Świat

Serce Doniecka bije w Warszawie

Najpierw musieli wyprowadzić się z Doniecka. Potem w Kijowie grali pod bombami. Dziś ukraińska drużyna Szachtar Donieck rozgrywa mecze „u siebie” na warszawskim stadionie Legii.

203. dzień wojny. Młodzi ukraińscy chłopcy walczą. Najstarsi z nich mają 19, najmłodsi 16 lat. Ubrani są w wojenne barwy, z pomarańczowymi akcentami na rękawach, plecach i torsach. Biegają, szarpią i wyrywają się. Niektórzy upadają twarzą w jeszcze zieloną trawę. Zwijają się z bólu, ale zaraz wstają, bo wiedzą, że tylko wspólnie uda im się pokonać rywali. Półtora tysiąca kilometrów od Doniecka, na boisku treningowym otoczonym zieloną siatką, juniorzy Szachtara Donieck grają z juniorami Celtica Glasgow. Jedyne, co lata nad ich głowami, to kilka mew.

Na samotnej trybunie, skromnie stojącej po lewej stronie boiska, wolne, zielono-białe krzesełka wyglądają jak wyrwy w idealnie zagospodarowanej powierzchni. Obok typowych dla rozgrywek Ligi Mistrzów flag z hasłami UEFA, UEFA Youth League i Respect stoją dwie ukraińskie dziewczyny, brunetka i blondynka. Ściskają dwa końce flagi z herbem Szachtara na pomarańczowym tle. Intonują: „Szach-tar! Szach-tar!”, a siedzący niżej rówieśnicy im wtórują. Rytmiczne skandowanie przeplata się z momentami rozmowy i pojedynczymi okrzykami „Dawaj, maładiec!”, kiedy piłkę ma zawodnik Szachtara, albo „Yelloł!” z tradycyjnym, wschodnioeuropejskim przeciąganiem angielskiego „w”, kiedy gracz jest faulowany.

W przerwie podchodzę do dziewczyn, ich koleżanek i kolegów. Jeden z chłopaków trzyma malutką ukraińską flagę i wciąż nią wymachuje. Pytam, skąd są.

– Ługańsk!
– Charków!
– Kijów!
I z jeszcze kilku innych miejsc, których moje ucho nie wyłapuje, bo odpowiadają jednocześnie.

W tej wojnie bardziej niż o granice chodzi o model państwa

Uśmiechają się, mówiąc o tym, jak ważna jest dla nich „nasza komanda” i jej dopingowanie. Młodzi przyjechali tu autobusami, bilety dostali od ukraińskiej szkoły w Warszawie, Materynki, powstałej dla dzieciaków takich jak one. Z dumą pokazują bilety uprawniające do wejścia na wieczorne spotkanie. O 12 grają juniorzy, o 18:45 pierwsza drużyna. Ściskają się przy mocniejszych podmuchach wiatru. Chwilami drżą, ale tylko z zimna.

Kilkadziesiąt metrów dalej ten sam wiatr powiewa trzema flagami przed Legia Training Center. Pośrodku dwóch flag Legii jest trzecia, Szachtara. Od 13 września niezagospodarowana przestrzeń ośrodka treningowego Legii jest użytkowana przez klub z Doniecka. Ukraińcy mają własne wejście i własne boisko. Legia zadbała o to, by czuli się tu jak u siebie, w towarzystwie zdjęć zawodników Szachtara na ścianach i w znajomych, pomarańczowo-czarno-białych kolorach. Nawet szatnia ma klubowe barwy, a nad szafkami graczy widnieją ich nazwiska. O tym, że są tu tylko gośćmi, przypominają biało-zielono-czerwone akcenty na ręcznikach i niektórych sprzętach, przyozdobionych jeszcze obco brzmiącym hasłem „Legia”.

Bezdomni

Większość piłkarzy w zespole nie utożsamia już Donbasu z siedzibą Szachtara. Od 2014 roku grali mecze „u siebie”, w Charkowie, Lwowie i Kijowie. W tym ostatnim też mieszkali. Teraz są w Książenicach, będących jedynie odnogą, półwyspem wsuniętym w ocean boisk. Na końcu martwej uliczki prowadzącej do ośrodka w Książenicach jest ich aż osiem. Szachtar ma tu zostać do listopada.

– Szachtar musi gdzieś grać mecze Ligi Mistrzów – mówi Andrew Todos, ekspert od piłki ukraińskiej, kiedy pytam go o wybór Warszawy jako miejsca, gdzie mistrz Ukrainy rozgrywa swoje międzynarodowe mecze.
– Musi? – przerywam mu.
– Z ukraińskiej perspektywy to istotne, żeby klub reprezentował kraj w największych klubowych rozgrywkach piłkarskich w Europie. Dzięki temu co najmniej do listopada ludzie, którzy nie śledzą polityki, będą nadal czytać o Ukrainie. Szczególnie jeśli zespół będzie wygrywać.

Jego wypowiedź przypomina słowa ukraińskiego ministra sportu i młodzieży, Wadima Gutcajta, kiedy ten ogłosił wznowienie rozgrywek ligi piłkarskiej: „Bardzo ważne jest, żeby przywrócić Ukrainie wielką piłkę nożną, podobnie jak inne rozgrywki mistrzowskie. Ukraińskiego sportu i woli zwycięstwa na wszystkich frontach nie da się powstrzymać. Mocno stoimy na froncie sportowym. Nieustannie udowadniamy, że Ukraińcy to naród zwycięzców”.

Szachtar potwierdził te słowa, kiedy zaskoczył wszystkich i pokonał RB Lipsk 4:1 w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów. Ukraińska drużyna, w której składzie było ośmiu wychowanków, pokonała niemiecki twór uchodzący za zło wcielone współczesnego futbolu. Sponsorowany przez Red Bull klub jest u szczytu piramidy, u której podstaw leżą drużyny satelickie, Red Bull Salzburg, New York Red Bulls i Red Bull Bragancino. Talenty z tych trzech drużyn – które również mają swoje drużyny satelickie – trafiają za ułamek swej wartości do Lipska i tam pomagają ekipie rywalizować w Bundeslidze albo są sprzedawane ze sporym zyskiem dla klubu. Mniejsze kluby zdają się istnieć jedynie dla korzyści tego najważniejszego, co kłóci się z duchem sportowej rywalizacji i kibicowskim przywiązaniem do klubowych barw.

Tymczas: w Ukrainie wojna, w Polsce bezdomność

Szachtar Donieck to natomiast klub bezdomny, zmuszony wyprzedawać piłkarzy, żeby przetrwać. Na dodatek FIFA pozbawiła klub części przychodów z transferów, gdy zarządziła, że zagraniczni zawodnicy mogą zawiesić kontrakty i grać w tym sezonie w innych barwach. Klub oszacował straty na około 50 milionów euro i domaga się rekompensaty.

Nie boimy się, mamy dobry schron

Nie jest to jednak romantyczna opowieść o skromnym klubiku pokonującym miliarderów. Od 1997 roku Szachtar nie schodzi poniżej drugiego miejsca w lidze ukraińskiej. 13 razy został mistrzem kraju, a 17 razy awansował co najmniej do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dla porównania polskim klubom udało się to tylko trzy razy w całej historii rozgrywek.

Przez lata podstawą sukcesu Szachtara było połączenie silnej, wschodnioeuropejskiej defensywy z brazylijską fantazją z przodu. Skauci klubu uważnie śledzili brazylijską ligę i zdołali ściągnąć takich graczy jak Fernandinho, Douglas Costa, Willian czy Fred, by potem sprzedać ich z zyskiem do topowych europejskich klubów. O tym, jak trudno o tak udaną asymilację graczy z Ameryki Południowej w Europie Wschodniej, może świadczyć fakt, że gdy na budowę składu Pogoni Szczecin z niemal samych Brazylijczyków – a dokładnie mówiąc 19 zawodników z Brazylii plus sześciu Polaków i jednego Słowaka – zdecydował się ówczesny właściciel klubu, Antoni Ptak, zespół wygrał zaledwie trzy mecze w całym sezonie i z hukiem spadł z ligi. Czemu Szachtarowi się udało? Wojtek Peciakowski z portalu Brazylijski Futbol wyjaśnia: – Po pierwsze Brazylijczyków było wielu, więc mimo różnicy klimatu i języka czuli się jak u siebie. W dodatku do drużyny ściągali piłkarzy, którzy znali się z kadry młodzieżowej, więc nie byli sobie obcy, jeśli chodzi o grę na boisku.

To Rosja i Europa mają problem z ukraińską tożsamością

W Szachtarze, który pokonał Lipsk, występuje jeden Brazylijczyk, w dodatku obrońca. Przed wybuchem wojny było ich 12, ale po 24 lutego klub ewakuował ich do Rumunii. Dziennikarz sportowy Artur Szczepanik wcześniej regularnie jeździł do Ukrainy. Mówi, że Ukraińcy szczerze doceniają tych zagranicznych zawodników, którzy zdecydowali się zostać.

Podobnie, mówi, jest z graczami najlepszych drużyn w kraju: – Piłkarze Dynama czy Szachtara mogliby żyć i grać w jakimkolwiek miejscu na Ziemi. Zarabiają bardzo duże pieniądze, sportowo też są bardzo mocni. Wszyscy zdecydowali się jednak zostać. To jest pokazanie rodakom, jak ukraińscy sportowcy są przywiązani do swojej ojczyzny.

Przykładem jest Andrij Piatow, 38-letni bramkarz Szachtara, żywa legenda klubu i reprezentacji narodowej. Mimo że jest już raczej rezerwowym, nie kończy kariery, a pytany o strach podczas meczów, kiedy w obiekt sportowy w każdej chwili może uderzyć pocisk lub spaść na niego bomba, odpowiada: „Na naszym Stadionie Olimpijskim w Kijowie jest bardzo dobry schron przeciwbombowy, więc się nie martwimy. Możemy szybko zejść na parking i tam się schować”.

Nawrócony oligarcha

Od 1996 roku właścicielem Szachtara jest urodzony w Doniecku biznesmen Rinat Achmetow, który przejął klub po tym, jak dotychczasowy prezes, Akhat Bragin, zginął w zamachu na starym stadionie rok wcześniej. Dlatego Achmetow zadbał o to, żeby w jego loży były szyby kuloodporne. Bragin był uważany za ojca chrzestnego tzw. Klanu donieckiego, kontrolującego większość surowców mineralnych na wschodzie kraju. Achmetow był jego prawą ręką.

By poszerzyć swoje wpływy, podczas kampanii wyborczej w 2004 roku Achmetow zainwestował w Wiktora Janukowycza. Janukowycz wygrał, ale wybory uznano za sfałszowane, a zwycięzcą powtórzonej drugiej tury został kontrkandydat, Wiktor Juszczenko. Eurosceptyczny Janukowycz został prezydentem w 2010 roku, a kiedy trzy lata później pod wpływem presji ekonomicznej ze strony Rosji ogłosił odłożenie w czasie podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, obywatele znów wyszli na ulice. Zarówno Pomarańczowa Rewolucja, jak i Euromajdan były skierowane przeciwko Janukowyczowi, który musiał ratować się ucieczką do Rosji.

Spoko, Rybus, nie każdy musi być przyzwoity

Kandydat Achmetowa został skutecznie uformowany przez późniejszego doradcę politycznego Trumpa, Paula Manaforta. Pomimo opowieści o byciu człowiekiem z ludu to właśnie Janukowycz stał się celem furii obywateli mających dosyć kształtowania ich rzeczywistości przez oligarchów i korupcję.

Achmetow w Ukrainie został, a po aneksji Krymu i kilkukrotnym ostrzelaniu Donbas Areny – imponującego stadionu wybudowanego przez klub w 2009 roku – podjął decyzję o przeniesieniu Szachtara do Lwowa, potem do Charkowa, a teraz do Kijowa. Nawet grając we Lwowie i Charkowie, zespół trenował w Kijowie i latał samolotem zarówno na mecze wyjazdowe, jak i te u siebie. Oprócz stadionu zespół zostawił za sobą też Kirszę – nowoczesny ośrodek treningowy.

Paradoksalnie, częste przeprowadzki sprawiły, że na klub otworzyli się kibice z całego kraju. Todos podkreśla, że Szachtar reprezentuje teraz całą Ukrainę na arenie międzynarodowej, również przez fakt oparcia składu na Ukraińcach: – Szachtar jest teraz skupiony na marketingu i przyciąganiu kibiców bardziej niż większość krajowych drużyn – mówi. – Jedyni, do których nie trafia, to pewnie ultrasi Dynama Kijów. Ci nadal nie mogą wybaczyć Szachtarowi, że wprowadził się na ich stadion, a nawet otworzył tam swój fanshop.

Z Dynamem kojarzą się bracia Surkisowie – starszy Hrihorij, będący prezesem klubu od 1993 roku, w 2002 zrzekł się funkcji na rzecz młodszego Ihora, po tym, jak wybrano go na przewodniczącego Federacji Piłki Nożnej Ukrainy.

Obaj mieli nielegalnie wywieźć z Ukrainy pod koniec lutego tego roku 17,6 mln dolarów. Obecnie mieszkają w Monte Carlo. Ich klub wciąż pozostaje numerem jeden wśród ukraińskich kibiców, najbardziej utytułowaną drużyną w historii ligi ZSRR i ukraińskiej.

W nie-pokoju. O polityce mieszkaniowej Ukrainy przed rosyjską agresją i po niej

Szachtar przestał już być barbarzyńcą dobijającym się do bram wielkiego futbolu, ale dopiero konflikt i wymuszony nomadyzm sprawiły, że cały kraj docenił klub za jego nieugięty charakter i chęć dalszego funkcjonowania wbrew okolicznościom. Swój publiczny wizerunek zmienił również Achmetow. Po przegłosowaniu przez ukraiński parlament ustawy o oligarchach przekazał swoje kanały telewizyjne i czasopisma państwu, dodając, że sam oligarchą nigdy nie był. Szczepanik mówi, że do 2014 roku w Ukrainie było czymś normalnym, że nawet mniejsze kluby były zabawkami bogatych właścicieli. Rosyjska inwazja na Krym jednak wiele zmieniła.

Upadła ikona

13 lutego 2014 roku przedstawiciele grup kibicowskich z pierwszej, drugiej i trzeciej ligi podpisali swoiste zawieszenie broni. Na trybunach zakazano przyśpiewek i transparentów wymierzonych w drużyny przeciwne. Homofobiczna, obrażająca Janukowycza kijowska przyśpiewka „Dziękujemy mieszkańcom Donbasu za prezydenta pedała” została zastąpiona okrzykami „Razem i do końca!” albo „Kto nie skacze, ten Moskal”.

To, że Szachtar rozgrywa mecze na stadionie Legii, jest symptomatyczne, bo to właśnie kibice drużyny z Łazienkowskiej jako pierwsi intonowali przyśpiewki wymierzone w Putina podczas meczu eliminacji Pucharu UEFA przeciwko FK Moskwa, po tym jak Rosja zaatakowała Gruzję w 2008 roku. Wspominając to, Szczepanik podkreśla, jak zszokowany zachowaniem trybun był ówczesny trener drużyny z Moskwy, Ukrainiec Oleh Błochin. W marcu tego roku ten sam Błochin wzywał Białorusinów i Rosjan do zaprzestania agresji na jego ojczyznę.

Zupełnie inne podejście do wojny pokazał Anatolij Tymoszczuk, który w przeciwieństwie do Błochina nigdy nie reprezentował barw ZSRR, więc nic go nie łączy z „dumną” sowiecką przeszłością. Tymoszczuk najpierw grał w młodzieżówce, potem w dorosłej reprezentacji Ukrainy. Grał – to w sumie mało powiedziane. Wystąpił w 144 meczach, co jest krajowym rekordem, i był kapitanem kadry. Przez 10 sezonów reprezentował barwy Szachtara Donieck, skąd odszedł do Zenita Petersburg, najlepszego rosyjskiego klubu spoza Moskwy, w który ogromne pieniądze wpompował właściciel, koncern Gazprom.

Teraz Tymoszczuk jest członkiem sztabu szkoleniowego klubu z Petersburga. Kiedy wybuchła wojna, można było oczekiwać, że szanowany i wielokrotnie odznaczany były piłkarz zdecyduje się wrócić do kraju. Tymoszczuk jednak po dziś dzień nie zabrał głosu w sprawie konfliktu i dalej pracuje w Rosji.

Obecnie wygląda to tak, jakby Tymoszczuk w ogóle nie istniał. Odebrano mu wszystkie honory, a jego nazwisko wymazano z historii reprezentacji kraju – jak gdyby te 144 spotkania Ukraina rozegrała w dziesięcioosobowym składzie. Według Artura Szczepanika nie ma po co wracać do Ukrainy: – Takiemu człowiekowi nikt już nie poda ręki.

Szachtar Warszawa

Dwa zwaśnione kluby, Dynamo i Szachtar, w rozgrywkach europejskich zamieszkują dwa historycznie zwaśnione polskie miasta. Dynamo gra w mniej prestiżowej Lidze Europy, mecze „u siebie” rozgrywa w Krakowie. Klub miał do wyboru także Łódź, ale ŁKS za grę na swoich obiektach miał zażądać trzy razy więcej niż Cracovia. I choć z ośrodka i stadionu Legii Szachtar również nie korzysta za darmo, zarobek nie jest głównym powodem tej gościnności.

Dziennikarz sportowy Maciej Jędrych mówi: – Chciałbym, żeby mecze Szachtara przy Łazienkowskiej zmieniły sposób postrzegania Ukraińców przez część Polaków, którzy nadal nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Spotkania to także dobra okazja na zorganizowanie kolejnych akcji humanitarnych i przypomnienie o tym, że Ukraina stale potrzebuje pomocy.

Świat nie jest przyzwyczajony do wojen, które toczą się w demokratycznych państwach

Co do tego nie ma wątpliwości nikt w Legii. Istniejąca przy klubie Fundacja Legii zbiera dary dla uchodźców w ramach akcji „Gotowi do pomocy”. Choć realna pomoc jak najbardziej jest, na trybunach brakuje tej symbolicznej. Na pół godziny przed pierwszym gwizdkiem nie zapowiada się na wypełniony stadion. Wypełni się z pewnością na następny mecz Szachtara u siebie, z Realem Madryt, jednak nie ze względu na mistrza Ukrainy.

Szkoccy kibice gwiżdżą na wybiegających na rozgrzewkę graczy Szachtara. W innych okolicznościach można by to odczytać jako brak szacunku, w tych brakiem szacunku byłoby, gdyby nie gwizdali. Pod stadionem kilku z nich powiedziało mi, że oczywiście wspierają Ukrainę całym sercem, ale przyjechali tu dla swojego klubu i przez 90 minut interesuje ich tylko Celtic. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wywieszają czarny baner z białym napisem „Fuck the crown”.

Nawet angielska Premier League odwołała ostatnią kolejkę meczów z obawy, że kibice nie uszanują żałoby po królowej Elżbiecie II. Na konferencji przedmeczowej, zapytany przez nieświadomego dziennikarza o sposób uhonorowania królowej przez klub trener Celticu, Ange Postecoglou, tylko się zaśmiał. Ikonami kibiców Celticu są między innymi Nelson Mandela, Che Guevara i Bobby Sands, więc tu po śmierci monarchini, mówiąc delikatnie, nikt nie płakał.

Na tym kończą się polityczne deklaracje podczas meczu. Kibice Szachtara ożywają, kiedy ich drużyna atakuje bramkę szkockiej drużyny, w innych okolicznościach raczej milczą. Po wyrównującej bramce pobrzmiewa znajome „Szach-tar! Szach-tar!”, a przy sytuacjach bramkowych podnosi się wrzawa.

Czy polskiemu inteligentowi wypada oglądać piłkę nożną?

Legia, której kibice regularnie śpiewają: „Jebać UPA i Banderę”, wyciągnęła rękę do Szachtara, gdzie kult Stepana Bandery jest wciąż żywy. Mniej skorzy do kompromisów są najwyraźniej sponsorzy – korporacje założone przez zwaśnionych braci Dassler. Legia gra w strojach Adidasa, a Szachtar w strojach Pumy i być może dlatego w sklepie klubowym przy stadionie Legii próżno szukać koszulek ekipy z Ukrainy.

Pod stadionem wzięcie miały za to pamiątkowe szaliki z meczu. Ten sam w sobie jest brzydki i kończy się wynikiem 1:1. Po spotkaniu kibice Szachtara, jak i przypadkowi widzowie przybyli, żeby na żywo zobaczyć Ligę Mistrzów, doceniają wysiłek zawodników.

Ci zaś doceniają fakt, że mają dla kogo grać. Mecze ligi ukraińskiej rozgrywane są przy pustych trybunach. Opuszczone kolosy, jak mogący pomieścić ponad 70 tysięcy osób Olimpijski w Kijowie czy przewidziany na 40 tysięcy osób stadion Metalista w Charkowie przypominają, że ten sezon rozgrywany jest w wyjątkowych okolicznościach. Mimo to ukraińskie kluby sportowe nie ustają w walce o powrót do normalności. Nawet jeśli muszą ją toczyć poza granicami swojego kraju.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij