Świat

Na pustkowiu biednemu wiatr w oczy

Czeskim populistom nie przeszkadzają geje czy prawa kobiet, nie w głowie im również krytyka neoliberalizmu. Nie znoszą tylko uchodźców. A że tych w Czechach nie ma – obrywa się Romom. Reportaż z Mostu i Pragi.

Za oknami pociągu z Pragi do Chebu rozciąga się krajobraz jak z uwspółcześnionej baśni braci Grimm. Z gęstej, porannej mgły wyłaniają się wysokie świerki i ruiny zamków, ale i półupadłe przemysłowe gmaszyska, za którymi kryją się bloki z objawami wściekłej pastelozy. Za cesarza i za komuny czeskie podnóże Sudetów musiało prezentować się dumnie – dziś doskonale nadaje się na lokację smutnego serialu o transformacji.

Wysiadamy w Moście. To kilkudziesięciotysięczne miasto, które słynie z tego, że w latach sześćdziesiątych zburzono w nim starówkę, aby rozszerzyć działalność kopalni węgla brunatnego. Oraz z licznej społeczności romskiej, z powodu której o Moście zrobiło się w tym roku głośno. Kandydaci w październikowych wyborach samorządowych prześcigali się bowiem w pomysłach na rozwiązanie jej problemu.

Komitet Mostowianie dla Mostu proponował z plakatów wyborczych budowę „wiosek dla hołoty” i wygnanie tejże z miasta. Ugrupowanie Otwarty Ratusz – Most poszło dalej, ogłaszając na swoim fanpage’u, że „środki deratyzacyjne to za mało na te szkodniki” – dostali zaledwie parę procent, ale już „Mostowianie” zajęli trzecie miejsce i zachęcili mainstreamowe partie do podobnych, choć bardziej eufemistycznie sformułowanych postulatów.

Pustkowie

Smutny serial o czeskiej transformacji faktycznie powstał w okolicach Mostu. Nazywa się Pustkowie, to flagowa czeska produkcja HBO. Główna bohaterka – starościna – próbuje uratować tytułowe Pustkowie przed rozbudową kopalni, która doprowadziłaby do kompletnej degradacji środowiska i wysiedleń. A korporacja górnicza przekupuje miejscowych i obiecuje im miejsca pracy.

Był sobie serial, serial i… serial?

Fikcyjne Pustkowie leży teoretycznie przy granicy z Polską – żeby było jeszcze bardziej ponuro i prowincjonalnie – ale zdjęcia zrobiono tutaj. Fabułę serialu oddają nagłówki lokalnych gazet. Czescy internauci wykłócają się, czy jest realistyczny i mówi jak jest, czy może jednak nie dobrze, że powstał, bo pokazuje Czechy od złej, nieatrakcyjnej strony.

Tak czy inaczej to wszystko prawda. Przemysł ciężki – górniczy i chemiczny – od lat dewastuje środowisko naturalne okolicy, ale daje pracę. Po transformacji coraz mniej stabilną i coraz mniejszej ilości osób (również z powodu ekologicznych limitów wydobycia), ale alternatywy nie widać.   Siła nabywcza regionu należy do najniższych w całych Czechach, do najwyższych za to wskaźniki bezrobocia, komornika na karku, a nawet wykonywanych aborcji.

Przemysł ciężki – górniczy i chemiczny – od lat dewastuje środowisko naturalne okolicy, ale daje pracę

Plączemy się po centrum Mostu: to kilka kostropatych pawilonów, które zbudowano w zamian za wyburzoną starówkę. Kiedyś wyglądały pewnie nowocześnie i zgrabnie, dziś rażą brudem i pustkami. Niemiecka chemia, chińskie ciuszki, salon sukien ślubnych. Z dawnych czasów ostał się teatr, a dom kultury z planetarium i biblioteką stoi zamknięty, bo się sypie. Miasto chciało go wyburzyć i postawić na jego miejscu budynek z parkingiem podziemnym, ale ostatecznie ma go wyremontować – przy czym nie wiadomo kiedy.

Zagadujemy mieszkańców o życie w mieście. Było ciężko, jest trochę lepiej, mówią, praca jest, tylko nie wszyscy chcą pracować. Jedna dziewczyna nie mogła znaleźć nic poza McDonaldem, więc wyjechała do Pragi, a jej koleżanka – aż na Słowację. W ogóle sporo ludzi wyjeżdża, jak nie do stolicy, to do Niemiec. Tam pensje są dwa razy wyższe, a tutaj – szkoda gadać. Ale miasto zmienia się na lepsze: jest coraz bardziej kolorowo, a nie tak szaro, jak kiedyś, no i budynki są remontowane.

W Moście faktycznie zaczęło się coś zmieniać, ale często nowe atrakcje są niedostępne dla większości mieszkańców. Na przykład pojedynczy bilet wstępu do wielkiego aquaparku, którym chełpi się miasto, kosztuje tyle, co obiad dla całej rodziny.

Granice pracy

– Bezrobocie w górniczych regionach Czech spadło, ludzie nie żyją w nędzy, nie umierają z głodu, nie są bezdomni – dodaje Jaroslav Fiala politolog i redaktor naczelny magazynu „Alarm”– ale pracują od rana do nocy, są niepewni swojego zatrudnienia i ciężko związać im koniec z końcem. To klasyczny przykład biednych pracujących.

Jest jedna sprawa, która się wielu mieszkańcom bardzo nie podoba: Romowie.

Nie chcą robić, dużo ćpają, wykorzystują państwo – narzekają Mostowianie – współlokatorzy, współobywatele, nieprzystosowani, politycy boją się zajrzeć tam, gdzie oni mieszkają.

Czechy: ostry skręt w prawo

Nieprzystosowani

Stovky, jedna z romskich dzielnic („najgorsza w całym regionie”) zaczyna się tuż obok centrum. Między rzędami skromnych, komunalnych kamienic atmosfera jest ożywiona: na podwórku bawią się dzieci, w bramie plotkuje grupka mężczyzn. Chętnie pogadają, ale żadnych zdjęć czy nagrań. Jeden żartuje, że boi się rozmawiać ze współobywatelami o innym kolorze skóry.

Jest jedna sprawa, która się wielu mieszkańcom bardzo nie podoba: Romowie

– Czesi mówią, że nie chcemy pracować, a przecież każdy chce godnie żyć – zaczyna niski facet po trzydziestce. – To nieprawda, że wszyscy mają takie same możliwości. Nas nie chcą brać do pracy.

– Ta, bo wy byście od razu chcieli 30 000 koron zarabiać, a tu trzeba brać każdą pracę – wtrąca się jedyny biały w towarzystwie, ale reszta macha na niego ręką.

– Jeśli już nas biorą – ciągnie niski – to do najgorszych: sprzątamy ulice, naprawiamy kible, wykonujemy wszystkie brudne usługi techniczne. Robimy dla nich wszystko, a jak nas traktują?

W podobnym tonie wypowiada się matka z dziećmi, którą zaczepiamy na ulicy.

– Jak się dzwoni, to jest praca, a jak się przychodzi, to nagle nie ma. Albo wprost pytają przez telefon, kim jesteś. Ktoś coś ukradnie, a reszta przez to musi cierpieć. Wszystkich wrzucają do jednego worka.

Piraci z Wyszehradu – ostatnia nadzieja antyestablishmentu

Ale Romów ze Stovek czepiają się też inni Romowie. Na skwerze spotykamy rodzinę, która, jak twierdzi, przyjechała tu w odwiedziny z Lounów – niewielkiego miasteczka na drodze do Pragi.

– U nas jest inaczej, wszyscy się znają, nie ma takiego rasizmu. Ale też nie ma takiego bałaganu jak tutaj, na Stovkach. Co za syf tu robią, no i pełno narkomanów – zżyma się młody, elegancko ubrany mężczyzna. – Tylko wszedłem do sklepu, i już za mną ekspedientki chodzą, bo Cygan się pałęta. Mówię do nich: chcecie pieniądze czy co? Cyganów nikt nie chce zatrudnić, bo kradną, więc kradną, bo nie mają za co żyć. Błędne koło.

– Niechęć wobec Romów niekoniecznie musi być związana z rasizmem w sensie kulturowego czy intelektualnego poczucia wyższości – tłumaczy Daniel Prokop, socjolog. – Zarzuca się im, że żyją z zasiłków „wykorzystując system”. Większość Czechów myśli, że Romom łatwiej jest wynająć mieszkanie, tymczasem badania wskazują, że romskie nazwisko to utrudnia. Dyskryminacja Romów na rynku pracy też jest realnym problemem. Tak samo w systemie szkolnictwa: w Czechach ciężko o miejsce w przedszkolu, co ma ogromne znaczenie dla dalszej edukacji. Mobilność społeczna jest w Czechach bardzo niska: jeśli twoi rodzice nie mają wyższego wykształcenia, masz tylko 4% szans na jego uzyskanie, pod tym względem jesteśmy jednym z najgorszych krajów w OECD. W dodatku dzieci, które pozbawione przygotowania przedszkolnego nie radzą sobie potem w szkołach, wysyłane są do szkół specjalnych.

Cyganów nikt nie chce zatrudnić, bo kradną, więc kradną, bo nie mają za co żyć

Czechy mają też ogromny problem z zadłużeniem: rynek pożyczek był przez lata nieuregulowany. W efekcie 900 000 Czechów, to jest 1/10 populacji, tkwi w spirali długów. Wielu z nich musi zwrócić 10 razy więcej niż pożyczyli, a połowa nigdy nie będzie zdolna tego zrobić. To sprawia, że wielu z zadłużonych, w tym również Romów, woli pracować nielegalnie, by uniknąć komornika. A to z kolei zwiększa statystyki bezrobocia.

Prokop tłumaczy też, jak politycy szczują na siebie biednych.

– Populiści wzmacniają niechęć nie tylko do elit, ale też do wykluczonych. Tworzą tożsamość „zwykłych ludzi”, którym obie te grupy zagrażają. Wykluczeni zagrażają, bo „wykorzystują system”, który w przeciwnym razie służyłby rzekomo lepiej „zwykłym ludziom”.

W swoim artykule napisanym z innymi socjologiem, Ondřejem Císařem, zauważa, że lewicowe partie nie znalazły odpowiedzi na problem biedy i nierówności społecznych. „Zostawiły tym samym miejsce dla prawicowego radykalizmu, który przekłada lęki rozczarowanej części społeczeństwa na język konfliktu kulturowego”.

Co wolno wojewodzie, to i tobie, smrodzie

Niektóre z bloków na obrzeżu Stovek otoczone są płotami z drutem kolczastym. Domyślamy się, że mieszkają w nich Czesi, którzy chcą odgrodzić się od Romów. Na ulicy stoją akurat dwa radiowozy, postanawiamy dopytać o to stróżów prawa.

– Skąd te druty? – pytamy.

– Bo to teren prywatny. Ludzie chronią swoją własność, żeby psy nie chodziły.

Rechot. Wtrąca się drugi.

Kto pobił polskich bezdomnych w Mladej Boleslavi?

– No, bo obok mieszkają nieprzystosowani. I kradną.

– Czyli kto?

– Cyganie.

– Czy odgradzanie się drutami rozwiązuje problem przestępczości wśród Cyganów?

– Nie możemy powiedzieć głośno, jak ten problem należy rozwiązać.

– Macie napisane na radiowozach – zauważamy – „pomagać i chronić”. Czy nieprzystosowanym też należy się pomoc i ochrona?

– To nie my, to policja.

Spoglądam jeszcze raz na mundur mojego rozmówcy. Faktycznie: „městská policie”, straż miejska. Sloganu o pomocy używają policjanci. Z radiowozu wysiada trzeci, starszy, większy, może dowódca.

– Oczywiście każdy obywatel zasługuje na pomoc i ochronę.

Rechot.

Z poradnika wolontariusza prawicowego patriotyzmu

Dziękujemy za wyjaśnienia i wracamy na główną ulicę, a nasi stróże prawa podejmują interwencję w bramie, w której wcześniej rozmawiałyśmy z mieszkańcami. Chodzi o jakieś śmieci wyrzucone obok śmietnika. „Zachowujesz się jak świnia, na co sobie pozwalasz, nie odwracaj się plecami, jak do ciebie mówię” – pokrzykuje strażnik miejski do niskiego faceta, który wcześniej opowiadał nam o problemach z pracą.

Wyrzucam papierosa na chodnik. Zero reakcji.

Ten niski powiedział wcześniej jeszcze jedną ważną rzecz: że skinheadów, którzy atakują osiedla romskie, jest dziś mniej niż kiedyś, ale czuć większą pogardę.„Jeśli prezydent mówi o nas takie rzeczy, to oczywiste, że wszyscy potem będą mówić tak samo”.

Prezydent Miloš Zeman słynie z rasistowskich wypowiedzi – od czasów kryzysu migracyjnego jest to sława międzynarodowa. Tylko w trakcie kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi powiedział, że za komuny skuteczniej obchodzono się z Romami, bo „kto nie pracował, dostawał od reszty w twarz” i że 90% procent Romów nie pracuje (według organizacji Romea jest to maksymalnie 30%).

Po kryzysie 2008 roku politycy zaczęli wskazywać palcami na biednych ludzi, w tym Romów: to ci, którzy wykorzystują system

– Ataki neonazistów na Romów były częstsze w latach dwutysięcznych, w 2008 roku w okolicach Mostu odbył się słynny marsz, który o mało nie skończył się pogromem – wyjaśnia Václav Drozd, reporter specjalizujący się w sprawach społecznych. – Ale zwiększyło się przyzwolenie na miękki rasizm powiązany z klasizmem. Po kryzysie 2008 roku politycy zaczęli wskazywać palcami na biednych ludzi, w tym Romów: to ci, którzy wykorzystują system, jeśli nie przestaną, gospodarka upadnie, zrealizuje się „scenariusz grecki”. Po kryzysie migracyjnym powiązano to z wątkami odmienności kulturowej i ten dyskurs stał się otwarcie rasistowski. To wtedy pojawił się neologizm: nieprzystosowani. Politycy używają go, mrugając okiem do wyborcy: wszyscy wiemy, o kogo chodzi.

Romowie są najbardziej dyskryminowaną mniejszością w Europie

– Czeska islamofobia, która rozkwitła po 2015 roku, do pewnego stopnia pokrywa się z niechęcią, którą żywi się do Romów – dodaje Jaroslav Fiala. – Tak muzułmanie jak Romowie postrzegani są jako ludzie niewykształceni, którym nie chce się pracować i wolą wykorzystywać system. W przypadku muzułmanów dochodzi do tego niesłuszne postrzeganie islamu jako największego zagrożenia dla czeskiego bezpieczeństwa.

Stulecie republiki

Dzień po moim pobycie w Moście Czechy świętują stulecie powstania Republiki Czeskiej. Fakt, że święto nazywa się „stuleciem republiki”, a nie „niepodległości”, ma znaczenie. Święto jest raczej radosne niż martyrologiczne, dyskurs – obywatelski raczej niż nacjonalistyczny, a na obchodach w Pradze nie widać nazioli. Frekwencja nie powala – cały dzień leje, Prażanie tłoczą się na stacjach metra, narzekając na zablokowane ulice i ograniczenia w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej.

100 lat, Czechosłowacjo!

Największą bodaj kontrowersję wzbudza fakt, że obok Miloša Zemana podczas wojskowej uroczystości wystąpił Jaroslav Vodička, przewodniczący Czeskiego Związku Bojowników za Wolność (ČSBS) – były współpracownik czechosłowackiej bezpieki, który w 2016 wzywał Europę do militarnej obrony przed migrantami.

Jednym z highlightów niedzielnych obchodów jest koncert Czeskiego Radia na praskim rynku Starego Miasta zatytułowany „Największe hity stulecia”. Na scenie występują m.in. Karel Gott, Helena Vondráčková i Lucie Bílá. Hity, które rozbrzmiały na scenie, wybrali słuchacze w radiowym plebiscycie.

No więc nazioli tu nie ma. Chwilę mi zajmuje, nim znajduję tu jakiegoś Czecha – na obrzeżu tłumu kręcą się głównie zagubieni turyści. Wreszcie dopadam starszą parę i zagaduję ich o Zemana, Romów i górnictwo. Pani się obrusza, że przecież dzisiaj wielkie świętowanie, a ja chcę o polityce rozmawiać?!

Gdy piosenka szła do wojska

czytaj także

No ja przepraszam, mówię, u nas to inaczej wygląda. Pani pyta, jak, ale nie wnikam w szczegóły, bo taką rozmowę ciężko prowadzić w polsko-czeskim, a tłumaczki akurat ze mną nie ma. Pytam więc tylko niewinnie, czemu nigdzie nie widać europejskich flag, bo u nas jak jest święto państwowe, to raczej są i takie i takie. Na to do dyskusji przyłącza się mąż i wygłasza litanię pretensji do Brukseli, co tylko banany chce prostować, migrantów, którzy się tu wcale nie pchają, wciskać i czeskich pracowników wyzyskiwać.

– Scena skrajnie prawicowa nie jest silna ani zmobilizowana, bo jej najatrakcyjniejsze postulaty zostały wchłonięte przez polityczny mainstream – wyjaśnia Václav Drozd, kiedy pytam o brak nazioli na obchodach. – Prezydent i premier mówią o obcych tym samym językiem, więc ci nie mają już nic do zaoferowania.

Nawet Tomio Okamura, lider skrajnie prawicowej SPD, hejter imigrantów, sam o japońskich korzeniach, stracił na popularności. W wyborach samorządowych nie powtórzył świetnego wyniku z wyborów parlamentarnych w 2017 roku, kiedy zdobył 10,64% głosów. Poza SPD skrajna prawica jest rozdrobniona, rozsiana po środowiskach kiboli, choć rośnie w internecie: ma swoje media, swój język, swoją publiczność. Petra Dvořáková i Fatima Rahimi z „Dénika Referendum” poświęciły im ostatnio cykl świetnych reportaży.

Ale za rasizmem nie idą raczej w Czechach inne charakterystyczne dla wschodnioeuropejskiego populizmu hejty na „gejropę”. Kwestia praw kobiet nie wzbudza większych kontrowersji, a rząd Andreja Babiša popiera pomysł na legalizację małżeństw homoseksualnych (związki partnerskie już od dawna są możliwe).

Porwanie w Czechistanie

– Chociaż i to się zmienia, bo choć Czechy są ateistycznym krajem, Kościół Katolicki ma tu ostatnio coraz więcej do powiedzenia – zauważa Drozd. – Odkąd mocno wzbogacił się na odszkodowaniach za czasy komunizmu, staje się coraz silniejszym graczem.

– Ważne jest jednak to, że Czechy są krajem dalece bardziej eurosceptycznym niż Polska czy Węgry – dodaje Daniel Prokop. – Czesi mają poczucie wyzysku ekonomicznego, są też wrażliwi na punkcie swojej suwerenności, że ktoś im coś każe. Pieniądze unijne nie są w dodatku na prowincji dostrzegalne tak jak w Polsce. Brakuje też prounijnych autorytetów. W efekcie dostrzec można wyraźny podział: młodzi, wykształceni z wielkich miast są za Unią, reszta podchodzi do niej sceptycznie.

Czesi mają poczucie wyzysku ekonomicznego, są też wrażliwi na punkcie swojej suwerenności, że ktoś im coś każe

Według Centrum Badań Opinii Publicznej (CVVM) z lata 2017 roku, tylko 56% Czechów popiera obecność Czech w UE.

Eksperci, z którymi rozmawiam, są zgodni: ciężko jednoznacznie przyporządkować Babiša i jego rząd do prawicowego populizmu. „Ciężko go zdefiniować. Babiš lawiruje między wyborcami, próbuje różnych strategii w różnych sytuacjach. Stara się być antyideologiczny, często zmienia zdanie” – podsumowuje Drozd.

Republika nie dla wszystkich

Po tym, gdy Miloš Zeman powiedział, że 90% Romów nie pracuje, Romowie z Czech i całej Europy (w tym romski europoseł) zorganizowali happening – zaczęli wysyłać mu swoje selfie przy pracy. Skonfrontowany z tym w dniu wyborów samorządowych prezydent utrzymał swoje stanowisko i dodał: „co to za naród, który nie potrafi nawet przyznać się do swojej narodowości i określa się jako Słowacy, Czesi czy Węgrzy, to ja nie wiem”.

W istocie – tylko 11 000 Czechów określa swoją narodowość jako romską. Komentator strony Romea.cz wyjaśnia, że wynika to ze wstydu, jaki wiąże się z byciem Romem – a ten bierze się z nienawiści, z którą spotykają się Romowie na co dzień – oraz traumą z czasów drugiej wojny światowej, kiedy tę grupę etniczną dotknęła eksterminacja w obozach koncentracyjnych.

Scena skrajnie prawicowa nie jest silna ani zmobilizowana, bo jej najatrakcyjniejsze postulaty zostały wchłonięte przez polityczny mainstream

– Ciągle słyszę, że chcą nas gdzieś wysłać, żebyśmy zrobili sobie swoje państwo, ale gdzie? – pytał w Moście retorycznie młody Rom, który narzekał, że nie może spokojnie zrobić zakupów. – Jestem Czechem, kibicuję czeskiej drużynie futbolowej, hokejowej zresztą też. Urodziłem się w Czechach, tak samo jak cała moja rodzina. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ludzie nam tego odmawiają. Wiem, że jest wśród nas wielu złodziei, nie za każdego Cygana dał bym sobie rękę uciąć. Ale jak tak można żyć?

W dzień stulecia republiki, obok wielu innych wydarzeń, odbyła się demonstracja Roma Pride – przybyli na nią Romowie i osoby, które wspierają ich w walce o równouprawnienie. Pod zamkiem na Hradczanach odbyły się przemówienia, odczytano również manifest Roma Pride Manifesto.

„Chcielibyśmy, by kolejne stulecie czeskiej niepodległości przyniosło zmianę, by Czesi i Romowie znaleźli wspólny język i nauczyli się żyć razem. By równe prawa obowiązywały nas nie tylko na papierze, ale i w rzeczywistości”. Ivan Bartoš, poseł i lider Czeskiej Partii Piratów, zobowiązał się dostarczyć manifest do kancelarii prezydenta Zemana. List pozostał bez odpowiedzi.

Po przemówieniach marsz Roma Pride miał ruszyć zboczami Hradczan w kierunku placu Jana Palacha. Z powodu deszczu został odwołany przez organizatorów. Gdyby się odbył, byłby jednak bardzo nieliczny.

*

Współpraca: Olga Słowik

Podziękowania: Veronika Pehe, Sławek Blichiewicz

Tekst powstał ze wsparciem środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Czeskiej w ramach projektów dyplomacji publicznej w dziedzinie polityki zagranicznej Czech i stosunków międzynarodowych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij