Luksusowy komunizm na wyciągnięcie ręki?

Dzięki postępowi technicznemu możemy spełnić marzenie Marksa – stworzyć społeczeństwo obfitości, w którym nikomu nie brakuje podstawowych dóbr.
Karol Marks. Fot. Wikimedia Commons, ed. KP

Skoro mamy postęp naukowo-techniczny, to pora wreszcie rozprowadzić jego osiągnięcia równomiernie, ale i z poszanowaniem ekologicznych granic. Tomasz Markiewka o książce Aarona Bastaniego „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”.

Znana brytyjska firma modowa Burberry spaliła w 2017 roku część swoich niesprzedanych produktów. Łącznie miały one wartość prawie 30 milionów funtów. Dlaczego to zrobiono? By uniknąć ryzyka, że zostaną skradzione lub rozprowadzone na rynku po niższej cenie – innymi słowy, by chronić markę i wycenę swoich towarów.

Z perspektywy firmy ma to sens, z perspektywy społeczeństwa – nie bardzo, szczególnie w czasach kryzysu środowiskowego. Czy to nie rodzaj patologii, że marnujemy cenne zasoby i emitujemy kolejne dawki gazów cieplarnianych do atmosfery, by wyprodukować coś, co potem zniszczymy w celu podniesienia lub utrzymania wartości innych produktów?

W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść

Za jedną z głównych zalet kapitalizmu uchodzi jego wydajność – przede wszystkim, jeśli chodzi o wytwarzanie kolejnych dóbr. Przyznawał to nawet Marks. W napisanym razem z Engelsem Manifeście komunistycznym wychwalał kapitalizm jako system, który pozwala tworzyć cuda przewyższające swoją wspaniałością nawet piramidy egipskie. Zachwycały go właśnie niezwykłe zdolności wytwórcze systemu kapitalistycznego.

Niemniej kapitalizm, szczególnie w swojej skrajnej, słabo poddającej się regulacjom formie, potrafi być także bardzo marnotrawny. Burberry to tylko jeden z wielu przykładów, wcale nie najgorszy.

Kraje takie jak USA marnują niezliczone zasoby, by wytwarzać tony niezdrowego jedzenia, a potem wydają ogromne sumy pieniędzy, by radzić sobie z problemem otyłości. Albo weźmy kwestię transportu: nie ma większego marnotrawstwa niż likwidowanie połączeń autobusowych i kolejowych, a przez to zmuszanie ludzi do korzystania z prywatnych aut, które są dla środowiska znacznie gorsze niż transport publiczny. Niestety, wiele państw, w tym Polska, poszło właśnie w tę stronę, kierując się zasadami prywatyzacji i maksymalizowania „efektywności”, czyli zysków finansowych.

Gospodarka od dawna nie służy już ludziom. Dlaczego na to pozwalamy?

Czy nie nadeszła zatem pora, by zrobić kolejny krok naprzód na drodze postępu? By zacząć tworzyć system, który będzie mniej marnotrawny niż kapitalizm? System, w którym wartości społeczne i środowiskowe nie będą poświęcane na rzecz korzyści prywatnych firm? Tak właśnie uważa Aaron Bastani. Ma nawet nazwę dla tego systemu: w pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm. Niedawno ukazało się polskie wydanie jego książki pod takim właśnie tytułem.

Trzecie zerwanie

W sporze o to, czy większą nadzieję dla świata pokładać w postępie technicznym, czy w reformach (lub rewolucjach) politycznych – lewica zazwyczaj opowiada się za drugą z tych możliwości. Szczególnie mocno wybrzmiało to przy okazji sporu zielonego wzrostu z dewzrostem, czyli „poradzimy sobie z kryzysem klimatycznym dzięki zielonym technologiom” kontra „poradzimy sobie z kryzysem klimatycznym dzięki głębokiemu przeorganizowaniu systemu politycznego i gospodarczego”.

Ta tendencja na lewicy bierze się z obawy, że zachwalanie postępu technicznego pełni funkcję wymówki dla podtrzymania politycznego status quo. Na zasadzie: wszystko jest okej, wystarczy poczekać na rozwój zielonych technologii, nie ma żadnej potrzeby majstrować przy kapitalizmie ani tym bardziej go porzucać.

Jak miliarderzy ukradli nam postęp

Bastani idzie na przekór temu trendowi, bo na pytanie „postęp techniczny czy postęp polityczny?” – odpowiada „czemu nie jedno i drugie?”. Nie chodzi mu tylko o to, że te dwie rzeczy mogą się ze sobą łączyć, ale wręcz o to, że jedna z drugiej wynika. To dzięki postępowi technicznemu możemy wreszcie spełnić to, o czym marzył między innymi Marks – stworzyć społeczeństwo obfitości, w którym nikomu nie brakuje dóbr podstawowych, a praca przestaje być smutną koniecznością.

Zdaniem Bastaniego po raz pierwszy w historii otwiera się realna szansa na stworzenie rzeczywistego komunizmu, a nie fiaska w rodzaju totalitarnego niby-socjalizmu, jak w Związku Radzieckim. Pierwsze Zerwanie (powstanie rolnictwa) i Drugie Zerwanie (rewolucja przemysłowa) nie wystarczały jeszcze do realizacji tak ambitnego celu. Dopiero Trzecie Zerwanie, czyli obecna epoka rewolucji cyfrowej, a także rozwój niedostępnych wcześniej technik modyfikacji genetycznych i potencjał eksploracji kosmosu, stwarza taką szansę.

„Tworzenie komunizmu przed Trzecim Zerwaniem było jak próba tworzenia machiny latającej przed Drugim Zerwaniem. Można było ją sobie wyobrazić – co uczynił zresztą Leonardo da Vinci – ale nie sposób było jej zbudować. Nie chodziło tu o niedostatek woli czy intelektu, ale zwyczajnie o technologiczną niemożliwość” – przekonuje Bastani.

Przełom tuż za rogiem?

Zapewne dla wielu ludzi, szczególnie w takim kraju jak Polska, największe kontrowersje wzbudzi teza Bastaniego, że cały ten postęp powinien kierować nas w stronę komunizmu. Tak naprawdę jednak pierwsze pytanie powinno dotyczyć tego, czy rzeczywiście mamy do czynienia z Trzecim Zerwaniem.

Odpowiedź jest o tyle skomplikowana, że Bastani nie twierdzi, że postęp, który umożliwia powstanie luksusowego komunizmu, już się dokonał. Sugeruje raczej, że jest on tuż za rogiem – że już niebawem będziemy mieli pod dostatkiem czystej energii, powszechne staną się terapie genowe, a dodatkowo nauczymy się produkować jedzenie tanio, masowo i ekologicznie, wliczając w to mięso wytwarzane w laboratoriach.

Monbiot: Oto sposób, by się wyżywić bez zabijania planety

Czy rzeczywiście ten wielki skok jest tuż-tuż? O tym, że Bastani jednak przesadza – być może celowo, na potrzeby książki – świadczyłoby to, jak mają się sprawy z przełomami, które wymienia w książce i które miały się dokonać mniej więcej w latach 2022–2024. Autor wspomina na przykład o deklaracjach Elona Muska, który twierdził, że w 2024 roku człowiek wyląduje na Marsie. Możemy spokojnie uznać, że tak się nie stanie. Niewiele wyszło też z obietnic firmy Moon Express o założeniu bazy na Księżycu w 2022 roku.

W przypadku Muska sam Bastani przyznaje, że słynny miliarder ma tendencję do przeszacowywania tempa rozwoju, zwłaszcza gdy chodzi o jego własne firmy. Ale podobne wątpliwości pojawiają się niemal przy każdym przykładzie, który Bastani przytacza. Nie unieważniają one jednak głównej zalety W pełni zautomatyzowanego luksusowego komunizmu. Główne przesłanie książki nie jest bowiem uzależnione od tego, kiedy dokładnie ani w jakim stopniu dojdzie do opisywanych w niej przełomów.

Nie oddawać pola, tworzyć utopie

Książka Bastaniego to przede wszystkim manifest o potrzebie utopii. Potrzebuje ich lewica, by mieć jakąś pozytywną wizję dla wyborców i wyborczyń, ale też ludzie w ogóle, aby nie zadowalać się status quo i móc wyobrazić sobie świat, w którym będzie się bardziej chciało żyć.

Słusznie wyśmiewa Bastani logikę antyutopizmu, którą parodiuje w następujący sposób: „Możliwe, że nie masz już dostępu do rzeczy, które twoi rodzice uważali za oczywiste, jak mieszkania w przystępnych cenach czy bezpłatna wyższa edukacja, ale masz powody do wdzięczności – przynajmniej nie żyjesz w XVI wieku”.

Postwzrost: gospodarka radykalnej obfitości

W Polsce mamy własne wersje takiego antyutopijnego myślenia. Każdy pomysł na postęp zostaje wyśmiany jako utopijny, a starsze pokolenia nieustannie przypominają młodszym, jak ciężko było w PRL-u i jak bardzo powinny być wdzięczne, że nie muszą żyć w tamtej epoce. Problem z taką argumentacją polega na tym, że za pomocą porównań do przeszłości można bronić niemal każdego systemu. Na przykład PRL wypadał bardzo dobrze w porównaniu z II RP, a II RP w porównaniu z czasami pańszczyzny.

Wszystko to nie powinno nas jednak powstrzymywać przed marzeniami o kolejnym kroku naprzód i przed chęcią zerwania z logiką końca historii, wedle której obecny system gospodarczo-polityczny jest najlepszy z możliwych. Jak słusznie pisze Bastani: „Koncepcja końca historii oznacza, że zamiast traktować teraźniejszość jako jedną z wielu epok historycznych, jak czasy wiktoriańskiej Anglii czy rzymskiej republiki, zakłada się, że nasz system społeczny jest równie niezmienny jak prawa fizyki rządzące wszechświatem”.

I choć entuzjazm związany z rozwojem technicznym wydaje się u Bastaniego nadmierny, to ma on rację w jednym: lewica nie powinna oddawać tego pola walkowerem. Sceptycyzm wobec technologii mających rozwiązać nasze problemy polityczne to jedno, ale machnięcie ręką na postęp naukowo-techniczny to prezent dla innych formacji ideowych, w tym neoliberałów. Mogą oni powiedzieć: widzicie, lewica w ogóle nie dba o te sprawy, nie ma co na nią liczyć w tej kwestii.

Dlatego Bastani proponuje, by lewica wykorzystała Trzecie Zerwanie jako okazję do stwierdzenia, że kończą się wymówki dla polityki, która godzi się z nierównym dostępem do ochrony zdrowia, mieszkań, transportu czy innych dóbr podstawowych. Skoro mamy postęp, to pora wreszcie rozprowadzić te rzeczy równomiernie, z poszanowaniem ekologicznych granic. Zdaniem Bastaniego lewica nie powinna iść tu na żadne kompromisy – ma żądać „szampańskiego socjalizmu”, co sprowadza się między innymi do potężnego rozbudowywania usług publicznych – on sam nazywa to „powszechnymi usługami podstawowymi”.

Aby to zrobić – przekonuje Bastani – potrzebujemy pozytywnych przykładów (miast, regionów, państw), które będą inspiracją dla innych. Jak amerykańskie miasto Cleveland, które w odpowiedzi na kryzys gospodarczy zerwało z zasadą prywatyzacji i outsourcingu, a zamiast tego zainwestowało w „instytucje kotwiczące”: szkoły, szpitale czy uniwersytety, jednocześnie wymagając od nich, by te z kolei inwestowały w lokalną gospodarkę.

Komunizm nie musi być apokaliptyczny – może być szampański

Bastani nie jest naiwny, doskonale wie, że wielu miliarderów, którzy chcą odgrywać rolę pionierów, działa wedle zasady „uspołecznienie ryzyka, sprywatyzowanie zysków”. Musk, który korzystał z państwowych milionów, by rozkręcić swoje biznesy, a potem zaczął się kreować na geniusza zawdzięczającego wszystko wyłącznie sobie i narzekać na rozbuchany rząd, to doskonały przykład tego zjawiska.

Tym bardziej jednak lewica powinna podjąć rękawicę i zaproponować alternatywną narrację, która uwzględnia i docenia wagę rozwoju technicznego. Książka Bastaniego jest z pewnością dobrym punktem wyjścia do dyskusji o tym, jak ta narracja powinna wyglądać.

**

Książka Aarona Bastaniego W Pełni Zautomatyzowany Luksusowy Komunizm w przekładzie Joanny Bednarek ukazała się w Polsce w 2022 r. nakładem wydawnictwa Heterodox.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz S. Markiewka
Tomasz S. Markiewka
Filozof, tłumacz, publicysta
Filozof, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, tłumacz, publicysta. Autor książek „Język neoliberalizmu. Filozofia, polityka i media” (2017), „Gniew” (2020) i „Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat” (2021). Przełożył na polski między innymi „Społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko” (2017) Roberta H. Franka i Philipa J. Cooka.
Zamknij