Świat

Sierakowski dla Financial Times: „Powrót do przeszłości”

Tam, gdzie nie działają procedury, zostaje polityczna wola sąsiadów i ważnych sojuszników.

Po sukcesie, jakim była wizyta Donalda Trumpa w Warszawie, władza postanowiła w środku wakacji przejąć całkowitą kontrolę nad sądami. Zmieni skład Krajowej Rady Sądowniczej wybierającej sędziów, da Ministrowi Sprawiedliwości i jednocześnie prokuratorowi generalnemu prawo wymiany każdego prezesa sądu okręgowego, a także odeśle wszystkich sędziów Sądu Najwyższego na emeryturę, a nowych wskaże minister. Kaczyński nazywa to wszystko reformą sądownictwa i… dekomunizacją, choć przywraca kontrolę partii rządzącej nad sądami. Jeden z sędziów poproszony przez media o wyjaśnienie, o co chodzi, odpowiedział: to mniej więcej tak, jakby PiS wysłał ekipę z kijami do Sądu Najwyższego, przegonił sędziów i usiadł na ich miejscu.

Sutowski: Nie doceniłem Trumpa, ograł Polskę koncertowo

W Unii zaczęły się już głosy, że Komisja Europejska „z zaniepokojeniem obserwuje” działania rządu. To dziś już wywołuj tylko zażenowanie. Jeden z największych żyjących dysydentów, pomysłodawca nazwy „Solidarność” i jej pierwszy rzecznik Karol Modzelewski, który przesiedział 9 lat w więzieniu, wielki zwolennik Unii, powiedział, że nie wierzy w ogóle w skuteczność Unii Europejskiej, ani w presję zagranicy. Ale jeśli nie możesz zapobiec, to zachowaj się przynajmniej przyzwoicie.

Unia nigdy nie wdrożyła artykułu 7, nawet tego nie spróbowała. Wzajemna zapowiedź weta przez Orbana i Kaczyńskiego chroni ich skutecznie. Żeby doszło do powiązania wypłaty funduszy europejskich z respektowaniem praworządności przez państwa członkowskie (choćby w przyszłości) potrzeba zgody wszystkich państw, do czego nigdy nie dojdzie. System podejmowania decyzji w Unii jest więc gwarancją bezkarności dla populistów.

Nie sposób jednak usprawiedliwić faktu, że EPP trzyma w swoich szeregach FIDESZ, partię która zamyka uniwersytety i organizuje rządową antysemicką kampanię przeciwko George’owi Sorosowi? Wypada wprost zapytać Josepha Daula przewodniczącego EPP i Manfreda Wernera: dlaczego się na to zgadzacie, dlaczego legitymizujecie Orbana, dlaczego pozwalacie traktować go jako takiego samego polityka jak inni chadecy? Czy Angela Merkel albo Mariano Rahoy uważają, że niszczyciel węgierskiej demokracji Viktor Orban powinien być ich kolegą partyjnym? Politycy PiS przynajmniej zapisali się do eurosceptycznej frakcji European Conservatives and Reformists (ECR). Ale tego, co w EPP robi Orban, nie nie sposób rozumieć.

Na tle Brexitu i zwycięstwa Donalda Trumpa w centrach cywilizacji zachodniej nie można się dziwić sukcesom populizmu na peryferiach. Wszyscy zwyciężali w czasach hossy gospodarczej swoich państw. Jarosław Kaczyński pokonał władze, która za rządów poprzedników uniknęła recesji i osiągnęła najwyższy wynik w całej Unii Europejskiej (skumulowany o prawie 25% w latach 2008-14, bezrobocie spadło z ponad 15 do 8% i deficyt z 8 do poniżej 3%). Kryzys to bomba z opóźnionym zapłonem, bo pokryzysowa hossa pcha do przodu aspiracje szybciej niż zaspokoić jest w stanie sukces gospodarczy.

Populiści nie tylko wygrywają, ale to na ich czas przypadają owoce sukcesu, który pozwala im nie tylko kontynuować z powodzeniem rządy, ale skutecznie przekonywać ludzi do swoich spiskowych teorii dziejów: „Przyszliśmy i od razu znaleźliśmy pieniądze, których poprzednicy nie chcieli dać społeczeństwu, mieliśmy więc rację, że elity was oszukiwały”. Dlatego PiS przeprowadzając transfery, obniżając wiek emerytalny, wprowadzając darmowe leki dla seniorów, podnosząc pensję minimalną i podwyższając pensje w wojsku i policji, całkowicie zdominował „socjal” i to jest pierwszy jego bastion. Jaki jest drugi?

Przypomnijmy najpierw, że lęk przed imigrantami był także podstawą sukcesu Brexitowców i Trumpa, a dziś pcha Kaczyńskiego, Orbana i populizm w całym regionie. Okazuje się, że w sondażu „Polityki”: na pytanie: „Czy Polska powinna odmówić przyjęcia uchodźców z krajów muzułmańskich nawet gdyby z tego powodu groziłaby jej utrata funduszy unijnych” aż 56,5% Polaków odpowiada, że tak. Ale to jeszcze nic. A gdyby „wiązało się to z koniecznością opuszczenia Unii Europejskiej?” twierdząco odpowiada 51,2% i tylko 37,6% powiedziało nie.

Tam, gdzie nie działają procedury, zostaje polityczna wola sąsiadów i ważnych sojuszników. W Waszyngtonie jej nie ma. W Berlinie pamięta się II Wojnę Światową, więc nie wypada, a w Paryżu rządzi lider, który patrzy dalej niż na Europę Wschodnią i wobec słabości Theresy May oraz zajętej wyborami Angeli Merkel chce po dekadach apatii wyprowadzić Francję na szerokie międzynarodowe wody i usiąść do głównego stolika. Zamiast krytykować Trumpa i Putina woli się z nimi dogadać.

Nie bądźmy zaskoczeni, jeśli okaże się, że dla Zachodu etniczne półdyktatury na peryferiach, które zajmują się same sobą i nie wtrącają w żaden proces integracyjny, to w sumie bardziej powrót do historycznego standardu i spokój niż realny kłopot. Polska wraca do przeszłości. Tylko my sami możemy ją zatrzymać.

Komentarz ukazał się na łamach „Financial Times” 19 lipca br.

PiS. Zwyczajna polska dyktatura

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij