Ograniczenie krótkodystansowych podróży powietrznych wbrew histerii branży lotniczej jest zgodne z prawem. Pomysł wprowadzony przez Francję został właśnie pozytywnie zaopiniowany przez Komisję Europejską. Czy podobne przepisy mają szansę stać się normą w całej Europie i uderzą wreszcie w bogaczy latających tak, jakby katastrofy klimatycznej miało nie być?
Nie tak dawno fanów jednej z najpopularniejszych szafiarek w Polsce oburzyło to, że ich idolka poleciała prywatnym samolotem na imprezę z Warszawy do Łodzi. Ale jej konto na Instagramie nadal obserwuje prawie milion osób.
Tymczasem influencerka, która chętnie obnosi się z ekologią, gdy jest to modne, poleciała wczoraj prywatnym samolotem na imprezę. Jak widać, w tym przypadku zapomniała o planecie. pic.twitter.com/h9gcSna3B9
— Miłosz Piotrowski (@MiPiotrowski) November 21, 2022
Wcześniej pisaliśmy o ultrakrótkich podróżach amerykańskich celebrytów, którzy najwyraźniej latać muszą także po bułki do sklepu. Przebieg jeta rekordzistki, Taylor Swift, wzbudził spore emocje, choć nie na tyle duże, by pogrzebać jej karierę czy wpłynąć na słuchalność wydanej po publikacji niechlubnych doniesień płyty.
Czas zjeść bogaczki? Na pewno przestać je podziwiać. Nawet ciebie, Taylor
czytaj także
W przypadku francuskich piłkarzy z klubu Paris Saint-Germain, którzy zareagowali śmiechem, gdy wytknięto im, że niedalekie trasy na terenie kraju mogliby spokojnie pokonywać TGV, również nie można mówić o bolesnych stratach finansowo-wizerunkowych. „Pociągiem? Może od razu żaglowcem” – sugerował trener drużyny, Christophe Galtier.
Artur Troost na naszych łamach pisał, że „klub należący do katarskich szejków znany jest z rozrzutności, a koszty środowiskowe są najwidoczniej znacznie mniej ważne niż te czysto finansowe”. Kopacze piłki nadal inkasują miliony euro tygodniowo za swoją „pracę” i gardzą zbiorkomem.
czytaj także
Francja nieco bardziej gorzko niż Polska czy USA zareagowała na ich niefrasobliwość, deputowani dwóch tamtejszych partii lewicowych zapowiedzieli zaś, że latanie trzeba ukrócić systemowo – na przykład zakazując używania prywatnych jetów w innych celach niż ratowanie życia czy obrona bezpieczeństwa narodowego, pod groźbą wysokich kar lub pozbawienia wolności.
Poza Zielonymi reszta francuskich ugrupowań nie przychyla się do projektu, uznając go za zbyt restrykcyjny. Trudno się więc spodziewać, by surowe prawo przeszło, ale społeczna dyskusja o konieczności zerwania z lotniczymi przywilejami najzamożniejszych nadal wre. Krajowi rządzonemu przez Emmanuela Macrona trzeba jednak oddać, że z samolotowym szaleństwem próbuje mniej lub bardziej skutecznie walczyć nie od dziś.
Zakaz krótkodystansowych lotów Francja wprowadziła w 2021 roku. Chodzi o powietrzne rejsy odbywane na terenie kraju – między miastami, do których można dostać się pociągiem w ciągu maks. 2,5 godziny. W teorii przepis brzmi nieźle, ale w praktyce – jak greenwashing, ponieważ nie do wszystkich miejsc da się dojechać szybką koleją lub w czasie określonym przez nowe prawo.
Przykładowo z Nicei do Paryża wciąż można dostać się samolotem, bo podróż pociągiem trwa sześć godzin. Restrykcje nie obejmują także tzw. lotów łączonych, co oznacza, że jeśli wybierasz się za granicę ze stolicy Francji, ale masz przesiadkę w Nantes, próbujący walczyć z samolotozą ustawodawca nie dostrzega tego połączenia i nie może go zakazać.
Jak wskazuje Greenpeace, „zakaz lotów krótkodystansowych we Francji od 2021 roku miał już bardzo ograniczony zakres i dotyczył tylko trzech z ponad 100 krajowych połączeń lotniczych we Francji”. To rzeczywiście niewiele, ale i tak lobby lotnicze podniosło larum, że władze chcą wykończyć branżę. Narzekała m.in. korporacja Air France, której finanse najpierw nadwerężyła pandemia, a potem reperował budżet państwa.
Tymczasem współpracująca z prezydentem Macronem komisja klimatyczna rekomenduje podniesienie restrykcji w taki sposób, by pozbywać się lotów możliwych do zastąpienia czterogodzinnym przejazdem kolejowym. O zmianach można zacząć marzyć całkiem poważnie: Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała ograniczenia przyjęte przez Francję, co daje także zielone światło do wprowadzenia podobnych rozwiązań w innych krajach.
„Po długich walkach między fanatykami lotnictwa a bardziej świadomym klimatycznie personelem Komisji organ wykonawczy UE ostatecznie potwierdził, że francuski zakaz jest legalny, o ile jest ograniczony w czasie do trzech lat, poddany przeglądowi po dwóch latach i rozszerzony o loty łączone” – wskazuje Greenpeace.
To oznacza, że znacznie więcej połączeń zostanie zlikwidowanych, ale jednocześnie czas obowiązywania regulacji będzie ściśle określony. Tego wymaga prawo europejskie, które po upływie trzech lat nie nakazuje odejścia od rewolucyjnych rozwiązań, lecz ich przegląd i aktualizację. Można więc liczyć na to, że niebawem przepisy zostaną jeszcze bardziej zaostrzone.
„Francuski zakaz lotów krótkodystansowych tam, gdzie istnieją szybkie połączenia kolejowe, to mały krok, ale we właściwym kierunku. Niewielka poprawa, o którą UE poprosiła francuski rząd, jest mile widziana – ale teraz nadszedł czas, aby usunąć wszelkie niejasności i uświadomić innym krajom UE, że zakaz lotów krótkodystansowych to konieczna przyszłość. Najwyższy czas, aby Europa ograniczyła gwałtownie rosnące emisje z przemysłu lotniczego i zamiast tego zainwestowała w transport przyjazny dla klimatu” – wskazuje Thomas Gelin z europejskiej jednostki Greenpeace.
Ta sama organizacja wyliczyła, że już zakaz korzystania z najpopularniejszych lotów krótkodystansowych w UE i przejście na kolej tam, gdzie istnieje połączenie pozwalające dotrzeć do celu w czasie poniżej sześciu godzin, przyczyniłoby się do redukcji emisji o ekwiwalent 3,5 miliona ton CO2 rocznie.
Aktywiści klimatyczni i przedstawiciele Komisji Europejskiej nie mają wątpliwości, że zmiany mają przede wszystkim uderzyć w bogaczy podróżujących prywatnymi odrzutowcami, którzy najczęściej spośród wszystkich grup społecznych korzystają z lotów krótkodystansowych. Oczywiście należy się spodziewać, że odnotowująca wciąż spore zyski branża lotnicza i jej klienci będą przeciwko temu ostro protestować. Jednak również politycy zaczynają dostrzegać, że takie szantaże budzą coraz większy opór społeczny.
„To ważny krok w kierunku ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Jestem dumny, że to Francja jest pionierem w tym obszarze” – powiedział francuski minister transportu Clément Beaune, dodając jednocześnie, że jego rząd „nie może dłużej tolerować sytuacji, w której najbogatsi są poza ograniczeniami, dotykającymi z powodu zmian klimatycznych i kryzysu energetycznego wszystkich innych”.
Jednocześnie o całkowitym zakazie użytkowania prywatnych samolotów we Francji nie ma na razie mowy. Potwierdził to Olivier Veran, argumentując, że „korzystający z takich lotów wielki biznes to też ważna część rodzimej gospodarki”.
czytaj także
Francuzi są rozczarowani. Zresztą nie tylko oni, i trudno się temu dziwić, skoro wszelkie badania pokazują, że głównymi winowajcami katastrofy klimatycznej i trucicielami planety nie są przeciętni Kowalscy latający na wakacje raz do roku, lecz posiadający miliony na koncie Lewandowscy, którzy prywatnym jetem podróżują na treningi i zakupy.
„To klimatyczne przestępstwo, uprawiane przez bogatych dla czystej zabawy. To nie pora na to” – twierdzi aktywistka Dominika Lasota. Czekamy więc na to, aż bogaczy prawo zacznie wreszcie traktować jak zbrodniarzy. W końcu globalne ocieplenie zabija. Niestety głównie najbiedniejszych.