisały, że są w szoku, ale niewiele z nich wprost potępiło te wystąpienia. Wręcz przeciwnie, wiele największych krajowych pism, w tym „Corriere della Sera” oraz „La Nazione”, na pierwszej stronie jako wiadomość dnia opublikowało zdjęcia z wieców, a tuż obok wywody Pappalardo, nie opatrując ich jednak żadną poważną analizą, nie mówiąc już o sprawdzeniu faktów, na których miały opierać się jego główne założenia.

Trudno się zatem dziwić, że kierowany przez Pappalardo ruch rośnie w siłę. W poprzedni weekend, 6 czerwca, jego zwolennicy wyszli tłumnie na ulice Rzymu, którymi przemaszerowali ubrani w pomarańczowe kamizelki (oczywiście w nawiązaniu do demonstracji „żółtych kamizelek” we Francji). Ramię w ramię z organizacjami neofaszystowskimi i neonazistowskimi, jak Casapound i Forza Nuova, domagali się dymisji premiera Giuseppe Contiego.

Właśnie wtedy wyłonił się nowy sojusz działaczy skrajnej prawicy, konserwatywnych narodowców, ugrupowań katolickich, zatroskanych liberałów i hipisów, którzy nazwali się „blokiem narodowym”. Ich poplecznicy, ściśle tożsami z bazą poparcia Pappalardo, mają ogólnokrajowy znak rozpoznawczy – noszą na twarzach maseczki w barwach krajowej tricolore.

Od lewicowego liberała do wyznawcy teorii konspiracyjnych

Wielu Włochów myśli o polityce jako o zamkniętym, powtarzającym się cyklu, który co najmniej od czasów powojennych stale przynosił korzyści tej samej klice skorumpowanych polityków centrum. Nawet pojawienie się na pozór radykalnych partii, takich jak Lega, jest jedynie kolejną oznaką tego cyklu i wewnętrznych rozgrywek o władzę w ramach w gruncie rzeczy chrześcijańsko-demokratycznej elity.

Wzrost znaczenia Pappalardo i powiązanych z nim ugrupowań wyraźnie sytuuje się jednak poza tym paradygmatem. Nosi oznaki czegoś nowego, ma źródła w ogólnoświatowych fenomenach kulturowych. W dzisiejszych Włoszech, jak w wielu innych krajach, mnożą się światopoglądowe „komory pogłosowe”, wspomagane często przez algorytmy, umożliwiające wprowadzanie do dyskursu publicznego kuriozalnych, podszytych paniką teorii zniekształcających rzeczywistość. I choć wiele wyłaniających się w tych warunkach „plemion” czy „wyznawców” ma powiązania ze skrajną czy tzw. „alt-prawicą”, sama forma takiego wrogiego przejęcia prawdy nie posiada „wrodzonej” politycznej orientacji.

Przypomniałem sobie, jak ryzykowna i nieprzewidywalna jest tego typu radykalizacja, kiedy w ubiegłym tygodniu spotkałem się w parku ze znajomym B. Umówiliśmy się na wspólne, choć oczywiście z zachowaniem odpowiedniej odległości, piwo. W przeszłości B. sam siebie określał mianem lewicowego liberała. Jeszcze w styczniu tego roku razem śpiewaliśmy starą antyfaszystowską pieśń Bella ciao na demonstracji tzw. „sardynek” przeciwko ksenofobii.

Włoskie „sardynki” chcą przepędzić populistów [rozmowa]

Byłem bardzo zaskoczony, kiedy popijając peroni, B. powiedział mi, jakby nigdy nic, że nie wierzy w koronawirusa, że lekarze dali się przekupić i tak naprawdę wszyscy oni tylko udają, że pandemia istnieje. Kiedy wspomniałem o Pappalardo, B. odpowiedział, że ten człowiek to absurd. Puściliśmy jedną z jego oper rockowych i pośmialiśmy się, ale wyczułem, że mojemu znajomemu coś bardziej jest z „generałem” po drodze, niż gotów był przyznać. Po jakichś 20 minutach, kiedy B. zaczął mówić „oczywiście nie podoba mi się Trump, ale…”, uznałem, że czas zmienić temat i zejść z polityki.

Tak się kończy defetyzm i mędrkowanie

Oczywiście trudno z jednej anegdoty wyciągnąć jakieś wnioski na polityczną przyszłość. Jeśli jednak potraktować poważnie doświadczenie B. i jego argumentację, to poplecznicy Pappalardo w głębi duszy nie wierzą w skuteczność racjonalnych argumentów. Całkiem wprost mówią, że ich rozumienie polityki bazuje na „emocjach”. Oraz że w obliczu braku jakiejkolwiek realnej wizji przyszłości pragną po prostu obrócić wszystko w drobny mak. W nadziei na to, że spontanicznie wyłoni się z tego coś dobrego.

Patrząc na demonstracje rozgrywające się w minionych tygodniach we Włoszech, najbardziej martwi mnie jednak to, że światopoglądowe „komory pogłosowe”, które indoktrynują i prowadzą ludzi do takich poglądów, zaczęły skutecznie wypychać swoje konspiracje i fake newsy na pierwsze strony krajowych gazet. To, że ich redaktorzy i redaktorki w samobójczym instynkcie na to pozwalają, oczywiście długofalowo podważa ich własny autorytet i podcina gałąź, na której sami siedzą.

Po rozmowie z B. zastanawiałem się nad własną odpowiedzialnością w obliczu tego wszystkiego, a zwłaszcza nad tym, jak zgubne jest powoływanie się na apokaliptyczne wizje i rzekomo nadchodzący koniec świata przez ludzi z różnych części lewicy. Jest to z wielu powodów bardzo kuszące i sam w przeszłości nieraz padłem ofiarą tej pokusy. Jednakże w ciągu ostatnich tygodni zacząłem sobie uzmysławiać, jak istotne jest neutralizowanie w ludziach najskrajniejszych emocji, a co najmniej wyciszanie takiego rodzaju języka w debacie publicznej.

Popkiewicz: Pandemia – katastrofa zdrowotna, społeczna i gospodarcza z apokalipsą zombie w tle

Za każdym razem, kiedy otwarcie poddajemy się mu i oświadczamy, że nie ma rozwiązania dla naszych problemów, nie czynimy nic innego, jak zniechęcamy ludzi do demokratycznej polityki i wpychamy ich w strefy wpływów mrocznych przywódców kultów – takich jak „generał” Pappalardo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jamie Mackay
Jamie Mackay
Reporter, korespondent Krytyki Politycznej
Dziennikarz, reporter, pisarz i tłumacz. Publikuje regularnie w magazynie Freize, portalu TLS i piśmie Internazionale. Jest autorem książki „The Invention of Sicily” poświęconej kulturowej historii Sycylii, która wyjdzie nakładem wydawnictwa Verso. Mieszka we Włoszech.
Zamknij