Świat

Czy covidowa katastrofa pogrąży Bolsonaro?

Mimo że pandemia trwa już ponad rok, a dzienna liczba zgonów przekroczyła w Brazylii 4 tysiące, prezydent Bolsonaro nadal głosi, że koronawirus to medialna mistyfikacja. Ostatnio próbował podporządkować sobie siły zbrojne, by wojsko przełamało lockdowny w kilku brazylijskich stanach.

Jairowi Bolsonaro zaczynają się kończyć opcje. Coraz bardziej osamotniony brazylijski prezydent musi stawić czoło destabilizującemu kryzysowi politycznemu, który, jak się wydaje, mocno zniechęcił jego zwolenników, i poradzić sobie z pandemią, która bezlitośnie pustoszy jego kraj.

Gdy opozycja skrytykowała go za – jej zdaniem – nielegalną próbę zawłaszczenia brazylijskich sił zbrojnych, nad prezydentem zawisła groźba impeachmentu. W związku z zastraszającym wzrostem liczby ofiar covidu, który ani myśli ustąpić, krytycy zaczynają dobierać się Bolsonaro do skóry.

Wielu przeciwników uznało zwolnienie przez niego ministra obrony Fernando Azevedo e Silva i rezygnację naczelnych dowódców wszystkich trzech rodzajów brazylijskich sił zbrojnych za próbę zamachu stanu. A problemy polityczne Bolsonaro zbiegają się z nowym, ponurym brazylijskim rekordem. Na początku kwietnia po raz pierwszy od początku pandemii dzienna liczba zgonów przekroczyła 4 tysiące. Oznacza to, że jedna na cztery osoby, które przegrały walkę z covidem na świecie, zmarła w Brazylii. Całkowita liczba ofiar w tym kraju przekroczyła już 340 tysięcy.

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

czytaj także

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

Federico Finchelstein, Jason Stanley

Z 27 brazylijskich stolic stanowych w 21 obłożenie łóżek na oddziałach intensywnej terapii w państwowych szpitalach przekracza 90 proc. To najwięcej od początku pandemii. Według szacunków ośrodka biomedycyny Fiocruz, jeżeli obecny wskaźnik zakażeń utrzyma się, wkrótce w Brazylii będzie codziennie umierać 5 tysięcy osób. Jeżeli sprawy pozostaną w rękach Bolsonaro, liczba zakażeń będzie tylko rosnąć. Prezydent stwierdził, że wirus to trik, który zafundowały Brazylijczykom media i brazylijscy gubernatorzy – i po ponad roku pandemii nadal bagatelizuje powagę zagrożenia.

W przemówieniu do tłumu swoich zwolenników przed pałacem Alvorada w Brasilii po opublikowaniu przez Ministerstwo Zdrowia danych na temat dziennej liczby zgonów Bolsonaro skrytykował środki walki z wirusem wprowadzane przez gubernatorów i burmistrzów. Dwukrotnie zignorował kobietę, która pytała go o ponad 4 tysiące ofiar. Za każdym razem przerywał jej, by wyliczyć potencjalne konsekwencje pozostawania w domu, takie jak „depresja, tycie i nadciśnienie”.

„Co zrobi facet, który ma zakaz wychodzenia z domu? Zdziwiłbym się, gdyby trochę nie przytył. Naprawdę mocno bym się zdziwił. Nawet ja nabrałem trochę ciała” – Bolsonaro dał się słyszeć na nagraniu z wiecu.

Prezydent po raz kolejny zasugerował, że wirus jest niczym innym jak medialną mistyfikacją, i stwierdził, że mógłby położyć kres całemu kryzysowi w „pięć minut”. Wystarczyłoby przekupić przedstawicieli głównych mediów, „jak to miały w zwyczaju robić poprzednie rządy”.

Spalone mosty

Cynizm i banalizowanie pandemii przez Bolsonaro stoją w sprzeczności z sytuacją, jaka panuje w jego administracji. Pierwszy cios nadszedł 29 marca, kiedy Ernesto Araújo został zmuszony do złożenia dymisji ze stanowiska ministra spraw zagranicznych po wielu tygodniach presji narastającej nie tylko ze strony Kongresu i jego własnego ministerstwa, ale także wskutek nacisków z szeregów biznesowych lobbystów i inwestorów.

Jako kluczowy gracz w administracji Bolsonaro Araújo miał utrzymywać bliskie relacje z byłym amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem. W związku z tym wprowadził bezprecedensowe zmiany w brazylijskiej polityce dyplomatycznej, dystansując się od tradycyjnych sprzymierzeńców kraju i nawiązując sojusze z kilkoma nowymi. Przez cały 2020 rok Araújo obwiniał o pandemię Chiny. Raz nawet oskarżył Chiny o stworzenie „komunawirusa”, „po to, by powstał nowy porządek świata, bez narodów i bez wolności”.

Na początku roku z powodu nadszarpniętych w ten sposób relacji z najważniejszym partnerem handlowym Brazylii i dawnym sojusznikiem politycznym Chiny przeszły do ofensywy. Dokładnie w momencie, kiedy Brazylia desperacko potrzebowała szczepień. W styczniu chiński ambasador w Brasilii, Yang Wanming, ostrzegł, że Chiny mogą udostępnić Brazylii składniki potrzebne jej do samodzielnego wyprodukowania szczepionki Coronavac i AstraZeneca, jeżeli Araújo ustąpi ze stanowiska.

Czy Trump i Bolsonaro są winni ludobójstwa?

czytaj także

Czy Trump i Bolsonaro są winni ludobójstwa?

Federico Finchelstein, Jason Stanley

Kilka godzin po podaniu się przez Araújo do dymisji Bolsonaro zwolnił ministra obrony, Azevedo e Silvę, jakoby za odmowę upolitycznienia sił zbrojnych. Wywołało to polityczno-wojskowy kryzys, jakiego Brazylia nie widziała tu od czasów dyktatury wojskowej (1964–1985). Wielu z szeregów opozycji uznało tę dymisję za próbę zamachu stanu.

W reakcji na dymisję Azevedo e Silva dowódcy trzech gałęzi sił zbrojnych: Edson Pujol (wojska lądowe), Ilques Barbosa (marynarka) i Antônio Carlos Moretti Bermudez (lotnictwo), postanowili solidarnie podać się do dymisji, choć warto dodać, że Bolsonaro zwolnił ich, zanim zdążyli wręczyć mu rezygnacje. Po raz pierwszy od zakończenia rządów wojskowych w 1985 roku dowódcy trzech gałęzi sił zbrojnych ustąpili ze stanowiska jednocześnie.

Kiedy w marcu Bolsonaro wezwał „swoje siły zbrojne”, by pomogły mu zapobiec lockdownom zarządzanym przez urzędników, generałowie pozostali nieugięci. W swoim pożegnalnym oświadczeniu Azevedo e Silva podkreślił, że w czasie pełnienia stanowiska „zachował charakter sił zbrojnych jako instytucji państwowej”. Stanowiło to wyraźny przytyk do prezydenta, próbującego wykorzystać wojsko do własnych celów.

Gorzkie remedium

Po dymisji Azevedo e Silva Bolsonaro wymienił pięciu innych urzędników w gabinecie, ulegając presji ze strony centroprawicowego bloku partyjnego znanego jako „centrão”, od którego w znacznej mierze zależy poparcie Kongresu. Zmiany nastąpiły niecały tydzień po tym, jak Arthur Lira, lider „centrão” i marszałek Izby Deputowanych, które to stanowisko objął na początku roku m.in. dzięki pomocy Bolsonaro, ostrzegł prezydenta przed „gorzkim remedium”, jeżeli nie poczyni on intensywnych kroków zmierzających do opanowania pandemii, sugerując być może impeachment. Obecnie w Kongresie czeka już 107 wniosków o impeachment Bolsonaro.

Bolsonaro ma z kim przegrać, Lula wraca do gry

Nowych dowódców Bolsonaro powołał w nadziei na bardziej elastyczną współpracę, jednak ostatnie wydarzenia pokazują, że stracił poparcie swoich najbliższych sojuszników. Przynajmniej na razie. Subtelne pogróżki ze strony Liry, który jeszcze w lutym, po wygranych wyborach na marszałka Izby Deputowanych, twierdził, że impeachment nie jest właściwym trybem postępowania, potęgują tylko przekonanie, że wraz z pogarszającym się kryzysem zdrowotnym scena polityczna w Brazylii uległa drastycznym zmianom.

Impeachment prezydenta jest raczej mało prawdopodobny, biorąc pod uwagę mocno prawicowy skład Kongresu, jednak szanse na jego ponowne zwycięstwo Bolsonaro w wyborach prezydenckich 2022 roku zaczynają wyglądać krucho – zwłaszcza teraz, gdy na polityczną scenę wraca jego nemezis, były prezydent Lula.

**
Manuella Libardi jest brazylijską dziennikarką i redaktorką magazynu democraciaAbierta. Ukończyła studia na kierunku stosunków międzynarodowych. Na Twitterze: @ManuellaLibardi

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij