Unia Europejska

Pionier populizmu, który zrównał Włochy z ziemią. Tak rządził Berlusconi

We Włoszech tylko jedno pokolenie zdążyło się nacieszyć wysokim standardem życia. Berlusconi trzy razy wygrywał wybory i za każdym razem zostawiał kraj w gorszym stanie. Życiowe perspektywy młodych Włochów i Włoszek od dawna nie były tam marne jak dziś.

Historia Włoch pokazuje, że kryzys demokracji i triumf prawicowego populizmu, nad którymi komentatorzy ubolewają od 2016 roku, tak naprawdę zaczęły się już w latach 90. Wyśmiewany za granicą i niezwykle kontrowersyjny w kraju Silvio Berlusconi w pewnym sensie wyprzedził swoją epokę. Przez prawie 20 lat dominował nad polityką wewnętrzną Włoch i był pierwszym prawicowym populistą, który objął rządy w jednym z zachodnich państw o rozwiniętej gospodarce.

W sumie odniósł trzy duże zwycięstwa wyborcze, co powinno być ostrzeżeniem dla Stanów Zjednoczonych i dla każdego, kto sądzi, że trumpizm skończył się po czterech chaotycznych latach. Włochy pokazują, że możliwe są i gorsze scenariusze. Berlusconi podnosił się jak wańka-wstańka i wracał do władzy, wymieniając się u steru z umiarkowaną lewicą, która dziś jest znacznie słabsza niż przed 30 laty.

Nie żyje Silvio Berlusconi, najdłużej urzędujący premier Włoch po II wojnie światowej

Obietnica i przestroga

Berlusconi wygrywał wybory głównie dzięki temu, że składał Włochom niestworzone obietnice i poprawiał im nastrój. Miał na to patent. Byłemu szansoniście (w latach studenckich dobrze dorabiał śpiewaniem na statkach wycieczkowych), założycielowi wielu kanałów telewizyjnych oraz właścicielowi dużego koncernu medialnego składanie obietnic i tworzenie iluzji szło jak z płatka. Biorąc pod uwagę brak ideologicznej treści w jego wystąpieniach, można z powodzeniem bronić wstępnej tezy, że prawicowy populizm Berlusconiego był formą polityki opartą głównie na aranżowaniu zdarzeń i na komunikacji.

Berlusconi był bardzo przekonującym mówcą i zawsze rozdawał uśmiechy w szytych na miarę garniturach, pilnując wizerunku „la bella figura”. Wychodziło mu to tak doskonale, że nawet lewicowe i liberalne media oraz historycy grali z jego starannie wykreowanym wizerunkiem męskości i nazywali go „Il Cavaliere”, czyli „rycerz”.

Zakładając Forza Italia, Berlusconi stworzył ruch i partię polityczną skrojoną wyłącznie pod niego. To wszystko dokładnie pasowało do takiego typu charyzmatycznego przywódcy, o jakim pisał Max Weber w 1919 roku, czyli w czasach, gdy liberalizm oraz ekonomiczne fundamenty klasy średniej zostały poważnie osłabione, a jako nowa siła polityczna wyłaniał się we Włoszech faszyzm.

Prawicowy populizm też był z początku zjawiskiem kulturowym, jednak chcąc to zrozumieć, należy bardziej zagłębić się we włoską historię społeczną i gospodarczą. Trwająca trzy dekady tragedia tego kraju jest ważna nie tylko z perspektywy włoskiej, ale też europejskiej i zachodniej. Stanowi przestrogę przed tym, co może się wydarzyć, kiedy prawicowi populiści długo utrzymują się przy władzy.

Zaciskanie pasa

Recesja po załamaniu gospodarczym w 2008 roku trwała we Włoszech z przerwami prawie sześć lat, czyli znacznie dłużej niż w jakimkolwiek innym kraju rozwiniętym. Pierwszy prawicowy populista, któremu udało się objąć rządy w jednym z wielkich, zachodnich państw uprzemysłowionych, niemal zrównał swój kraj z ziemią.

Nie powinniśmy skupiać się tu jedynie na problemie długu publicznego. W czasach neoliberalizmu polityka fiskalna stała się obsesją, która rozgorzała jeszcze mocniej podczas kryzysu strefy euro. Żeby wyjść z kryzysu, Włochy potrzebowały nowej dynamiki gospodarczej, która musiała wyjść z samego społeczeństwa.

Warufakis: 20 lat strefy euro. Jak wspólna waluta podzieliła Europę

Tak się jednak nie stało, bo po dojściu do władzy Berlusconiego włoskie społeczeństwo utraciło swoją wcześniejszą dynamikę. Wśród młodych wzrosło bezrobocie, a ci, którzy jeszcze pracowali, mogli liczyć tylko na opłakane wynagrodzenia. Stąd wzięło się zjawisko mammoni (dosłownie: maminsynków): dużej liczby młodych mężczyzn, których nie było stać na to, by wyprowadzić się z domu rodziców. Zwiększona zależność od rodzin oraz przedłużający się kryzys doprowadziły do tego, że Włochy stały się jeszcze bardziej podatne na prawicową populistyczną demagogię niż za czasów Berlusconiego.

Jedną z bezpośrednich konsekwencji epoki jego rządów oraz działalności w roli magnata medialnego było to, że Włosi zaczęli oglądać więcej telewizji. Tylko w latach 1988–1995 średni czas, jaki przeciętny obywatel spędzał dziennie przed ekranem, wzrósł z 2,5 do 3,5 godziny.

Stało się tak za sprawą nowych, prywatnych kanałów, które serwowały niekończący się strumień teleturniejów, talk-showów i oper mydlanych. Standardy w telewizji publicznej też za Berlusconiego znacznie się obniżyły; w czasie największej oglądalności państwowy nadawca RAI zaczął puszczać głównie tanią rozrywkę. A podział ról między wysmarowanymi żelem prezenterami oraz skąpo odzianymi asystentkami był ciosem dla odrzucanej przez Berlusconiego i innych prawicowych populistów równości płci.

Bieda to decyzja polityczna. Jak działa polityka zaciskania pasa

Obok obniżania się poziomu mediów pogłębiały się problemy w edukacji, którą rząd zaniedbywał. Włochy od dawna są w tyle za Niemcami i Francją, jeśli chodzi o odsetek młodych ludzi, którzy idą do bardziej akademickich szkół średnich czy na uniwersytety. Na początku lat 90. te statystyki się poprawiały, ale za czasów Berlusconiego ponownie spadły.

W 2018 roku odsetek osób, które ukończyły szkołę wyższą, był we Włoszech najniższy spośród wszystkich państw Unii Europejskiej (tylko 26,8 proc. osób w wieku 25–34 lat). Z kolei odsetek młodych Włochów, którzy odchodzą ze szkoły od razu po ukończeniu obowiązkowej edukacji [od 6. do 16. roku życia – przyp. tłum.], sięgał już prawie 35 proc. Tyle samo wynosił w 2018 roku wskaźnik bezrobocia wśród młodych – związek między tymi zjawiskami jest dobrze poznany. Co więcej, pod względem wydatków na edukację Włochy są w tyle za wszystkimi innymi członkami Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.

Wynika to częściowo z programu zaciskania pasa, wprowadzonego po kryzysie finansowym, ale braki pieniędzy w systemie edukacji zaczęły się już w 2001 roku, kiedy Berlusconi powrócił do władzy. Niecałe 10 lat później, w kryzysie strefy euro, minister finansów Giulio Tremonti zmniejszył w ramach pierwszego pakietu cięć wydatków już i tak skromny budżet szkół i uniwersytetów o ok. 8 proc. Również pod względem infrastruktury internetowej oraz ucyfrowienia Włochy od lat trzymają się w ogonie państw Unii Europejskiej.

Potrzeba inwestycji

Włochy ewidentnie potrzebują szerokiego programu inwestycji, który przy okazji utworzyłby miejsca pracy. Z polityką zaciskania pasa trzeciego rządu Berlusconiego najbardziej energicznie próbował zerwać lewicowy populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd (M5S), który doszedł do władzy w 2018 roku. Zrealizował on jedną ze swoich obietnic z kampanii wyborczej i wprowadził „reddito di cittadinanza”, czyli bezwarunkowy dochód podstawowy. Odpowiada on starszemu, południowoeuropejskiemu modelowi państwa opiekuńczego, który oparty był głównie na świadczeniach pieniężnych, a nie na solidnych instytucjach oraz usługach publicznych.

Dochód podstawowy: lek na chroniczną niepewność

Ale dochód podstawowy w takiej formie, w jakiej wprowadzono go we Włoszech, wymagał potężnego wysiłku biurokratycznego i nie był wcale taki bezwarunkowy, jak obiecano. Ponieważ program okazał się tak kosztowny, rząd musiał nakładać na niego coraz więcej ograniczeń, przez co wypłaty otrzymywało tylko około miliona osób. To, swoją drogą, obnaża limity krajowej polityki społecznej w kontekście instytucjonalnych ram Unii Europejskiej.

Niekorzystne warunki na rynku pracy od połowy lat 90. doprowadziły we włoskim społeczeństwie do tak zwanej „refamilizacji”. Z powodu rosnącego wśród młodych bezrobocia włoscy nastolatkowie i absolwenci uczelni musieli jeszcze bardziej niż wcześniej opierać się na wsparciu sieci rodzinnej, próbując wejść na rynek pracy. Poza tym coraz mniej młodych Włochów było stać, by wyjść na swoje.

W 1993 roku połowa włoskich mężczyzn w wieku poniżej 30. roku życia wciąż mieszkała w domu swoich rodziców. To wywołało debatę na temat mammoni, w której pytano, czy takie zachowanie jest konsekwencją trudnego rynku pracy, czy też ma związek z płcią, ponieważ w połowie lat 90. tylko jedna czwarta kobiet w tym samym wieku mieszkała jeszcze z rodzicami. Tę rodzinną zależność jeszcze bardziej spotęgowała stagnacja oraz kryzys finansowy. Wedle najnowszych danych, w 2018 roku w swoim domu rodzinnym mieszkały dwie trzecie mężczyzn i kobiet w wieku 18–34 lat, a statystyki wśród Włoszek wyglądały mniej więcej tak samo jak wśród Włochów.

Wystarczy jeden rzut oka na dane o dochodach, by zrozumieć, dlaczego więzy rodzinne stały znów tak ważne. Po kryzysie strefy euro średnie dochody przed opodatkowaniem Włochów poniżej 35. roku życia wynosiły zaledwie 540 euro miesięcznie. Nawet po wyjęciu z tej puli osób bezrobotnych, to mniej więcej tyle co minimalne miesięczne wynagrodzenie w Niemczech i Austrii.

Mizerne początkowe pensje we Włoszech – które rzadko przekraczają tysiąc euro nawet w dobrze opłacanych sektorach – oznaczają, że młodych zwykle nie stać na własne mieszkanie, chyba że mama i tata pomogą. Wsparcie rodziców jest też niezbędne, gdy młodym rodzą się dzieci, bo żłobki i przedszkola są drogie, a miejsc jest mało. To kolejny argument za wzmacnianiem państwa socjalnego w połączeniu z inicjatywami edukacyjnymi.

Ograniczona solidarność

Solidarność starszych Włochów z młodymi ma jednak swoje granice. Kryzys finansowy spowodował, że w latach 2008–2014 bezrobocie wśród młodzieży podwoiło się do ponad 42 proc. W tym samym czasie wskaźnik zatrudnienia osób powyżej 55. roku życia wzrósł z 33 do ponad 40 proc. To pokoleniowe wypieranie ma związek z faktem, że młodych pracowników łatwiej jest zwolnić.

Wielu młodych Włochów dało sobie z tym wszystkim spokój. Około jednej piątej osób w wieku od 15 do 24 lat nie pracuje i nie uczęszcza do szkoły ani żadnej innej instytucji edukacyjnej. Dochód podstawowy nie zmniejszył ich zależności, a wypłacanie go osobom poniżej 30. roku życia jest obwarowane szczególnie surowymi warunkami. Ogólnie rzecz biorąc, bezwarunkowy dochód podstawowy jest przede wszystkim rozwiązaniem budżetowym i to jest jedna z jego słabości. Państwowe transfery finansowe i gotówka dla osób korzystających z pomocy społecznej nie rozwiążą problemów systemowych, zwłaszcza w niedomagającym południowym regionie Mezzogiorno.

To widać było jak na dłoni już za Berlusconiego, który do kryzysu w 2009 roku przelewał południowym regionom dwucyfrowe miliardy rocznie w ramach funduszu na wyrównanie rozwoju (fondo per le aree sottoutilizzate). Lecz od 1995 wzrost gospodarczy południa był średnio o 0,5 proc. wolniejszy niż północy. W wyniku wieloletniej akumulacji PKB per capita w południowych Włoszech jeszcze przed kryzysem finansowym spadł z 79 do 69 proc. średniej unijnej.

Po kryzysie Mezzogiorno znalazło się w tyle za Polską pod względem PKB (z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej). W Unii biedniejsze są tylko Rumunia i Bułgaria. Problemy Mezzogiorno i innych strukturalnie słabych regionów (choć ważne, by rozróżnić regiony rolnicze i postindustrialne) są wielowymiarowe. Potrzeba tu ekonomii rozwoju dla państw rozwiniętych oraz innego typu państwa opiekuńczego, które zorganizowane będzie nie wokół wypłat, ale zatrudnienia ludzi (szczególnie w trudnych dzielnicach i innych obszarach) w planowy i sensowny sposób – zwłaszcza w przedszkolach, szkołach, co odpowiada raczej nordyckiemu modelowi państwa opiekuńczego.

Bogato już było. Kraje rozwinięte równają w dół

Z wyłączeniem Lombardii, Piemontu oraz części Emilii-Romani i Toskanii Włochy jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku były ubogim państwem ze słabościami strukturalnymi. Kolejne trzy dziesięciolecia przyniosły krajowi, zwłaszcza jego północno-wschodniej i środkowej części, gwałtowny wzrost bogactwa. Lecz to oznacza, że wysokim standardem życia – który bierze się na przykład w Niemczech i Holandii za pewnik – zdążyło się nacieszyć tylko jedno pokolenie. To może jeden z powodów, dlaczego Włosi po zakończeniu okresu prosperity wrócili do starych wzorców zachowań. Więzy rodzinne i klientelizm znów nabrały większego znaczenia, a modele ról płciowych stały się bardziej regresywne.

Paraliż

Jedną z możliwych reakcji na biedę i brak perspektyw od zawsze są migracje w poszukiwaniu pracy. Dane Eurostatu wskazują, że w dekadzie po globalnym kryzysie finansowym emigracja z Włoch wzrosła prawie dwukrotnie. Do wybuchu pandemii co roku na północ wyjeżdżało 150 tysięcy ludzi. W latach 2009–2016 liczba imigrantów z Italii w Wielkiej Brytanii zwiększyła się trzykrotnie, a w Londynie jest już duża włoska diaspora.

Wielu z tych imigrantów to naukowcy z wysokimi kwalifikacjami. Nawet w Berlinie, Monachium i Wiedniu widuje się więcej Włochów w metrze, kawiarniach czy na placach zabaw z dziećmi. Prawicowi populiści wykorzystują ten exodus, by promować swoją ekstremistyczną teorię „podmiany ludności”, by zestawiać „dobrych” Włochów ze „złymi” migrantami z innych miejsc świata.

Syndrom oblężonej rasy, czyli o co chodzi z wielkim zastąpieniem

Utrata tak wielu dynamicznych młodych ludzi osłabia potencjał gospodarczy i społeczny Italii. Migracja zarobkowa z Włoch jest niska w porównaniu z Europą Wschodnią, ale to stały temat dyskusji, zwłaszcza w środowiskach akademickich. Prawie każdy zna kogoś, kto się wyprowadził, i teraz pracy za granicą szuka też wiele kobiet (w przeciwieństwie do gastarbaiterów, którzy wyjeżdżali do Niemiec, począwszy od 1955 roku). To przyczynia się do pogłębienia pesymizmu tych, którzy zostali. Chociaż mają pracę, to niskie wynagrodzenia sprawiają, że zaczynają się zastanawiać, czy też nie wyjechać.

Wielokrotnie przytaczana teoria Josepha Schumpetera, że kapitalizm zmierza do twórczej destrukcji i stale odnawia się poprzez kryzysy, odnosiła się głównie do gospodarki i firm, nie do kapitalistycznych państw i społeczeństw. W tym sensie tylko częściowo mogłaby stosować się do Włoch i kryzysu całego państwa w dłuższej perspektywie. Istotne – dla Italii, a może dla całej Unii Europejskiej – pozostaje jednak ostrzeżenie Schumpetera, że kapitalizm zagraża własnej egzystencji przez tworzenie monopoli, koncentrację na rencie z działalności przedsiębiorczej oraz zanik innowacji.

Czym się karmią populiści?

Jak na razie we Włoszech la crisi jeszcze nie uwolnił żadnych kreatywnych impulsów, doprowadził za to do paraliżu społeczeństwa. Podobnie jest z wielkimi firmami, za sprawą których od połowy lat 90. wydajność pozostaje w stagnacji. Ta sytuacja jest wyjątkowa wśród zachodnich krajów uprzemysłowionych i oznacza, że z perspektywy pracodawców do rozdania zostało już bardzo niewiele albo nic. W tym sensie kryzys wychodzi znacznie dalej poza problemy fiskalne i sięga znacznie głębiej.

**
Philipp Ther jest profesorem historii środkowoeuropejskiej na Uniwersytecie Wiedeńskim, gdzie prowadzi również Research Center for the History of Transformations (RECET). Wcześniej wykładał historię porównawczą Europy w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji. Jego najnowsza książka, której ten artykuł jest fragmentem, ukazała się w maju 2023 roku i nosi tytuł How the West Lost the Peace: On the Great Transformation.

Artykuł opublikowany w magazynie Social Europe. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij