Kraj

E-papierosy do badania. Czy pomoże to uniknąć zatruć?

Główny Inspektorat Sanitarny idzie na wojnę z toksycznymi dodatkami do e-papierosów. Szpitale mają raportować do GIS wszystkie powiązane przypadki zatruć.

Główny Inspektor Sanitarny i krajowy konsultant ds. anestezjologii wezwali szpitale do zgłaszania wszystkich zatruć związanych z używaniem e-papierosów. Dyrektor GIS Jarosław Pinkas tłumaczy, że działa profilaktycznie i chce zapobiec nowej epidemii nałogu.

– Aby to zrobić, musimy mieć dokładne dane, jak wygląda sytuacja. Stąd zalecenie monitoringu, dzięki któremu przekonamy się, na ile problem jest poważny i jakie działania należy podjąć – stwierdził w rozmowie z „Gazetą Prawną”. Wtóruje Komisji Europejskiej, która zaleciła obserwację w związku z kolejnymi przypadkami uszkodzenia płuc związanego z używaniem „elektryków”, tzw. EVALI (E-cigarette or Vaping Product Use-Associated Lung Injury). W Polsce na razie odnotowano dwa przypadki, które mogą mieć związek z EVALI.

Czym jest EVALI?

– Nasza intencja jest taka, żeby uprzedzić to, co stało się w Stanach Zjednoczonych – powiedział „Gazecie Wyborczej” Jan Bondar, rzecznik GIS. W USA odnotowano w sumie 3 tysiące przypadków EVALI, ciężkiego (nieprzewlekłego) uszkodzenia płuc, do którego dochodzi u osób palących e-papierosy; prawie 60 z tych przypadków okazało się śmiertelnych.

W niektórych stanach wojna z konopiami faktycznie dobiega końca

Szybko ustalono, że to nie e-papierosy zabijają, tylko szkodliwe dodatki niewiadomego pochodzenia. Niemal wszyscy pacjenci przyznali się do używania (lub mieli w sobie ślady) ekstraktów marihuany rozcieńczanych octanem witaminy E. U niektórych osób w płucach znaleziono też limonen (syntetyczny aromat), a nawet olej kokosowy. Kiedy amerykańskie Centrum Kontroli Chorób i Prewencji zidentyfikowało winne produkty, podniosło alarm i liczba zatruć zaczęła spadać.

Wszystko, co musisz wiedzieć o substancjach psychoaktywnych, na wyciągnięcie kciuka

Do Polski dotarła panika, ale wnioski niestety już nie. Straszenie śmiercią trwa w najlepsze, a na celowniku są wszystkie rodzaje e-papierosów – te z kannabinoidami i te bez. Ministerstwo Edukacji Narodowej i GIS przygotowało w październiku 2019 broszurę, którą rozesłało rodzicom za pomocą e-dziennika: „Amerykańskie szpitale głośno mówią o coraz większej liczbie bardzo młodych osób palących e-papierosy, które trafiają do szpitali z problemami oddechowymi. Jedynym czynnikiem wspólnym w tych przypadkach jest używanie e-liquidów”. W artykule Gazety Prawnej możemy z kolei przeczytać, że to THC, psychoaktywny składnik marihuany dodany do płynu e-papierosa, powoduje tzw. zespół EVALI. Ani jedna, ani druga informacja nie jest prawdziwa, jak można się dowiedzieć na stronach amerykańskiego odpowiednika GIS, wspomnianego już Centrum Kontroli Chorób i Prewencji.

Dyrektor GIS dodał też, że w e-papierosach – w zależności od tego, skąd pochodzą – mogą się znaleźć m.in. THC lub CBD, pochodne czuwaliczki jadalnej, kokaina, metamfetamina, pigułka gwałtu, a także heroina i fentanyl.

Weterani leczą stres pourazowy ayahuaską

– To tak jakby obwiniać kieliszek – skomentował w „Wyborczej” prof. Andrzej Sobczak ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. – W legalnej sprzedaży nie ma takich substancji w płynach do e-papierosów. Mogą się w nich znaleźć, tylko jeśli ktoś je doda. Nie można obwiniać e-papierosów o to, co ktoś do nich dodaje, bo to tak, jakby obwiniać kieliszek o to, co sobie ktoś do niego naleje.

Czy e-papierosy są bezpieczne?

Elektroniczne papierosy z pewnością są bezpieczniejsze od zwykłych, które zabijają aż 50% swoich długotrwałych konsumentów.Nie są jednak zupełnie pozbawione ryzyka, w tym rakotwórczych substancji. Dobrze udowodniono wydzielanie się w podgrzewanym płynie nikotynowym acetaldehydu i benzaldehydu, z których pierwszy jest karcynogenem I grupy (powoduje raka), a drugi grupy II (może powodować raka). Chociaż stężenie szkodliwych substancji jest znacznie mniejsze niż podczas spalania, to znów najgroźniejsze okazują się dodatki. Wiśniowe aromaty mogą wydzielać nawet więcej benzaldehydu niż tradycyjne spalanie tytoniu. O metodach podgrzewania suszu takich jak IQOS nie wiadomo jeszcze zbyt wiele.

Sprawdziliśmy, jak w Europie Środkowo-Wschodniej traktuje się użytkowników narkotyków

Płuca nie są stworzone do inhalowania się nałogowo dymem, niezależnie jakim. Przewlekłe wdychanie toksycznego aerozolu (nieważne czy smogu, dymu czy e-dymka) powoduje wzrost zachorowalności na choroby płuc. Spośród chorób zidentyfikowanych przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco można wymienić choćby astmę, przewlekłe zapalenie oskrzeli, rozedmę i przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP). Użytkownicy waporyzerów chorują na nie o 1/3 częściej niż niepalący. Gorzej mają konwencjonalni palacze, którzy chorują aż 2 razy częściej, i osoby mieszające obie metody – aż 3 razy częściej.

Nikotyna stymuluje i uzależnia

Głównym ryzykiem e-fajków jest przede wszystkim uzależnienie od nikotyny. Podczas gdy popularność palenia powoli spada, od 2011 roku sześciokrotnie wzrosła liczba nastolatków, którzy próbowali e-papierosów. Aż 30 proc. z nich deklaruje, że pali je regularnie, a 60 proc., że spróbowało ich co najmniej raz. Nic dziwnego, skoro mogą kupić mocny stymulant, jakim jest nikotyna, o smaku gumy balonowej albo miętowym (ostatnio zakazane w USA). Wykorzystała to firma JUUL promująca swoje produkty w stylu kolejnego iPhona.

JUUL to kontrowersyjna marka, która wprowadziła na rynek nowe, zgrabne waporyzery podgrzewające sole nikotynowe. Ta innowacja pozwala na dostarczenie do krwi jeszcze większej dawki psychoaktywnej substancji niż innymi metodami. Ponadto przed 2015 rokiem najpopularniejsze płyny zawierały 1–2,5% nikotyny. JUUL zadebiutował kapsułkami z aż 5-procentowym stężeniem. Za oceanem nie ma ograniczeń i wkłady zawierają nawet 59 mg nikotyny, odpowiednik 3 paczek papierosów. Na szczęście w Unii Europejskiej JUUL są ograniczone do 20 mg.

Podgrzewanie zamiast palenia

Oficjalnie e-dymek jest reklamowany jako metoda rzucania palenia lub redukcji szkód. I faktycznie w tym celu sprawdza się na tyle dobrze, że poleca go nawet badający szkodliwość elektronicznych papierosów profesor Sobczak, kierownik laboratorium w Zakładzie Szkodliwości Chemicznych i Toksykologii Genetycznej. – To udowodnione, że e-papierosy są szkodliwe, ale w mniejszym stopniu niż papierosy tradycyjne. Obecna panika wokół nich sprawia, że bardzo wiele osób, które kiedyś przestały palić zwykłe papierosy i przerzuciły się na elektroniczne, teraz z powrotem po nie sięga. To jest szkoda dla ich zdrowia – przestrzegał w rozmowie z „Wyborczą”.

Farmaceutyczny gigant oskarżony o wywołanie fali śmiertelnych przedawkowań

Nadal nie znamy długotrwałych efektów wdychania aerozoli. – Zawarta w płynie nikotynowym gliceryna czy glikol propylenowy są na tyle bezpieczne, że moglibyśmy je czasami zjeść, ale wdychanie ich w formie mgiełki przez wiele lat? Tego jeszcze nie wiemy – mówił profesor Sobczak w roku 2015 w rozmowie dla „Wyborczej”. Jednak w 800 pracach naukowych na temat elektronicznych papierosów, które przeczytał, na razie nie widać dziury w całym. – Sprawdzamy wszystko, co się da, pod każdym kątem. Tu chodzi o zdrowie publiczne! Ale nie można na siłę wyszukiwać rzeczy, których nie ma, i straszyć tym ludzi. Bo to nie jest rzetelna nauka.

Nietrafione badania

Skuteczny system wczesnego ostrzegania powinien obejmować badanie substancji i osób ich używających, zanim te trafią do szpitala. To tania i skuteczna metoda zapobiegania zatruciom, która choćby w Holandii sprawdza się od ponad 20 lat. Tam zamiast testować używki na sobie, każdy może anonimowo i za darmo przebadać je w rządowym laboratorium. W ten sposób zyskuje się bezcenne dane i oszczędza zdrowie, pieniądze oraz czas.

Nic nie nauczyła nas walka z narkotykami. Dlaczego tak samo walczymy z dopalaczami?

W Polsce GIS zapowiada jednak dwa inne projekty badawcze, które mają pozwolić poznać skalę zjawiska EVALI. Pierwszy z nich to sprawdzanie produktów dostępnych na rynku, co w ogóle nie odnosi się do modyfikowanych, nielegalnych produktów, będących przyczyną epidemii w USA. Drugie to ankieta dla 12 tys. młodych osób na temat tego, jak często modyfikują swoje liquidy i jakich substancji do nich dodają.

Brakuje badania samych liquidów pozyskanych od użytkowników. Na ogromną potrzebę takiej anonimowej usługi wskazuje wynik pilotażu projektu „Dopalamy wiedzę”, przeprowadzonego przez konsorcjum Narodowego Instytutu Leków, Instytutu Psychiatrii i Neurologii, Fundacji Prekursor i Społecznej Inicjatywy Narkopolityki (2019). W czasie prowadzenia badań udało się wykryć i zgłosić do Europejskiego Systemu Wczesnego Ostrzegania o NSP (EWS) niezidentyfikowany wcześniej na terenie Unii nowy niebezpieczny opioid o-metyloacetylofentanyl. To pierwszy krok w kierunku ograniczaniu szkód związanych z rozprzestrzenieniem się tej substancji.

Skoki przez okno, Lenin wiecznie grzybem i inne mity o psylocybinie

Wyniki tego typu badań w innych krajach też są obiecujące. Testowanie substancji pozwala nie tylko pozyskać bezcenne dane, które mogą ocalić życie, ale też zniechęca do używania toksycznych środków. Z badań przeprowadzonych na brytyjskim Uniwersytecie Durham wynika, że nawet 2 na 3 osoby, które sprawdzają skład swoich substancji, rezygnują z zażycia tych o niepożądanym składzie. Usługi badania składu substancji działają już w blisko połowie krajów europejskich. Ile osób w Polsce musi jeszcze trafić do szpitala, żeby państwo zaoferowało im pomoc?

Fot. https://vaping360.com/

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jerzy Afanasjew
Jerzy Afanasjew
Badacz narkotyków
Aktywista i edukator Społecznej Inicjatywy Narkopolityki. Zajmował się problematyką polityki narkotykowej na stażach w „Romanian Harm Reduction Network” w Rumunii oraz w „Check!t” w Portugalii i „Energy Control” w Hiszpanii. W SIN prowadzi działania związane ze sprawdzaniem składu i bezpieczeństwa substancji psychoaktywnych.
Zamknij