Świat

Debata prezydencka na Ukrainie bardziej przypominała bitwę raperów niż dyskusję

Dyskusja polityków przed wyborami prezydenckimi była spektakularnym wydarzeniem rozrywkowym. Raczej jednak nie wpłynie na to, jak Ukraińcy zagłosują w niedzielę.

Dwóch kandydatów na prezydenta Ukrainy – aktor i komik Wołodymyr Zełenski i obecny prezydent Petro Poroszenko – debatowało na Stadionie Olimpijskim. To największe polityczne show w historii Ukrainy. Przemówienia były pełne nie tyle argumentów i programu, ile retorycznych chwytów i dissów, w których lepiej radził sobie Zełenski.

 

– Nie jestem pańskim oponentem, tylko wyrokiem – rzucił w trakcie debaty.

Poroszenko dla odmiany nazwał aktora „ładnym opakowaniem”, w środku którego chowają się oligarchowie, politycy związani z byłym prezydentem Wiktorem Janukowyczem (uciekł z kraju po Majdanie), piąta kolumna i Rosjanie.

Brakowało tylko, by przed każdą z rund przemówień kandydat na prezydenta jak w Ósmej mili krzyczał „DJ, kręć” albo przynajmniej moderatorzy uderzali w gong. Niektórzy żartowali, że dziękują kandydatom za działania na rzecz rozwoju ukraińskiego rapu.

Świąteczna atmosfera

W pierwszej turze różnica między Poroszenką a Zełenskim wynosiła 14 procent na korzyść tego drugiego. Według sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KMIS) jego przewaga w drugiej turze, która odbędzie się 21 kwietnia, wzrośnie aż do 47 procent.

Zełenski narzucił styl kampanii Poroszence, czego przykładem była piątkowa debata. Dwa tygodnie temu wezwał go, by spotkali się na stadionie po uprzednich badaniach lekarskich na obecność alkoholu i narkotyków. Poroszenko zaproszenie przyjął i od tego czasu rozpoczął się cyrk.

Sztaby Zełenskiego i Poroszenki nie osiągnęły kompromisu nawet w sprawie badań. Obecny prezydent przechodził badania na stadionie, a jego oponent w prywatnym laboratorium. Potem pojawiły się kolejne trudności. Kandydaci proponowali różne daty spotkania na stadionie. Zełenski upierał się przy 19 kwietnia, Poroszenko wzywał, by spotkać się pięć dni wcześniej. Przyszedł wówczas na stadion, ale jego oponenta tam nie było.

Komik prezydentem? Pięć lat po Majdanie Ukraińcy dalej głosują na mniejsze zło

Do samego końca nie było pewne, czy debata się na pewno odbędzie i czy będzie to 19 kwietnia. W międzyczasie wybuchł spór sztabów o scenę. A dokładnie o to ile ma ich być? Stanęło na dwóch scenach. Przemawiających kandydatów miała dzielić długość boiska. Natomiast ich zwolennicy zostali rozdzieleni bramkami w dwóch strefach kibica, jak je nazwano. W sztabie Zełenskiego poinformowano, że koszt debaty to 6–8 milionów hrywien (850 tys. – 1 134 tys. złotych), które po połowie zapłacą obaj kandydaci.

Kandydat ze świata kamer

Stadion Olimpijski może pomieścić siedemdziesiąt tysięcy osób. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na debatę przyszło dwadzieścia dwa tysiące osób, chociaż oczekiwano ponad dwa razy tyle. Zebrali się zwolennicy urzędującego prezydenta, jego oponenta, a także ci, którzy jeszcze nie są pewni, na kogo oddadzą głos. Wiele osób zostało zwiezionych autobusami z różnych części kraju, co organizował przede wszystkim sztab Poroszenki.

Porządku pilnowało dziesięć tysięcy policjantów. Przy stadionie stało także dwadzieścia ambulansów. Zamknięto pobliskie stacje metra. Wokół stadionu panowała piknikowa atmosfera, jakby 19 kwietnia był świętem państwowym. Po ulicach krążyli ludzie z flagami, wznosili okrzyki i odbywały się różne happeningi.

Owoc pomyłek

Boje o to, ile będzie scen i gdzie zostaną ustawione, były jedną z kluczowych kwestii ostatniego tygodnia kampanii wyborczej. Mimo tego tuż przed rozpoczęciem debaty Poroszenko zniknął ze sceny i udał się do „wrogiego obozu”. Przywitał się z Zełenskim i niespodziewanie dla publiczności i moderatorów okazało się, że kandydaci nie będą przekrzykiwać się przez stadion. Za plecami kandydatów ustawiły się ich rodziny i najbliższe otoczenie.

Zasady zostały jasno określone. Najpierw było losowanie – wygrał Zełenski, więc on pierwszy dostał prawo głosu. Kandydaci rozpoczęli od pięciominutowych przemówień. Potem była seria pytań i odpowiedzi, które Poroszenko i Zełenski zadawali sobie nawzajem. Przewidziano na to trzydzieści sześć minut (minuta na pytanie i pięć na odpowiedź). Na zakończenie każdy z kandydatów miał kolejne pięć minut wystąpienia i minutę na ustosunkowanie się do słów kandydata. Debatę moderowali przewodniczący zarządu Hromadskiego Radio Andrij Kułykow i prezenterka telewizyjna ICTV Ołena Frolak.

– Czy mogłem sobie wyobrazić, że ja, prosty chłopak z Krzywego Roku, będę walczył przeciwko człowiekowi, którego z przekonaniem wybraliśmy na prezydenta? – zaczął swoje wystąpienie od pytania retorycznego Zełenski. – Sam popierałem Poroszenkę. Naprawdę. Ale się pomyliłem, my się pomyliśmy.

Poroszenko się roześmiał. Sympatycy Zełenskiego przed sceną głośno klaskali.

Aktor stwierdził, że obecny prezydent ma dwa wcielenia – to dobre, publiczne, a drugie niejawne, kiedy po cichu załatwia szemrane interesy. W swoim wystąpieniu Zełenski podkreślał, że pięć lat rządów obecnego prezydenta było straconym czasem dla Ukraińców. Przypominał o korupcji, niespełnionych obietnicach, jak zakończenie wojny w dwa tygodnie, biedzie w kraju i bogactwie Poroszenki, a także zarzucił, że z Rewolucji Godności – jak Ukraińcy nazywają protesty na Majdanie – korzystają ludzie niegodni.

– Jestem owocem pańskich pomyłek i obiecanek – skwitował Zełenski.

Przedstawiał się jako kandydat spoza systemu, który chce zmienić Ukrainę na lepsze.

Na kolanach przed Ukrainą

Poroszenko natomiast mówił o braku doświadczenia politycznego Zełenskiego i o tym, że nie będzie on umiał rządzić krajem, w którym od pięciu lat trwa wojna (w jej rezultacie zginęło trzynaście tysięcy osób). Zarzucał mu, że jest kotem w worku, nie ma kompetencji, unika mediów i innych polityków, stoi za nim oligarcha Ihor Kołomojski. Starał się przedstawić aktora jako łatwy cel dla prezydenta Rosji Władimira Putina. Poroszenko próbował przekonać zebranych i widzów, że pomimo kryzysu za jego prezydentury dokonał się znaczący progres.

Zełenski, czyli zemsta na Ukrainie

– Zrobiliśmy więcej w ciągu pięciu lat niż pozostali w trakcie ćwierćwiecza – stwierdził Poroszenko.

Obecny prezydent powiedział, że nie można „pełznąć na kolanach do Putina, by obronić państwo”. To było nawiązanie do słów Zełenskiego. Aktor jeszcze podczas Majdanu mówił, że jest gotowy klęknąć na kolanach przed Putinem, byleby ten nie rzucał na kolana Ukrainy. Poroszenko wzywał, by dalej budować armię i państwo, a także bronić języka oraz kraju.

– Jestem teraz gotowy uklęknąć przed każdą matką, która nie doczekała się swojego chłopca z frontu, swojego syna – odpowiedział na to Zełenski. – Przed każdym dzieckiem, które nie doczekało się swojego ojca. Jestem gotowy stanąć przed każdą żoną, które nie doczekała się swojego męża. Zapraszam też pana.

Zełenski wyszedł na środek sceny i klęknął, a Poroszenko klęknął i pocałował ukraińską flagę.

Swoi dla swoich

Przed debatą do wejścia na stadion ustawiły się kolejki. W najdłuższej stali dziennikarze. Nadawali swoje relacje z każdego możliwego kąta, niektórzy tylko na chwilę wychodzili z kolejki, by przekazać widzom lub słuchaczom, że w niej stoją. To właśnie media żyły debatą najbardziej, mniej sami Ukraińcy. W sondażu KMIS, który ukazał się na trzy dni przed debatą, aż 51 procent respondentów przyznało, że jej przebieg nie będzie miał żadnego lub znacznego wpływu na to, na kogo oddadzą głos.

Koniec epoki?

Na stadionie spotkały się dwie wrogie drużyny, które są wierne Zełenskiemu lub Poroszence, i dopingowały swoich faworytów, jak tylko mogły. Gdy mówił ten pierwszy, zwolennicy prezydenta buczeli i krzyczeli „hańba”; bili brawo, jeśli przemawiał Poroszenko. To samo robili zwolennicy Zełenskiego, gdy on przemawiał. Dlatego większość wyszła z debaty z takimi przekonaniami, z jakimi się na nią udała. Zwolennicy Zełenskiego będą głosować na Zełenskiego, a Poroszenki na Poroszenkę. Bo nawet jeśli byli skorzy do zmiany zdania, to nie słyszeli drugiej strony.

– Szczerze mówiąc, nie mam zbyt wielu wrażeń, bo akustyka na stadionie była bardzo zła – powiedział sześćdziesięciodwuletni Wołodymyr, który znajdował się w sektorze Poroszenki. – Ale to, co co mieliśmy usłyszeć, usłyszeliśmy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij