„Najfajniejszemu dyktatorowi świata” marzy się bitcoinowa utopia

W Salwadorze zanikły gangi, ale pozostała ogromna bieda, narkotyki i korupcja. Teraz prezydent buduje Bitcoinowe Miasto.
Juan Elman
Nayib Bukele. Fot. AndreX/Wikimedia Commons

Prezydent Salwadoru uczynił bitcoin legalną walutą swojego kraju. Konstytucja zabraniała mu ubiegania się o drugą kadencję, ale i tak wystartował w wyborach i wygrał. Teraz w jednym z najbiedniejszych krajów Ameryki Łacińskiej zamierza wznieść Bitcoinowe Miasto, a mieszkańcy zaczynają się obawiać represji.

María* sprzedaje słodycze i wyroby rękodzielnicze na ulicznym straganie w Salwadorze. Dziś zarobiła zaledwie 10 dolarów – to wyjątkowo kiepski utarg i zaledwie połowa kwoty, którą zwykle zarabia – średnio 20 dolarów, choć jeśli się jej poszczęści, bywa, że i 25.

– Sprzedaż idzie słabo. W okolicy jest ruch turystyczny, ale tu, do wioski, ludzie nie przyjeżdżają – mówi w rozmowie z openDemocracy na rynku w Osicala, niewielkiej miejscowości w regionie Morazán na wschodzie Salwadoru. Wioska oddalona jest od stolicy, San Salvador, o cztery godziny jazdy krętą drogą pośród wulkanów i straganów z owocami. 110 kilometrów dzieli ją od położonego na zboczu wulkanu Conchagua, gdzie prezydent Nayib Bukele obiecał wybudować bitcoinowe miasto – wolną od podatków technologiczną bonanzę. Jeśli ten ambitny projekt się ziści, te miejsca już niedługo będą wydawać się oddalone od siebie o całe miliony kilometrów.

Ochrona życia w Salwadorze to szpitalne łóżko z kajdankami

Stan gospodarki się pogarsza, mówi nam María. Koszt podstawowego koszyka artykułów żywnościowych – miesięcznego zapasu niezbędnych produktów dla czterech osób – w ciągu ostatnich czterech lat wzrósł o około 50 dolarów i stanowi teraz niemal trzy czwarte (258 dolarów) płacy minimalnej (365 dolarów, od 2001 roku dolar amerykański jest oficjalną walutą w Salwadorze).

– Wszyscy to mówią, ceny są zbyt wysokie – stwierdza María. W niedzielę 4 lutego zagłosowała ponownie na obecnego prezydenta Bukelego – samozwańczego „najfajniejszego dyktatora na świecie”. Zwyciężył przewagą 84,6 proc. głosów, choć 48 proc. uprawnionych nie głosowało, zaś jego partia Nowe Idee zdobyła 54 z 60 mandatów w Kongresie, zmiatając opozycję z planszy.

Wyniki wyborów zakwestionowano, choć bezskutecznie, powołując się na to, że konstytucja Salwadoru nie dopuszcza reelekcji prezydenta, oraz na nieprawidłowości w liczeniu głosów, którego zaprzestano nagle w wyborczy wieczór, w związku z czym pojawiły się skargi, że nie wszystkie głosy zostały policzone.

Jednak sam ponowny wybór Bukelego nie był zaskoczeniem. Choć często słyszy się, jak jego wyborcy skarżą się na urzędników i funkcjonariuszy, winiąc ich za zły stan gospodarki, sam prezydent wydaje się impregnowany na krytykę. – Nikt nie osiągnął tego poziomu co Bukele. On wnosi same dobre pomysły, ale ludzie nie zawsze go rozumieją – mówił mi pewien taksówkarz na dzień przed wyborami.

Największym osiągnięciem Bukelego było rozbicie struktury gangów, które przez dziesięciolecia faktycznie rządziły krajem. Według oficjalnych danych za jego kadencji liczba morderstw spadła o ponad 60 proc., a w 2023 roku kraj odnotował najniższy ich wskaźnik w swojej historii (2,4 zabójstwa na 100 tys. mieszkańców). – Udało się prezydentowi – mówi María. – Przedtem nie szło wyjść z domu. Teraz czujemy się pewniej, można swobodnie chodzić po ulicach, pójść na spacer do parku.

Takie głosy słychać zarówno w obszarach miejskich, jak i wiejskich tego najmniejszego i najgęściej zaludnionego kraju Ameryki Środkowej, w którym mieszka 6,3 miliona osób. Zawsze towarzyszy im osobista historia o tym, jak wyglądało życie w czasach gangów i co się od tamtej pory zmieniło – z ulic i dróg zniknęły blokady, nie płaci się już cotygodniowych haraczy. Polityka bezpieczeństwa prowadzona przez Bukelego, który wsadził do więzienia ponad 75 tysięcy osób i wprowadził niekończący się stan wyjątkowy, pozwalający na uznaniowe i przedłużające się w nieskończoność aresztowania, zaczęła cieszyć się sławą w Ameryce Łacińskiej, gdzie znajduje coraz więcej naśladowców.

Tam, gdzie książki nie płoną

– Bukele jest dla nas jak zbawca, ktoś, kogo zesłał nam Bóg, by nas ocalił przed tym przestępczym kataklizmem – powiedział mi jeden z jego zwolenników po wyjściu z lokalu wyborczego. Popularność prezydenta wzmacnia potężna machina propagandy działająca w mediach społecznościowych, gdzie kreowany jest na influencera.

Im bardziej jednak spada przestępczość, tym dotkliwiej dają o sobie znać inne bolączki. Słaby wzrost gospodarczy, skrajne ubóstwo, które obejmuje teraz około 80 tysięcy nowych rodzin (czyli niemal 9 proc. ludności, wśród której 30 proc. stanowią biedni), i połowa ludności kraju pozbawiona bezpieczeństwa żywnościowego.

Za kulisami snu o bitcoinie

W 2021 roku za sprawą ustawy bitcoinowej zalegalizowano w kraju kryptowaluty. Kilka miesięcy później stało się jasne, że ich wpływ na codzienne życie w Salwadorze będzie znikomy.

W czasie, gdy rząd otwierał się na kryptowalutę, według szacunków wydając ponad 100 milionów dolarów na zakup bitcoinów z niejawnych funduszy, Bukele ogłosił szereg ogromnych projektów we wschodnim departamencie La Unión: Kolej Pacyficzną, Pacyficzne Lotnisko, a wreszcie ostatecznie Bitcoinowe Miasto, zwolnione z podatków osiedle opierające się na kryptowalutach, czerpiące moc z geotermalnej energii wulkanu Conchagua.

Żaden z tych projektów nie został do tej pory zrealizowany. Nieznany jest też termin ich realizacji, natomiast za ich sprawą całe społeczności już teraz zagrożone są wysiedleniem. Z dala od stolicy kraju i wzroku opinii publicznej setki rodzin szykują się na dziesięciolecia walki o te tereny. Rząd zamiata problem pod dywan, skupiając się na utopii, która ma wyrosnąć na bitcoinach.

Nie wyobrażałem sobie, żeby jakiekolwiek państwo przyjęło bitcoina. Salwador właśnie to zrobił

– Odkąd weszła w życie ustawa bitcoinowa, ogromnie wzrosły spekulacje na rynku nieruchomości – powiedział w rozmowie z openDemocracy César Artiga, obrońca praw człowieka i przedstawiciel Ogólnoświatowego Apelu o Działanie na rzecz Zwalczania Biedy (Global Call to Action Against Poverty, GCAP). – Rząd ogłosił kilka ogromnych projektów, których celem jest grabież ziemi. Powstał sojusz pomiędzy tzw. bitcoinerami, obcokrajowcami zwabionymi przywilejami podatkowymi i możliwością nieujawniania źródeł kapitału a hodowcami trzciny cukrowej [którzy od wieków posiadają najwięcej ziemi w Salwadorze – przyp. tłum.]. Niektórzy już odczuwają tego skutki, a mieszkańcy La Unión twierdzą, że rząd próbuje ich wysiedlić.

Erme Martínez, Rolnik z wioski Flor de Mangle, położonej na trzęsawiskach gminy Conchagua, gdzie obiecano wybudować Pacyficzny Port Lotniczy, ma nagranie z wizyty państwowych urzędników, którzy zgromadzili ludzi z sąsiedztwa i powiedzieli, że dadzą ludziom pieniądze, aby ci mogli się wyprowadzić. Tyle że oferowane kwoty były zdecydowanie niższe od wartości domów lokalnych mieszkańców i według Martíneza nie pozwalały na zakup podobnej ziemi gdzie indziej. – Rząd mówi, że ci, którzy tu inwestują, polepszają kraj. A co my mamy z tych inwestycji? W tym roku nie było żadnego wsparcia dla rolnictwa, rząd o to nie dba – mówi Martínez, gdy stoimy na ziemi, na której rząd chce wybudować pas startowy.

Inni także narzekają na brak wsparcia dla lokalnej produkcji rolnej i namawianie do sprowadzania żywności z zewnątrz. – Wszystko to zniknie – mówi Martínez, wskazując na plantacje. Wybudowanie lotniska na tym podmokłym, bagnistym, zarośniętym obszarze będzie wymagało ogromnych nakładów inwestycyjnych, pochodzących z nadal nieokreślonych źródeł, choć rząd twierdzi, że cały proces jest już w toku. W rozmaitych miejscach w La Unión pojawiają się znaki i plakaty obwieszczające projekty bądź po prostu mówiące o tym, że niektóre tereny, do niedawna użytkowane wspólnie, stają się oto własnością prywatną.

Za i przeciw CPK. Czy nowy rząd powinien budować megalotnisko?

Ángel Flores, przywódca Ruchu Rdzennych Mieszkańców na rzecz Integracji Dążeń Przodków Ludów Salwadoru (MILPA), zawiązanego w 2023 roku w celu wspierania społeczności dotkniętych planowanymi inwestycjami, uważa, że są one jedynie przykrywką dla zmiany planów zagospodarowania terenu, przekwalifikowania działek na tereny o znaczeniu publicznym, potem ich sprzedaży i wykorzystania do innych celów, takich jak infrastruktura turystyczna.

Na plaży El Icacal, José Marvin i Esmeralda Minero, para poławiaczy krabów, boi się, że niedługo nie będą mieli wstępu na porośnięte namorzynami miejsca połowowe, gdzie już teraz pracują ciężkie maszyny. – Kraby łowi się przy brzegu, ale staje się to niemożliwe, kiedy wokół kręcą się maszyny i ludzie – mówi Marvin. Dlaczego zatem w lutym oddał głos na Bukelego? – Bukele pozbył się gangów i to jest dla nas dobre. Teraz z łatwością docieram do społeczności, z którymi wcześniej nie mogłem handlować – wyjaśnia. Minero nie głosowała na nikogo. – Rząd pomaga biednym, wcześniej [gangi] nakładały na nas haracze. I to jest wspaniałe – mówi. – Ale oprócz tego żadnych innych korzyści nam ten rząd nie przyniósł. Nikt się tu o nas nie troszczy. Zapomnieli o nas.

W Conchagua, gdzie ma powstać Bitcoinowe Miasto, okoliczni mieszkańcy mówią, że pojawiają się tu już przedstawiciele firm twierdzący, że kupili ziemię od kooperatyw. Owe lokalne stowarzyszenia otrzymały tę ziemię w ramach reform wprowadzonych podczas wojny domowej, która toczyła się w Salwadorze w latach 1980–1992. Poruszając się niewybrukowanymi ulicami i drogami, łatwo dostrzec opuszczone przez mieszkańców domy.

Machina długu

Według ekonomisty José Luisa Magañi, profesora na uczelni Universidad Centroamericana, cały ten rozmach ogromnych projektów skrywa brutalną rzeczywistość: – Bukele nie ma planów jako takich, cała ta jego polityka gospodarcza to improwizacja.

Podczas pandemii rząd hojną ręką przyznawał dopłaty i zaangażował się w pewne projekty użyteczności publicznej, ale na tym się skończyło. – Dopiero w ubiegłym roku zaczęły pojawiać się sygnały, dokąd to zmierza; dało się dostrzec politykę zorientowaną na turystykę i przyciągnięcie kapitału – dodaje Magaña. – Jednak wiele podjętych do tej pory działań opiera się na zaciąganiu długów.

Rząd Bukelego zaciągnął dług publiczny w wysokości niemal 9 miliardów dolarów, a w ubiegłym roku łączne zadłużenie kraju dobiło do kwoty 28,6 miliarda dolarów – ponad 80 proc. krajowego PKB. Oznacza to, że w swojej pierwszej pięcioletniej kadencji Bukele zaciągnął jedną trzecią krajowego długu. Zmienili się jednak pożyczkodawcy. Ograniczony dostęp do międzynarodowych rynków sprawił, że rząd zdecydował się na pozyskanie funduszy przez weksle skarbowe zwane LETES i obsługiwane z oszczędności zgromadzonych w bankach i funduszach emerytalnych, które – jak twierdzi Magaña – mogą zostać w ten sposób wydrenowane ze środków. Wiele osób obawia się, że to bańka, która pęknie podczas drugiej kadencji Bukelego.

Prezydent stara się obecnie o pożyczkę w wysokości 1,3 miliarda dolarów, której miałby udzielić Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), w zamian wymuszając na rządzie ustępstwa fiskalne, a być może nawet zmiany w ustawie bitcoinowej. Według prognoz MFW w tym roku wzrost w tym kraju wyniesie zaledwie 1,9 proc., co jest jednym z najniższych wskaźników w regionie.

Salwador boryka się z ograniczeniami strukturalnymi. Oprócz przestawionej na dolary gospodarki nie posiada wielu naturalnych zasobów, a większość żywności importuje. Jedna czwarta PKB to pieniądze wysyłane do kraju przez ponad dwa miliony migrantów pracujących w Stanach Zjednoczonych – to one stanowią główne źródło dochodu wielu rodzin. – Prezydentowi nie zależy na zmianie tej sytuacji – twierdzi Magaña. – Piekarz, który przestał płacić haracz gangom, ma teraz do dyspozycji więcej pieniędzy, nadal jednak uzależniony jest od importowanej pszenicy.

Magaña uważa, że w kraju będzie narastać bunt związany z ubóstwem i bezrobociem. – Gospodarka stanie się dla rządu obciążeniem – mówi i dodaje, że jeśli prezydent nie rozwiąże problemów finansowych tradycyjnymi mechanizmami – takimi jak pożyczka od MFW – może zdecydować się na użycie kryptowalut i zacząć wypłacać pensje urzędnicze w formie tokenów. – W końcu rząd może zacząć wypuszczać własną walutę jako ostatnie koło ratunkowe.

Jeśli jednak warunki materialne nie ulegną zmianie, nawet poprawa bezpieczeństwa na niewiele się zda. Kontrolujące całe obszary kraju gangi zostały rozbite, ale państwo nie wypełniło powstałej w ten sposób luki, nie inwestując w edukację, ochronę zdrowia czy polityki społeczne. Specjaliści obawiają się, że brak zaplanowanych działań zmierzających do wykorzenienia zjawiska gangów – u podstaw którego leży nieobjęta kształceniem młodzież i brak szans na zatrudnienie wśród młodych – mogą przyczynić się do odtworzenia przestępczych sieci.

Epidemia za kratkami. Więźniowie w czasach koronawirusa

Rina Montti, dyrektorka ds. badań organizacji Cristosal, zajmującej się prawami człowieka, a także działacz na rzecz praw człowieka Artiga wskazują na obecność pozostałości bojówek na terenach niegdyś kontrolowanych przez gangi, a także na utrzymujący się problem związany z przemytem narkotyków. Opublikowany na stronie Insight Crime raport stwierdza: „Bezprecedensowa władza w rękach służb bezpieczeństwa o podejrzanej przeszłości [np. tych, które podczas wojny domowej stanowiły część szwadronów śmierci] może stwarzać warunki, w których to urzędnicy państwowi prowadzą działalność przestępczą bądź posługują się przestępczymi pozostałościami gangów”.

– Gdy jedzie się w te tereny, widać, że w społecznościach nadal obecne są narkotyki – mówi Artiga. – Ale skoro przemytem zajmowały się gangi, a gangi zostały rozbite, jak to się dzieje, że wciąż dochodzi do przemytu narkotyków? Kto przejął ten interes?

Porzucone ziemie

Bukele był publicystą w agencji swojego ojca, dopiero potem zwrócił się ku polityce, gdzie początkowo działał w lewicowym Froncie Wyzwolenia Narodowego imienia Farabundo Martíego (FMLN). Teraz jednak jego obecność w oczach opinii publicznej jest tak silnie zaznaczona, że nie pojawiają się już nawet plakaty ani reklamy wyborcze z jego wizerunkiem. Jego ostatnia kampania koncentrowała się na zdobyciu jak największej liczby mandatów poselskich.

W oficjalnych przekazach przedstawiano ludzi władzy jako tych, którzy położyli kres nieudolnym rządom i korupcji. Poza stolicą kraju polityczne plakaty pojawiały się jeszcze rzadziej. Całkiem często jednak widać było niebiesko-białe billboardy, w barwach partii Bukelego, ogłaszające roboty publiczne bądź projekty w trakcie realizacji wraz z hasłem, a zarazem jego mottem: „Pieniędzy jest dość, jeśli nikt nie kradnie”. Ogłoszenia opatrzone są także pieczęcią Wydziału Gminnych Robót Publicznych (w języku hiszpańskim: DOM).

Utworzony w 2021 roku DOM zarządza tą częścią budżetu, którą niegdyś rząd przekazywał gminom. Ze środków tych finansuje się projekty budowlane w ramach robót publicznych, a obecnie burmistrzowie muszą ubiegać się o fundusze i czekać na ich zatwierdzenie, nie mogą robót zatwierdzać sami. Pozbawiło to władze lokalne zarówno zasobów, jak i samej władzy.

Zmianom towarzyszyły antykorupcyjne opowieści snute przez Bukelego, który oskarżył burmistrzów o kradzież pieniędzy przeznaczonych na roboty publiczne. Pierwszego maja tego roku 262 gminy w Salwadorze połączą się i utworzą 44 gminy, co jeszcze bardziej wzmocni centralizację władzy. (W podobny sposób rząd ograniczył liczbę mandatów poselskich z 84 do 60 i wprowadził nową ordynację wyborczą, korzystną na partii Bukelego).

– Rząd porzucił najsłabszych – powiedział w rozmowie z openDemocracy burmistrz miejscowości San Simón, Natanael Fuentes. Jego gmina, usytuowana w Morazán, jest jedną z najbiedniejszych w kraju. – Pracownicy przychodni zdrowia i funkcjonariusze komisariatu policji, za które odpowiada rząd, przychodzą do nas z prośbami o pieniądze na paliwo i naprawę pojazdów. To my wspomagamy szkoły, choć sami mamy niewiele.

Trzydziestosześcioletni Fuentes, który urząd sprawuje od 2021 roku z ramienia prawicowej partii ARENA, nie zaprzecza, że dochodzi do korupcji. – Mówi się, że kiedyś burmistrzowie kradli, ale przynajmniej były jakieś roboty publiczne – mówi, gdy spotykamy się w jego gabinecie, w którym wiszą dwie flagi – Salwadoru i Izraela. – Bezpieczeństwo się poprawiło, ale w innych obszarach postępuje rozkład.

W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść

Fuentes straci posadę pierwszego maja, gdy gmina San Simón przestanie istnieć. W wyborach do władz samorządowych, które odbyły się 3 marca, jego partia wygrała tylko w jednej z 44 nowych gmin. Według oficjalnych wyników Partia Nuevas Ideas Bukelego wygrała w 26, a pięć innych ugrupowań pozostających w sojuszu z partią rządzącą wygrało w 17.

Na drodze łączącej San Simón z Osicala, niedaleko opuszczonego boiska do piłki nożnej, grupa kobiet sprząta budynek wyglądający na żeński klasztor. Przewodzi im Ednok Benitez, trzydziestopięcioletni pastor Misji Środkowoamerykańskiej, najstarszego w kraju Kościoła ewangelikalnego. Grupa buduje świetlicę dla dzieci, którą nazwą Ministerstwem Integralnego Rozwoju, z funduszy działającej w Stanach Zjednoczonych ewangelikalnej organizacji pozarządowej o nazwie Compassion International.

Ze środków tej samej organizacji Kościół płaci także rodzinom za sadzenie podstawowych plonów. – Niektórzy ludzie żyją za 6 dolarów dziennie, pracy nie ma, a ceny są kosmiczne – mówi Benítez. Winą za to nie obarcza jednak rządu. – Dużo jest do zrobienia i niełatwo tego dokonać samemu. Bukele dobrze się spisał. Mamy tylko nadzieję, że teraz znajdzie rozwiązanie dla ludzi w potrzebie.

Inwestycje i represje

Inne społeczności przeszły na samofinansowanie. W wiejskim kantonie Las Quebradas, na obrzeżach San Simón, grupa sąsiadów zorganizowała się i zbiera pieniądze nadsyłane z zagranicy, finansując z nich łatanie dziur w lokalnych drogach. – Pieniądze z zagranicy są dla nas teraz najważniejsze. Nie wiem, co byśmy bez nich zrobili – stwierdza Wilson, jeden z przywódców społeczności. Uważa, że większość jego sąsiadów zagłosowała na Bukele ze strachu przed powrotem gangów.

– Ludzie się boją – mówi. Twierdzi, że rząd o nich zapomniał, i podkreśla, że najwięcej szkód wyrządziło przekazanie środków z budżetu do DOM. Krytykuje flagowy projekt Bukele, polegający na rozbudowie biblioteki publicznej w pobliżu rządowego pałacu w stolicy – z funduszy przekazanych przez Chiny. –Biblioteka, którą [rząd] wybudował w stolicy, jest naprawdę piękna, ale po co nam ona? – pyta.

Artiga, działający w ramach GCAP, wspomina także o braku usług publicznych w społecznościach wiejskich. – Widać wojsko i służby bezpieczeństwa. A gdzie polityka Bukelego w tak istotnych sprawach jak żywność, bezrobocie i brak dostępu do wody? Nie ma jej – uważa. Według niego przepisy dotyczące ochrony środowiska są nieprzestrzegane bądź łagodzone, aby umożliwić realizację projektów takich jak Ciudad Valle el Angel. Owo minimiasteczko miałoby składać się z kilku tysięcy domów i apartamentów, restauracji, hoteli, szpitali, szkół i dworca autobusowego, wybudowanych nad warstwami wodonośnymi, z których czerpie się świeżą wodę dla stolicy. To jeden z kilku dużych projektów ogłoszonych w ciągu ubiegłych kilku lat – w niektóre z nich zaangażowane są osoby z bezpośredniego otoczenia Bukele.

Argentyna szuka ratunku w szaleństwie anarchokapitalisty

Magazyn openDemocracy usiłował skontaktować się z kilkoma urzędnikami państwowymi w celu przeprowadzenia wywiadów dotyczących tej i innych kwestii, jednak odzewu nie było. Przywódca ruchu rdzennej ludności Flores mówi, że wprowadzony przez Bukele stan wyjątkowy spowodował zastraszenie aktywistów i mieszkańców Conchagua, którzy boją się protestować i składać skargi na próby wysiedlenia.

Już na początku 2023 grupa oferująca wsparcie prawnicze Socorro Jurídico miała udokumentowane 16 przypadków związkowców przetrzymywanych w areszcie na podstawie przepisów o stanie wyjątkowym. Setki innych osób zostało zwolnionych z pracy bądź zawieszonych. To część szerszego problemu – między 35 a 45 proc. z 75 tysięcy aresztowań w ramach tych przepisów miało charakter uznaniowy.

Rina Montti, badaczka zajmująca się tematyką praw człowieka, potwierdza: – Coraz bardziej zdecydowanie ucisza się głosy dysydentów. Ludzie mówią, że jesteśmy bezpieczni, ale także biedni. Od pewnego czasu Bukele usiłuje rozdawać racje żywnościowe w uboższych miejscowościach, ale w końcu nastąpi załamanie.

**
Juan Elman jest argentyńskim dziennikarzem, specjalizuje się w polityce międzynarodowej. Pisze biuletyn „Mundo Propio” dla niezależnego medium Cenital i jest autorem książki Nada será como antes. ¿Hacia dónde va Chile? (Ediciones Futurock 2022).

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

* Niektóre imiona zostały zmienione dla ochrony tożsamości rozmówców.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij