Unia Europejska

Praca do śmierci? Francuzi się na to nie zgadzają

Prezydent Macron próbuje przekonać Francuzów, że podwyższenie wieku emerytalnego jest konieczne. Zapomina dodać, że konieczne po to, aby mógł zafundować bogatym kolejne obniżki podatków.

Nie pierwszy raz liberalny prezydent próbuje dokonać reformy emerytalnej: pierwsze przymiarki miały miejsce w 2019 roku i napotkały gwałtowny opór. Protesty półtora miliona obywateli i najdłuższy strajk we współczesnej historii Francji zmusiły rząd do odłożenia planów na później. Teraz, po zeszłorocznej reelekcji Macrona, temat powrócił i ponownie wzburzył cały kraj.

Już w kampanii wyborczej Emmanuel Macron zapowiadał podwyższenie wieku emerytalnego z obecnych 62 do 65 lat. Chcąc nieco złagodzić reakcję społeczną, rząd ostatecznie ogłosił, że Francuzi będą pracować nie o trzy lata dłużej, ale o dwa. Do tego o rok, do 43 lat, wydłużony ma zostać okres płacenia składek potrzebny do uzyskania pełnej emerytury.

Emerytura jako prawo człowieka

Te zmiany, chociaż bardziej umiarkowane niż wcześniejsze propozycje, wciąż są nie do zaakceptowania dla francuskiego społeczeństwa, które zażarcie broni jednych z najwcześniejszych w Europie emerytur.

Miliony na ulicach

Według sondaży aż 80 proc. Francuzów nie chce pracować do 64. roku życia. Po raz pierwszy od kilkunastu lat wszystkie główne związki zawodowe wspólnie wezwały do strajku, niwecząc rządowe nadzieje na pozyskanie poparcia bardziej umiarkowanych związkowców. W Paryżu demonstracja z 19 stycznia przyciągnęła 400 tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków tego dnia w całej Francji protestowały nawet 2 miliony przeciwników reformy emerytalnej. Niedługo później osobną, kilkunastotysięczną manifestację zorganizowały organizacje młodzieżowe, chcące pokazać solidarność młodego pokolenia z pracownikami, których reforma może dotknąć w niedalekiej przyszłości.

Tymczasem strajk na kolei osiągnął takie rozmiary, że w wielu regionach 9 na 10 pociągów nie opuściło stacji. Do protestu przyłączyła się ponad połowa francuskich nauczycieli, rafinerie znowu wstrzymały działanie, a do podobnych sytuacji doszło również w wielu innych sektorach, publicznych i prywatnych. Związki zawodowe zapowiadają kontynuację strajku, z następną falą zaplanowaną na 31 stycznia. Wezmą w niej udział między innymi pracownicy wyciągów narciarskich, domagający się przy okazji lepszych warunków pracy. CGT (największy ze związków) ogłosił, że wcześniej do ogólnokrajowego strajku dołączą stoczniowcy i zatrudnieni w portach.

Strajk paraliżuje Francję. Macron odpowiada przymusem pracy

Oznacza to ryzyko kompletnego paraliżu kraju, ale stawka jest wysoka. Związkowcy przegrali walkę z Sarkozym w 2010 roku, gdy podwyższono wiek emerytalny z 60 do 62 lat, więc teraz tym bardziej nie zamierzają ustąpić. Korzystają z ogromnego poparcia społecznego oraz powszechnej obawy, że jeśli rządowi uda się przeforsować tę ustawę, to za kilka lat zacznie się mówić o kolejnym podwyższeniu wieku emerytalnego. W końcu nawet po ewentualnym przepchnięciu reformy wiek emerytalny we Francji będzie stosunkowo niski, a prawicowi premierzy i prezydenci od dekad walczą o jego podwyższenie. Macron nie ukrywa zresztą, że gdyby nie opór społeczny, to wprowadziłby bardziej radykalne zmiany.

Rządowa narracja daleka od rzeczywistości

Od obniżenia wieku emerytalnego w 1982 roku (przy jednoczesnym zwiększeniu świadczeń dla emerytów) z prawej strony sceny politycznej nieustannie płyną te same argumenty mające przekonać Francuzów, że cofnięcie reformy socjalistycznego prezydenta jest niezbędne. Najgłośniej wybrzmiewają zapowiedzi zapaści systemu emerytalnego w związku z jego niechybnym bankructwem. Na razie nic takiego nie nastąpiło, ale administracja Macrona przewiduje głęboki kryzys w najbliższych kilkunastu latach i tym uzasadnia zasadność proponowanej reformy.

Problem w tym, że słowom rządu przeczą raporty organizacji rządowych. Według COR (ciało doradcze w sprawach emerytur) udział wydatków emerytalnych w PKB Francji będzie spadał nawet przy zachowaniu wieku emerytalnego na obecnym poziomie. Co prawda na początku lat 30. przewidywany jest szczyt, ale potem niezależnie od obranego scenariusza nastąpi spadek, który potrwa przynajmniej do 2070 roku.

Wynika to z prostego faktu: obecnie na emeryturę idzie pokolenie baby boomers (urodzeni w czasie powojennego wyżu demograficznego), co znacząco obciąży system, lecz sytuacja ustabilizuje się, zanim skutki ewentualnej reformy będą odczuwalne. Czyli równie dobrze można po prostu przeczekać obecny napływ emerytów, a i tak za kilkanaście lat wydatki zaczną maleć, zwłaszcza biorąc pod uwagę wysoki przyrost naturalny Francji.

Eksperci wskazują również, że istnieją znacznie skuteczniejsze sposoby na przezwyciężenie przejściowego kryzysu systemu emerytalnego. Wystarczyłoby np. minimalne podwyższenie składek emerytalnych, a już znalazłoby się brakujące kilkanaście miliardów euro. To jednak jest nie na rękę rządowi, ponieważ odczuliby to również pracodawcy. Macron w ostatnich latach pokazał, że o ile nie ma oporów przed wyższym opodatkowaniem zwykłych obywateli, o tyle na firmy i korporacje woli nie podnosić ręki. Wręcz przeciwnie, jego prezydentura to dla bogatych okres popuszczania pasa i znoszenia różnych obciążeń.

Miliarderzy się bogacą, ubodzy biednieją. Czeka nas więcej krwawych konfliktów

W przyszłym roku budżet Francji zostanie pozbawiony kolejnych miliardów przez likwidację jednego z podatków od dużych firm. Stąd nie może dziwić, że zdaniem wielu komentatorów oszczędności w systemie emerytalnym sfinansują kolejne prezenty dla wielkiego biznesu, już zresztą obiecywane przez rząd. Ministrowie zarzekają się, co prawda, że to dwie osobne sprawy, ale faktem jest, że administracja Macrona preferuje pomaganie bogatym kosztem reszty społeczeństwa, a nie na odwrót. Reforma emerytalna to kolejny rozdział tej samej polityki.

Nie marnować całego życia na wiązanie końca z końcem

W latach 80. socjaliści pod wodzą prezydenta Mitterranda przedstawili program mający zwrócić pracownikom „czas na życie”. Jego głównymi punktami były 35-godzinny tydzień pracy oraz godne emerytury przysługujące już od 60. roku życia. Obecnie krótszy tydzień roboczy z powodzeniem funkcjonuje we Francji i coraz częściej mówi się o podobnych rozwiązaniach w innych krajach (także w Polsce). Mniej jest jednak zrozumienia dla wczesnych emerytur.

Zawisza: Czas zawalczyć o to, żeby pracować krócej

W ostatnich latach większość państw podnosiła wiek emerytalny; u nas dokonał tego Donald Tusk. We Francji przewijały się standardowe argumenty ekonomiczne oraz demograficzne (odłóżmy na bok ich częstą bezzasadność), ale zupełnie pomijano te społeczne. Blisko połowa seniorów w wieku przedemerytalnym nie jest już w stanie znaleźć pracy. Ciągle mówi się o dłuższym życiu, ale zapomniany jest inny ważny wskaźnik: długość życia w zdrowiu. Przeciętny Francuz może spodziewać się spędzenia na emeryturze dwóch lat bez poważniejszych chorób. Jeśli Macron przepchnie swoją ustawę, ten czas spadnie do zera.

W ten sposób dochodzimy do fundamentalnego pytania: czy emerytury powinny przysługiwać tylko tym, którzy i tak nie są w stanie pracować? Czy może raczej należy zapewnić seniorom godną emeryturę, zanim zostaną wyniszczeni pracą? Francuscy pracownicy zdecydowanie skłaniają się ku tej drugiej opcji: młody budowlaniec na co dzień widzi kiepski stan swoich starszych kolegów, w okolicach sześćdziesiątki liczne są przypadki nowotworów i innych poważnych schorzeń; pracownica Amazona również nie wytrzyma fizycznie ciężkiej pracy w magazynie; zbliżające się do emerytury pielęgniarki mówią o całkowitym wypaleniu zawodowym. Te wszystkie świadectwa wskazują nie tyle na niechęć do pracy, ile na jej niemożność powyżej pewnego momentu. Wiele osób do emerytury nie dożywa (w Polsce to ponad jedna czwarta mężczyzn), a jeszcze więcej nie znajduje odpowiedniej pracy w ostatnich latach przedemerytalnych.

Piętnastogodzinny tydzień pracy? Czemu nie?!

czytaj także

Masowe protesty we Francji służą więc obronie podstawowych praw socjalnych i godnej starości dla pracowników. Kiedyś oczywiste dla ruchów progresywnych było dążenie do ograniczania nie tylko czasu pracy, ale też jej stażu – lewica wraz z ruchem robotniczym wywalczyły skrócenie tygodnia pracy, płatne urlopy i emerytury. W wielu państwach prawo do tych ostatnich jest współcześnie ograniczane przy akompaniamencie narracji o „konieczności ekonomicznej”. Ta rzekoma konieczność w rzeczywistości nie istnieje (przynajmniej we Francji), o ile celem nie jest przerzucenie obciążeń z bogatych na resztę społeczeństwa. Wobec tego społeczeństwo stawia opór – oby skuteczny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij