W ogarniętym pandemią i wyborczą gorączką Peru powraca temat jednej z największych traum, jakie w niedawnej przeszłości stały się udziałem tego narodu: przymusowych sterylizacji rdzennych mieszkańców. Po latach debaty wreszcie ruszył proces sądowy w tej sprawie, a głównym oskarżonym jest były prezydent, Alberto Fujimori.
Słowo „kipu” (quipu) w języku keczua oznacza „węzeł”. Określa też system pisma tworzony ze sznurków i lin, jaki stosowano w imperium Inków przed pojawieniem się kolonizatorów. Służył do zapisywania informacji, stanowiąc rodzaj tajemniczego kodu oraz alfabetu. I miał ponadpokoleniowy charakter – jedno kipu tworzyli i rozpisywali przez dziesięciolecia kolejni członkowie rodziny.
Kilka lat temu tym mianem określono projekt służący zbieraniu świadectw mieszkańców Peru, którzy w okresie rządów Alberta Fujimoriego (1990–2000) zostali objęci przymusową sterylizacją. „Proyecto Quipu” to interaktywne archiwum pamięci, kompletowane na podstawie zgłoszeń samych ofiar. Każda z nich może zadzwonić na bezpłatną linię i opowiedzieć o swoich doświadczeniach, niekoniecznie po hiszpańsku, ale też w swoim rdzennym języku. Jest to pierwszy rejestr tego typu, wcześniej nie zbierano statystyk zabiegów i informacji o wysterylizowanych osobach, mimo że było to zjawisko masowe. „Robimy to dla przechowania pamięci i zarchiwizowania tych doświadczeń – mówi w jednym z wystąpień poświęconych projektowi jego inicjatorka, Rosemarie Lerner. – Chcemy stworzyć przestrzeń dla opowieści, które od dawna domagały się wysłuchania. I przekazywać je dalej”.
Nadzieja odchodzi ostatnia. Jak Argentynki wywalczyły prawo do aborcji
czytaj także
Według oficjalnych świadectw zabiegom poddano co najmniej 272 tysiące kobiet oraz 21 tysięcy mężczyzn. Należeli oni do najuboższych grup społecznych, zwykle mieszkali na terenach wiejskich i byli przedstawicielami rdzennych społeczności.
Rozliczenie
Choć o sterylizacji mówiło się od niemal dekady, to wszelkie dotychczasowe procesy w tej sprawie były zawieszane, m.in. z powodu braku dowodów. Dopiero teraz władze Peru, głównie pod wpływem społecznych nacisków, zaczynają wsłuchiwać się w głosy pokrzywdzonych.
W tym roku parlament przyjął wreszcie specjalny program odszkodowań dla wszystkich, którzy doświadczyli tego procederu, choć oficjalne zeznania złożył dotąd niewielki odsetek ofiar. Głównymi oskarżonymi o zorganizowanie całej operacji są właśnie Fujimori (odsiadujący już wieloletni wyrok m.in. za korupcję i polityczne morderstwa) oraz trzech ministrów zdrowia z okresu jego prezydentury: Eduardo Yong, Marino Costa Bauer i Alejandro Aguinaga.
Publiczna informacja o formalnym oskarżeniu polityków pojawiła się pod koniec lutego, a przesłuchania oprawców i ofiar ruszyły w ostatnich dniach marca – dokładnie 25 lat od czasu, gdy do prokuratury wpłynęła pierwsza skarga wniesiona przez jedną z wysterylizowanych kobiet. Była nią Victoria Vigo, pochodząca z okolic miasta Piura na północy kraju, którą poddano zabiegowi zaraz po tym, jak straciła w szpitalu swoje nowo narodzone dziecko. Miała wówczas 30 lat, marzyła o wielkiej rodzinie. Ból po śmierci noworodka i zabiegu sterylizacji (o którym nikt jej nie poinformował) był dla niej podwójne trudny do zniesienia. Ale – jak dziś przyznaje – dał jej też siłę do działania. Choć ostrzegano ją przed konsekwencjami, w 1996 roku zgłosiła swój przypadek w lokalnej prokuraturze. Sprawę wygrała siedem lat później, choć wyrok nie dotknął osób decyzyjnych, a tylko lekarza, który przeprowadził zabieg. Dopiero teraz, przy oskarżeniu Fujimoriego, kobieta czuje, że sprawiedliwości może wreszcie stanie się zadość.
Składając doniesienie wkrótce po zabiegu, Victoria Vigo należała do wyjątków. Ogromna większość ofiar przez lata bała się zeznawać. Wiele z nich nawet nie wiedziało, że może walczyć o swoje prawa przed sądem i domagać się zadośćuczynienia.
Sterylizacja biedy
Jak to możliwe, że ta historia mogła przytrafić się tak niedawno, a wysterylizowanie tysięcy Peruwianek i Peruwiańczyków było jednym z punktów politycznego programu byłego prezydenta? Aby móc dobrze to opisać, najlepiej cofnąć się o trzy dekady – do początków lat 90. XX wieku. Jest to czas, gdy Peru tkwi w społeczno-politycznym chaosie wzmaganym przez działania Świetlistego Szlaku, maoistowskiej bojówki regularnie paraliżującej kraj zamachami terrorystycznymi. Sytuacja ekonomiczna jest katastrofalna; ponad połowa społeczeństwa, szczególnie na obszarach wiejskich, żyje w ubóstwie. Gdy dochodzi do władzy Fujimori, pokonując w wyborczym finale Maria Vargasa Llosę, zapowiada wprowadzenie nowego porządku i „naprawę” gospodarki w duchu neoliberalnym.
Do rozprawienia się z senderystami (jak nazywano bojówki Świetlistego Szlaku) prawicowy prezydent wysyła wojskowe szwadrony śmierci, które w imię zaprowadzania „ładu” wielokrotnie łamią prawa człowieka – przy okazji walki z partyzantami często bowiem mordują lub torturują zwykłych cywili. Fujimori wprowadza też program radykalnych reform gospodarczych, tzw. Fujishock, oznaczający m.in. całkowite uwolnienie cen, decentralizację i prywatyzację gospodarki oraz otwarcie rynku dla zagranicznych inwestorów.
czytaj także
Początkowo przynosi to, przynajmniej z pozoru, sukces. Zamożne dzielnice Limy wypełniają się szklanymi biurowcami i centrami handlowymi, inflacja chwilowo przyhamowuje, a zadłużenie państwa spada. Gwałtowne reformy mają jednak bardzo wysokie koszty społeczne: tysiące osób traci pracę, koszty życia dla wielu mieszkańców stają się nie do udźwignięcia, a dotychczasowe nierówności jeszcze bardziej rosną. Podczas gdy nieliczne grupy korzystają na zmianach, wiele uboższych Peruwiańczyków wpada w skrajną biedę.
Szukając rozwiązania, Fujimori zwraca się o finansowe wsparcie do kilku międzynarodowych organizacji, m.in. Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Deklarują one korzystne pożyczki, które złagodziłyby skutki kryzysu, ale zostaną udzielone pod kilkoma warunkami. Najważniejszy z nich brzmi: peruwiański rząd musi ograniczyć liczbę urodzeń, głównie wśród najuboższych mieszkańców. Jednym słowem – obniżyć poziom ubóstwa, zmniejszając liczbę biednych. Prezydent zapowiada więc „dekadę planowania rodziny” i zaczyna realizować ten projekt w najbardziej pozbawiony skrupułów sposób.
Kampania kłamstw
Znaczną część najniższych klas społecznych stanowią w Peru, podobnie jak w innych państwach Ameryki Południowej, przede wszystkim rdzenni mieszkańcy, m.in. najliczniejsi Keczua i Ajmara. Często niewykształceni, niepiśmienni, nieznający hiszpańskiego. To właśnie oni staną się głównymi ofiarami planu „kontroli urodzeń”, o którym Fujimori po raz pierwszy mówi publicznie w 1995 roku w Pekinie, na Międzynarodowej Konferencji ONZ dotyczącej praw kobiet. Jest wówczas jedynym mężczyzną wśród wszystkich przybyłych głów państw, a jego słowa o „większej autonomii” Peruwianek wzbudzają entuzjazm i długie owacje. W wystąpieniu autorytarnego prezydenta nie pada jednak ani jedno słowo o tym, że owa kontrola urodzeń będzie wdrażana przymusem. Ani o tym, że będzie oznaczać nieodwracalne operacje przecinania jajowodów, wycinania jajników lub – w wypadku mężczyzn – wazektomii. Fujimori nie wspomina też, że sterylizacja często będzie przeprowadzana bez wiedzy pacjentów o tym, co kryje się za zabiegiem. Że wiele operacji zostanie wymuszonych groźbami, siłą lub przekupstwem, a sterylizowane osoby będą szantażowane lub zastraszane perspektywą utraty pozostałych dzieci. Często będą podpisywać zgodę na zabieg, nie znając w ogóle hiszpańskiego lub nie umiejąc czytać.
czytaj także
Fujimori przedstawia program sterylizacji jako dobrowolną „chirurgiczną antykoncepcję”. Reklamuje go jako projekt krzewienia zdrowia i formę zapobiegania epidemiom w mniej dostępnych rejonach kraju. W rzeczywistości, poza względami demograficznymi, rządowemu projektowi towarzyszą czysto rasistowskie przesłanki. Serranos, czyli rdzenni mieszkańcy górskich terenów sierry, od dawna są postrzegani jako obywatele gorszej kategorii i tak też traktowani: jako „gorsi” Peruwiańczycy, pozbawiani praw i na wielu poziomach dyskryminowani. Kampania Fujimoriego stanowi więc okrutne przedłużenie tego myślenia. Jest najbardziej radykalnym aktem rasizmu, w którym pod przykrywką ekonomicznego interesu spełnia się projekt o symbolicznej oraz dosłownej eksterminacji.
Poza motywami eugenicznymi program masowych sterylizacji ma też przesłanki polityczne. Przeprowadzanie zabiegów ułatwia żołnierzom wstęp na zamieszkane przez indígenas wiejskie obszary, gdzie swoje kryjówki często mają członkowie Świetlistego Szlaku. Akcja jest pretekstem do wkraczania na ich teren i przeprowadzania militarnych interwencji.
Fujimori osobiście nadzoruje tę kampanię. W jej realizację zaangażowane są tysiące ludzi – policja, lekarze, pielęgniarki, wojsko. Cała akcja jest przeprowadzona brutalnie, często w pośpiechu i w bardzo złych warunkach sanitarnych – tak aby jak najszybciej osiągnąć zamierzony efekt. Sterylizacje przynoszą ich ofiarom nie tylko psychiczną traumę, ale też śmierć i choroby. Wiele kobiet zostaje odrzuconych przez swoją społeczność lub rodziny. Tysiące z nich czekają ciężkie powikłania, kilkadziesiąt w wyniku operacji traci życie.
Współczesne echa zbrodni
Kiedy pod koniec lat 90. o przymusowych zabiegach stopniowo robi się głośniej – głównie za sprawą relacji ofiar w mediach – wielu obserwatorów zaczyna się przyglądać kulisom rządowego programu i nazywa wydarzenia w Peru zbrodniczymi. Porównują je nawet do ludobójstwa, skierowanego w stronę tych najbardziej bezbronnych.
W 2000 roku Fujimori traci władzę. Wkrótce potem zostaje oskarżony o korupcję i morderstwa polityczne, po czym ucieka do Chile. W 2007 roku następuje jego ekstradycja do Limy, a sądowy wyrok, który usłyszy, okaże się surowy: 25 lat więzienia. Jednak dopiero wiele lat później były prezydent zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swój projekt kontroli urodzeń.
Kuba wysyła w świat lekarzy. Prawica nazywa ich terrorystami
czytaj także
Temat powrócił na wokandę dopiero na początku tego roku – w czasie, gdy Peru jest głęboko zanurzone w kryzysie społecznym, gospodarczym i sanitarnym. Najciężej w skali regionu przechodzi pandemię – liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 w przeliczeniu na wszystkich mieszkańców jest tu najwyższa, a zapaść ekonomiczna – największa.
Społeczne napięcia dodatkowo wzmógł polityczny kryzys z końca ubiegłego roku i perspektywa wyborów, w których Peruwiańczycy wybierają zarówno parlamentarzystów, jak i prezydenta. Od samego początku kampania była wyjątkowo burzliwa – tym bardziej że elektorat wydaje się głęboko podzielony. Według wszelkich sondaży aż pięciu z osiemnastu kandydatów miało bardzo wyrównane szanse, uzyskując wstępne poparcie na poziomie 10 proc. Jedną z tych pięciu postaci była Keiko Fujimori – polityczka i przedsiębiorczyni, która dotąd dwukrotnie starała się o prezydencki urząd, a raz (w 2016 roku) zdobyła go niemal o włos. Na podstawie dotychczasowych wyników z pierwszej tury, która odbyła się 11 kwietnia, można sądzić, że właśnie ona ma znów szansę na przejście do wyborczego finału. Z policzonych dotąd głosów wynika, że córka byłego prezydenta, reprezentująca partię Fuerza Popular, zdobyła 13,25 proc. poparcia, a jej kontrkandydatem w planowanej na czerwiec drugiej turze będzie Pedro Castillo z lewicowej partii Perú Libre, mający poparcie 18,88 proc. Peruwiańczyków.
czytaj także
Tymczasem od paru miesięcy niemal każde publiczne wystąpienie konserwatywnej kandydatki ściąga setki protestujących, co częściowo ma związek z jej przeszłością (m.in. zamieszaniem w rozmaite afery korupcyjne), a częściowo właśnie z relacjami rodzinnymi. Polityczka nigdy nie odcięła się od decyzji, jakie podejmował jej ojciec, a w latach 1994–2000, czyli właśnie wtedy, gdy plan kontroli urodzeń zbierał swoje ponure żniwo, pełniła funkcję pierwszej damy. Tymczasem opublikowany w lutym raport, opracowany na podstawie badań i śledztw organizacji pozarządowych, lekarzy, psychologów oraz przedstawicieli prokuratury, przyniósł druzgocące dane o doświadczeniach ofiar. I jednoznaczny wniosek: projekt Fujimoriego był zbrodnią przeciw ludzkości.
Równie druzgocąco brzmią aktualne przesłuchania osób, które zeznają przeciwko byłemu prezydentowi przed Trybunałem Stanu. Wielu ekspertów ocenia zresztą, że było ich znacznie więcej niż wspomniane 300 tysięcy – możliwe, że nawet pół miliona. W wielu ofiarach sterylizacja pozostawiła jednak tak głęboką traumę, że nie chcą lub boją się dzielić tym z kimkolwiek. Ich strach jest zbyt wielki, aby zdołali dołączyć swoje „kipu” do wspólnej, tkanej na nowo historii.