Kraj, Zdrowie

Ryszard: Nie stać mnie na marihuanę z apteki, dlatego zacząłem uprawiać ją sam

W urodziny Ryszard leżał w szpitalu. Od lekarza dostał fajkę, partnerka kolegi z sali przyniosła susz. Według Ryszarda marihuana przyspieszała leczenie obydwu gruźlików. Twierdzi, że pomaga mu ona do dzisiaj. Ale za uprawę na własną rękę grozi mu teraz 15 lat więzienia.

Gruźlicy Ryszard nabawił się w Indiach. Mieszkał tam 11 lat – w tym czasie handlował szmaragdami i rubinami, nauczył się języka. Ale kiedy się zorientował, że choroba zrobiła mu w płucach pięć dziur, wrócił do Austrii na leczenie. Przez chemioterapię tracił kilogramy i apetyt, ale w leczeniu miał mu pomóc sąsiad z sali, też chory na gruźlicę. Mężczyzna palił marihuanę, którą donosiła mu partnerka.

– Zacząłem palić razem z nim i okazało się, że wraca mi apetyt. Lekarze nie mogli uwierzyć, że mam tak dobre wyniki krwi podczas brania chemii – opowiada Ryszard.

W końcu wyjaśnił lekarzowi, że je normalnie dzięki marihuanie. – Lekarz się uśmiechnął. Dwa dni później miałem urodziny i dostałem od niego fajkę – wspomina mężczyzna.

To było w latach 80. Od tamtego czasu, jak twierdzi, marihuana pomaga mu walczyć z pochorobowymi problemami z oddychaniem. Ma łagodzić też bóle kręgosłupa i głowy, które pojawiły się z wiekiem, i pozwalać spokojnie spać bez żadnych dolegliwości.

– Wcześniej używałem marihuany rekreacyjnie, ale od 30 lat to jest moje lekarstwo – tłumaczy 69-latek. Korzysta z niej za pomocą waporyzatora – urządzenia, które podgrzewa susz i uwalnia z niego substancje aktywne, które na końcu się inhaluje.

Konopny pat

Rodzina Ryszarda wyjechała z Polski, kiedy ten był nastolatkiem. W Austrii przepracował 20 lat, między innymi jako handlarz staroci. – Miałem do tego smykałkę i uwielbiałem przesiadywać na pchlich targach. Znajdowałem ciekawe przedmioty i handlowałem nimi dalej – opowiada emeryt. Ale austriackiego obywatelstwa nie przyjął, pozostawiając tylko polskie. – Ciągle byłem tam obcokrajowcem i sześć razy chcieli mnie deportować. Trafiałem wtedy do aresztu, ale po pół roku puszczali mnie wolno – relacjonuje.

Szwajcaria legalizuje marihuanę. Na razie pilotażowo

Jednak w końcu kazali wyjechać na dobre. – W 2005 roku chciałem pokazać mojej partnerce Polskę. Wsiedliśmy w pociąg, ale na granicy zorientowali się, że nie mam prawa pobytu w Austrii, i deportowali mnie do Warszawy – mówi Ryszard. Na początku zamieszkał u matki w Nowym Sączu, a po jej śmierci wpadł w kłopoty finansowe. – Kupiłem starą chałupę na Podkarpaciu, wyremontowałem ją i już w niej zostałem.

W Harklowej mieszka prawie 15 lat. – Marihuanę uprawiałem w ogródku. Lekarze przepisywali mi silne leki przeciwbólowe, ale one źle wpływają na moją wątrobę. Do tego zawierają opioidy, które szybko uzależniają, a ja tego nie chcę – tłumaczy mężczyzna.

Mówi, że marihuana medyczna (dostępna w aptekach od 2017 roku) to nie opcja dla niego. Dlaczego? – Dostaję 700 zł emerytury, a jeden gram kosztuje ponad 60 zł. Tutaj nigdzie nie było lekarza, który wystawiłby na to receptę, więc musiałem po nią jechać na prywatną wizytę aż do Łodzi. Nie stać mnie na to – tłumaczy Ryszard.

Skręt, areszt, przeszukanie, a na końcu… umorzenie

Tak jak tysiące pacjentów w Polsce, Ryszard znalazł się w patowej sytuacji. Dla wielu pacjentów cena suszu dostępnego w aptecznym obiegu jest zaporowa. Dzieje się tak głównie dlatego, że legalizując medyczne użycie marihuany w 2017 roku, parlamentarzyści nie zgodzili się na jej produkcję w Polsce. Surowiec trzeba sprowadzać z zagranicy. Z tego wynika kolejny problem: przestoje w dostawach. Te z kolei powodują wielomiesięczne braki w aptekach w całym kraju. Osoby, które decydują się na prowadzenie własnej uprawy, ryzykują odpowiedzialność karną.

Jak sobie radzą pacjenci? Rozwiązań może być kilka. Jednym z nich jest kupno takiej ilości, na jaką pozwala zasobność portfela. Kolejne to całkowita rezygnacja z konopnej terapii, zaopatrywanie się u dilera albo własna produkcja. Na tę ostatnią opcję od lat stawiał Ryszard. Krzaki marihuany uprawiał w ogródku bądź w domu. Zawsze było to ryzykowne rozwiązanie, ale prawdziwe problemy zaczęły się dopiero w marcu tego roku.

Zbiórka na zrujnowanego

– Przyszła do mnie ekipa sześciu policjantów. Dwa razy przewrócili chałupę do góry nogami. Rośliny i susz zarekwirowali, a mnie zawieźli na komisariat do Jasła – relacjonuje mężczyzna. Funkcjonariusze chcieli zamknąć go w areszcie, ale nie pozwolił na to lekarz ze względu na stan zdrowia zatrzymanego.

Prokuratura postawiła zarzuty: uprawa marihuany i wyprodukowanie znacznej ilości środków odurzających pod postacią zasuszonych łodyg. Grozi za to kara od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.

– Zrobili ze mnie narkomana, bo zaczęli zastanawiać się, ile osób mógłbym tym obdzielić. A ja to wszystko miałem tylko dla siebie – tłumaczy mężczyzna. Opowiada, że policjanci zarekwirowali 24 krzaki marihuany różnych odmian. Jego obrończyni wyjaśniała, że wyprodukowany przez Ryszarda susz miał zawartość zaledwie między 0,5 a 2,2 proc. substancji psychoaktywnej THC. Tymczasem surowiec sprzedawany w aptekach składa się z THC aż w 20–22 proc. A to oznacza, że całość materiału zabezpieczonego w domu emeryta odpowiadałaby 13 gramom marihuany sprzedawanej w aptece.

– Musiałem jeździć do Rzeszowa na różne badania, a to jest dla mnie zawsze trudność, bo poruszam się z balkonikiem. I jeszcze potrzebowałem pieniędzy na marihuanę z apteki. Musiałem sprzedać nawet kosiarkę spalinową, bo mnie zrujnowali – opowiada Ryszard.

Jego sprawą zainteresowali się aktywiści konopni. – Zorganizowali dla mnie zbiórkę pieniędzy i dają dużo wsparcia. Podbudowało mnie to, bo już byłem psychicznie wykończony.

Mamy przepisy, które już dzisiaj pozwalają nie karać za uprawianie marihuany

Jak przestępca

Ale zbiórka to nie wszystko. 15 listopada, w dniu rozprawy sądowej, aktywiści zorganizowali dwa protesty w obronie jego i wszystkich pacjentów, których polskie prawo traktuje jak przestępców za uprawę marihuany w celach medycznych. Pierwszy odbył się w samo południe przed Sądem Okręgowym w Krośnie, gdzie trwała rozprawa w procesie Ryszarda. W kameralnym proteście wzięła udział m.in. Beata Maciejewska, posłanka Lewicy, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany.

Nie będzie kar za posiadanie marihuany? Ustawy konopne już w Sejmie

– Żyjemy w kraju, w którym człowiek taki jak pan Ryszard, osoba schorowana, która poprawia swoją jakość życia dzięki marihuanie leczniczej, dzisiaj stoi przed sądem i może dostać karę wyższą niż przestępca, który dopuścił się gwałtu – mówiła w Krośnie posłanka.

Tego samego dnia wieczorem pikieta odbyła się pod Ministerstwem Sprawiedliwości w Warszawie. – Jaka może być szkodliwość takiego czynu i dlaczego grozi mu 15 lat więzienia? To absurdalne, że pacjenci są traktowani jak przestępcy, chociaż szkodliwość społeczna ich czynu jest zerowa – mówił Łukasz Rydzik, organizator protestu. Z powodu choroby biegłego rozprawa została przełożona na 7 grudnia.

Spokój tymczasowy

Ryszard cieszy się, że nie zamknęli go w areszcie, bo wtedy zostawiłby bez opieki dwa psy i kota. Jeśli samopoczucie pozwoli, będzie rzeźbił w drewnie z lipy. To jego największa pasja obok gitary, ale na granie już nie pozwala mu zdrowie. – Do tego wszystkiego mam przykurcze w dłoniach, które są problematyczne do zoperowania. Jestem mańkutem, więc wystarczyłaby mi tylko lewa ręka do przyciskania akordów. Prawą wali się po strunach, więc to nie aż tak potrzebne – opowiada.

Parlamentarzyści pracują nad trzema ustawami konopnymi. Ile suszu na własny użytek?

Za dwa tygodnie Ryszard obchodzi 70. urodziny. Bóle nie ustają, płuca pracują z oporem. Teraz mężczyzna łagodzi dolegliwości marihuaną medyczną, którą kupił w aptece. – Aktywiści zrobili dla mnie zbiórkę pieniędzy i tylko dzięki temu mnie na nią stać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mateusz Kowalik
Mateusz Kowalik
Dziennikarz Krytyki Politycznej
Dziennikarz, stały współpracownik Krytyki Politycznej. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Zamknij