Najnowsze badania pokazują, że różnica w generowaniu emisji gazów cieplarnianych pomiędzy bogaczami a najuboższą częścią społeczeństwa w obrębie danego państwa jest znacznie większa niż ta, która występuje pomiędzy poszczególnymi krajami.
Nierówności klimatyczne odzwierciedlają nierówności ekonomiczne i społeczne – niby człowiek wiedział, a jednak się łudził, że może lewaki przesadzają i niepotrzebnie aż tak czepiają się miliarderów w kwestii dokładania się do globalnego ocieplenia. W końcu jakiś ślad węglowy generujemy wszyscy bez względu na stan posiadania. Przemysłowi paliwowemu i wszystkim, którzy w największym stopniu korzystają z jego zdobyczy, zależy na tym, byście tak myśleli, podczas gdy sami bogacą się na spalaniu węgla, ropy i gazu i spełniają dzięki temu swoje najbardziej ekstrawaganckie zachcianki.
czytaj także
Pisaliśmy tu już niejednokrotnie o gwiazdach show-biznesu latających prywatnymi samolotami po bułki czy piłkarzach, którzy z miasta do miasta muszą koniecznie przemieszczać się drogą powietrzną, bo podróże pociągami, nawet tak dobrze rozwiniętymi jak francuskie TGV, uwłaczają ich godności. Ale to tobie, drogi Kowalski, dostaje się za to, że palisz śmieciami w piecu.
Aktywistów zaś karze się wielkimi mandatami za obrzucanie ciastem figur woskowych albo przedstawia jako tych, którzy chcą zabrać nam dobrobyt, podczas gdy najskuteczniej robią to krewni i naśladowcy Rockefellerów. To właśnie oni, oddając się rozpasanej konsumpcji i inwestując w najbardziej paliwożerne biznesy, pogłębiają katastrofę klimatyczną, a wraz z nią wiele zagrożeń, które co roku wylicza Światowe Forum Ekonomiczne w raporcie Global Risks.
Indywidualizacja winy za katastrofę klimatu – jeszcze większe świństwo, niż myślisz
czytaj także
Opublikowana niedawno 18. edycja tej analizy wskazuje jasno, że w perspektywie najbliższych dwóch oraz dziesięciu lat nie ma ważniejszych wyzwań niż te związane z łagodzeniem skutków zmian klimatu i adaptacji do nich. Nie obędzie się to jednak bez redukcji emisji gazów cieplarnianych, w których produkcji przoduje najzamożniejszy procent populacji.
Niestety, znajdujemy się na dobrej drodze do tego, by globalna temperatura rosła dalej i przekraczała punkty krytyczne. Wraz z nimi będą postępowały kataklizmy, degradacja przyrody, utrata różnorodności biologicznej, a także kryzysy w dostawach energii i żywności oraz wzrost kosztów życia i obsługi zadłużeń.
Tegoroczna konferencja Światowego Forum Ekonomicznego w Davos nie przyniosła żadnych nadziei nie tylko na to, że Andrzej Duda nauczył się angielskiego. Przede wszystkim pokazała kompletny brak pomysłu na rozwiązanie wymienionych wyżej problemów, lekceważonych przez polityczne i biznesowe elity.
Jakub Majmurek pisał na naszych łamach, że „czasy, gdy przez forum ekonomiczne w Davos wydawał się przemawiać duch dziejów, reprezentujący nową epokę, w której odpowiedzią na wszystko miałaby być liberalna globalizacja, dawno się już skończyły”. Podkreślała to też prasa światowa, „pełna pesymistycznych głosów o głębokim kryzysie, w jakim znalazły się przez lata promowane przez szwajcarskie forum idee”.
Niedługo po zakończeniu spotkań w Davos światło dzienne ujrzała także inna publikacja. Ekonomiści z World Inequality Lab, na czele którego stoi m.in. Thomas Piketty, wskazują w niej, że beztroska bogaczy kosztuje nas znacznie więcej, niż wydawało nam się do tej pory, a przede wszystkim – opóźnia konieczne przestawienie gospodarki na neutralną klimatycznie.
Climate Inequality Report 2023 dostarcza danych pokazujących, skąd obecnie pochodzą emisje dwutlenku węgla. Zgadliście – od zanieczyszczającej planetę elity, którą przyzwyczailiśmy się usprawiedliwiać na najrozmaitsze sposoby, głównie za sprawą ideologii merytokratycznej i towarzyszącej jej „narracji gloryfikującej przedsiębiorców i miliarderów”.
„Wygląda na to, że ideologia ta nie ma żadnych granic. Niektórzy zdają się sądzić, że wyłącznie Bill Gates, Jeff Bezos i Mark Zuckerberg wynaleźli komputery, książki i przyjaciół. Nigdy chyba nie będą dostatecznie bogaci, a lud całej kuli ziemskiej nigdy nie zdoła dostatecznie im podziękować za wszystkie te dobrodziejstwa. By lepiej ich chronić, próbuje się wznieść mury między złymi rosyjskimi oligarchami a dobrymi kalifornijskimi przedsiębiorcami, jak gdyby zapominając o wszystkich łączących ich podobieństwach: bardzo korzystnej pozycji, niemal monopolu, prawnych i podatkowych systemach faworyzujących największe podmioty, prywatnym zawłaszczeniu zasobów publicznych itd.” – pisze francuski ekonomista w Kapitale i ideologii.
Piketty: Bez drastycznego ograniczenia nierówności nie pojawi się rozwiązanie kryzysu klimatycznego
czytaj także
Jego koledzy z World Inequality Lab, Lucas Chancel, Philipp Bothe i Tancrède Voituriez, dodają, że przywileje pozwalają krezusom bezkarnie niszczyć Ziemię i jej klimat. W raporcie o nierównościach klimatycznych można przeczytać też, że znacząca część globalnej polityki klimatycznej skupia się na różnicach pomiędzy krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się oraz ich obecnej i historycznej odpowiedzialności za emisje gazów cieplarnianych.
To ma rzecz jasna kolosalne znaczenie w myśleniu o sposobach, w jakie zamożna Północ powinna wspierać biedniejsze i plądrowane przez siebie Południe, a także tworzyć omawiane na szczytach klimatycznych globalne fundusze kompensacyjne (w szczególności loss and damage) oraz środki na rzecz adaptacji i mitygacji do zmian klimatu tam, gdzie są one odczuwalne najbardziej.
Jednak dzielenie win, a w efekcie nakładanie obowiązków finansowych wyłącznie na poszczególne kraje nie rozwiązuje kwestii redukcji emisji i sponsorowania zielonej transformacji, zwłaszcza jeśli nie idzie w parze z niwelowaniem nierówności społeczno-ekonomicznych, redystrybucją dóbr oraz uszczelnianiem systemu podatkowego w sposób, który uwzględni większe i sprawiedliwsze niż do tej pory ściąganie środków na usługi publiczne z kieszeni bogaczy. Słowem: poza wskaźnikiem krajowym musimy też uwzględnić kwestię zamożności, która, gdy mówimy o ilości generowanych emisji, ma znaczenie co najmniej tak duże jak położenie geograficzne i podziały polityczne.
W raporcie czytamy, że „wszystkie osoby przyczyniają się do emisji, ale nie w ten sam sposób”. 10 proc. największych światowych emitentów dwutlenku węgla generuje prawie połowę wszystkich emisji gazów cieplarnianych, co prowadzi do dyskusji nie tylko o sprawiedliwości, ale także zróżnicowaniu wydajności wysiłków na rzecz ograniczenia śladu węglowego.
„Kto musi obniżyć swoje emisje, w jakim tempie i kiedy? Znajomość aktualnych poziomów emisji różnych grup społecznych ma kluczowe znaczenie dla udzielenia sprawiedliwej odpowiedzi na takie pytania” – piszą autorzy raportu. – „Wydaje się prawdopodobne, że bezwzględna redukcja emisji jest względnie łatwiejsza do osiągnięcia dla osób (lub firm) o wysokich dochodach niż dla osób o niskich dochodach i grup niskoemisyjnych, których emisje dwutlenku węgla są powiązane z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, takich jak ogrzewanie domu lub dojazdy, i którzy mają niewielkie zasoby ekonomiczne, aby pozwolić sobie na zmiany” – czytamy dalej.
Równiej już było. Nierówności w Polsce znów gwałtownie rosną
czytaj także
Eksperci zaznaczają, że polityki redukcyjne skierowane do najbogatszych, którzy wykazują wzorce konsumpcyjne zdecydowanie bardziej paliwożerne i szkodliwe dla planety niż niższe warstwy społeczne, a nawet klasa średnia, mają szansę przynieść lepsze efekty związane z osiągnięciem neutralności klimatycznej. Poza tym odpowiedzialność za emisje „to nie tylko kwestia konsumpcji towarów i usług generujących ślad węglowy”, ale także inwestycje w mniej lub bardziej emisyjne działania, biznesy, jak również lobbing polityczny.
Od tego, kto dysponuje większością kapitału, zależy bowiem to, w jaki sposób przebiegnie transformacja energetyczna – zarówno w poszczególnych krajach, jak i w obrębie każdego z nich. Zdaniem ekspertów drogą do przeprowadzenia zmian, które uwzględnią bezpieczeństwo planety i większości warstw społecznych, a także mają szansę wydarzyć się w tempie wskazywanym przez świat nauki, jest zaangażowanie w ten proces przede wszystkim osób zarządzających największymi zasobami ekonomicznymi.
Autorom raportu nie chodzi o to, by teraz obwiniać o katastrofę bogatych i zwalniać biednych z jakichkolwiek klimatycznych aktywności, lecz o znajdowanie rozwiązań.
„Celem jest raczej lepsze zrozumienie potencjalnie konfliktowej natury transformacji energetycznej, różnych możliwych koalicji przegranych i wygranych z pewnymi politykami klimatycznymi (lub z prowadzeniem business as usual) w ramach przyspieszenia zmian. Historia polityczna rzeczywiście pokazuje, że poważne zmiany społeczne rzadko zachodzą bez pewnego stopnia konfliktowości w danym społeczeństwie. Kluczowym pytaniem jest jednak, jak w pokojowy, demokratyczny sposób organizować spory między grupami społecznymi. Monitorowanie nierówności w emisjach i wysiłkach łagodzących między grupami emitentów może pomóc w pójściu w tym kierunku” – zapewniają, sugerując, że podatki od nadmiernych zysków i progresywne opodatkowanie (również w krajach rozwijających się) mogłyby z powodzeniem sfinansować niskoemisyjne, zielone inwestycje, ale także działania na rzecz zmniejszania nierówności i walki z ubóstwem.
Komentujący raport Peter Newell, specjalizujący się w stosunkach międzynarodowych profesor University of Sussex, powiedział „Guardianowi”, że publikacja obala także często powtarzaną tezę, wedle której „walka z globalnym ubóstwem miałaby przekroczyć światowy budżet węglowy”. Jest wręcz przeciwnie – jego zdaniem to niezajmowanie się przywilejami elit sprawia, że emisje rosną. „Zmniejszenie zużycia węgla na szczycie może zwolnić miejsce na wykorzystanie zasobów pozwalających wyciągnąć ludzi z ubóstwa” – stwierdził.
Potwierdzenie znajdujemy w publikacji World Inequality Lab: „Ostatnie badania przeczą poglądowi, że wyeliminowanie globalnego ubóstwa pochłonie większość pozostałego globalnego budżetu na emisję dwutlenku węgla, umożliwiającego osiągnięcie celów paryskich. Wydźwignięcie dużej liczby ludzi z ubóstwa nie musi mieć dużego negatywnego wpływu na łagodzenie zmiany klimatu” – czytamy w raporcie.
To teraz konkrety. Eksperci z World Inequality Lab wyliczyli, że gdyby 65 130 najbogatszych osób, dysponujących ponad 100 milionami dolarów (około 92 milionów euro), reprezentujących 0,001 proc. dorosłej populacji świata, zapłaciło podatek progresywny w wysokości od 1,5 do 3 proc. własnego majątku, to zgromadzilibyśmy globalnie blisko 300 mld dolarów rocznie. Z takim budżetem można by wdrożyć liczne inicjatywy wspierające zieloną transformację i walkę ze skutkami zmian klimatu.
Elity zawiodły w sposób katastrofalny. Trzeba ratować, co się jeszcze da
czytaj także
Szacuje się, że finansowanie adaptacyjne, pochodzące od bogatych państw i zapewniające krajom rozwijającym się poradzenie sobie z globalnym ociepleniem, powinno wynieść co najmniej 29 miliardów dolarów. To zaledwie jedna dziesiąta kwoty, którą tak naprawdę niewielkim, bo nieuszczuplającym znacząco majątków krezusów, kosztem, można by uzyskać za sprawą wprowadzenia nowego fiskalnego obowiązku.
Ale tu potrzebna jest inicjatywa rządów zdolnych nie tylko zmienić prawo podatkowe, ale i je egzekwować i wprowadzać jednocześnie wiele innych kompleksowych działań, w tym przede wszystkim zakończyć subsydiowanie jakichkolwiek inwestycji związanych z paliwami kopalnymi oraz skutecznie ściągać podatki od tzw. nadzwyczajnych i nieoczekiwanych zysków.
Nie myślcie sobie, że w czasach kryzysu jego sponsorzy klepią biedę. Jak podaje Reuters, koncern „Exxon Mobil właśnie ogłosił, że w 2022 roku zarobił 56 miliardów dolarów, bijąc nie tylko poprzedni rekord 45,2 miliarda dolarów z 2008 roku, ale także ustanawiając historyczny rekord dla zachodniego przemysłu naftowego”. Dalej agencja wylicza, że „Chevron odnotował rekordowe zyski w wysokości 35,5 miliarda dolarów, podczas gdy oczekuje się, że Shell, BP i Total pójdą w ich ślady mniej więcej w przyszłym tygodniu, czerpiąc ogromne zyski z wojny na Ukrainie i kryzysu energetycznego”.
Jak rozśmieszyć nafciarza? Łatwizna. Powiedz mu, że walczysz o klimat
czytaj także
„Bogaci – jednostki i wielkie korporacje – rzadko mieli tak dobrze, podczas gdy skrajne ubóstwo wzrosło po raz pierwszy od 25 lat. Ta rosnąca nierówność jest zagrożeniem dla demokracji na całym świecie. Albo odpowiednio opodatkujemy bardzo zamożnych, albo usiądziemy i będziemy patrzeć, jak społeczeństwo rozpada się w szwach” – pisze Sandrine Dixson-Decleve, przypominając, że w Davos padło parę ważnych zdań, jak na przykład to, że każda rażąca nierówność uniemożliwi zarządzanie najpilniejszymi problemami świata, w tym zmianami klimatycznymi. Tylko kiedy za słowami pójdą czyny?