Kultura

Wakacje od istnienia? Wiersze na czas kwarantanny

140 wierszy ponad sześćdziesięciorga autorek i autorów na czternastodniową kwarantannę (albo na trzy dni majówki). W sam raz, żeby serwery Netflixa mogły trochę odetchnąć. Publikujemy wybór wierszy ze zbioru „Wakacje od istnienia? Czternastodniówka literacka”, dostępnego bezpłatnie online.

Czy literatura może nam pomóc w czasach trudnych i niepewnych? Mamy nadzieję, że tak. Wierzymy, że odpowiednie teksty literackie mogą zapewnić chwilę wytchnienia, zrekompensować nam pewne ograniczenia mobilności i kontaktów towarzyskich, wesprzeć w pracy, którą w nowych okolicznościach musimy wykonywać, uzbroić nas w niekonwencjonalny obraz sytuacji, pomóc uporządkować zagubione niekiedy życie wewnętrzne czy dać poczucie, że jednak nie jesteśmy w tym wszystkim sami – piszą redaktorzy zbioru: Tomasz Bąk, Michał Domagalski i Michał Kasprzak. Wiersze, które się w nim znalazły, wybrali ich autorzy i autorki. Oto kilka z nich.

Adam Kaczanowski, Gimnastyka

Zostań
Zostań najuczciwszą parodią samego siebie
Pocałuj
Czy pocałowałeś dzisiaj bankomat wystarczającą
ilość razy?
Masturbuj się
myśląc, co włożysz dzisiaj do koszyka w sklepie
a co włożysz jutro i pojutrze
Masturbuj się myśląc o swojej przyszłości
i o przyszłości swoich zakupów
i o przyszłości całego świata zakupów
Przyklęknij
na widok twojego szefa
Przyklęknij dwa razy na widok
szefa twojego szefa
Padnij na kolana
na widok szefa wszystkich szefów
Zostań marionetką w swoich własnych rękach
Pocałuj pieniądze, które leżą na ulicy
Przytul je
Módl się o zdrowie dla rodziny twojego szefa
Czekaj na koniec tak jakbyś czekał na koniec
a nie na początek

Maria Halber, […]

drzewa drążą dziury w niebie, na gałęziach gołębie drgają jak śnięte
– z perspektywy okna (oka?) pomyślałam sobie: to takie proste przecież
niektóre rzeczy są uporczywie odruchowe, innych wolałabym nie tknąć
czy może łkać patrząc, wierzyć że przejdzie

we mnie też rosła dziura, jej ściany jak żywe mięso
jej dno, jakie dno? dno jest nie do dotknięcia
to takie proste, pomyślałam sobie
takie proste

Wiersze pierwszomajowe

czytaj także

Agnieszka Kłos, Miesiąc

Umysł z powodu wirusa również we śnie niespodziewanie podsyła teksty, ludzi i rozwiązania z pełną świadomością prawdopodobieństwa, lecz i snu. Śpię zatem, śnię i zdaję sobie sprawę, że wszystko, co wyświetla mój nocny projektor, jest tylko pewną częścią życia. Druga część zaś czuwa, nasłuchuje i w napięciu bada dźwięki i okolicę. Tak smakuje stan zagrożenia. Dziś w nocy nadzwyczajne spotkanie z Paulem Bowlesem, który odpowiada na nasze pytania o epidemię wirusa. Bowles nazywa go transwirusem i uspokaja. Ponieważ w Afryce poznał bardzo wiele podobnych wirusów, które żyły pomiędzy meblami, roślinami a stronami książek, ale w końcu umarły. Konferencja prasowa z pisarzem nie była najlepszym pomysłem, bo jego spokój, klasa, powolność i opanowanie nie sprzyjało dziennikarskiej koncentracji. Siedział przy moim biurku, elegancko ubrany, lekko pochylony, oświetlony lampą nocną i silnym słońcem tej wiosny, i palił. Odpowiadał ze spokojem, pewnie, uśmiechając się lekko z naszych lęków i przerażenia. Próbowałam przekazać dziennikarzom najwięcej, ile się da – najczęściej bezskutecznie. Zamknięci w sieci, skupieni na transmisji w swoich pudełkach telefonicznych, ulegali raz za raz pokusie, żeby sprawdzić pogodę albo spadki na giełdzie. Bowles patrzył na to wszystko z góry – siedział nad moim łóżkiem – i właściwie było wiadomo, że ci wszyscy dziennikarze nie wydobędą ani jednego głębszego słowa z pisarza, poza zdawkowymi odpowiedziami na temat wędrówek wirusa po Saharze. Nieporuszony, nierozgrzany, niezainspirowany, znużony. Siedział tam jeszcze przez chwilę i zniknął po moim obudzeniu. Teraz, kiedy myję okno w pokoju, obok miejsca, gdzie siedział tej nocy, nie znajduję po nim śladu. Ale wiem, gdzie szukać wiedzy na temat bezlitosnej wędrówki wirusów i ludzi po Saharze.

Jakby zbliżało się wielkie święto. Tylko nie wiadomo, pod jakim wezwaniem.

Michał Pranke, Piosenka o urlopie

nie będziemy się kochać, będziemy strach
będziemy tuż-tuż, będziemy wrak,
nie będziemy się kochać, będziemy strach

a jadłbym tamte śniegi jak ciastka
a jadłbym upał i marchew
a jadłbym miód natenczas jak miś

nie będziemy się kochać, będziemy strach
będziemy tuż-tuż, będziemy wrak
nie będziemy się kochać, będziemy strach

Monika Rak, Terrorystka. Ulrike, ta sztuka jest dla Ciebie! 

(fragmenty sztuki)

Joli Brzeskiej

Ulrike, wyrzucają mnie z mieszkania
z zatęchłej kamienicy w której od
trzech pokoleń, rozumiesz?
Gdzie jesteś ze swoim karabinem maszynowym
rabujesz banki
rytmizujesz manifesty?

odizolowali cię
świnie!

Jestem tu z wesołym
komornikiem o posturze niedźwiedzia
i rozedrganą przedstawicielką
czyściciela Panią Szurum Burum

i
dlaczego za oknem rachityczne
płatki śniegu

i
dlaczego w lesie zwłoki
polane naftą

i
dlaczego nikt nie jest
winien

Niepokorny poeta polityczny znów broi [zobacz memy]

Patrycja Sikora, gra towarzyska dla dwóch lub więcej osób

na śniadanie kroimy styropian, kroimy ciała
dzieci śliskie jak srebro ryb, żujemy
banknoty we wspólnej walucie, żyjemy
pod poziomem morza. szukamy
łańcuchów spod bud, żeby tłumaczyć nimi rasy.
krzyczymy, że dobro nie jest usługą.
gramy w papier, szkło i plastik –
gra się, używając dłoni graczy.
pozdrawiamy zwierzęta, które idą z pól,
patrzymy na blade dziewczyny z kolonii.

co mam ci powiedzieć, mamo,
pamiętasz jeszcze kobane?

Natalka Suszczyńska, mommie dearest 2.0

codziennie do siebie dzwonimy. kiedyś punkt siedemnasta, ostatnio tak koło szesnastej trzydzieści.
– co słychać?
– nic.
– a u ciebie?
– też nic.

***

opowiada, jak kiedyś łapała zające, a one zdychały. prawdziwe zające żyją tylko w lasach, tak mówi. dziecko płacze od tej historii. i nic dziwnego. ja też wyobrażam sobie te zające – i to jak zdychają na polu, jeden po drugim, błyskawicznie. tylko dlatego że zostały dotknięte, muśnięte palcami.

***

mama krzyczy, że się spóźniłam dziesięć minut do domu. tymczasem nie mogłam być wcześniej, bo poznawałam imiona psów z osiedla. kora i bajeczka – tak brzmi mój dzisiejszy utarg.
z czasem poznaję więcej imion psów. jest miszka, jest banan, jest nawet koleś. przekazuję mamie te cenne informacje. ona potem mówi o sąsiadach „pan od miszki” albo „pani od banana”. jakby to nam miało ułatwić komunikację. wcale mnie nie interesują dołączeni do psów ludzie.

***

albo któregoś dnia mówię do niej:
– mamo, odkryłam dziś pierwszy siwy włos na mojej skroni!
bardzo ją to martwi, odpowiada mi tak:
– biedna! przecież jeszcze nic nie przeżyłaś!

***

zawsze wszystko sprawdza w tym senniku egipsko-haldejskim, który dziadek przepisał na maszynie. to wielkie dzieło, grube, tyle że wszystkie kartki są osobno. chyba ze sto, może więcej, a każda przepisana na maszynie i osobno.
mama sprawdza znaczenie swoich snów, bo a nuż. bo może coś. często śnią się jej konkretni politycy. wtedy nie wiadomo, co to właściwie znaczy, choć można oczywiście zgadywać.
a jak się jej przyśniło jakiś czas temu, że jestem mrożoną rybą, to już kompletnie zbaraniała.

***

jak wracam do domu, to zbieram liście, bo mama mi każe. muszę zrywać gałęzie pod blokiem. potem ona wkłada je do wazonu. i na przykład na tym polega nasza relacja: wspólnie obserwujemy, jak taka gałąź wypuszcza pąki, pokazujemy ją sobie, a z czasem niesiemy ją na śmietnik. i wtedy można ten proces powtórzyć.

***

mama ma urodziny zimą. kiedyś jej dałam w prezencie bojownika. rybka była niezwykle niebieska, niebieściutka. wracałam ze sklepu zoologicznego, padał śnieg, niosłam rybkę do domu w rękawiczce. dwa dni później zdechła. raczej słaby prezent.

***

mama nie była moim coachem.
ja nie byłam coachem mojej mamy.
ale jakoś sobie radzimy.

***

– wszystkie te twoje wspomnienia to jakieś skumulowane krzywdy – mówi zawsze mama. rzecz jasna przyznaję jej rację.

Pierwotna wersja tekstu opublikowana została w 4 numerze zina „Girls to the front”.

Najlepsza lewicowa książka roku

Jaś Kapela, Ptaki kontra ludzie

powodzi się naszym mewom
utuczone jak latające świnie
szybują nisko ponad chodnikami
jakby wcale nie bały się ludzi
jakby wyczuwały w nas
rychłą padlinę
czy już wkrótce ludzina stanie się
najbardziej popularnym rodzajem mięsa na planecie
rozdziobią nas mewy i sowy
rozjadą automobiliści

wracam do domu
jak z wojny
zdziwiony, że znowu nikt mnie nie zabił
choć tylu próbowało

wciąż najpopularniejszym gatunkiem ptaka na ziemi
jest brojler
występuje w klatkach i barakach
ale jego epoka właśnie dobiega końca
podobnie jak nasza
ludzi z gatunku tak bardzo rozumnych
że sami na siebie sprowadzili zagładę

**
© by autorzy i autorki. Cały zbiór Wakacje od istnienia? Czternastodniówka literacka można pobrać bezpłatnie w formacie elektronicznym tutaj.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij