Zdrowie

Farmaceutyczny gigant oskarżony o wywołanie fali śmiertelnych przedawkowań

Nad potężną rodziną Sacklerów – właścicielami amerykańskiej firmy farmaceutycznej Purdue Pharma produkującej OxyContin – zbierają się czarne chmury. Czy w końcu nadszedł czas, by zapłacili za swoją rolę w rozpętaniu i podtrzymywaniu największej epidemii uzależnień w historii USA?

Zacznijmy od kilku liczb. 100 – tyle osób przedawkowuje opioidy w USA każdego dnia. 400 tysięcy – tyle osób w latach 1999–2017 przedawkowało opioidy ze skutkiem śmiertelnym. 13 miliardów dolarów – tyle warta jest rodzina Sacklerów. 2000 – z tyloma pozwami musi się zmierzyć należąca do Sacklerów Purdue Pharma. Skąd pozwy? Sacklerowie odegrali główną rolę przy wybuchu epidemii uzależnień od opioidów.

Historia Purdue Pharma to typowa historia amerykańskiego sukcesu. Można by ją opowiadać jak podnoszącą na duchu przypowieść o geniuszu prostego pomysłu ułatwiającego życie – OxyContin, flagowy produkt firmy, miał być cudownym lekiem na ból, dzięki specjalnej formule rzekomo całkowicie bezpiecznym. Historia popadnięcia w niesławę jest z kolei równie typową amerykańską historią o chciwości, która popchnęła rodzinę lekarzy do złamania naczelnej zasady przysięgi Hipokratesa – po pierwsze nie szkodzić.

Dobrodzieje, filantropi, krezusi

Purdue Pharma trafiła w ręce Sacklerów w połowie XX wieku. Kupiło ją wtedy trzech braci lekarzy – Mortimer, Raymond i Arthur. W latach 70. firma zaczęła wytwarzać leki przeciwbólowe na bazie opioidów. Niecałe dwadzieścia lat później zaczęła się w tym specjalizować, a prawdziwą żyłą złota – i początkiem problemów Purdue Pharma i Sacklerów – okazał się wprowadzony na rynek w 1995 roku OxyContin.

Substancją aktywną w OxyContinie jest oksykodon, pochodna morfiny popularnie zwana oxy. Sam oksykodon uzyskano po raz pierwszy w 1916 roku w Niemczech i od tamtego czasu razem z morfiną i podobnymi był używany jako środek znieczulający.

Rodrik: Tracimy wspólnoty

Brany doustnie oksykodon działa do sześciu godzin. Lek trzeba było brać w miarę często, ryzykując nieprzyjemności związane z efektami ubocznymi i uzależnienie. OxyContin miał być cudowną odpowiedzią na ten problem – kontrolowane uwalnianie substancji aktywnej miało powodować, że lek działa dłużej, tabletki należało łykać rzadziej. Firma twierdziła – popierając to badaniami – że dzięki temu groźba uzależnienia jest dużo mniejsza.

Lek przepisywano rutynowo, bo ze względu na rzekomą niską szkodliwość rekomendowano go nie tylko na bóle ostre, ale też średnie. Niby bezpieczniejszy oxy powszechnie wędrował do domowych apteczek, zyski spółki szły w górę, konta Sacklerów pęczniały.

Psychodeliki – ani trucizna, ani panaceum. W takim razie, co?

W 2017 roku „”New York Times” zaliczył Sacklerów do jednych z najbogatszych rodzin w Stanach. Hojnie obdarowywali uniwersytety i instytucje kultury po obu stronach oceanu. Wśród nich znalazły się przynajmniej cztery uczelnie z Ivy League: Massachusetts Institute of Technology, Uniwersytet w Glasgow, nowojorskie muzea Guggenheima i Metropolitan (w Metropolitan Sacklerowie mają swoje własne skrzydło) czy londyńskie Tate i National Portrait Gallery. Lista instytucji jest długa. Z właścicieli firmy farmaceutycznej stali się członkami elity – filantropami.

Kary za oszustwo

Za historią popularności OxyContinu i samej rodziny Sacklerów stoi jednak mroczny sekret.

Opioidy zabijają Amerykę

Lekarze przepisywali lek często, bo jedną ze strategii Purdue Pharma był agresywny marketing, na który firma wydała od sześciu do dwunastu razy więcej pieniędzy niż jej konkurenci na swoje produkty. Lekarze zapraszani byli na opłacane przez firmę „sympozja”. Purdue Pharma, korzystając z dostępnych jej informacji, zapraszała na te „szkolenia” lekarzy wystawiających wiele recept na opioidy. Przedstawiciele Purdue Pharma namawiali ich, aby nie tylko przepisywali OxyContin zamiast innych leków przeciwbólowych, ale też by chętniej go przepisywali w innych przypadkach niż ostre bóle wywołane nowotworami. Purdue Pharma stosowała również program darmowych miesięcznych zapasów leków dla pacjentów. Biorąc pod uwagę amerykański system ochrony zdrowia – w tym niejednokrotnie konieczność współpłacenia za leki – miesięczny zapas pigułek mógł być istotną ulgą dla domowego budżetu.

Przedawkowanie to uderzenie w dno? Ty też możesz nie przeżyć

W 2007 roku Purdue Pharma przyznała, że „bezpieczny opioid” to pic na wodę, a potwierdzające to badania są metodologiczną fuszerką. Troje kierowników przyznało się do zarzutów wprowadzania w błąd. OxyContin był dużo bardziej uzależniający, niż wcześniej twierdzono, i wcale nie był bezpieczniejszy od generycznego oxy. Firma zapłaciła 634 miliony dolarów kary. Z ujawnionych w 2018 roku poufnych materiałów Departamentu Sprawiedliwości wynika, że Purdue Pharma zdawała sobie sprawę ze szkodliwości leku. Już w wewnętrznych dokumentach firmy z 1997 roku pojawiają się określenia takie jak „wartość uliczna” – pracownicy Purdue Pharma musieli wiedzieć, że ich lek sprzedawany jest nielegalnie na ulicy.

Ale w 2007 roku było już za późno. Radykalny wzrost przypadków uzależnień od leków przeciwbólowych na receptę, zwłaszcza OxyContinu, zanotowany został pięć lat wcześniej.

Kogo chciałby zabić Donald Trump?

Tam, gdzie przepisywano dużo OxyContinu, ludzie częściej się uzależniali i – gdy nie było ich stać na opioidy przepisywane na receptę – częściej się przerzucali na heroinę lub śmiercionośny fentanyl (który, swoją drogą, Purdue Pharma również produkuje).

Wyrok z 2007 roku nie był jedyny. W 2015 roku Purdue Pahrma podpisała ugodę ze stanem Kentucky i wypłaciła 24 miliony dolarów odszkodowania za uzależnienia od opiatów w Appalachach, jednym z najbiedniejszych regionów USA.

Bogiem a prawdą, te ugody i kary to niewiele znaczący klaps. Ponad 650 milionów dolarów, które firma musiała zapłacić, jest niczym w porównaniu z miliardowymi zyskami, jakie przynosi jej OxyContin. Do tej pory jednak rodzinie Sacklerów udawało się wywinąć.

Amerykański kryzys opioidowy

Tysiące pozwów przeciwko farmaceutycznemu gigantowi

Sytuacja zmieniła się w 2018 roku, kiedy nastąpił wysyp spraw przeciwko Purdue Pharma. Obecnie firma musi stawić czoła ponad 2 tysiącom pozwów. Według przecieków w marcu 2019 roku kierownictwo firmy miało rozważać ogłoszenie bankructwa, by móc spłacić potencjalne zobowiązania. Wśród pozywających jest 45 spośród 50 stanów. Część z tych pozwów jest wymierzona również bezpośrednio w rodzinę Sacklerów.

Ponad sześćset podmiotów – miast, hrabstw i indiańskich plemion – pozwało właścicieli Purdue Pharma za ich rolę w rozpoczęciu „najgorszego kryzysu narkotykowego w historii Ameryki”. „Ten naród stoi wobec bezprecedensowej epidemii uzależnień od opioidów, która została zainicjowana i była podtrzymywana przez pozwanych Sacklerów dla ich własnego zysku kosztem każdego z powodów” – czytamy w złożonym w Nowym Jorku pozwie.

Jak to jest umrzeć z pogardy na Krymie?

czytaj także

W innym pozwie prokurator generalny stanu Massachusetts idzie o krok dalej i stwierdza, że celem Purdue Pharma i Sacklerów było stworzenie systemu samonapędzającej się epidemii: jednocześnie produkowali uzależniający opioid i leki na uzależnienie od opioidów. Nie jest to teoria kompletnie wyssana z palca: Purdue Pharma wypuściła w 2018 roku swoją wersję buprenorfiny.

Sacklerowie stracili również pozycję szlachetnych filantropów. Pod społeczną presją nowojorskie muzeum Guggenheima ogłosiło, że kolejnych darowizn od Sacklerów nie przyjmie. Brytyjska National Portraits Gallery zrezygnowała z grantu w wysokości miliona funtów. Uniwersytet Columbia z Nowego Jorku i Uniwersytet Waszyngtoński w Seattle również skreśliły właścicieli Purdue Pharma z listy darczyńców.

Zyski z cierpienia i obłudna filantropia

czytaj także

Okazało się bowiem, że Sacklerowie dorabiali się na OxyContinie tak, jak dilerzy zarabiają na dragach. Wiedzieli o jego szkodliwości, ale wprowadzali użytkowników w błąd. Zbudowali całą siatkę dystrybutorów z licencjami lekarskimi. I – niczym antybohaterowie słabej kampanii antynarkotykowej – proponowali pierwszy miesiąc działek za darmo. Teraz mogą skończyć jak dilerzy złapani na gorącym uczynku – za kratkami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij